Gry na pomoc Trzeciemu Światu Globalnemu Południu?

infoDev, agenda Banku Światowego zajmująca się wykorzystywaniem technologii informacyjnych do wspierania krajów rozwijających się, opublikowała raport „Converting the Virtual Economy into Development Potential”, poświęcony głównie formalnej i nieformalnej wymianie towarów i usług w grach sieciowych. To świetny pretekst, żeby poruszyć w Jawnych Snach kilka wątków: od wirtualnej ekonomii, przez myślenie o grach jako narzędziu rozwiązywania problemów „reala”, po etykę syntetycznych światów.

Opracowanie infoDev poświęcone wirtualnej ekonomii (definiowanej jako wymiana wirtualnych dóbr, pieniędzy, linków i cyfrowej pracy) ma na celu wskazanie, że ludzie z krajów Trzeciego Świata Globalnego Południa mogą efektywnie zarabiać, oferując swoje usługi na tym rynku – także w ramach usług w grach takich jak „World of Warcraft”. Choć takie aktywności przeważnie pozostają w konflikcie z regulaminem gry, to jest o co walczyć – badacze twierdzą, że usługi (w tym handel) świadczone w syntetycznych światach przez podmioty inne niż wydawca gry, wygenerowały w roku 2009 w sumie 3 miliardy USD.

Największe światowe skupiska „farmerów złota”

Temat oczywiście rozpala wyobraźnię, bo nie ma przecież bardziej namacalnego pośrednika między „realem” i jego „wirtualnym” przedłużeniem, niż pieniądze. Sam pamiętam, jak ekscytowało mnie pierwsze opracowanie tego typu – słynny przed dekadą raport Edwarda Castronovy, w którym autor wyliczał, że produkt narodowy na głowę mieszkańca Norrath, czyli uniwersum gry „EverQuest”, wynosi przeszło 2 tysiące dolarów, co czyniło z tej krainy państwo zamożniejsze od Bułgarii. Pomysł zespołu infoDev jest jednak krokiem dalej – próbą połączenia analizy z zachętą do działań na rzecz społecznej zmiany. Trochę w stylu działającej na styku „serious games” i „alternate reality games” Jane McGonigal, która od dawna przekonuje, że dzięki grom świat może być lepszym miejscem:

I tak jak w wypadku McGonigal można powiedzieć: „fajnie, ale…”

Tym „ale” jest w tym wypadku pytanie, czy ten efektowny pomysł nie jest w istocie wirtualnym odpowiednikiem imperializmu? Czy pomoc dla mieszkańców biednych krajów nie jest w istocie zachęcaniem ich do nudnej i kiepsko płatnej pracy, którą na dużą skalę nie chce się zająć nikt w krajach lepiej rozwiniętych? Czy szansa nie jest pogłębianiem wykluczenia: wspomagajcie naszą zabawę, to może uda wam się trochę zarobić? Jednoznacznie oczywiście nie da się na te pytania odpowiedzieć, bo pewnie lepiej, żeby młody Chińczyk siedział kilkanaście godzin dziennie przed komputerem, niż np. w kopalni. Ale podczas grania też mogą go spotkać niemiłe przygody – pogromy „chińskich farmerów”, „psujących” zabawę zachodnim graczom i powodującym spadek wartości ich zdobyczy, są dość dobrze opisane (choćby tutaj i tutaj). Utracone życie będzie wprawdzie wirtualne, ale stracony dobytek to już prawdziwa finansowa strata.

Skupiska „farmerów złota” w Chinach

I dlatego raport budzi u mnie mieszane uczucia. Jednak bez względu na to, co o tym myślicie, i tak warto do niego zajrzeć – choćby dlatego, że zebrano tam unikalne statystyki na temat wielkości rynku wirtualnych dóbr, odsetka korzystających z niego graczy i ponoszonych przez nich wydatków. A jeśli temat ekonomii w masowych grach sieciowych kogoś szczególnie interesuje, to może chcieć zerknąć jeszcze tu.

P.S. Uwzględniając uwagi Jarka, skreśliłem pierwotnie używany w tekście termin „Trzeci Świat” i zastąpiłem go „Globalnym Południem”.

(mapy pochodzą z raportu „Current Analysis and Future Research Agenda on Gold Farming: Real-World Production in Developing Countries for the Virtual Economies of Online Games” opracowanego przez Richarda Heeksa w 2008 roku)

7 odpowiedzi do “Gry na pomoc Trzeciemu Światu Globalnemu Południu?

  1. Jarek

    Zagadnienie bardzo ciekawe, ale czytając ten tekst, bez zaglądania do odnośników, można odnieść wrażenie, że Chiny to trzeci świat. A to chyba niezupełnie tak.

    No i można się zastanawiać nad używaniem określenia „Trzeci świat” w ogóle. To jest troszeczkę relikt myślenia bipolarnego układu świata.

    Odpowiedz
  2. Mirek Filiciak Autor tekstu

    Zgoda co do zimnowojennego terminu, ale chyba przekaz jest jasny – chodzi o kraje rozwijające się (termin równie protekcjonalny i rozmyty, bo obejmuje i Chiny i Kongo; oczywiście można też zastanawiać się nad sensownością posługiwania się kategorią kraju – inaczej wygląda życie mieszkańca Szanghaju, inaczej chińskiej wsi). W kontekście „gold miningu” i podobnych działań w MMORPG Chiny są zdecydowanie najważniejsze. I jest to zresztą przykład symptomatyczny, bo swoją gospodarczą potęgę Chiny budują w dużej mierze na niskich płacach i przymykaniu oczu na łamanie praw pracowniczych. Nie inaczej jest z zarabianiem w grach – zajmujące się tym firmy to podobne sweatshopy, jak te działające w innych branżach. Dlatego sugerowanie tego typu działalności jako recepty na biedę wydaje mi się delikatnie mówiąc dwuznaczne.

    Odpowiedz
    1. Jarek

      „Nie inaczej jest z zarabianiem w grach – zajmujące się tym firmy to podobne sweatshopy, jak te działające w innych branżach. Dlatego sugerowanie tego typu działalności jako recepty na biedę wydaje mi się delikatnie mówiąc dwuznaczne”
      – Jasne, z tym nie polemizuję. Co do finalnego wniosku się zgadzamy.

      „W kontekście „gold miningu” i podobnych działań w MMORPG Chiny są zdecydowanie najważniejsze.”
      – Ale to nie lokuje ich w kategorii „trzeciego świata”. Chyba że inaczej rozumiemy ten „trzeci świat”, ale to ponownie wiedzie nas do problemu, czym on jest i czy aby na pewno używamy adekwatnego określenia.

      Jako rozważania nad tym, czym są KRS-y, Trzeci świat, Globalne Południe itd. w miarę OK działa ten szkic: http://globalnepoludnie.wordpress.com/kolo-naukowe/czym-jest-globalne-poludnie/

      Zwracam na to uwagę w komentarzy, bo powtarzanie hasła „trzeci świat” buduje nieodpowiednie wyobrażenie na temat krajów, o których mówimy. Jest huntingtonowskie w duchu, a to pachnie w najlepszym wypadku europocentryzmem.

      Odpowiedz
  3. Mirek Filiciak Autor tekstu

    Jasne, fakt, że to nie jest kluczowe dla tekstu nie zmienia faktu, że krytykując czyjąś protekcjonalność, sam użyłem protekcjonalnego określenia – dzięki za uwagi, poprawiłem.

    Odpowiedz
  4. von.grzanka

    Chciałbym zauważyć tylko, że podobnym problemem zajął się już Jacek Dukaj. Polecam jego najnowszy zbiór opowiadań „Król bólu”.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *