UWAGA! Poniżej jedno z dwóch możliwych zakończeń artykułu
„00241b, czyli linearność” – nie czytaj, jeśli trafiłaś(-eś) tu przez przypadek.
***
Jeśli pozostać przy „Cieniach kolosów”, to odpowiedź (JEDNA!) jest zadziwiająco prosta. Portal, który pierwotnie publikował mój tekst poprosił mnie o jedno zakończenie, które oczywiście wskazałem. Jest więc tak, jak w przypadku finału pierwszego sezonu serialu „24”. Historia kończy się wyjątkowo źle dla Jacka Bauera, ale nakręcono też alternatywne – pozytywne – zakończenie. To ostatnie jest oczywiście pocieszające, ale, żeby kontynuować opowieść (tj. oglądać drugi sezon), musimy wybrać złą wersję wydarzeń. Dwuznaczne uzasadnienie tej tezy stanowi fragment „Ubika” Philipa K. Dicka:
Jasnowidz widzi wielką liczbę różnych przyszłości ułożonych obok siebie, jak komórka w ulu. Jedna z nich wydaje mu się jaśniejsza – i tę właśnie wybiera (…). (tłum. Michał Ronikier)
Mathew S.S. Johnson w tekście „Refleksje gracza akademickiego lub jak przestałem się martwić i polubiłem gry” opisuje sytuację, w której podarował swojej „wracającej do gier” siostrze „Fallouta 3”. Johnson „z niecierpliwością czekał na reakcje siostry: na jakim etapie się znajduje, jakimi ścieżkami podąża, kogo na swoje drodze spotyka”. Spodziewał się przynajmniej epickiego – żeby nie powiedzieć homeryckiego – podsumowania doświadczeń z gry skoro „z żoną grał w tę grę od ponad roku, znając jej każdy zakamarek, i ukończył każdą z możliwych misji, z osobna decydując o losie swoich bohaterów”. Co usłyszał? „Gra skończona, była fajna”. Jak się okazało, „jej [siostry – RK] postać spotkała na początku gry swojego ojca i poszła z nim wprost do Jefferson Memorial i Purity Project”. Autor nie kryje rozczarowania:
Tymczasem ona, wiedziona swoim literackim wychowaniem, wpojonym od dziecka, które propaguje linearne struktury narracyjne, gdy tylko zobaczyła polecenie, by podążać za swoim ojcem, uczyniła to. W ten właśnie sposób działają linearne opowieści.
Siostra oczywiście została pouczona przez brata, „gdzie tkwił jej błąd”. Ja natomiast na takie dictum mam JEDNĄ odpowiedź. Jest to inicjalny akapit „Trylogii nowojorskiej” Paula Austera:
Wszystko zaczęło się od pomyłki telefonicznej: głuchą nocą trzy razy zadzwonił telefon i spytano o kogoś całkiem innego. Dużo później, kiedy mógł już się zastanowić, co mu się właściwie przytrafiło, uznał, że nic nie jest rzeczywiste oprócz przypadku. Było to jednak naprawdę dużo później. Początkowo istniało tylko zdarzenie i jego skutki. To, czy sprawy mogły się potoczyć inaczej, czy też wszystko zostało przesądzone w chwili, gdy z ust nieznajomej osoby padło pierwsze słowo, w ogóle się nie liczy. Liczy się sama opowieść i nie jej rzeczą jest osądzać własny sens lub nonsens. (tłum. Michał Kłobukowski)