Zdarzyło się jutro: Anatomia strachu

…choć akurat tym razem, wyjątkowo, zdarzyło się – o, banale! – wczoraj.

Kochani, jak może wiecie, mój macierzysty „Przekrój” w swej niezmierzonej przenikliwości, wspaniałomyślności i lekkomyślności postanowił promować Jawne Sny stałym anonsem na głównej witrynie internetowej (i paru pomniejszych). Być może niektórzy z Was trafili w nasze skromne progi, przechodząc przez którąś z tam właśnie uchylonych furtek.

Wypadałoby się zrewanżować. Wnosząc przy okazji w ten zakątek, chciałbym wierzyć, skromną wartość dodaną. Jako że zdarza mi się napisać w „Przekroju” o jakiejś grze, a niektórzy z Was być może nawet to czytają, postanowiłem od czasu do czasu donosić tu z wyprzedzeniem, co Was czeka. Wrzucić jakiś fragment, dołączyć może uwagę lub dwie, na które nie starczyło miejsca na papierze. Takie tam.

Mam nadzieję, że będziecie to znosić z godnością. Wierzę w Was.

W najbliższym numerze „Przekroju” niczego o grach nie znajdziecie, dlatego dziś chciałbym przypomnieć coś ze staroci. Na początek – uwaga! – zagadka. O jakiej grze pisze rozdygotany Olaf tymi oto jeżącymi włos na głowie słowy:

Boję się. Strachem zwierzęcym, poza kontrolą racjonalizującego umysłu, uruchamiającym łańcuch reakcji zaprojektowanych przez naturę w czasach, gdy jeszcze nie byliśmy ludźmi. Siedzę przed monitorem zgodnie z zaleceniami autorów nocą, przy zgaszonym świetle, ale ciągłe erupcje adrenaliny sprawiają, że nie jestem senny. Tam jest XIX wiek, awatar przemierza ponure korytarze i lochy wymarłego zamczyska, a ja czuję jego lęk. Moimi emocjami także rządzą hormony strachu, bo przy sygnałach poważnego zagrożenia podwzgórze, czyli mózg gadzi, ewolucyjna zaszłość, automatycznie przejmuje władzę. A [tu identyfikacja twórców] wiedzą o atawistycznych źródłach strachu wszystko. I zasypują lawiną impulsów, przed którymi nie sposób się obronić przytomną konstatacją „To tylko fikcja”. Przebodźcowany staję się łatwym celem ich manipulacji, wpadając w ten horror jak w studnię.

Kto chce wiedzieć, co mnie tak przestraszyło, całą recenzję znajdzie w poświęconym grom kąciku „Przekroju”.

Poza tym, z względnych aktualności, możecie przeczytać podsumowanie roku 2010 – siłą rzeczy zwarte, bo miejsca było mało.

Tym, którzy wciąż nie są przekonani do kupna „Fallout: New Vegas”, dedykuję te oto słowa szczerego zachwytu starego falloutowca:

Jednym z największych skarbów, które odkryję w świecie „Fallout: New Vegas”, jest tytułowa ballada z nakręconego w 1954 roku filmu „Johnny Guitar”. Włócząc się gdzieś między Vegas a zaporą Hoovera, słucham lokalnych rozgłośni z nadzieją, że znów zaśpiewa Peggy Lee. Perełka.

Skarbów ta gra kryje naprawdę wiele, dajcie się namówić. Recenzję „Przekrój” zachomikował tutaj. Wspomnianej ballady, ilustrowanej wycinkami filmu, wysłuchacie tam.

Na wszystkich zdjęciach Peggy Lee (ur. 26 maja 1920 r. – nieśmiertelna).

17 odpowiedzi do “Zdarzyło się jutro: Anatomia strachu

  1. glowa711

    Oczywiście rozdygotanym głosem zasypałem swoją głowę rozmyśleniami o rumuńskiej opowieści Nosferatu: The Wrath of Malachi i tegoż też postawię. Nie wiem jednak, czy wcelowałem w dziesiątkę. Dziękować za odnośniki!

    pzdr
    glowa711

    Odpowiedz
    1. mikins

      Moim największym skarbem, który odnalazłem w nowym Falloucie jest Krypta 11.

      Jeżeli Szanowny Redaktor jeszcze tam nie trafił, niech zachowa sobie ten numer w pamięci, i kiedy już tam się znajdzie już od samego wejścia niech odda się jak najdokładniejszej eksploracji – rzeczy porozrzucanych na podłodze, plakatów powywieszanych na ścianach, a także notatek i nagrań pozostawionych w komputerach. To miejsce warte jest tego ekstra wysiłku. Opowiada niebanalną historię, która tam się odbyła, kryje w sobie tajemnicę, którą stopniowo, jeśli zechcemy, przed nami zacznie się odkrywać, ale że czyni to w bardzo subtelny sposób (i nietypowy dla gier), to nie trudno to wszystko przegapić (co spotyka większość graczy, którzy trafiają tam po jakiś przedmiot potrzebny do zaliczenia questa, a gdy nawet uda im się przypadkiem odkryć sekretną część krypty – nie mają pojęcia, o co w tym biega).

      Kiedy już opuszczałem Kryptę 11, po tym, jak dotarłem do „końca”, zatrzymałem się na chwilę przy wyjściu i gdy jeszcze raz przesłuchałem nagranie ze stojącego tam komputera – które pierwotnie kompletnie nie miało dla mnie sensu – teraz mając już w głowie całą historię krypty… to był najbardziej niesamowity moment w moim przeżywaniu tej gry. Już wszystko było jasne! Ktoś po prostu…

      Szkoda że nie mogę napisać więcej – nie chcąc spojlerować – a byłoby o czym, gdyż „zakończenie” wycieczki otwiera bardzo szerokie pole do spekulacji, czy fantazji. Polecam wszystkim ;)

      Odpowiedz
  2. Paweł Schreiber

    O, tak, tak! Kiedy przeczytałem zestawienie „skarb” i „New Vegas”, od razu też przyszła mi na myśl Krypta 11. To zupełnie niesamowite miejsce, które pokazuje, że ludzie z Obsidian, co chwila krytykowani za to i owo, osiągnęli prawdziwe mistrzostwo w swoim fachu. Cały czas myślę nad tekstem m.in. o tym, tylko nie wiem, jak go napisać, żeby nie zepsuć efektu. Mistrzostwo – to znaczy doskonałe opanowanie najprostszych i setki już razy stosowanych środków tak, że powstaje z nich nowa jakość. To przecież na pierwszy rzut oka bardzo niepozorne miejsce – krypta jakich wiele. A diabeł tkwi w szczegółach (no i niesamowitym ostatnim pokoju, który ktoś szukający tylko łupów i doświadczenia łatwo przegapi). Chodziłem i ubijałem modliszki jak w wielu innych lochach i loszkach Fallouta 3 i NV, a kiedy wychodziłem, brałem głębsze oddechy, szedłem powolutku i wciąż próbowałem się otrząsnąć. To jeden z najlepiej zrobionych (chociaż niewidowiskowych) przykładów growej narracji, z jakimi się zetknąłem nie w ciągu ostatniego roku czy paru lat, tylko w ogóle w swojej karierze gracza (czyli od czasu powstania gry Horace Goes Skiing, jednego z niewielu dzieł LEPSZYCH w zakresie narracji od NV). Kiedy ją przeszedłem, miałem ochotę uściskać cały zespół Obsidianu za to, że coś takiego w grach jest w ogóle możliwe.
    I uwielbiam NV za to, że kiedy się w nim zatrzymuję, to nigdy z głośnym, histerycznym „woooow”, tylko z cichym, mimowolnym „ojej”. Różnica zasadnicza.

    Ojej, będzie ten tekst.

    Odpowiedz
  3. jar3k

    Słów kilka o nowej produkcji Obsidiana.

    Ja New Vegas ukończyłem w niedzielę. Moja ocena 9/10. Gra jest świetna, ale… silnik dość mocno się zestarzał. Błędów co niemiara – a to się nasz towarzysz w drzwiach zatnie, a to znowu my „wpadniemy” w kawałek terenu i tylko loading nas uratuje. Tytułowe New Vegas nie wygląda tak wspaniale jak to sobie wyobrażałem. Mapa jest wręcz przytłaczająco ogromna. Na jedno podejście nie sposób wszystkiego nawet posmakować. Leveli trochę mało, 30 poziom to ja miałem nabity po 25 godzinach, ale… ten niesamowity klimat… chyba żadna inna gra tego nie ma…
    Mam nadzieję, że tak samo jak w przypadku F3, PC dostanie DLC, bo trzeba przyznać, że to jedne z najlepszych dodatków jakie w ogóle ujrzały światło dzienne.

    BTW. Ja przy pierwszym podejściu ładowałem wszystko w – retoryka (większość misji ukończyłem w sposób dyplomatyczny), broń palna, broń energetyczna, otwieranie zamków. Opowiedziałem się za „Panem Tak Tak”… no i oczywiście trzymałem z Bractwem Stali. Ach te pancerze wspomagane…

    Odpowiedz
  4. jar3k

    PS. ja polecam natomiast zwiedzić Kryptę 34. Po 2 godzinach błądzenia po przypominających labirynt korytarzach myślałem, że się popłaczę. Prawdziwa masakra. Poziom radiacji jest tak wysoki, że musiałem wracać czterokrotnie w okolice Karmazynowej Karawany tylko po to, żeby dr. Usanagi zmniejszyła mój poziom napromieniowania, ale… warto… to, co możemy tam znaleźć… istna zbrojownia. Kilkanaście typów broni, do których będziemy mieli dostęp dopiero w późniejszej części gry.

    Odpowiedz
  5. mikins

    wypowiedź moją kieruję w stronę Pawła Schreibera i wszystkich, którzy w Krypcie 11 już byli – zawiera ona bowiem SPOILERY, dlatego proszę uważać :)

    ———-
    !SPOILERY! Czytałem jakiś czas temu dyskusje na forach na temat tego ostatniego z krypty, co to najpewniej się nie zastrzelił i uciekł gdzieś w świat… i strasznie spodobała mi się koncepcja, wedle której jest nim nikt inny, jak sam No-Bark Noonan (czy tam Klepek Noonan z polskiej wersji); no bo tak – profil psychologiczny pasuje, cała ta nieufność do świata, węszenie spisków… może być naturalną konsekwencją tego, co przeżył. No, a tak zupełnie poza tym, to dubbingował go ten sam głos, który jest na taśmie w Krypcie! To nie może być zbieg okoliczności ;) Osobiście przyjąłem tę teorię do serca i w mojej historii New Vegas to on jest uciekinierem z Krypty :D !SPOILERY!

    Odpowiedz
  6. Simplex

    Jak już ktoś zauważył, link do podsumowania roku 2010 prowadzi do recenzji Heavy Rain. Prosze o link do podsumowania.

    Odpowiedz
  7. Paweł Schreiber

    Ale to JEST link do podsumowania, które koncentruje się na Heavy Rain (zdaniem Olafa – najważniejszego wydarzenia w dziedzinie gier wideo w 2010 r.). Ale potem pojawia się choćby CoD:Black Ops i Sleep Is Death.

    Odpowiedz
  8. Olaf Szewczyk Autor tekstu

    @mikins

    Byłem i tam. Byłem już chyba niemal wszędzie w „F:NV”. Steam naliczył mi ponad osiemdziesiąt godzin – a ja wciąż nie zamknąłem tej przygody. Żal mi dochodzić do napisów końcowych.
    Tak już mam, często długo nie kończę gier, które bardzo mi się podobają. Jest w tym szaleństwie metoda, kiedyś poświęcę chyba owej fiksacji osobny tekst.
    A tak w ogóle – witamy na pokładzie :)

    Odpowiedz
  9. Olaf Szewczyk Autor tekstu

    @Borys, Simplex

    Paweł już to wyjaśnił, tylko dopowiem. Na tak małej powierzchni próba jakiegokolwiek ogólnego omówienia, wyliczenia najważniejszych tytułów najpewniej byłaby katastrofą, w najlepszym wypadku – suchą wyliczanką.
    Postanowiłem zatem wyciągnąć to, co według mnie najistotniejsze. Sformułować jakąś opinię, która być może pozostanie w pamięci, da do myślenia. A jako że wiążę spore nadzieje z sukcesem „Heavy Rain”, a właściwie ze spodziewanym jego pokłosiem… Na tym stanęło :).
    Do rangi recenzji omawiana notka nie aspirowała żadną miarą. Swoją drogą, myślę, że warto kiedyś pofedrować do tekstów o „HR”, które ukazały się w „Kulturze”. Poświęciliśmy temu tytułowi bardzo dużo uwagi.

    Odpowiedz
    1. Simplex

      Mści się czytanie po łebkach :)
      Kliknalem na linka do podsumowania, przeczyalem „blurba” (czy jak to się tam zwie): „Rynek wysokobudżetowych gier wideo to niemal wyłącznie rozrywka. Przypadek „Heavy Rain” może przekonać producentów do inwestowania w tytuły o większym ciężarze gatunkowym”. Zauwazylem, ze screenshot jest z Heavy Raina, skanujac tekst zauwazylem, ze 3/4 objetosci traktuje o Heavy Rain, w komentarzach pod tą notką zauwazylem, ze ktos napisal, ze link prowadzi do recenzji Heavy Rain. wiec uznalem, ze to nie jest podsumowanie. Mea Culpa, nastepnym razem będę czytał uważniej i do końca :)

      Odpowiedz
  10. Olaf Szewczyk Autor tekstu

    @jar3k

    Ja stawiałem na retorykę, otwieranie zamków i zdolności komputerowe, żeby wszędzie móc zajrzeć. Z broni – energetyczne. Bardzo szybko znalazłem eksperymentalne ustrojstwo plazmowe, którego używałem aż do końca. Trochę żałowałem, że tak szybko to się stało. Zresztą pierwsze „Fallouty” też miały ten feler.

    Odpowiedz
  11. Jakub Gwóźdź

    To ja mam pytanie do die-hard fanów F:NV. Czy mieliście jakieś problemy z karawaną? Mam na myśli tę karciankę. U mnie (pominąwszy fakt, że nie bardzo znałem zasady) objawiał się taki bug, że przy wyborze talii czasami jakieś karty przesuwały się po dwie, albo wybierana byla nie ta talia co powinna, albo w ogóle wszystko się blokowało. Ale grałem chyba zaraz po premierze, więc może potem jakieś patche były…

    Odpowiedz
  12. Jakub Gwóźdź

    … I oczywiście też szedłem w retorykę. A JAK MNIE WPIENIŁO to, że do pokojowego (OK, dyplomatycznego) rozwiązania ostatecznego konfliktu trzeba było mieć 100 pkt skilla, a ja po dopakowaniu się chemią, ubraniem itd. miałem 99…

    Odpowiedz
  13. jar3k

    @Jakub

    Karawana. Gra zakręcona strasznie, ale jak już poznasz zasady to może sprawić odrobinę przyjemności i odskocznię od ciągłego łażenia po pustkowiach. Poza tym, są za nią 2 Steam achievementy, więc warto poświęcić chwilę czasu…

    PS. z Karawaną to miałem problem dopóki nie odkryłem, że do przesuwania kart służą „strzałki” na klawiaturze :).

    Odpowiedz

Skomentuj Paweł Schreiber Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *