Najlepsza modelka od Jarugi po Buinę

„Wiedźmin 2” jest teraz wszędzie. Na sklepowych półkach, w statusach na fb, w serwisach internetowych, na wszystkich chyba okładkach pism o grach, na okładce „Przekroju”, na kwejku, dostał się nawet do felietonu Jacka Dehnela w „Polityce” (choć niestety, przy pełnej zgodzie co do pozostałych tez tekstu i przy całym szacunku do samego autora, trochę zapędził się jednak z diagnozą targetu „Wiedźmina”).

Tych, którzy ostatnie tygodnie spędzili na bezludnej wyspie, w schronie przeciwatomowym albo w czytelni, poinformuję, że gwiazdą z okładki majowego numeru polskiego „Playboya” jest nie kto inny, jak Triss Merigold z Mariboru, Czternasta ze Wzgórza. I z całego okołowiedźmińskiego zamieszania ta właśnie okładka (wraz z sesją, hmm, zdjęciową wewnątrz numeru) wydaje mi się zjawiskiem najbardziej interesującym.

Na okładkach „Playboya” (amerykańskiego) zdarzały się już postacie fikcyjne, ale nigdy nie było jeszcze postaci z gry – tym lepiej więc, że dzieje się to właśnie w polskiej edycji i w przypadku postaci z „Wiedźmina” („To historyczny numer!”, jak czytamy na trzeciej stronie pisma). I pojawiają się oczywiście opinie, że jeśli już zastępujemy ludzkie modelki wirtualnymi postaciami, to jest z nami coś nie tak, jest to dowód na niedojrzałość graczy i w ogóle całej naszej współczesnej kultury. Ja bardzo daleki jestem od takich diagnoz i mimo pewnych zastrzeżeń podoba mi się materiał z „Playboya”, nie tylko dlatego, że gry coraz śmielej wchodzą do mainstreamu popkultury. Ale o tym za chwilę.

A jak się prezentuje sama sesja? Generalnie rzecz biorąc, graficy zrobili dużo dobrej roboty – kadry są udane, oświetlenie i tonacje kolorystyczne dopracowane, ciało Triss wygląda przekonująco i całkiem ponętnie; skóra jest co prawda photoshopowo gładka, ale nie bez naturalnych zagięć, widocznych zarysów kości i mięśni, odkształceń ciała przy dotyku itp. Graficy rozczarowali niestety w dwóch szalenie ważnych kwestiach: tworzeniu wiarygodnych włosów i oczu. Włosy (największy atut urody książkowej Triss!) tutaj wyglądają dobrze tylko wtedy, kiedy są rozpuszczone przy pozycji leżącej, natomiast spięte (jak na okładce) sprawiają fatalne wrażenie. Z kolei oczy, ostatni bastion w walce między awatarami i ludźmi, wyglądają trochę jakby pasek toksyczności naszej czarodziejki był już zdecydowanie za długi (a może to ta alergia na eliksiry?). Dlatego najlepiej prezentują się kadry, w których Triss nie patrzy prosto w obiektyw. Takich nie ma wiele, ale ujęcie, w którym modelka leży rozciągnięta na łóżku z głową odrzuconą do tyłu z chęcią powiesiłbym sobie na ścianie w dużym formacie. Są też w tej sesji pewne drobne smaczki: na zdjęciu z okładki uważne oko dostrzeże bardzo zmyślnie umieszczonego króliczka, a (jak zauważył K. Gonciarz z serwisu gameplay.pl) trzymanie przez Triss wiedźmińskiego medalionu ma w sobie coś intrygującego, kiedy przypomnimy sobie, że wibruje on w obecności energii magicznych…

Ale mówiąc poważniej: dlaczego w ogóle interesuję się obrazkami wirtualnej postaci? Dlaczego jestem rozczarowany tym, że oczy nie oddają jej mocnego charakteru, a włosy nie odpowiadają moim wyobrażeniom? Otóż dlatego, że trudno mi bez zastrzeżeń uznać tę postać za wirtualną. Jeśli chodzi o samą cielesność, to różnica między renderowaną Triss a modelkami o cyfrowo wygładzanej skórze i poprawianych kształtach jest nieznaczna i do wyeliminowania wraz z rozwojem technologii. Jeśli chodzi zaś o coś, co można by nazwać aurą, to Triss Merigold jest dla mnie dalece bardziej realna niż Gosia, playmate maja z tego samego numeru magazynu. I chociaż Gosia, playmate maja, jest całkiem ładna i ma fenomenalne kształty, to na dłuższą metę mnie nie interesuje: nic w niej nie sprawia, że chciałbym się z nią spotkać, i mam przeczucie, że byśmy się nie dogadali, chociaż jest prawie moją rówieśniczką.

Z Triss jest zupełnie inaczej: ona mnie obchodzi, bo dużo o niej wiem. Przyznam ze wstydem, że grałem na razie tylko w pierwszego „Wiedźmina”, a to i tak niedużo, ale traktuję czarodziejkę z Mariboru jako postać literacką; w końcu jej kreacja w dziele CD Projekt RED jest bezpośrednim rozwinięciem jej kreacji w dziele Sapkowskiego. Wiem zatem, jak odpowiedzialnie opiekowała się Ciri w czasie jej szkolenia w Kaer Morhen; znam jej cięty język i wyraźną osobowość; wiem, jak zazdrosna była o Geralta i jak czuła się w cieniu jego ukochanej Yennefer; znam nawet jej lęki i rozumiem, w jaki sposób bycie Czternastą ze Wzgórza wpłynęło na jej postawę podczas pogromu w Rivii.

(Na marginesie: w przypadku playmates „Playboy” stosuje też pewne metody przybliżenia ich osobowości – widzimy ich odpowiedzi na krótką ankietę, znamy imiona i nazwiska itp. Zaraz obok nagich zdjęć Gosi, playmate maja, zamieszczone są trzy jej zdjęcia z domowych archiwów – w wieku pięciu, dziesięciu i szesnastu lat (ubrane, oczywiście). Dla mnie ten zabieg jest dużo bardziej niepokojący niż sesja zdjęć wirtualnej kobiety: rozumiem i popieram intencję „uczłowieczenia” modelki, ale sąsiedztwo zdjęcia słodkiej dziesięciolatki w piżamie i z misiem oraz tej samej dziewczyny w wieku dwudziestu czterech lat leżącej nago na plaży z dłońmi między nogami wydaje mi się osobliwe.
Natomiast przy sesji z Triss – opatrzonej zresztą informacją „zdjęcia: Geralt z Rivii” – mamy jeszcze krótki wywiad z modelką, dość niestety żenujący i raczej poniżej ogólnego poziomu pisma. Wywiad, obok włosów i oczu, zaliczam in minus materiału z „Playboya”.)

Postać Triss rodzi jednak podobny dylemat, jak postać Lary Croft (a przy tym jak większość kobiecych postaci w grach): czy jest to tylko projekcja męskich fantazji, wystawiana na pożądliwe, zawłaszczające spojrzenia, czy może raczej kreacja kobiety silnej, samodzielnej, utalentowanej, wyzwolonej seksualnie – taka, z którą kobiety mogą się identyfikować, a może nawet uznać ją za feministyczną ikonę? Sprawa jest szalenie skomplikowana: materiał z „Playboya”, domyślnie skierowany do mężczyzn, opatrzony tytułem „Dziewczyna Geralta” i wywiadem w lekko protekcjonalnym tonie, ciąży w stronę pierwszej opcji. Wiele kontrowersji na temat podejścia do kobiet w elektronicznym „Wiedźminie” wzbudził motyw kart reprezentujących zdobyte przez Geralta kobiety. Z drugiej strony – Triss, traktowana intermedialnie jako postać i literacka, i growa – to osobowość pełnokrwista i samodzielna, a Cykl wiedźmiński Sapkowskiego to jedna z najbardziej feministycznych opowieści w polskiej popkulturze.

Pamiątka wspólnej nocy Geralta i Triss. Jak widać, damskim fryzurom ciągle lepiej służy grafika 2D niż 3D.

Kwestia jest trudna do rozstrzygnięcia, ja w każdym razie mam ochotę jeszcze bliżej zapoznać się z Triss Merigold – niech wreszcie przyjdą wakacje i będę mógł na „Wiedźmina”, a potem zapewne „Wiedźmina 2” poświęcić więcej czasu.

Chociaż między nami mówiąc, to i tak wolałbym nieodżałowaną Yennefer.

8 odpowiedzi do “Najlepsza modelka od Jarugi po Buinę

  1. Admirał Udko

    Ale Dehnel IMHO nie pisał nic o targecie „Wiedźmina”, tylko o „tych wszystkich kanapowych powstańcach” :-), czyli całej menażerii, którą wspomniał wcześniej.

    Odpowiedz
  2. Bartłomiej Nagórski

    No właśnie, wstyd przyznać, mam zaległości w growym pierwszym Wiedźminie – dlaczego flamą Geralta jest teraz Triss, a nie Yennefer? Jest-li to tylko wyraz fetyszu twórców na punkcie redheadów, czy ma to uzasadnienie fabularne?

    Odpowiedz
  3. Piotr Sterczewski Autor tekstu

    @Admirał: owszem, ale skądś jednak wzięło mu się założenie, że oni wszyscy w „Wiedźmina” mogliby grać z dużą przyjemnością, a poza tym, że ta gra miałaby dawać okazję do ciągłej idealistycznej walki w imię lepszej sprawy i w obronie honoru. Not, gdyby ci wszyscy blogaskowo-forumowi bojownicy mieli wziąć etyczną nieoczywistość „Wiedźmina” (i literackiego, i growego) na poważnie, to mózgi by im się przegrzały. Nie dla nich gra, w której nie można zostać paladynem, najlepiej antykomunistycznym. Dla wspomnianego w felietonie Wencla możliwe jest schodzenie do Śródziemia kanałami, ale już podziemne połączenie Wiedźminlandu z Krakowskim Przedmieściem albo Wawelem może być nieco trudniejsze do znalezienia.
    Ale dość o tym, bo jeszcze się ktoś zaraz skusi na flejma ;-).

    @Bartłomiej: o ile mi wiadomo, Yennefer po prostu cudownie nie zmartwychwstała jak Geralt. Albo po prostu jeszcze jej nie znaleziono.
    Ale poprawcie mnie, jeśli się mylę, bo grałem nie za długo.

    Odpowiedz
    1. Roman Książek

      Tekst bardzo mi się podoba, bo nie podąża oczywistą ścieżką interpretacyjną: reklama–>nagość–>zwiększenie sprzedaży (vide artykuł Konrada Hildebranda: http://polygamia.pl/Polygamia/1,94534,9516363,Nieznosna_oczywistosc_cyfrowego_biustu.html?bo=1). W przypadku „Playboya” cyfrowa modelka jest czymś o wiele bardziej dwuznacznym. Wszak powszechnie znaną i powtarzaną opinią jest to, iż modelki w piśmie Hugh Hefnera są uprzedmiotowione i sprowadzone do roli kolejnego gadżetu dla mężczyzny („Playboy” wybiera też samochód roku i w jednym numerze są wtedy dwie rozkładówki: na tej drugiej jest samochód…). Kiedy piszesz: „skóra jest co prawda photoshopowo gładka”, to przecież ta sama uwaga odnosi się do „tradycyjnych” zdjęć (1.0) kobiet publikowanych w tym miesięczniku. Triss wydaje się idealną kobietą „Playboya”: nikt nie ma pretensji, że traktuje się ją jak przedmiot. Co więcej: to przedmiot, który zyskuje duchowość (świetna analogia z playmates i ich biografiami!). Stephen King napisał w „Danse Macabre”: „większość czternastolatków, którzy dopiero niedawno odkryli swój własny seksualny potencjał, czuje, że jest w stanie zdominować jedynie rozkładówkę z Playboya [POWSTAŃCY KANAPOWI ;-)! – RK]”. Wydaje się, że obserwujemy sytuację, w której redakcji „Playboya” (grafikom CDP RED) udało się w pełni zdominować kobietę występującą w sesji. Entertainment for Men.

      PS Ach, zdjęcie, którym się zachwycasz, jest ikoniczne!

      Odpowiedz
  4. mikins

    Wielka mi nowość ;) Ja już takie sesje robiłem w 2006 roku w moim e-magazynie „Shapes”, a bohaterkami były faktycznie istniejące i odgrywane na co dzień postacie z jednego serwerów Role Playing w World of Warcraft.

    Wrzuciłem jeden z numerów: http://www.sendspace.com/file/u1jvv6
    Mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy czyetlników ;)

    Odpowiedz
    1. Olaf Szewczyk

      @Mikins

      Ach, „World of Warcraft”, świat nieskończonych możliwości! Fajna inicjatywa z tym magazynem, w konwencji RPG bardzo w tonie. Ja grałem głównie na serwerze PvE, zrobiłem jednak też alta w jakimś realmie RPG – krótko nim grałem, ale było to ciekawe doświadczenie.

      Odpowiedz
  5. gobi

    Jak autor zauważył cały efekt zepsuł totalnie ten wywiad. Nie dało się tego czytać bez zażenowania. Szkoda miejsca mogli dać same zdjęcia, albo co.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *