Smutny koniec wesołej idei

To był naprawdę obiecujący pomysł. W grudniu dostałem propozycję wytypowania dziesięciu najważniejszych gier mijającego roku. Choć nie, wróć – żadna ścisła definicja w rozmowie telefonicznej nie padła. Chodziło, jak wynikało z kontekstu, o dziesięć tytułów według mnie najbardziej wartych wyróżnienia. Czy to miały być gry najlepsze, czy najważniejsze, czy najbardziej w kropeczki – myślę, że osoba zapraszająca mnie do udziału w tym przedsięwzięciu nie wnikała w takie detale. Spieszyło się jej bardzo, akcja była klecona na ostatnią chwilę. „Naj” to „naj”. Brak jasnych kryteriów był mi zresztą na rękę.

Swoje typy przedstawiło także czterech innych dziennikarzy.

Co mi się spodobało w założeniach tej akcji? Dwie rzeczy. Po pierwsze, o ostatecznym werdykcie miał zadecydować głos ludu, rzecz pomyślano bowiem jako plebiscyt, z głosowaniem przez internet. Dziennikarze po prostu dokonywali wstępnej selekcji.
Po drugie – o, to było w tym wszystkim najlepsze – żaden tytuł nie mógł się powtarzać. W gruncie rzeczy zatem to nie tyle pięciu dziennikarzy typowało swoje dziesiątki, ile piątka dziennikarzy typowała wspólną pięćdziesiątkę. Pozwalało to zwrócić uwagę na ciekawe produkcje z drugiej lub trzeciej linii, które w innym przypadku nie miałyby szansy na zaistnienie w tym konkursie piękności. Przegrałyby w przedbiegach z różnymi „Red Dead: Black Ops of Warcraft”.
Gry były jedną z czterech kategorii popkultury uwzględnionych w owym przedsięwzięciu. Pozostałe to film, muzyka i komiks.

Zapowiadało się nieźle. Zaproszono osoby z doświadczeniem i dorobkiem, nierzadko z niemałym nazwiskiem. Chaciński, Demiańczuk, Felis, Żurawiecki, by wymienić tylko paru, gwarantowali kaliber imprezy i rzetelną selekcję.

A potem sprawa się rypła.

Samantha Everett, bohaterka znakomitej gry Gray Matter Jane Jensen. Powyżej też Sam, na szkicu koncepcyjnym. Według głosujących w plebiscycie, produkcja niegodna uwagi (aktualne miejsce: 48. na 50). Ręce opadają.

Jutro mija termin głosowania – nie zachęcam! – nie wiem zatem, czy te strony będą dalej wisieć w sieci, czy nie; w ogóle nie wiem, czy jeszcze leci z nami pilot. Dlatego piszę dziś, bo ciekawie jest zerknąć na te pięćdziesiątki. Ciekawie jest też przyjrzeć się tym cyferkom obok, mówiącym, jak wysoko dany tytuł wspiął się dzięki oddanym głosom. Coś to mówi o naszych gustach.

A dlaczego nie zachęcam do głosowania? Bo mnie szlag trafia na myśl, jak zawalono tę sensowną przecież ideę. Jak zlekceważono i głosujących, i dziennikarzy, którzy poświęcili swój czas, zainwestowali swoje nazwiska, by ten plebiscyt miał szansę wypalić. Gdy się robi plebiscyt – jakikolwiek konkurs – i obiecuje fanty („My wybraliśmy swoje dziesiątki, teraz ty wybierz swoją i wygraj zestaw nagród”), podstawą jest regulamin. Wszystko musi być jasne i absolutnie transparentne. Kliknijcie w pole „Regulamin” na stronie dowolnego z tych czterech plebiscytów. Za każdym razem zobaczycie ten sam komunikat, datowany na 14 grudnia 2010 roku:

Regulamin ogłosimy po starcie wszystkich czterech serwisów z rodziny.
Za opóźnienie najmocniej przepraszamy.
y communications

Za późno na przeprosiny. Za późno na cokolwiek.

***

A teraz parę drobnych spraw z zupełnie innej beczki, by nie zaśmiecać Snów oddzielnym wpisem.

  • Mam w te dni ograniczony dostęp do sieci. Zmiana dostawcy internetu przebiega zgodnie z prawem Murphy’ego, w domu mogę li tylko czytać Sny na ekranie telefonu, nie sposób niczego napisać. Jeśli zatem nie zdarzy się cud, przez weekend będę tu obecny jedynie duchem (teraz coś mogę wkleić, bo dyżuruję w „Przekroju” – dobrzy ludzie litościwie patrzą na to przez palce). Za to Paweł coś naskrobie i w sobotę, i w niedzielę, zostańcie zatem na nasłuchu.
  • Akismet, cyberdemon pilnujący wrót, ma przykazane, by przepuszczać automatycznie wszelkie komentarze autorów recydywistów. Dziś jednak, nie wiem dlaczego, jakiś wpis glowy711 wzbudził jego czujność i musiałem go ręcznie wyciągać z aresztu. Czasami może minąć trochę czasu, zanim zauważymy taką awarię. Bądźcie, proszę, cierpliwi i wyrozumiali.
  • Publikujecie coraz więcej opinii, inicjujecie ciekawe dyskusje – bywa, że zdecydowanie ciekawsze niż teksty, które były dla nich pretekstem („Rozpoznanie wzorca”, „Zdarzyło się jutro: Anatomia strachu”). Bardzo Wam za to dziękujemy, właśnie na taki ferment liczyliśmy! Ma to jednak tę słabą stronę, że rubryka „Najnowsze komentarze” już nie daje gwarancji trzymania ręki na pulsie. Znacie jakąś dobrą wtyczkę do WordPressa, która rozwiąże ten problem? Pokazując, powiedzmy, najnowsze 15 komentarzy? Sieć coś podpowiada, ale nie mam pewności. Wszelkie dobre rady mile widziane. U know, I’m n00b here.

26 odpowiedzi do “Smutny koniec wesołej idei

  1. glowa711

    @Olaf

    Czołem ku Tobie, Olafie zagłosowałem. Mój skromny, porzucający w cieniu kwestię grywalności i optymalizacji, głos powędrował w stronę Metra. Przeżycie, tak growe, jak i książkowe w formie uzupełniacza, było jednym z niepowtarzalnych w przypadku mojej wieloletniej już tułaczki w wirtualnym świecie interaktywnej zabawy. Oniemieję wręcz, jeśli się ze mną nie zgodzisz, że schyłek ludzkości wśród tak podrapanego już uniwersum potrafił przyciągnąć swoim niebanalnym, zapierającym dech w piersiach tonem opowieści. W dodatku, jeśli połączy się przygodę nocnikową Dmitrija z dziełem 4A Games, to powstaje wówczas mieszanka tak delikatnie i nastrojowo smaczna, że trudno byłoby jej nie przełknąć ze smakiem. Doprawdy, cuda! Tak bujnej i wciągającej specyfiką i naturą gry nie grałem od czasów, i teraz Olafie przygotowane dla Ciebie naprawdę dwa odkrywcze i rzetelne ze względów głębokościowo-duchowych growe starocie, Prey’a i ho-ho dawno wyprodukowanego Darklands! Wypróbuj, jeżeliś nie grał! Szczególnie drugie. Zadziwiające, jak produkt z lat 90′ może w tak dużym stopniu dorównywać wielopoziomową budową świata i postaci oraz immersyjnością takim produkcjom jak dzisiejsz seria grupki Tale Worlds, czyli seria Mount & Blade. Powiadam, sprawdź Olafie, jeśli nie tykałeś tegoż wdzięku, bowiem nawet artykuł można wysnuć na bazie wspomnianych tytułów, a szczególnie Darklands, i to taki podłużny, wielotorowy.

    ps: I’m noob as well.

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber

      Z Darklands miałem kiedyś ogromnie dużo radości. Bardzo realistyczny eRPeG osadzony w średniowiecznych Niemczech, zrobiony precyzyjnie do tego stopnia, że cała muzyka w grze pochodzi z XIII-XVI w. To jedyna gra na świecie, w której można sobie przejść na piechotę z Hamburga do kościoła św. Jakuba w Toruniu i się tam jeszcze do kompletu (albo do komplety, bo czas jest mierzony godzinami brewiarzowymi) wyspowiadać. Skonstruowana w taki sposób, że do dzisiaj kiedy myślę o ODGRYWANIU ROLI w CRPG, to przychodzi mi do głowy jako pierwsza. Rzadko się w grach zdarza taka radość po prostu z włóczęgi – można się przejmować głównym wątkiem fabularnym, ale po co?
      Powstaje też mod do M&B pt. Schattenlaender (http://mbx.streetofeyes.com/index.php?topic=88.0), naśladujący Darklands, ale nie miałem okazji sprawdzić, ile jest wart.

      Odpowiedz
      1. glowa711

        Multum opcji swojej paczki przygodobójców i jakże wysoko dopracowana zależność kontynuacji gawędy po wybraniu danych ścieżek rozwoju,… i wędrówki poniekąd także. To właśnie czysta istota Darklands. A sam nie wiem do tej pory, czemu Darklands te kilka lat wstecz ( gdyż grałem średnio 10 lat po premierze; stosunkowo jeszcze młody ze mnie dziobak ) zassał mnie bardziej, niż tutejszy Mount&Blade, podstawka i Warband. W Ogniem i Mieczem nie zawitałem. Riposty na moje pytanie, zasadniczo retoryczne, nie przyklei poniżej nikt, albowiem sądzę, że same moje wszędobylstwo growe, kreatywność w szukaniu nowych ścieżek w materii okołogrowej i cokolwiek to by znaczyło – artyzm doznaniowy, nie znają na to diagnozy.

        Tym galimatiasem skieruję się do poczekalni. Do usłyszenia wraz ze świeższym wpisem, Piotrze. Olaf, mam nadzieję, że obadasz teren, choć sądzę, że podobnie jak Kompan, gry swoją półkę pamięci w Twojej korze znalazły.

        Odpowiedz
        1. glowa711

          Przepraszam, że post pod postem, ale chciałem jeszcze nadmienić na koniec, bo zapomniałem wyżej, iż fotos z „Szarych Komórek”, jakkolwiek to tłumacząc, jest prze-przedni. Aby powiększał się ten wizual wraz z każdym kontentem. Fotos godny oklasków, nie ma przebacz!

          pzdr
          glowa711

          Odpowiedz
  2. Antares

    Drogi Olafie, cieszę się, że poruszyłeś ten temat :) Problem w tym, że niedopracowania „gry roku” wynikają z tego, że cała akcja jest raczej sposobem Kemaykera do wypromowania swojej osoby. Nie wiem czy czytałeś „blog”, który ów człowiek umieszcza na stronie Gry Roku, ale w dość brutalny sposób można to podsumować słowami: „jestem taki fajny i kiedyś będę jeszcze fajniejszy, bo znam ludzi z branży i będę pracował pisząc lub promując gejming”.

    Sam oddałem oczywiście głos, nie pamiętam na którą z gier, ale prawdopodobnie na Alana lub Heavy Rain, bo uznałem, że tylko te dwa tytuły jako ambitniejsze, a zarazem posiadające odpowiednio duży rozgłos i budżet mają szansę konkurować z Black Ops i jemu podobnymi. Istnieje też ryzyko, że zagłosowałem na Bad Company 2, bo w kategorii „sieciowa gra rozrywkowa” jest to mój numer jeden roku 2010.

    Wracając jednak do tematu akcji – nie wiem czy kogoś z Was Drodzy Czytelnicy, czy Was Drodzy Autorzy, również denerwuje słowo „gaming”? Nie gramy, nie obcujemy z grami, nie przeżywamy gier. Według ludzi pokroju Keymakera uprawiamy za to „gaming”. Faktycznie patrząc na moje zniechęcenie nowymi „hitami” moje granie może być bliskie temu słowu, bo kojarzy mi się z „clubbingiem”. Inaczej mówiąc: odpalam grę na 20 minut, po czym zmieniam ją na coś innego, najlepiej na innej konsoli, bo najprościej w świecie mnie zanudza przy dłuższym posiedzeniu. Gaming – prawie jak wędrowanie jednego wieczoru z klubu do klubu, trafiając na coraz gorsze imprezy. Wszędzie znajdziemy jednakowo puste dziewczęta, drogie drinki i kiepską muzykę. Podobnie zaczyna być z grami.

    Odpowiedz
    1. Jakub Gwóźdź

      @gaming
      Doskonale cię rozumiem, bo mnie np. do białej gorączki doprowadza słowo „autentykacja”. Ale z drugiej strony: nie używasz słów takich jak „logowanie” czy „screenshot”? Tak samo „gaming” jest zapożyczeniem z angielskiego, języka gier komputerowych. Nasz język ewoluuje w tym kierunku i już w tej chwili przypomina potworka znanego z „Mechanicznej pomarańczy” (albo „Nakręcanej”, nie pamiętam, która wersja była angielska a która rosyjska).

      Odpowiedz
  3. mikins

    Najnajnaj… ja tylko napomknę o jednym moim naju.

    Gra najbardziej niedoceniona. Alpha Protocol.

    Alpha Protocol to przygoda, o której moim skromnym zdaniem powinno się pisać wszędzie, gdzie pisze się o Heavy Rain, zamiast o Heavy Rain. Jest po prostu dziesięć razy lepsza we wszystkim, za co tak chwali się tę drugą :)

    Polecam z serca wszystkim graczom z wyobraźnią.

    Odpowiedz
    1. Paweł

      Właśnie się do niej przymierzam. Czy poza niedoróbkami (czymś co źle wygląda – te mi nie przeszkadzają) są w niej jakieś faktyczne błędy (coś, co utrudnia skończenie gry)?

      Odpowiedz
  4. JMD

    @Jakub Gwóźdź
    autentykacja – no po prostu przepiękne (tu :D razy dużo) Swoją drogą pocieszające, że najwyraźniej nie odwiedzam mediów, w których używa sie tego słowa. Warto by chyba zrobić listę taki słów i napisać tekst składający się w większości z nich właśnie. Byłoby to niezwykłe przeżycie estetyczne.

    Odpowiedz
  5. jar3k

    @ JMD, takie przedsięwzięcie miało już miejsce. Polecam wpisać sobie w wyszukiwarce „Sprawa Sokala”, „Modne bzdury” lub „Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji” ;).

    Wracając do głównego, a przynajmniej do jednego z głównych wątków – rankingi. Nie będę pisał, że wielkie hity typu – „StarCraft 2” czy „Halo: Reach” mówiąc krótko – nie dały rady, że „Bad Company” 2 jest zaskakująco wysoko, etc., etc.

    Chciałbym natomiast porównać rankingi – filmów i gier, bo to, że tak się wyrażę – jest to „w czym siedzę”. Przyjmę założenie, że wyniki są reprezentatywne, choć z pewnością tak nie jest – a to specyfika czasopisma (czytelnika), a to wybór redaktorów, a to znowu coś tam innego. Mniejsza z tym… Co można ciekawego zaobserwować porównując oba rankingi? Miejsce, w którym obecnie znajdują się gry i jak są traktowane… Jeżeli pozostawilibyśmy wybór wyłącznie czytelnikom (bez wstępnej selekcji) to śmiem wątpić, czy gry wskazane np. przez Olafa – „Sleep is Death” czy „…But That Was” znalazłyby się w pierwszym tysiącu.

    Pierwsza w rankingu gra, która nie była „napędzana” machiną marketingową (przynajmniej w naszej części świata) to miejsce 23 i „Castlevania: Lords Of Shadow”. („Minecraft” żył własnym życiem, więc nie biorę go pod uwagę). Wszystko co znajduje się wyżej to „wielkie” hity, na które czekaliśmy (my gracze) nawet kilka lat.
    Tymczasem…
    Ranking najlepszych filmów zaskakuje już na samym początku. Na 2 miejscu znajduje się bardzo dobry „Autor widmo” Polańskiego… Hmmm… Jakoś sobie nie przypominam, żeby towarzyszył mu taki „hype” jak np. „Incepcji”. Miejsce 3 „Social Network”… nie ma się co dziwić, ale już dalej… 4 „Wyjście przez sklep z pamiątkami”, 8 „Fish Tank”, 9 „Prorok”, 10 „Głód”. W pierwszej dziesiątce przeważają filmy, które uznać można za (nie chcę napisać niszowe) „mało popularne”. Wynika z tego (choć wiem, że wyciąganie takich wniosków to spore nadużycie), że „konsument” od gry oczekuje przede wszystkim „czystej” rozrywki (i nie zanosi się, żeby coś w tej materii zmieniło się w najbliższym czasie). Film jest na trochę innej półce. W porównaniu do gier stanowi niemal sztukę wysoką… W dużym skrócie myślowym można powiedzieć, że – „dostarcza wiedzy o otaczającej nas rzeczywistości”. Kino wychodzi powoli ze swojej pierwotnej roli – dostarczyciela rozrywki, a rolę tą przejmują gry… Czy to dobrze? Nie wiem… pewnie i tak i nie…
    Rolę książek po części przejęły filmy. Gry zastąpiły/zastąpią kino. Ciekawe co nas jeszcze czeka w najbliższej przyszłości? Moim osobistym zdaniem – trend jest raczej mało optymistyczny…

    Odpowiedz
  6. Jakub Gwóźdź

    @Jar3k i „wielkie hity nie dały rady”.
    To nie był konkurs jakości gier, tylko popularności, a po drugie, jeśli pies z kulawą nogą o nim nie słyszał, to obstawiam, że wynik jest mocno zbiasowany (też ładna kalka, nie?) i nie należy brać go na serio :)

    @JMD i „autentykacja”
    To akurat jest używane nie w grach komputerowych tylko w dziedzinie oprogramowania e-security i pokrewnego. Chodzi o tłumaczenie trzech faz logowania: „identification, authentication, authorization”, z których każda ma inne znaczenie, a dla laika są często tożsame. Ponieważ identyfikacja i autoryzacja nie mają ładnych polskich odpowiedników (bo „przydział uprawnień” brzmi głupio) to i o „uwierzytelnieniu” się zapomina.
    Zresztą w branży informatycznej to jest chleb powszedni, że namiętnie używamy głupich kalek i już do nich przywykliśmy. Wystarczy, żeby jakieś angielskie pojęcie brzmiało choć trochę podobnie do jakiegoś polskiego słowa – „skompromitowane hasło” jest bardzo niewinnym przykładem.
    Swoją drogą, ciekawe, czy ktoś protestował, gdy te 100-200 lat temu w j. polskim pojawiło się słowo „paszport”…

    Odpowiedz
  7. Paweł

    Hej, ale to nadal plebiscyt, w którym Minecraft wyprzedza Halo:Reach. ;) A prowadzi Mass Effect 2.

    Problem braku regulaminu i lekkiego chaosu (komunikacja tylko przez FB) obserwuję na Komiksie Roku (.pl), ale z komentarzem wstrzymam się do zakończenia akcji – ponoć przedłużono ją do 29 stycznia.

    Odpowiedz
      1. Rob

        „Wartościowość” to chyba nie było kryterium, które przyświecało wyborom nominowanych we wszystkich czterech plebiscytach.

        Odpowiedz
      2. glowa711

        A taki Braid duchem, czy Super Meat Boy ideą jest gorszy od Black Opsa, czy Arcanii, czy Mafii 2, czy innej wysokobudżetówki? Wątpie. Wartościowość produktu ocenia się po finalnej jego wersji a nie włożonym kapitale.

        Odpowiedz
        1. Rob

          Braid by się nie łapał na 2010, ale pominięcie Super Meat Boya było dla mnie zaskoczeniem.

          Bardzo mi podszedł w zeszłym roku VVVVVV, tyż.

          Odpowiedz
          1. Paweł Schreiber

            @JG Tu bym się nie zgodził. Wyjątków jest chyba bardzo dużo. A Penumbra i Amnesia? Mount&Blade? Właściwie wszystkie gry Spiderweb Software? World of Goo? Gish? Darwinia? Defcon? Gry Darkling Studios? Niezliczone (czasem świetne) gry robione na silniku AGS? Knytt? Stareńkie Cave Story? Nie wydaje mi się, żeby wybitnych gier indie było dużo mniej niż wybitnych gier wydawanych przez duże firmy. A że jest w grach indie mnóstwo chłamu – no cóż, nietrudno taką grę stworzyć, więc wielu się do tego pcha.

          2. glowa711

            Limbo… też ma tą swoją niezmierzoną oryginalność i, uwierzcie, przejmuje mnie po części, podczas gdy pocinam sobie na czarno-białych planszach, nie bacząc na żadną wyższość fajerwerków nad niedzisiejszą konwencją. Niedzisiejszą, a jakże piękną i uwolnioną od mass-nurtu, w który wtapiają się niemałe pokłady tutejszych wielkopłachtowców produkowanych za krocie.

  8. Simplex

    „Teraz namów znajomych, aby polubili twój tekst na naszym fan page’u w serwisie Facebook. Od tego zależy, czy zdobędziesz nagrodę! ”

    Oh noes, czyli nie zdobędę nagrody! :(

    Odpowiedz

Skomentuj jar3k Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *