No(r)way. „I said no, no, no…”

Napisałem kiedyś dla „Machiny” tekst poświęcony fikcyjnym zamachom terrorystycznym zrealizowanym   w rzeczywistości. Kanonicznym przykładem takiego przerzutu ze świata fikcji jest oczywiście „Pilot” – nomen omen, pilotowy, odcinek „The Lone Gunmen”, spin-offu serialu „The X-files”. W marcu 2001 roku pokazano w nim nieudany zamach na World Trade Center przy użyciu samolotu pasażerskiego. Pomyślałem o tym zjawisku w związku z ostatnimi wydarzeniami w Norwegii. Kiedy w miniony piątek po godzinie 16.00 oglądałem  w TVN24 relację z zamachu na budynki rządowe, pierwsze komentarze utrzymane były w zrozumiałym tonie: stosunkowo mała liczba ofiar świadczy jedynie o chęci wysłania przez terrorystów sygnału do opinii publicznej. Wtedy – jeszcze był czas na chłodną analizę – bazując na moim riszerczu do wymienionego na wstępie artykułu, natychmiast przypomniałem sobie „Królestwo” Petera Berga. Przedstawiony tam drugi, opóźniony, wybuch – mający miejsce na terenie pierwszej detonacji – dotyka licznie przybyłe służby specjalne i ratunkowe. Masakra na wyspie Utoya potwierdziła opisany schemat działania, ale po chwili uświadomiłem sobie początek zamachu w filmie Berga. Anonimowi strzelcy sieją terror na szkolnym boisku – żołnierz saudyjskiej armii wbiega więc  na murawę i przywołuje przestraszone dzieci. A następnie detonuje bombę.

Wydarzenia z 22 lipca przebiegły według prostszego planu (tak jak w przypadku „Pilota” i zamachu na WTC), ale to uproszczenie jest w nich właśnie przerażające. Przerażające, bo chodzi o maksymalne usprawnienie maszynerii służącej eliminacji istnień ludzkich (nie pierwszy zresztą raz w historii ludzkości). W tej sytuacji chciałoby się sparafrazować słowa ze „Skafandra i motyla”: „Szkoda, że to nie był tylko sen”.

Niestety, jak stwierdziła (a raczej: niezmiennie powtarza) śmierć, która wyszła z Bergmanowskiej „Siódmej pieczęci” w „Bohaterze ostatniej akcji”: „ja nie pracuję w fikcji”. W sobotę zmarła Amy Winehouse. Tego samego dnia w „Wysokich Obcasach” ukazał się tekst „Billie Holiday kontra Amy Winehouse”, kończący się słowami:

„Marco Perego w Half Gallery w Nowym Jorku pokazał w 2008 roku instalację – rzeźbę przedstawiającą Amy, która w kałuży krwi leży z jabłkiem przy głowie i przestrzeloną czaszką. Czaszkę, jak wyjaśnia podpis, przestrzelił jej pisarz William Burroughs. Praca nazywa się »Jedyna dobra gwiazda rocka to martwa gwiazda rocka«. Winehouse, duchowa wnuczka Lady Day, wciąż żyje”.

8 odpowiedzi do “No(r)way. „I said no, no, no…”

  1. Krzysiek

    Tylko dalej jest tak, że to niepozorne rzeczy sieją największe zniszczenia. Śmierć rozłożona w czasie i przestrzeni nie ma takiego wydźwięku. Ja bym powiedział, że śmierć jest bardziej „zapracowana z dni powszednie”. Bo przeglądając media odnosi się wrażenie, że śmierć „pracuje tylko w weekendy”.

    Warto także zwrócić uwagę na to, że media różnorako wartościują śmierć. Żadne media nie poświęcą więcej niż 15s sek. na informację o chociażby 200, 300 ofiarach ścisku lub paniki tłumu w Indiach. Konsumenci mediów w prostej linii i bez oporów przejmują to filtrowanie, które przebiega na różnych poziomach, od oceny zdarzenia, poprzez stosunek do liczby ofiar.

    Emocje które towarzyszą tego typu zdarzeniom są w większości moderowane przez media. Stąd egzaltacja i zapomnienie w zależności od tragedii w konkretnym miejscu globu.

    Odpowiedz
    1. Roman Książek

      @Tylko dalej jest tak, że to niepozorne rzeczy sieją największe zniszczenia. Śmierć rozłożona w czasie i przestrzeni nie ma takiego wydźwięku. Ja bym powiedział, że śmierć jest bardziej „zapracowana z dni powszednie”.

      Cóż mogę powiedzieć? Niestety, jest tak jak piszesz.

      @Warto także zwrócić uwagę na to, że media różnorako wartościują śmierć. Żadne media nie poświęcą więcej niż 15s sek. na informację o chociażby 200, 300 ofiarach ścisku lub paniki tłumu w Indiach. Konsumenci mediów w prostej linii i bez oporów przejmują to filtrowanie, które przebiega na różnych poziomach, od oceny zdarzenia, poprzez stosunek do liczby ofiar.

      No tak, „najlepszym” tego przykładem jest Afryka. Problem tkwi tylko w tym, czy dlatego, że nie mówi się o wszystkich tragediach nie należy też mówić o tych wybranych? Bill Clinton (palił, ale się nie zaciągał) na pytanie „dlaczego USA nie interweniują wszędzie tam, gdzie dzieje się jakaś krzywda” (w domyśle wkraczają tylko tam, gdzie mają swoje interesy) odpowiedział z rozbrajającą szczerością: czy z tego powodu USA mają w ogóle zaprzestać interwencji? Jest to trochę cyniczne, ale życie uczy, że czasami trzeba iść na jakiś kompromis. Lepsze coś niż nic (co oczywiście nie oznacza, że jestem zwolennikiem wszystkich akcji zbrojnych US Army).

      @Emocje które towarzyszą tego typu zdarzeniom są w większości moderowane przez media. Stąd egzaltacja i zapomnienie w zależności od tragedii w konkretnym miejscu globu.
      @Bo przeglądając media odnosi się wrażenie, że śmierć „pracuje tylko w weekendy”.

      Masz rację, ale to trochę bardziej skomplikowana sprawa (vide tekst Wojtka Orlinskiego o… autostradach: http://wyborcza.pl/1,86116,9955416,Dobra_wiadomosc_to_brak_wiadomosci.html). Poza tym, skoro politycy organizują konwencje swoich partii w weekendy, to może w ten sam sposób zaczęli planować terroryści? W ogóle myślę, że kanały informacyjne są wiernymi – świadoma dwuznaczność – towarzyszami terrorystów. Kim byliby ci ostatni bez całodobowej transmisji w HD?

      Odpowiedz
      1. Krzysiek

        @ No tak, „najlepszym” tego przykładem jest Afryka. Problem tkwi tylko w tym, czy dlatego, że nie mówi się o wszystkich tragediach nie należy też mówić o tych wybranych?

        Z głodu nie da się zrobić news’a, jest niewidzialny, mało dramatyczny, poza tym to nieprzyjazny teren i duże koszty dla mediów, dlatego siedzą tam Ci, co chcą tam siedzieć.

        Ja rozumiem wybiórczość i z nią nie polemizuje, szczególnie, że te newsy dotyczą naszego kręgu cywilizacyjnego. Myślę jednak, że skoro media są wybiórcze z powodu planów finansowych i ramówki to czy jest sens brać udział tym dialogu? Przekazanie newsa to jedno, ale cyrki wokół newsa to już to co innego.

        Proszę zwrócić uwagę na wpis, jest w nim obrazek z gierki Limbo. Taki obrazek nie może uzupełnić dialogu. Chyba że chodzi o oddanie nastroju za pośrednictwem czerni. Można zestawić kwestię kar śmierci w Azji z obrazami F. Goya (w mediach nieczytelne). Za to jakby zestawić karę śmierci z obrazkami z Limbo to by pasowało. Limbo pasuje do wszystkiego bo nic nie oznacza i to jest właśnie prowadzenie dialogu, który oferują nam media. Mógłbym rozwinąć, ale zapewne już się naraziłem :) Zapewniam jednak że nie kwestionuje intencji. Staram się zwracać uwagę na to, w jaki sposób nasza uwaga, emocje są kierowane na wyznaczone tory.

        Ps. Warto zwrócić uwagę na mini teledyski promujące daną stację na tle tragicznych zdjęć z różnych katastrof. „Ciekawe” formy promocji.

        Odpowiedz
        1. Roman Książek

          @Myślę jednak, że skoro media są wybiórcze z powodu planów finansowych i ramówki to czy jest sens brać udział tym dialogu?

          No tak, ale można też wziąć udział w tym „dialogu” tylko po to, by go zakwestionować lub przekazać radykalnie inną wizję (vide Twój komentarz). Coś takiego robiło swego czasu U2 ze swoimi koncertami („jedyne, co możemy zrobić, to wyprodukować jeszcze większe show niż TV, żeby dotrzeć ze swoim przekazem”). Inna sprawa, iż U2 z wielu względów stanowi niezbyt dobry przykład (chłopaki, płaćcie podatki w Irlandii!).

          @Proszę zwrócić uwagę na wpis, jest w nim obrazek z gierki Limbo. Taki obrazek nie może uzupełnić dialogu. Chyba że chodzi o oddanie nastroju za pośrednictwem czerni.

          Świadomie wyciągnąłem „Limbo” ze swojego kontekstu. Chodziło też oczywiście o czerń, ale pomyślałem, że łódź dobijająca do brzegu i wychodząca z niej postać nasuwają pewne skojarzenia (bez jakiegokolwiek związku z treścą gry)… W końcu Jawne w założeniu traktują o kulturze gier wideo, musiałem więc na siłę znaleźć jakiś łącznik :-)

          @Warto zwrócić uwagę na mini teledyski promujące daną stację na tle tragicznych zdjęć z różnych katastrof. „Ciekawe” formy promocji.

          Przy okazji 10-lecia TVN24 usłyszałem wypowiedź – powtarzającą się także w samym TVN24 – że w starcie stacji bardzo pomogły zamachy z 11.09 .

          Odpowiedz
  2. Krzysiek

    Wydaje mi się, że wystarczy nie egzaltować się tak, jak się w mediach egzaltują, wystarczy wiedzieć :) Nie ma sensu walczyć z naturą danej rzeczy. A co do mediów informacyjnych, to faktycznie mają coś Hien, ale trudno dziwić się Hienie, że biega za rannym zwierzem lub żywi się padliną.

    Odpowiedz

Skomentuj Krzysiek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *