Skanujemy: subiektywny przegląd trochę więcej niż tygodnia

Rety. Ile to już czasu minęło od ostatniego przeglądu tygodnia? Wszystko przez wakacje, które u mnie oznaczały przez większość czasu nadmiar roboty, a przez chwilę (błogą!) również odcięcie od Internetu. W rezultacie tygodni do przejrzenia nagromadziło się dość dużo, ale postanowiłem odnosić się przede wszystkim do tego ostatniego.

1. Wydarzenie tygodnia? Miesiąca? Ba, pewnie roku! Humble Indie Bundle 3. Wiedziałem, że będę o nim chciał napisać, kiedy tylko się pojawiło. To kolejny rozdział jednej z najpiękniejszych, najciekawszych i najprzyjemniejszych inicjatyw w świecie gier niezależnych. Klient płaci ile chce – może to być i dolar, i sto dolarów – po czym otrzymuje nijak niezabezpieczone wersje instalacyjne kilku gier. Ale nie byle jakich – są to zawsze największe przeboje rynku niezależnego. Tym razem znów westchnąłem z radości, bo w pakiecie są „Crayon Physics Deluxe”, ” Cogs”, „VVVVVV”, „Hammerfight” (wspaniała, surrealistyczna gra, trochę w klimatach stareńkiego „Panzer Dragoon”, a mało kto w nią chyba grał) oraz „And Yet It Moves”. Twórcy Humble Indie Bundle mają jednak miły zwyczaj niepoprzestawania na swojej pierwotnej ofercie i od czasu do czasu z głupia frant coś do niej dodają. Zaczęli od takiej sobie strzelanki „Steel Storm” i darmowego grania w „Minecrafta” do 14 sierpnia. Szaleństwo zaczęło się potem – stwierdzili, że każdy, kto zapłaci powyżej 5.61$, dostanie dodatkowo „Braida”, „Cortex Command”, „Machinarium”, „Osmos” i „Revenge of the Titans”. Dwie ostatni gry są dobre. Trzy pierwsze – genialne. Humble Indie Bundle stało się zakupem obowiązkowym. Wtedy okazało się, że to nie koniec – do oferty doszła jeszcze jedna świetna produkcja, czyli „Atom Zombie Smasher” firmy Blendo Games (jedna z moich dwóch ulubionych gier o zombie). Jesteśmy rozpieszczani jak rzadko. A Humble Indie Bundle pokazuje, że w świecie growego biznesu musi być – i jest – miejsce na uczucia takie jak wdzięczność. Do twórców pomysłu na HID – DZIĘKUJĘĘĘĘ! (wszystkich, co jeszcze nie podziękowali, informuję, że zostały im na to jeszcze ok. dwa dni)

Jak każda gra Blendo Games, "Atom Zombie Smasher" ma grafikę z charakterem.

2. Dawno, dawno temu istniała strona, która była mekką wszystkich zainteresowanych grami niezależnymi – GameTunnel. Można tam było znaleźć po pierwsze solidne recenzje wszystkich najważniejszych nowości, a po drugie – comiesięczne przeglądy najlepszych gier, jakie w ostatnim czasie ujrzały światło dzienne. Nagroda „Gra miesiąca” na GameTunnelu była nie lada zaszczytem dla twórców, i jasnym sygnałem, że warto się zainteresować dla graczy. Potem przyszły chude lata – przez długi czas na stronie GT straszył ostatni przegląd, z sierpnia 2009 roku. Aż do teraz. GameTunnel na nowo otworzył swoje podwoje w nowej szacie graficznej. Na dobry początek – przegląd najlepszych gier na iPada i iPhone’a.

3. Na Polygamii ciekawy artykuł Bartłomieja Nagórskiego, piszącego również na Jawnych Snach, o erudycji autorów stareńkiej gry „Blood”. To jedna z ciekawszych strzelanek zrobionych w silniku Build, czyli tym samym, co „Duke Nukem 3D”. Build, nie wiedzieć czemu, miał to do siebie, że powstawały w nim surrealistyczne, niesmaczne, fascynujące światy. W przeciwieństwie do silnika Dooma, wydobywał z twórców niczym nieskrępowaną fantazję. Blood to gra dziwna nawet jak na standardy Buildowej dziwności. Programowo obrzydliwa, a mimo to miejscami dziwnie piękna. Trudno zapomnieć na przykład bombardowane miasto pod czerwonym niebem, siermiężne graficznie, ale przypominające obrazy Chirico. Bartek pisze o tym, jak często w „Bloodzie” napotyka się nawiązania do szerzej i węziej rozumianej kultury. W swoich piekielnych wędrówkach, główny bohater Caleb patrzy na ślady obecności E. A. Poe’a, Stanleya Kubricka, H. P. Lovecrafta, Brandona Lee, Freddie’ego Kruegera i Duke’a Nukema. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Widać Caleb jest eklektycznym konsumentem kultury.

Giorgio de Chirico, "Melancholia i tajemnica ulicy" - diabli wiedzą, czemu "Blood" kojarzy mi się z tym obrazem.

4. Ostatnio bardzo dużo hałasu wywołało wypuszczenie przez australijską firmę Euclideon nowego zwiastuna przygotowywanej przez siebie technologii graficznej, którą jej twórcy nazwali „Unlimited Detail”. W filmiku przedstawiają swój pomysł jako Świętego Graala grafiki komputerowej, który wywróci do góry nogami tworzenie gier, myślenie o budowaniu grafiki i rynek hardware’u (bo w Unlimited Detail do obliczeń wykorzystuje się przede wszystkim procesor, a nie kartę graficzną). Entuzjazm dość szybko ostudził Notch, twórca „Minecrafta”, stwierdzając, że mamy prawdopodobnie do czynienia z kolejnym wcieleniem grafiki voxelowej, i przedstawianie osiągnięcia Euclideon jako przełomu jest wielką przesadą, bo taka technologia ma bardzo dużo ograniczeń. Autorzy Unlimited Detail oczywiście odpowiedzieli, ale zrobili to w sobie właściwy sposób, nie podając żadnych konkretów, tylko przedstawiając biednemu odbiorcy obraz matki piekącej ciasteczka. Matka to oczywiście oni. Ciasteczka – to ich technologia. Dziecię spragnione ciasteczek – ja. Ty. My. Nie mówią, gdzie mają piekarnik.

Ton twórców Unlimited Detail stanowczo do mnie nie przemawia. Nie lubię urojeń mesjanistycznych. Ale jeśli ich działalność przyczyni się do renesansu grafiki voxelowej – to jestem bardzo za. Wciąż mi jej bardzo żal – bo jeden z jej łabędzich śpiewów, „Outcast”, to wciąż jedna z moich ukochanych gier. Cała afera ucieszyła mnie też, bo Notch przypomniał śliczny drobiazg Kena Silvermana (twórcy silnika Build, o którym wyżej) – grę Voxelstein 3d, czyli wersję Wolfensteina, w której można zrobić nożem dziurę w każdym pikselu. Tak powinno być w każdej grze. Skrót afery wokół Unlimited Detail – w artykule na Polygamii.

Voxelstein 3d. Zaraz przepiłuję nożem nogę od stołu.

2 odpowiedzi do “Skanujemy: subiektywny przegląd trochę więcej niż tygodnia

Skomentuj Bartłomiej Nagórski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *