Od paru wieczorów i dni czas wypełnia mi „Wiedźmin 2”. Głównie gram, choć akurat wczoraj spędziłem dzień w siedzibie CD Projektu, spotykając się z kluczowymi osobami odpowiedzialnymi za ten tytuł. Samych zapisów rozmów, które kwalifikowały się do statusu on the record, mam ponad cztery godziny. Coś z tego z czasem pewnie trafi w formie tekstowej na Jawne Sny, ale najpierw muszę pilnie zaorać poletko „Przekroju”.
To były fajne wypowiedzi, niczego nie musiałem na siłę wyciągać z gardeł, nikt mnie nie zbywał frazesami. Dość rzec, że zaplanowane pół godziny wywiadu z Marcinem Iwińskim i Michałem Kicińskim – po drodze dołączył też na chwilę Adam Kiciński – zamieniło się w ponad dwie godziny, a pewnie rozmawialibyśmy dłużej, gdyby nie to, że umówione były też inne osoby. Życzliwość, wola współpracy i zaufanie, jakie mi okazano, były wręcz ujmujące; no przecież oni tam mają w te dni, ostatnie przed premierą, piekło na ziemi, a mimo tego wykroili dla mnie łącznie prawie siedem godzin.
Ciekawe rzeczy usłyszałem też na zasadach dżentelmeńskiej umowy, że chwilowo nie puszczę tego w obieg. I tak jak, siłą rutyny, podejrzliwie obwąchuję wszelkie informacje od rozmówców, które budują ich pozytywny wizerunek, tak tym razem dałem się przekonać. Reasumując, CD Projekt chyba ma szansę wyjść na prostą, i dalej się na tej prostej rozpędzać. Dziś bym obstawiał na to u bukmacherów wyżej niż przedwczoraj.
A „Wiedźmin 2”? Jak dotąd spełnia oczekiwania. Tu uwaga: jeśli nie chcecie wiedzieć czegokolwiek o nowych przygodach Geralta, zanim sami do nich zasiądziecie, nie czytajcie dalej. Właściwie podoba mi się wszystko, a niepokoi tylko jedno – wysoko zawieszona poprzeczka. Niemal zawsze, gdy siadam do nowego tytułu w ramach obowiązków, gram na domyślnym poziomie trudności, „normalnym”. Tu, już na etapie samouczka, zwiewając w słusznej bojaźni przed ziejącym ogniem smokiem – ale wielkie, groźnie wyglądające bydlę! – wpadałem na grupę prostych żołdaków, którzy raz za razem roznosili mnie na mieczach. A przecież w parę gier w życiu grałem. Licząc z „Saperem”, „Pasjansem” i „Mahjongiem” – być może nawet w kilkanaście.
Powiem krótko: moje początki w „Demon’s Souls” nie były tak trudne, jak początek w „Wiedźminie 2”. Zresztą słyszałem, że nie tylko ja miałem problemy już na etapie prologu. Podobno koledzy z „CD Action” – zdaje się, że także zaliczyli wcześniej parę gier; licząc z „Saperem”, może nawet paręnaście – mieli spory kłopot z przejściem ekipy obrońców na dziedzińcu za kratą w bramie, którą trzeba podnieść, by szturmowcy króla Foltesta mogli zdobyć twierdzę (wybrali inną ścieżkę na początek, ja koniecznie chciałem jak najszybciej zobaczyć jaszczura).
W każdym razie z podkulonym ogonem wróciłem po tym doświadczeniu do menu głównego i zacząłem jeszcze raz – n00b – na poziomie łatwym, by mieć szansę zobaczyć reprezentatywny kawałek gry, zanim zacznę coś o niej pisać. A i tak zdarza mi się czasem zginąć.
Ja rozumiem podejście projektantów. Chcieli zrobić świetną grę dla prawdziwych pasjonatów, bez kompromisów. I to jest przygoda, którą da się przejść nawet na poziomie „trudnym”, przecież testerzy tego dowiedli. Problem w tym, że gdy się dopiero zaczyna zabawę, nie znając wszystkich sztuczek i bez rutyny w palcach, trudno jest przebić się dalej. To niektórych może zrazić. Myślę o tych wszystkich młodziutkich recenzentach (a imię ich legion), którzy piszą ledwie od wczoraj, a grają od przedwczoraj, i zwyczajnie nie przywykli do podobnych wyzwań. Dla mniej odpornych z nich to będzie szok i policzek. Za nic się oczywiście do tego nie przyznają, ale co niektórzy mogą dać wyraz swym frustracjom w ocenach. No i gracze niedoświadczeni, którzy kupią „Wiedźmina 2” na fali medialnej gorączki, mogą się przez to od niego odbić. To. Nie. Jest. Dobre.
Co prawda ja już się cieszę na myśl, że gdy zacznę jeszcze raz, poziom „normalny” odsłoni przede mną nowe barwy „Wiedźmina 2”. A zagram ponownie na pewno – co rzadko mi się zdarza – bo jedną z unikalnych właściwości produkcji CD Projekt RED jest niemożność poznania sporej, naprawdę sporej części gry za pierwszym podejściem. Pokażcie mi drugą grę RPG, w której w zależności od dokonanego wyboru inaczej wygląda CAŁY AKT – kilkanaście przygód, kilkanaście godzin przed ekranem!
Chłopcy poszli na całość. Chylę czoło.
Pragnę także wszem i wobec pokornie odszczekać uwagi o nieciekawych barwach i świetle. Tak jak podejrzewałem, zawinił kiepski monitor podczas pokazu w siedzibie Redsów. Szefostwo jest świadome, że w tej kwestii nie dopięli wszystkiego na ostatni guzik, zapewne zatem nie tylko ja miałem podobne zastrzeżenia. W każdym razie na dobrym ekranie już wszystko wygląda świetnie. Widać, że RED Engine ma olbrzymie możliwości, a Redsi potrafią je wykorzystać. Stworzyli naprawdę piękny, bogaty w detale świat. To nie jest żadną miarą jedna z tych żałosnych konwersji z konsol, vide „Dragon Age II”. A ponieważ obraz tak bardzo mi się podoba, że głos krytyki byłby nieprzystojnym czepialstwem, nie zadam pewnego retorycznego pytania, które wciąż chodzi mi po głowie. Cichutko tylko mruczę sam do siebie: co moglibyśmy jeszcze zobaczyć, gdyby wykorzystano DirectX 11?
Nie chcę tu teraz recenzować tej gry; chciałem tylko potwierdzić na podstawie już konkretnych doświadczeń, że warto czekać. Nowy „Wiedźmin” wydaje się pod każdym względem lepszy od poprzedniego. Jest bardziej jędrny, poukładany – więcej się dzieje, nie ma przestojów, akcja jeszcze mocniej opiera się na fabule, postacie są bardziej wiarygodne. Od dwuwymiarowych sylwetek z niezliczonych innych gier odróżnia je w dużej mierze refleksyjny dystans do siebie i zdarzeń, harmonizujący z poczuciem humoru. W dużej mierze budowanym na ironii wspinającej się czasem na pułap sarkazmu i, co tu kryć, tu i tam nieobyczajnym. Bogowie, ileż w tej grze soczystych sprośności! A i klną te żołdaki jak, nie przymierzając, sierżanci w koszarach. Tyle że tak jak w „Bulletstormie” były to bluzgi ewidentnie wciskane na siłę, tak tu wydają się naturalnym elementem zastanego świata i już tak nie rażą – choć w paru miejscach, mam wrażenie, trochę autorów dialogów za bardzo poniosło. Ale łatwo wybaczam, za całokształt.
Wracając do specyficznego, wszechobecnego humoru tej przygody – oto pierwsza z brzegu próbka:
Geralt: – Jak ci się mieszka z żołnierzami Roche’a?
Triss: – Wybornie. Znam już chyba wszystkie fekalne żarty świata. Dowiedziałam się, że można wybekać oficjalny tytuł cesarza Nilfgaardu bez wspomagania się piwem. Oraz że Krótki ma szesnaścioro dzieci – wszystkie noszą imiona pochodzące od temerskich dywizji piechoty. A jego przydomek nie pochodzi od przyrodzenia. No ale miło, że się o mnie troszczysz.
Cieszy mnie też zatrzęsienie przeróżnych drobnych smaczków, to bardzo umila rozgrywkę. Na przykład ostatniej nocy kupiłem od przypadkiem poznanego krasnoluda książkę o upiorach, której tytuł pożyczono od Kierkegaarda: „Bojaźń i drżenie”. Rżałem tak, że niemal nie obudziłem dziecka. To jest ten poziom sznytu, którego tak boleśnie brakuje dzisiejszym masowym produkcjom spod sztancy.
Dobrze radzę: załatwcie w te dni wszystkie najpilniejsze sprawy. Za tydzień już nie znajdziecie na to czasu.
Ilustracje za Riptenem.
Za dużo gier mam w backlogu, żeby rzucać się na Wiedźmina, tym bardziej, że za rogiem jest L.A.Noire. Ale na dzień dobry mam dwa pytania:
a) co z user experience? czy interfejsy i czasy ładowania lokacji są przyjaźniejsze niż w jedynce?
b) czy trzeba znać jedynkę, żeby grać w dwójkę? Jakie są powiązania między poszczególnymi częściami?
a)nie wiem co masz na mysli pytajac o user experience, ale czas ladowania nie istnieje w dwojce pomiedzy lokacjami, laduje sie tylko podczas wczytywania save’ow.
b)nie, nie trzeba. a co drugiego pytania sie nie wypowiem, bo jeszcze niegralem, odpowiedzi ktorych udzielilem sa poparte oficjalnymi informacjami od CD Projekt Red
A jak wygląda optymalizacja? Z tego co czytałem Wiedźmin 2 ma się bardzo dobrze skalować. Olafie, jeżeli jest taka możliwość to zdradź szczegóły… na czym grałeś i jak to się prezentowało.
W jedynce wyglądało to tak (przynajmniej u mnie) – bagna, moczary, wioski – max. detale + AA – 100fps. Wyzima – ledwo, ledwo 25fpsów.
Mam nadzieję, że na swoim leciwym sprzęcie, na którym Crysis 2 śmiga aż miło (C2D 3,1GHZ, 4GB Ram, 4870 1GB) pogram sobie w miarę komfortowo.
Leciwym sprzęcie? Właśnie wyrwałeś mnie z iluzji, że mam dobrej jakości pc (podobny zestaw)!
Wszystko – no, prawie wszystko, ale o tym za chwilę – chodziło gładko. Inna rzecz, że nie bardzo mam porównanie z innymi grami, bo na moim komputerze nie dało się „W2” odpalić. Ściągnąłem kilkanaście giga z sieci, jakieś specjalne programy dekodujące, wykonałem dziwne magiczne rytuały antypirackie zgodnie ze skomplikowaną instrukcją – i tylko raz udało mi się uruchomić grę, zresztą bez dźwięku; potem nie byłem w stanie nawet wyjść poza okienko launchera. W związku z tym Redsi dostarczyli mi swój własny komputer z zainstalowanym „Wiedźminem”. Rzecz w tym, że to machina potężniejsza od mojej. 8 GB RAM-u, Radeon z serii 5900, czterordzeniowy procesor z rodziny i7 bodajże, o ile dobrze pamiętam.
Gram na maksymalnych ustawieniach, jest pięknie, ale widać drobne, przedpremierowe niedociągnięcia. Rzecz jasna nie ma takich loadingów przy wchodzeniu do chałupy jak w pierwszej grze przed patchem, ale minimalny – dosłownie minimalny – lag da się wyczuć. Bo to nie jest tak, że otwieramy drzwi i widzimy przestrzeń za nimi, stojąc jeszcze nogami na dotychczasowym obszarze. Po prostu pojawiamy się na nowym terenie – jakiś loading zatem jest. On się pewnie niemal w całości odbywa wcześniej w tle, coś jednak się i tak dogrywa, ewidentnie.
Na przykład zdarza się, że po wejściu do pomieszczenia widzę najpierw tylko zgrzebne rzeźby postaci, a tekstury dogrywają się w kolejne dwie, trzy sekundy. Zdarzały się też, choć rzadko – po dłuższym okresie gry – crashe przy streamingu. To są jednak bugi, których devsi są świadomi, ciężko nad nimi pracują i być może już w dniu premiery, po ściągnięciu obligatoryjnych kilkudziesięciu mega z sieci, autoryzujących – i łatających – grę, problemy te w ogóle nie zaistnieją. Poza tym gra jest zaskakująco czysta: questy działają (a skrupulatnie czyszczę obszary z zadań pobocznych), nie ma ewidentnych niedociągnięć w mechanice. Co tu dużo mówić, kawał dobrego softu.
Generalnie user experience oceniam wysoko. Co prawda uważam, że samouczek mógłby być bardzo przyjazny – ekran powinien zastygać w czasie, gdy pojawiają się plansze ze wskazówkami, te wskazówki powinny bardziej bić po oczach (w ferworze walki zdarzało mi się ich nie zauważyć! – klasyczny przypadek widzenia tunelowego), może powinna temu towarzyszyć mała ramka z łopatologicznym wideo itd. – ale to był świadomy wybór devsów, coś za coś. Bardzo im zależało, by nie zaburzać płynności rozgrywki, tak zwanego, mówiąc slangiem, pacingu. Ja nie wiem, czy dobrze zdecydowali, ale szanuję ten wybór – wiem, że nie przyszedł im łatwo.
Nowy, stworzony z myślą o „W2” silnik, jak zapewniają – a ja im wierzę, to była szczera rozmowa – dobrze się skaluje. Podobno byłby w stanie wykorzystać moc nawet 16 rdzeni, ale gdy wykryje procesor z jednym rdzeniem i generalnie jakieś słabsze bebechy w komputerze, to się dostosuje. Zapewni płynną rozgrywkę, nie zamieniając przy tym obrazu w jakiś koszmar.
Można w „W2” grać, nie znając „W”, bo kluczowe fakty zostały przypomniane, ale fajniej mieć jednak „Wiedźmina” za sobą. Jest sporo nawiązań. Zagadałem na przykład do jakiegoś człowieka w wiosce, przypadkowo raczej, stał sobie gdzieś z boku, i okazało się, że to posłaniec od Talara. Miał coś dla Geralta, powtórzył też słowo w słowo, co Talar miał Geraltowi do powiedzenia. Pamiętając imć Talara i jego język, nie byłem zaskoczony :)
A ja mam jeszcze pytanie co do walki. Czy CDP-Red wymyślili coś ciekawszego niż „klikanie do rytmu” znanego z jedynki? Bo to był dla mnie najbardziej irytujący element pierwszego Wiedźmina.
System walki został kompletnie zmieniony i nie ma już żadnego klikania do rytmu.
„Pokażcie mi drugą grę RPG, w której w zależności od dokonanego wyboru inaczej wygląda CAŁY AKT – kilkanaście przygód, kilkanaście godzin przed ekranem!”
Tactics Ogre: LUCT i KoL ;) O ile, oczywiście, nie uznajemy że to nie cRPG, a tRPG itd itp.
Damn, drugi Wiedźmin naprawdę wygląda wybornie. jedynka była przehypowana, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że dwójka może naprawdę pchnąć część developerów w inną stronę. I chwała.
A co z zapowiadaną możliwości zaimplementowania save’a z „jedynki”, co miałoby w jakiś sposób zmodyfikować rozrywkę m.in przenosząc niektóre itemy z poprzedniej gry?
Podobno jest i podobno działa: „Loading a saved game could import swords, armor and some of the character’s attributes. The most important
choices from TW1 will affect TW2’s gameplay somehow.”