Michael Cho – patrz kosmiczny autoportret obok – jest z urodzenia Koreańczykiem (Seul), ale od szóstego roku życia mieszka w Kanadzie (obecnie w Toronto). Jak wspomina, od małego zarysowywał wszelkie dostępne powierzchnie. Sny, jak wiecie z wczorajszych uwag, zainteresowały się nim z powodu zilustrowania gry „Everybody dies” Jima Munroe. Cho jest wolnym strzelcem. Rysuje dla prasy, zdobył nawet parę nagród Canadian National Magazine, w tym srebrną w 2007 roku, zdarza mu się zaprojektować okładkę książki, robi obrazki do komiksów, także w pełni autorskich.
Z interaktywnej fikcji „Everybody dies” wygrzebałem jeszcze parę poniższych ilustracji. A propos, grę w wersji na Windows ściągniecie stąd. Edycje na Maki i Linuksa znajdziecie, wraz z instrukcją obsługi, w tym artykule. Do tego dołożyłem kilka innych obrazków. Bardzo retro nie tylko z powodu stylistyki. Spójrzcie na panią otoczoną pisemkami odpowiadającymi zapewne na fundamentalne pytania, jak schudnąć i modnie się ubrać – toż ona pali papierosa! Swoją drogą, chytra kompozycja. Przyjrzyjcie się książce, którą trzyma. To Philip Roth („Goodbye, Columbus”), czyli autor zdecydowanie nie dla przysłowiowych blondynek. A skoro już mowa o książkach, ten tonący w błękicie nieba człowiek to projekt okładki powieści „The Amazing Absorbing Boy” Rabindranatha Maharaja.
Tu z kolei Cho w nieco innej stylistyce, ale też bomba. Bardzo lubię te prace; pewnie w jakiejś mierze dlatego, że lubię The Clash. Ladies & Gentlemen, przed Wami Joe Strummer, Paul Simonon, Mick Jones i Nicky „Topper” Headon:
OK. Żegnamy piękny świat obrazów Michaela Cho, któremu gra „Everybody dies” i autor tych słów co nieco zawdzięczają, i powracamy do kwestii „Everybody dies” a poetyka beatnikowska.
Chciałem się dalej tłumaczyć z wiadomych skojarzeń. Miałem plan, by przytoczyć parę wierszy pokazujących, jak ważny był temat śmierci dla twórców kojarzonych z Beat Generation, a właściwie jak sobie z grozą tej nieodwołalności próbowali radzić, bezceremonialnie chwytając byka za rogi, wysławiając się dużymi literami i bez znieczulenia, jak w tytule wspomnianej gry – ale teraz mam inny pomysł. Przypomnę postać Nanao Sakakiego, bo jego życie mówi więcej niż wiersze. Nie był beatnikiem, ale kojarzono go z tą formacją za sprawą osobistych przyjaźni i życiowej postawy, która tak doń zbliżyła między innymi Snydera i Ginsberga.
Przyszedł na świat w Japonii w 1923 roku. W czasie wojny był gotów zginąć za cesarza jako kamikadze. Niewiele brakowało. Zdążył pożegnać się z życiem, prawie wystartował w swój ostatni lot. W ostatniej chwili jakiś żołnierz przypadkowo włączył radio i usłyszał słowa żywego boga wzywającego swych poddanych do zaprzestania samobójczych misji. I tak oto Nanao Sakaki narodził się na nowo.
Takie doświadczenie musiało go przenicować. Przez piętnaście lat przemierzał pieszo Japonię niczym dawni adepci zen – nie mając nic, nie przywiązując się do niczego, żyjąc chwilą i poezją. Mieszkał pod mostami Tokio, wśród żebraków i prostytutek. W latach 60. założył na jednej z wysp komunę rolną. Potem wyruszył za ocean. Przemierzał najbardziej dzikie i bezludne obszary USA. Gary Snyder wspomina, że gdy kiedyś jakiś buddyjski kapłan przechwalał się przed Sakakim swoją linią przekazu (ciąg duchowych nauczycieli-uczniów przekazujących sobie wiedzę i instrukcje medytacyjne z pokolenia na pokolenie), ten odparł: „Ja nie potrzebuję linii, jestem pustynnym szczurem…”
Mam wrażenie, że główna ilustracja Cho do „Everybody dies” mogłaby przypaść do gustu tym panom. Nie mam pojęcia, czy udało mi się wyjaśnić, dlaczego.
Zanim umrę: fascynujące!
Previously on „The X-Files”: http://ezri.50megs.com/tagline/everything.jpg
wcześniejszy link umarł, więc: http://images4.fanpop.com/image/polls/721000/721094_1305747702457_full.jpg