Skanujemy: albo Platon, albo Pacman

Kto by się spodziewał, że gracze całej Polski będą ni z tego, ni z owego, dyskutowali sobie o Wojciechu Wenclu. Dotąd słyszeli o nim pewnie gracze wybrani, znający się na poezji (bo Wencel bywa poetą naprawdę dobrym) albo zwiedzającym bardziej egzotyczne meandry prawicowej publicystyki (jest współredaktorem neomesjanistycznego pisma „44”). Ale od czasu, kiedy w „Gościu Niedzielnym” rzucił rękawicę graczom w wieku, powiedzmy, nienajmłodszym (do których się pewnie już zaliczam), a Konrad Hildebrand poinformował o tym na Polygamii, głośno o nim w całej Rzplitej.

Poza lekturą samego felietonu Wencla (pod wymownym, krzepiącym tytułem „Stare chłopy grają na kompie”), w którym dowodzi, że dorośli mężczyźni, którzy grają na komputerze, są z definicji infantylni i uciekają po prostu od swoich życiowych obowiązków, polecam też odpowiedź na niego autorstwa Antaresa, w której dość dobrze wypunktowuje dziury w argumentach Wencla.

Myślę, że Wencel ma miejscami dużo racji. Kiedyś nawet sam uderzyłem na Jawnych Snach w nieco podobne tony, pisząc o tym, jak twórcy gier świadomie próbują w dorosłych odbiorcach obudzić jak najwięcej z dzieciucha, który potrzebuje kolejnych zabawek zastępujących mu życie. To, co pisze choćby o inteligentach-snobach, którzy próbują znajdować usprawiedliwienie dla swojej miłości do Depeche Mode, też świetnie trafia sedno. Chociaż sednem jest chyba nie to, że lubią Depeche Mode, tylko to, że uważają, że trzeba to usprawiedliwiać.

 

Z dzieciństwa pozostał mi sentyment do Misia Ruxpina. Nie wstydzę się.

Ale w pewnym momencie Wencel zaczyna wypisywać rzeczy bardzo dziwne. Antares zauważa, że autor felietonu bardzo często używa słowa „kultura” w bardzo dziwny sposób. I bardzo dziwnie przeciwstawia sobie kulturę i popkulturę.

Wencel żyje w świecie, w którym istnieje bardzo prosta opozycja pomiędzy kulturą porządną a kulturą masową. „[…] co myśleć o żonatych i dzieciatych kolegach, którzy łączą granie na kompie z czytaniem Platona?” – pyta, jakby były to czynności zupełnie do siebie nieprzystające. Jako konsumenci kultury stoimy przed jednoznacznym wyborem – albo Platon, albo Pacman. Tertium non datur. Koledzy, grając w „Wiedźmina 2” (bo to głównie irytuje Wencla), zdradzają sprawę kultury wysokiej.

To podejście dziwi tym bardziej, że przecież Wencel i jako artysta, i jako myśliciel polityczny (choć myśli na ten temat, muszę uczciwie przyznać, miewa na mój gust bardzo dziwne), wyrasta bardzo silnie z romantyzmu, czyli epoki, która bardzo pięknie umiała pokazać, jaki ważny jest związek między kulturą z najwyższej półki i kulturą masową – „dubami bab wiejskich”, jak pisał Jan Śniadecki. Polski romantyzm wynika z fantastycznych bzdur opowiadanych na białoruskiej wsi. Muzyka Chopina to często wariacje na temat uznawanej za szczyt prostactwa muzyki z wiejskich wesel. Kultura wysoka i niska to nie dwa oddzielne organizmy, tylko naczynia połączone. Raz jedna czerpie z drugiej, a innym razem odwrotnie. Jeśli ktoś się, jak Wencel, aktywnie kulturą zajmuje – musi zdawać sobie z tego sprawę. Inaczej skazuje siebie i własne utwory na to, że sami będą odcięci od rzeczywistości, a tego przecież sam chce uniknąć.

 

Nie wiedział, jak niebezpieczny jest flirt z kulturą masową.

Ale wydaje mi się, że Wenclowi, nawet jeśli tego do końca nie widzi, nie chodzi tylko o kwestię popkultury. „Popkultura kolejny raz okazała się szatańskim systemem zniewolenia, szczelnym kloszem, odgradzającym od prawdy, powagi i współczucia”. Tak działa popkultura? Nie. Tak działa kultura w ogóle. Czy to „Wiedźmin 2”, czy „Piraci z Karaibów”, czy „Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego”, czy poezja, choćby i Wencla. A Wencel w swoim tekście kultury nie lubi tak, jak Platon w „Państwie” nie lubi poezji. Bo uważa, że kultura żywi się fikcją, a fikcja jest zła, bo z definicji oddala od rzeczywistości. Dzisiaj na taką krytykę fikcji skrzywiłby się każdy porządny polonista, ale nie kiedy dotyczy gier wideo. Wtedy łatwo się jej przyklaskuje, więc Wencel od „Wiedźmina 2” zaczyna, a potem idzie coraz dalej. Ma nadzieję, że gry okażą się łatwą do sforsowania pierwszą linią, a dalej już pójdzie samo, z rozpędu.

Rzeczywistością jest w tej chwili dla Wencla kwestia katastrofy smoleńskiej, anulująca ważność wszystkich fikcji, które jej przecież nie dotyczą. Czas je porzucić i zabrać się za działanie, które zresztą w tekście Wencla jest dość niejasno określane (rozumiem, że nie chodzi przecież tylko o palenie znicz i noszenie flag).

Źle, że Wencel sprawia wrażenie, jakby swoją lekturę filozofów starożytnych zakończył na Platonie, a nie doszedł do Arystotelesa, który pokazuje, jak można się o wiele głębiej wgryźć w rzeczywistość za pomocą fikcji , niż trzymając się twardych faktów. Fikcja pozwala nam na przyjrzenie się wszystkim „co by było gdyby”, stwarzanie nieistniejących światów, które dają nam lepszy punkt widzenia do obserwacji tego, co istnieje.

Tak, jak w filmie Ariego Folmana „Walc z Baszirem” – gdzie autentyczne wydarzenia (wkroczenie Izraelczyków do Libanu w 1982 roku i masakra Palestyńczyków w obozach Sabra i Szatila) są pokazane w konwencji filmu animowanego. Albo w „Mausie” Arta Spiegelmana, gdzie ginący w Holocauście Żydzi to myszki, a mordujący ich Niemcy – koty. Albo w „Panu Tadeuszu” Mickiewicza, gdzie w zmyślone, głupawe gry i zabawy polskiej szlachty wchodzi nagle Historia, która już za chwilę zabierze Tadeusza i Hrabiego z Napoleonem pod Moskwę. Może tam zginą, a może w drodze powrotnej padną gdzieś przy szlaku i nikt nie będzie wiedział, gdzie. Gdyby nie odrywające od patriotycznych problemów głupoty ciągnące się przez pierwsze 11 ksiąg „Pana Tadeusza”, to zakończenie nie miałoby sensu. Za to, że pisał o niepatriotycznych głupotach, do tego szkalując naród polski, kiedy ten naród był w potrzebie, Mickiewicz został za „Pana Tadeusza” wyklęty przez ówczesną polską krytykę. Na przeoranej zmarszczkami twarzy pielęgnował błazeński uśmiech, jak powiedziałby Wencel.

Tadeusz i Zosia zajęci ignorowaniem rzeczywistości politycznej.

Marzy się, niestety, Wenclowi, państwo wzięte z lektury Platona. Państwo, w którym wszyscy są podporządkowani jednej idei, idei Piękna i Dobra (z konieczności odgórnie wyznaczonej). W takim państwie fikcja musi zawsze ustąpić miejsca problemom rzeczywistości.

O takich właśnie niebezpiecznych fantazjach świetny wiersz napisał Tomasz Różycki. Nota bene natchniony partyjką w „Europę Universalis”. Jak widać – da się jednocześnie grać i czytać Platona. I można świetnie jedno i drugie powiązać. Pamiętając, jaki los w państwie Platona spotyka poetów.

„Żaglowce Jej Królewskiej Mości” (z tomiku „Kolonie”)

Grałem sam przeciwko komputerowi, byłem

władcą biednego kraju w Europie Środkowej,

który stał się mocarstwem dzięki mojej zdrowej

polityce, handlowi, także dzięki sile

 

armii i gospodarki. Jeżeli toczyłem

jakieś wojny to po to, by ustrzec się wrogiej

agresji, lub przeciwko słabym, były bowiem

kraje, które zupełnie sobie nie radziły.

 

Stawiałem na administrację, dobre sądy,

egzekwowanie prawa, flotę i kolonie,

cieszyłem się szacunkiem w świecie dyplomacji

i wśród własnych poddanych. Nigdy bez powodu

 

nie skazałem nikogo prócz publicznych wrogów:

dezerterów, poetów, spekulantów, zdrajców.

 

Każdy rodzaj kultury jest albo kloszem odcinającym od świata, albo oknem na tenże świat. Wszystko zależy od tego, jak się do niej podejdzie. Często się okazuje, że ci, którzy głośno krzyczą o tym, że trzeba odrzucić jakąś część kultury w imię dążenia do rzeczywistości – dawno już siedzą pod własnym kloszem, gdzie z przyjemnością słuchają własnego głosu odbijającego się echem od ścian.

14 odpowiedzi do “Skanujemy: albo Platon, albo Pacman

  1. Admirał Udko

    Mój rant na tekst Wencla nie był tak łagodny i wyczerpujący, bo ten felieton na to nie zasługuje. Wencel nie napisał tekstu o popkulturze i graczach. Zrobiło mu się po prostu przykro, że ktoś nie przeżywa Smoleńska tak jak on, więc płynący za tym uczuciem strumień świadomości ubrał w szaty gładko napisanej, aczkolwiek napastliwej i głupiej retoryki. Tam nie ma argumentów, są jedynie dobrze wyrażone racjonalizacje, potok absurdalnych stwierdzeń, mówiących więcej o stanie ducha samego autora niż o temacie, który poruszył.

    Dlaczego akurat przyłożył graczom? Jestem dziwnie pewien, że na jakimś spotkaniu towarzyskim próbował zacząć temat Smoleńska, na co któryś z imprezowiczów stwierdził „stary, nie nudź, my tu pykamy w Burnouta”.

    Odpowiedz
  2. Paweł Schreiber Autor tekstu

    @ Admirał Udko – Frustracja Wencla jest oczywista, ale jego sposób myślenia i o grach, i kulturze, pojawia się chyba nie tylko u sfrustrowanych. Właśnie dlatego wydawało mi się, że warto o tym odrobinkę dłużej napisać. Oczywiście, że tylko udaje, że o grach pisze. Tak naprawdę pisze o rzekomej niepoważności kultury. W groteskowych szatach proroka polskiego mesjanizmu, ale używając argumentów, których używają i dużo sensowniejsi.

    /podwójny komentarz&usprawiedliwienie tegoż – załatwione/

    Odpowiedz
    1. Admirał Udko

      IMHO tam nie ma argumentów. Jest retoryka ale nie ma argumentów. Dlatego nie warto się nad tym tekstem pochylać, a tym bardziej się przed nim „bronić”, próbując odpowiadać w sposób merytoryczny.

      Wojciech Wencel, popełniając ten tekst, powinien spotkać się z odpowiedzią nie tyle defensywną (próby tłumaczenia, dyskutowania) ale taką, która sprawi, że poczuje się jak ktoś, kto w towarzystwie głośno puścił bąka i na którego wszyscy patrzą teraz z mieszaniną niedowierzania, politowania i niesmaku.

      Odpowiedz
      1. Paweł Schreiber Autor tekstu

        Masz dużo racji, ale nie szedłbym pewnie aż tak daleko. Felieton Wencla rzeczywiście sam w sobie nie zasługuje na solidną polemikę, ale wyciągam tu po prostu jeden element jego – mimo wszystko – argumentacji: tę nieszczęsną platońską krytykę gier, która przecież jest bardzo powszechna, a którą mało kto stosowałby jawnie do reszty kultury. Wencel to wdzięczny przykład tego, że 1. takie myślenie wciąż mocno funkcjonuje, 2. kiedy je odnieść do gier, wydaje się wielu całkiem sensowne i naturalne. Wenclowi naturalne na tyle, że nie poczuwa się do przedstawienia argumentów ws. tego, co z grami jest nie tak (a znalazłoby się pewnie dużo, gdyby się postarać) – bo to, że wszystkie bez wyjątku są nie takie, jest dla niego oczywiste.

        Odpowiedz
  3. Roman Książek

    Sorry, Pawle za tonację buffo, ale kiedy przeczytałem u Wencla o popkulturze jako „szatańskim systemie zniewolenia”, nie mogłem się powtrzymać od zacytowania klasyka: „To wszystko wpuszczono na naszą ziemię” (http://www.youtube.com/watch?v=4mBGwZ8gN9I&feature=related) . Jak dobrze, że np. lata 90. da się podsumować także w ten sposób: http://www.dwutygodnik.com.pl/artykul/2289-lata-90-dekada-bohaterow.html To brzmi prawie jak cytat z Wencla: „dekada bohaterów”!

    Odpowiedz
  4. Antares

    Bardzo mi miło, że moja radosna twórczość została tu przywołana. To dla mnie zaszczyt, biorąc pod uwagę mój mikry staż jako twórcę tekstów. Zdaję sobie sprawę, że zapewne wiele rzeczy pominąłem, lecz co mnie najbardziej uderzyło, pan Wencel na oko, jako człowiek kilkunastokrotnie bardziej ode mnie wykształcony w temacie kultury, popełnił z pełną premedytacją tendencyjny artykuł, w którym nagiął mnóstwo rzeczy po to, by przemycić jedyną słuszną myśl. Tak jak wspomniany Platon, choć tym razem obyło się bez dzielenia na światłych nie-graczy i graczy-podludzi mających pracować na dobro tych pierwszych ;) Wobec takiego podejścia ze strony poety i laureata prestiżowej nagrody, doszedłem do wniosku, że pozwolę sobie bezwstydnie dziury w logice tego tekstu wytknąć. Zgadzam się jednak z tym, że wirtualna rzeczywistość odrywa ludzi od istotnych problemów. Dzieje się tak jednak nie tylko wśród graczy i jest to mimo wszystko kwestia raczej marginalna. Przyrównanie całości do Smoleńska z grzeczności nie skomentowałem.

    Odpowiedz
  5. Pingback: Niestrawność to nie to samo praca doktorska o procesie trawienia | Żabie udka

  6. Cezar Matkowski

    Jeżeli wyeliminujemy możliwość tego, że artykuł był klasyczną trollerką (co nie jes jednak jednak wykluczone), możemy dojść do ciekawych wniosków.

    Jak słusznie napisał pan Schreiber, osiowym argumentem w artykule pana Wencla był stosunek do katastrofy smoleńskiej, która miała stanowić uniwersalny sposób oceny innych ludzi. Być może wydawało mu się, że zestawiając jedgo zdaniem „pragmatyczne” zachowania z „wirtualną” rozrywką da dowód wyższego poziomu jakkolwiek rozumianego rozwoju.

    Problem w tej argumentacji polega na tym, że jej autor wpada we własne sidła. Patrząc okiem psychoanalityka, można powiedziec, że prezentując jakąś ideologię jako nieomylną, człowiek z definicji daje tym samym dowód niedojrzałości, gdyż sugeruje to zatrzymanie bądź brak rozwiązania osiowego konfliktu na etapie adolescencji. Uznawanie pewiej ideologii za jedyną słuszną jest cechą typową dla nastolatków. Dojrzali dorośli tracą „zdolność” rozumienia tego, jak można oceniać ludzi po tym, jakiej muzyki słuchają. Innymi słowy, człowiek, który dokonuje tymczasowej regresji poprzez zabawę, a następnie wraca do swoich obowiązków dorosłego, jest, z punktu widzenia psychorozwoju, bardziej dojrzały niż ktoś, kto świadomie i dobrowolnie uznaje, że wyznwana przez niego ideologoa jest jedyną słuszną i powinna obowiązywać innych (więcej na ten temat u Anny Freud i Erika Eriksona). O tym, jaką rolę pełnią gry w życiu dorosłych, o czym już kilkadziesiąt lat temu pisał Caillois (zakładam w tym momencie, że gry komputerowe mogą łączą cecny mimesis, ilinx, agon i alea) nawet nie wspominam. To, że człowiek teoretycznie znajacy się na kulturze o tym nie wspomniał, świadczy jedynie na jego niekorzyść.

    Innymi słowy – nie widzę powodu do niepokoju, strachu, czy, jak mawia to współczesna młodzież, „napinki”. Tekst pana Wencla jest czymś w rodzaju eseju o przewodniej roli proletariatu, konieczności usuwania kamieni kałowych bądź o zaletach dianetyki, a więc tekstem podporządkowanym ideologii mającej za nic obserwacje i logiczną analizę relacji przyczynowo skutkowych.

    Podsumowując – nie ma co karmić trolla.

    Nawiasem mówiąc – uczestnictwo w róznych manifestacjach jest moim zdaniem tak samo „wirtualnym” zachowaniem jak gry komputerowe, ale to już temat na inny wieczór.

    Odpowiedz
  7. Paweł Schreiber Autor tekstu

    @Cezar Matkowski – Celny komentarz. Mi nie chodziło nawet o ocenianie dojrzałości czy niedojrzałości Wojciecha Wencla, tylko o platoński szkielet jego rozumowania, który w takiej czy innej formie w mówieniu o grach często powraca.
    A ws. samego Wencla – chyba nie jest tak źle, jak sam pisze, bo tekst wyraźnie z tych, po których widać, że autora poniosło. Pamiętam, że kiedyś wychwalał pod niebiosa Tolkiena i filmowego „Władcę Pierścieni” (to drugie już jako żywo popkultura); mam nadzieję, że mu jednak nie przeszło.
    Z uczestnictwem w manifestacjach – święta prawda. Nawet w tekście Wencla granie zajmuje tę samą niszę, co chodzenie pod Pałac: „sprzedaj PlayStation, kup znicze”. To trochę urąga samej idei żałoby…

    Odpowiedz
  8. Dawid Walerych

    Pawle, rozumiem, że w ostatnim akapicie masz na myśli odrzucenie jako nieakceptowanie współistnienia. Bo odrzucanie założeń części kultury w imię dążenia do jej innego odłamu, w tym do tych trzymających się blisko rzeczywistości, jest jednym z elementów ewolucji kultury. XIX-wieczny naturalizm wyrósł z odrzucenia założeń romantycznego mistycyzmu, a z kolei modernizm odrzucił część naturalizmu itd., itp. Jednak nie przeszkodziło im to współistnieć. Bliższy przykład: Tygodniki opinii na całym świecie „zachodnim”, w tym w Polsce (z „Polityką” na czele), toczą wojenkę z tabloidami. Raz podśmiewają się, innym razem poważnie krytykują, ostrzegają. Innymi słowy odrzucają insynuacje, żerowanie na nieszczęściach, tanią sensację, będące nieodłączną cechą tabloidów. Jakoś tak dziwnie jest, że nie widzimy odrzucania, kiedy sami je uprawiamy, w naszej „słusznej sprawie”. Ale odrzucenie nie zawsze oznacza zamykanie się pod kloszem, może otwierać znacznie szersze możliwości, byle nie wypalało równo z trawą. Rzadko całe szczęście można spotkać się z nawoływaniem żeby w imię odrzucenia nierzetelności tabloidów, nie pozwolić wydawcom ich tworzyć czy w ogóle odrzucić czytanie prasy.
    Moim zdaniem pan Wencel popełnia właśnie taki błąd – idzie zbyt daleko, nie zauważając że pewne elementy popkultury mogą służyć „wyższym” celom, tak jak piszesz – na zasadzie naczyń połączonych. A gdyby – pijąc do mojego ostatniego tekstu na JS, o – i do Twojego też ;) – ktoś zrobił grę-biografię kard. Wyszyńskiego? Albo interaktywne żywoty świętych? Ja bym przyklasnął już na wstępie za odwagę, i mam przeczucie, że pan Wencel też. Ten problem wynika z drugiej kwestii – niewiedzy o tym, co się odrzuca. Bez lepszej znajomości popkultury czy gier autor nie ma szans na trafne argumenty przeciw nim. W związku z tym pan Wencel nie zauważa, że to co oferuje w zamian – religia, martyrologia – ma równy potencjał odrywania od rzeczywistości co popkultura. W ten sposób zachowuje się mniej odpowiedzialnie od dzieci publikujących na forach o grach, gdzie przyznaję nigdy nie widziałem haseł „nie chodźcie do kościoła bo to ogłupia, a w zamian grajcie na kompie!”. Zresztą skomentowałem to pod oryginalnym artykułem, ale zostało ocenzurowane – komentarz nie ukazał się mimo barku jakichkolwiek obraźliwych czy wymierzonych w konkretne osoby czy religie argumentów.

    Odpowiedz
  9. Paweł Schreiber Autor tekstu

    @ Dawid – Wencel ma chyba na myśli odrzucenie w dość totalnym sensie – skoro stwierdza, że „każdy romans z popkulturą jest niebezpieczny”. Ja jestem zwolennikiem inteligentnego dialogu między kulturą masową a elitarną – w którym odrzucenie pewnych założeń drugiej strony jest normalnym i potrzebnym zabiegiem.
    Nie wiem, czy problemem tu niewiedza – bo z dawniejszych tekstów Wencla wynika, że z popkulturą styczność miewał często i czasem się jej dawał przekonać – czy raczej zaślepienie. Może chwilowe, może na dłużej.
    Gra o kard. Wyszyńskim – o, tak:)! Tyle że trzeba by się z taką tematyką trochę nagimnastykować nad formułą gry. Żeby nie wyszło
    CITY INTERACTIVE przedstawia
    UCIECZKA Z KOMAŃCZY
    (polska odpowiedź na Splinter Cella)

    Odpowiedz
  10. Dawid Walerych

    @Paweł – Mam nadzieje, że to zaślepienie jest chwilowe. To chyba ta nieszczęsna mgła.
    Tak, z formułą gry autorzy muszą się nagimanstykować chcąc dziś zrobić grę na jakikolwiek poważniejszy temat. Ale to dobrze! Byle nie dawali się przekonać, że zasiedzenie jest lepsze niż gimanstyka ;)

    Odpowiedz

Skomentuj Dawid Walerych Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *