10 powodów, dla których już po 4 godzinach strasznie lubię nowego Deus Eksa

Powód 1. Uniwersalny. Bo to kolejna gra, po której będzie jeszcze trudniej z miną starego zgorzkniałego dziada dręczyć młodzież komentarzami typu „Dzisiaj się już takich gier nie robi”, „Kiedyś to było”, „A co wy tam wiecie”, „A ja wciąż gram pod Windows 98” itp. Kolejny (po choćby „Falloucie: New Vegas” czy pierwszym „Dragon Age”) kasowy przebój, którego twórcy uznali, że aby osiągnąć sukces, nie trzeba niczego upraszczać, bo gracz nie jest głupi. Nowy „DX” nie choruje na konsolozę, nie ogranicza rozmiarów map, żeby lepiej działały na Xboksie, nie ładuje do wszystkich pistoletów tego samego typu amunicji. Przy swoich przodkach – a szczególnie przy najstarszym antenacie – nie ma się czego wstydzić. Nostalgia niepotrzebna.

Powód 2. Nostalgiczny. No, niepotrzebna, ale przecież wiadomo, że my tu na JS jesteśmy koszmarnie nostalgiczni. Taki wiek, trzeba wybaczyć. Ilość ukłonów w stronę pierwszego DX-a po prostu wzrusza. A to pięknie ponury (i trochę absurdalny) głos głównego bohatera, przy którym głosy największych twardzieli popkultury jest jak piskanie Myszki Miki – zupełnie jak pomruki JC Dentona. A to bardzo podobna atmosfera intra, w której nieznani nam jeszcze przyszli znajomi omawiają sobie rzeczowo losy świata po zmianach, jakie mu zafundują. A to upomnienie za wchodzenie do damskiej toalety (specjalnie wchodziłem na początku do wszystkich!) – jeszcze zgryźliwsze niż w DX1.

Poznajemy? A pan po prawej gwiżdże sobie jeszcze motyw muzyczny z pierwszego "Deusa".

Powód 3. Ciekawski. Bo po pierwszej misji, zamiast zająć się robotą, której ode wymagano, przez jakieś 40 minut biegałem sobie radośnie po budynku Sarif Industries, włamując się do wszystkich pokojów i komputerów, żeby sobie poczytać cudze maile. Było cudownie – wykryłem parę romansów, kilka komentarzy na temat meczów i wielką złodziejską intrygę; kiedy współwinny przyszedł później zarumieniony wyznać mi, że coś jest nie tak, ja już dawno wiedziałem, skąd brał narkotyki, komu je przekazywał i gdzie je schował (oczywiście poszedłem tam sprawdzić – były!). To gra hojnie nagradzająca ciekawskich – na każdym kroku jest tyle do przegapienia, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, a i tak coś umknie. Większość z tych rzeczy – zupełnie niepotrzebna do ukończenia gry. Kiepski projektant z takich dodatków rezygnuje. Dobry – wie, że to one nadają całości smaku. Nawet jeśli 70% graczy w ogóle nie będzie wiedziała, że są.

Czytanie cudzych maili - zabawa dla starszych i młodszych.

Powód 4. Paranoiczny. Wciąż czuję, że coś jest nie tak, i że Oni wiedzą, że ja się domyślam, że Oni wiedzą, i właśnie dlatego tak to wszystko ustawiają, żeby było po mnie widać, że wiem, ale kiedy staram się, żeby nie było widać, to widać tym bardziej. Nie wiem, po co piszę o tym w Internecie – przecież Oni mogą to przeczytać.

Powód 5. Retoryczny. Takich dobrych dialogów nie widziałem od czasu „Arcanum” i przekonywania jaszczuroczłeka, że powinien się przyłączyć do stałocieplnej drużyny. Jak przekonać terrorystę trzymającego na muszce niewinną kobietę, żeby ją zostawił w spokoju i poszedł sobie nie robiąc nikomu krzywdy? Nie ma, jak w innych grach, opcji dialogowej z dopiskiem [CHARYZMA]. Trzeba się bardzo dokładnie wsłuchać w to, co mówi. Patrzeć na jego zmieniający się wyraz twarzy. Zastanawiać się, co go motywuje. Potem uderzyć szybko i dokładnie tam, gdzie go boli. I nie spodziewać się, że to koniec – bo tylko na chwilę się zawaha, a potem wścieknie jeszcze bardziej. Spokojnie, cierpliwie prześwietlamy jego wypowiedzi, a potem wywracamy na lewą stronę. Wyższa szkoła manipulacji psychologicznej. Chylę czoła. „DX:HR” jest w tej dziedzinie wśród najlepszych w historii gier. I dobrze, bo w jakiej grze manipulować ludźmi, jak nie w „Deus Eksie”?

Powód 6. Skryty. Bo ja się bardzo lubię ukrywać, zakradać, przełazić komuś nad głową, kiedy szuka mnie w pobliskiej szafce. System ukrywania się w „DX:HR” nie jest doskonały (czytaj: porównywalny z „Thiefem”), ale działa bardzo dobrze. Wrogowie nawołują się, reagują na porzucone ciała, nie ma się co łudzić, że nie zobaczą, jak na ułamek sekundy wychylimy łeb zza skrzynki czy biurka. Oczywiście, jest dużo uproszczeń – małą rolę (na oko) gra oświetlenie, skradanie w kucki jest zupełnie bezgłośne, a wrogowie szybko się w swoich poszukiwaniach zniechęcają. Ale jest dobrze. Trochę lepiej niż w pierwszy „Deusie”.

Powód 7. Wielozadaniowy. A bo spotkana na ulicy nierządnica okazała się moją dawną znajomą z policji, działającą teraz incognito, i pragnącą wciągnąć mnie w swoje śledztwo, które nagle okazało się rozbudowaną i szeroko zakrojoną historią kryminalno-agenturalną, zahaczającą o najniższe i najwyższe kręgi społeczeństwa, a to przecież tylko zadanie poboczne otrzymane od jakiegoś tam przypadkiem zaczepionego na ulicy NPCa.

Nowy wspaniały świat. Za każdym rogiem - decyzje, przygody, przyszłości do odkrycia.

Powód 8. Ogólnoludzki. Postaci w poprzednich „Deus Eksach” były zwykle zajęte polityką albo intrygowaniem. Wątki osobiste wypadały jakoś blado. Uczuciem, które się najlepiej sprzedawało, była ambicja, na drugim miejscu nienawiść. Główne postaci były przeważnie wyprane z emocji. To oczywiście też miało swój urok. Ale w „Human Revolution” jest inaczej. W jednej z pierwszych scen główny bohater traci ukochaną. W swoim nowym, odbudowanym ciele co chwila przypomina sobie ludzkie ciało i ludzkie życie, które stracił. Kiedy spotyka matkę swojej ukochanej, mało jest łez i patosu, ale cała scena porusza. Kiedy, wykonując misję, ocala zakładniczkę, a potem rozmawia z jej prawie zapłakanym mężem, przechodzi mu przez głowę, że przecież o mały włos, a kobieta leżałaby teraz z kulką w głowie i rozmowa z mężem wyglądałaby zupełnie inaczej. I to święta prawda – bo cudem udało mi się ją uratować.

Powód 9. Metaforyczny. Bo w jednej z pierwszych scen jakiś wspomagany biomechanicznie jegomość wybija głównym bohaterem szybę. Zakrwawione odłamki pancernego szkła sterczą z ran na całym ciele. Jensen ociera się o śmierć, ale wychodzi z tego. Przechodzi przez pancerną szybę i wychodzi z niej z nowym mechanicznym ciałem. Patrzę na okładkę gry i widzę Jensena-cyborga, wokół którego rozpryskuje się kolejna szklana tafla. I rozumiem: to historia o facecie, który rozbija sobą kolejne tafle szkła, coraz twardszego, strasznie się przy tym rani, ale idzie dalej. A po każdej kolejnej tafli wychodzi zmieniony, aż dojdzie do miejsca, gdzie nie ma już szkła, które by coś odbijało albo zniekształcało. Pomyślałem, że przelatujący przez szybę Jensen to coś więcej niż efekciarski pomysł rodem z kina akcji, a twórcy nowego „Deusa” mają dobry i elegancki zmysł metafory.

Tak się rodzi nowy człowiek - "we're seconds away". Fragment (pięknego!) intra.

Powód 10. Przyszłościowy i najważniejszy. Jeśli „Deus Ex” jest taki dobry, to jaki będzie musiał być „Thief 4”, którego robią ci sami ludzie? What a wonderful world…

Żeby było jasne, to nie jest gra z gatunku „warto”. To chyba jednak gra z gatunku „trzeba”.

36 odpowiedzi do “10 powodów, dla których już po 4 godzinach strasznie lubię nowego Deus Eksa

  1. Forge

    Nie ma to jak robić smaku ludziom, których komputery pozwalają grać tylko w klasyki jak pierwszy DE ;)

    Z drugiej strony: ile wspaniałych nowości czeka mnie, gdy wy już będziecie mieli to dawno za sobą! Ha!

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @Forge – Ha. Smaku robię z pełną świadomością. To pewnie jedna z dwóch nowiutkich gier (druga to „Fallout: New Vegas”) przy których zupełnie nie mam wyrzutów sumienia. Bo to dziełka, które całymi latami będziemy wspominać. A w międzyczasie polecam odświeżenie sobie pierwszego System Shocka – zanim Steam raczył pozwolić mi zagrać w „DX:HR”, pocieszałem się właśnie nim i „EYE: Divine Cybermancy”, bardzo zresztą skutecznie.

      Odpowiedz
      1. Jakub Gwóźdź

        Ależ. Nowy Deus jest o klasę lepszy od F:NV. Może świata nie ma tak rozbudowanego (chociaż to kontrowersyjna teza), ale przede wszystkim nie rządzą nim współczynniki. Nie da się zaplanować rozwoju postaci „tutaj 93 pkt, bo 2 będę miał z ciuchów, a 5 z wódki”. W Deusie wszystko jest ślicznie rozmyte.
        Póki co jestem zachwycony. Żebym jeszcze umiał tę piłkę wrzucić do kosza… Z pięć minut próbowałem szczęścia, ale nie da się :/

        BTW: we własnej firmie nie kradłem i nie czytałem cudzych maili (poza tymi poleconymi przez ubersekretarkę). Jakoś wydawało mi się to nie w porządku. Ale może jeszcze będzie okazja :)

        Odpowiedz
        1. Paweł Schreiber Autor tekstu

          @Jakub – Nie powiedziałbym, że o klasę lepszy. Na pewno inny. Rozbudowanie i szczegółowość świata w NV to dla mnie coś bardzo wyjątkowego – mało jest tak precyzyjnie zrobionych gier. Świat Deusa jest chyba jednak dużo oszczędniej zbudowany. Ale z rozmyciem w Deusie racja – i w rozmowach, i przy podejmowanych decyzjach mam poczucie obcowania z żywym światem, a nie z liczbami, które decydują o tym, co się uda, a co nie. Z koszem – kilka razy było blisko. Wierzę, że się uda. Chociaż nie widzę koszykówki w achievementach, co mnie trochę niepokoi.

          Odpowiedz
          1. Paweł Schreiber Autor tekstu

            O rany! Jest piłka, tak, jak się spodziewałem (tylko z błędnym polskim tłumaczeniem)!! Będę dzielnie próbował.
            FNV vs. DX – ja widać lubię i gruszki, i jabłka, bo obie gry uważam za wielkie.

          2. Dr_Judym

            Paweł — bo obie gry są wielkie, w FNV wyrobiłem jakieś 150 godzin, nie bez powodu :) Mam nadzieję, że o DX:HR jeszcze długo się będzie mówić.

          3. Jakub Gwóźdź

            Jest, wrzuciłem. Teraz zastanawiam się, czy da radę zrobić „Pacifist: Complete Deus Ex: Human Revolution without anyone dying by your hand. (Boss fights do not count.)”

          4. Dr_Judym

            Powinno się dać, aczkolwiek na najwyższym poziomie trudności w pewnym momencie będzie ciężko, jeśli będziesz chciał pomóc pewnej osobie… (2 wizyta w Szanghaju)

          5. Jakub Gwóźdź

            Jak już przy tym jesteśmy – czym różnią się poziomy trudności? Hakowaniem? Ilością znajdek? Celnością? Wytrzymałością? Ilością przeciwników? AI przeciwników?

    1. Dr_Judym

      Btw. nie ma sensu, żeby system ukrywania się był porównywalny z Thiefem, bo to jakby nie te „realia” :) Widzisz postacie w półmroku? To one ciebie też (chociaż momentami mają wzrok iście sokoli). Nie jesteś mistrzem złodziei w alternatywnym świecie z magiczną pelerynką, która powoduje niewidzialność w ciemności.

      W ogóle AI w tej grze jest lepsze niż przeciętne: nie dość, że cucą nieprzytomnych, to jeszcze mają świetny wzrok, widzą przez szyby zamkniętych drzwi, buntują się gdy je przy nich otwierasz, reagują na dźwięki (nawet otwarcie szuflady potrafi ich zaalarmować). Do tego np. hackowanie nie zatrzymuje upływu czasu…

      Co do dialogów, ja bym się tak daleko nie cofał, Alpha Protocol było pod tym względem rewelacyjne, a jeden z końcowych dialogów (wpuszczanie Parkera w maliny) stanowi absolutny hit i mistrzostwo świata… Tyle że mało który recenzent to widział :) Tym niemniej dialogi w DH:HR mają swoją dramaturgię, polecam grać bez social enhancera, bo wtedy gra staje się zbyt łatwa :)

      Odpowiedz
      1. Paweł Schreiber Autor tekstu

        @Dr_Judym – Tak, „Alpha Protocol” to też świetny przykład. Ale „DX:HR” kładzie jeszcze do tego spory nacisk na element emocjonalny – bo tam jednak chodziło głównie o sprawy wagi państwowej. Teraz jestem tymi dialogami jeszcze bardziej zachwycony, bo od czasu dokonania wpisu przeprowadziłem jeszcze kilka niezłych rozmów.
        „mało który recenzent to widział” – zjechanie „AP” przez recenzentów i zignorowanie go przez graczy to dla mnie bardzo smutna sprawa. To jest świetna, miejscami genialna gra. System dialogów, wyborów i reakcji ludzi z AP to coś, co powinno stać się powszechnie naśladowanym modelem, a jakoś utonęło. Całe szczęście, że DXHR jest pod tym względem bardzo do AP podobny (i myślę, że się po prostu na nim wzoruje). Może dzięki temu te pomysły nie zginą.
        Coś o AP będzie trzeba napisać (kiedyś z Olafem sobie obiecaliśmy, że się kiedyś przy kawie o tę grę pokłócimy – on nie był nią zachwycony, a ja AP bardzo, bardzo, bardzo cenię).
        Cień wykorzystuje się nie tylko w Thiefie – kłania się też choćby Splinter Cell. Ale zgoda, że nie o to w Deusie idzie i nie jest to jakaś wada. Ukrywanie się jest tu gdzieś między Metal Gear Solid 2 a Splinterem – i dobrze.

        Odpowiedz
    2. Paweł Schreiber Autor tekstu

      Oj, zapchajdziury od razu;). DXa kupiłem w dniu premiery, ale okazało się, że kod aktywacyjny nie działa, więc dobrych kilka dni korespondowałem sobie ze Steamem – stąd poślizg. A wrażenia na tyle dobre, że stwierdziłem, że już po czterech godzinach muszę coś napisać. Po sześciu jestem jeszcze bardziej tą grą zauroczony.

      Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @Bartek – Nie, na pewno „Arcanum”. Pamiętam, ile się napociłem, żeby tego jaszczurka zagadać. Niesamowita rzecz – bo trzeba się było wpasować w jego sposób myślenia.

      Odpowiedz
  2. Misiael

    To mój pierwszy Deus Ex w życiu. Zabawne, ale nigdy dotąd nie miałem jakoś okazji zmierzyć się z legendą tego cyklu. Najwidoczniej dobrze zrobiłem, bo, póki co, wrażenie jest kolosalne. Oto jeszcze jedna z gier, które się przeżywa – wszystko tam żyje, istnieje, NPCty nie są jeno statystami. Czołgając się ciasnymi tunelami wentylacyjnymi podsłuchałem rozmowę dwóch strażników, którzy dyskutowali o „jakimś starym filmie o policjancie, który uległ wypadkowi, po czym został zcyborgizowany”. Nie sposób się było wtedy nie uśmiechnąć, zwłaszcza gdy współrozmówca dopytywał się, czy to aby nie ten film, w którym gał Van Damme. Takich smaczków w całej grze poukrywanych jest mnóstwo. Iluzja żyjącego świata jest kolosalna. Wow. Wow. Mam już zaplanowane sesje z poprzedniczkami tego zacnego erpega, kiedy tylko uporam się z „Buntem Ludzkości”.

    Odpowiedz
  3. Dr_Judym

    Fakt, Azjaci i czarni są przerysowani momentami, ale czy ktoś się czepiał np. Jacoba w Mass Effect 2, że zaciąga jak rasowy gangsta z dzielni?

    Btw. zaczynają się pierwsze memy z udziałem DX:HR, to jest piękne :))

    http://www.youtube.com/watch?v=Y414Q7vVgYU

    Klasyczny song, klasyczna gra, klasyczne kocie ruchy, czego chcieć więcej :D

    Odpowiedz
      1. Paweł Schreiber Autor tekstu

        Ale jest na pewno lepiej zrobione niż w pierwszym „Deusie”, a już tam źle nie było (napięcie przy czytaniu cudzych maili połączonym z zerkaniem na licznik ICE Breakera pamiętam do dziś). I na pewno ciekawsze od hakowania w Bioshocku. System Shocku 2.

        Odpowiedz
        1. Jakub Gwóźdź

          SS2 już nie pamiętam, ale w Bioshocku przy hackowaniu trzeba było ciutkę chociaż pokombinować. W Falloutach też trzeba było pomyśleć.

          W Deusie HR hackowanie jest najbardziej zręcznościową częścią gry, gdzie liczy się odrobina fuksa i szybkie klikanie w razie braku tego fuksa. Normalnie podczas gry jest dużo kombinowania – czy iść tędy, czy tamtędy, czy strzelać, czy się przekradać. A gdy dochodzi do hackowania, można mózg wyłączyć.

          Co nie zmienia rzeczy, że większość komputerów po drodze shackowałem – opłacało się bardziej od wpisywania haseł/pinów :)

          Odpowiedz
  4. Pancho

    Dobra, skusiłem się i kupiłem w piątek Deux Ex Human Revolution. Gra po prostu fenomenalna pod każdym względem – fantastyczny cyberpunkowy klimat (korporacje, cyberczepy, konflikty społeczne, sieć), świetny mechanizm łamania zabezpieczeń, kupę sposobów na odkrywanie tajnych pomieszczeń i ścieżek, świetna fabuła, fajne misje drugoplanowe, super, że mogę przeważnie wybierać sobie (zgodnie z aktualną ochotą), czy chcę przejść misje skradając się czy na hurra, bardzo dobrze rozwiązany mechanizm rozwijania postaci, komfortowy interfejs, oldschoolowy (ale w bardzo pozytywnym znaczeniu) mechanizm zarządzania ekwipunkiem. Po prostu bajka. Ok, może AI nie jest szczytem marzeń, ale też strasznej tragedii nie ma. Wciągnąłem się na całego. Dla fanów Fallouta 3 czy New Vegas, Knights of the Old Republic czy pierwszego Mass Effect po prostu must-have. Nowoczesne RPG z najwyżej półki. Najpoważniejsza wada to fakt, że zmarnował mi weekend, grałem kilkanaście godzin.

    P.S. Piłkę wrzuciłem do kosza dwa razy. Tak, jest za to achievement :)

    Odpowiedz
  5. mrrruczit

    No cóż, jako że powyższy tekst bardzo mnie nakręcił, a się zawiodłem, żądałbym zwrotu złotówek wydanych na Deusa, ale na szczęście gram na pożyczonej kopii (oryginalnej, na PS3 żeby nie było).

    UWAGA SPOILERY! Acz niewielkie chyba.

    Ad. 5) Ważne Dla Fabuły dialogi może i są dobre, aczkolwiek jak na razie miałem może dwa (z Weteranem Wojennym i z Panem Sarifem) i nie były powalające (dużo lepsze, ciekawsze, bardziej zajmujące i zwyczajnie ciekawsze były w Alpha Protocol).
    Ale głównym problemem są zwykłe dialogi, które są drętwe i takiese – choćby rozmowy ze skośnooką kobietą pracującą dot. jej porwanej koleżanki. Nuda.

    Ad. 9) Może to kwestia tego, że za mało grałem (właśnie zjechałem windą po rozmowie z holograficzną Elizą), ale w grze żadnych przemian nie widzę.

    Z pozostałymi się zgadzam (raj dla eksploratora, fajne skradanie), na razie nie mogę polemizować, bo za mało grałem (uniwersalność, paranoiczność, wielozadaniowość), albo się nie mogę ustosunkować, bo nie grałem w DE1.

    —————
    Dla mnie podstawowym problemem Human Revolution jest modułowość/recycling:
    – Wszystkie monitory, których mogę użyć, wyglądają tak samo, we wszystkich firmach system operacyjny/program do maili wyglądają tak samo (chociaż wytłumaczenie ograniczenia do 4 maili jest świetne, trochę jak pytanie o konie w Wiedźminie 2 [a właściwie odpowiedź na nie]), zawsze pierwsza szuflada od góry jest otwieralna, jeśli trafię na dwóch rozmawiających strażników pewne jest, że za chwile skończą i się rozejdą, żebym mógł przejść.
    – Faktycznie, możliwości obejścia danego problemu są różne, ale z drugiej są podane jak na tacy. Jeśli skradam się korytarzem i widzę zamknięte Ważne Drzwi, Laser, Przeciwnika (którego nie mogę w cicho znokautować) – to znaczy, że nie zauważyłem otworu wentylacji i trzeba przestawić lodówkę.

    Do tego dorzucę liniowość (bo rozgałęzienia są śmieszne – np. zabicie lub podrzucenie narkotyków; chyba, że kiedyś tam wpłyną na rozgrywkę, wtedy z chęcią to odszczekam, bo cały czas mam nadzieję).

    Durnowatość nieinteraktywnych momentów (no dobra, jednego jak na razie) – „panic room” i wypchnięcie Jensena z pomieszczenia, no myślałem że mu krzywdę zrobię.

    Tak czy siak grę zamierzam przejść (bo skradanie połączone z nokautowaniem/zabijaniem przeciwników mnie nadal bawi) i wrócić do tematu :)

    Odpowiedz
  6. Paweł Schreiber Autor tekstu

    @mrrruczit – Cieszę się, że nie będę Ci musiał zwracać wydanych na grę złotówek:). Ja po ukończeniu DXHR podtrzymuję to, co napisałem powyżej, chociaż mam też potrzebę napisania tekstu uzupełniającego, 10 powodów, dla których zgrzytałem na nowego Deus Exa zębami, albo dla których nie jest tak dobry, jak pierwszy Deus Ex.
    ad. 5 – O, a ja wciąż pozostaję pod wielkim wrażeniem wszystkich momentów, kiedy w DXHR musiałem kogoś do czegoś przekonać. Dialogi z „AP”, które też uwielbiam, pozostają moim zdaniem jednak w tyle. Kobieta pracująca – racja. Ale już quest zlecany później przez Malik – przeuroczy.
    ad. 9 – Tu dużo racji. Mam wrażenie, że cała fabuła jest tu poprowadzona nieco słabiej niż w „jedynce”, włącznie ze stopniowaniem zmiany nastawienia bohatera do rzeczywistości. Za to bardzo ciekawie w tym kontekście wypadają zakończenia, w których Jensen wyjaśnia, które z jego doświadczeń i nastawień mogły prowadzić do takiego, a nie innego wyboru (ale doświadczenia i nastawienia wspólne dla wszystkich graczy – to raczej ćwiczenie z tego, jak różne wnioski można wyciągać z tej samej historii). Szkoda, że autorzy umieścili w grze właściwie tylko jedną główną przemianę, w cyborga szukającego kobiety/zemsty/sprawiedliwości. Spodziewałem się trochę więcej. Tu jest kilka b. zręcznie zbudowanych metafor, ale fabuła nie zawsze umie za nimi nadążyć.
    Jeszcze dopisek do (nie)liniowości – jest przynajmniej kilka decyzji, których wyniki twórcy umieją potem mocno zaznaczyć. Mieliśmy z Olafem piękne nieporozumienie, bo on opowiadał mi o przejmujących konsekwencjach śmierci pewnej postaci, której się nie da ocalić, a ja zupełnie nie wiedziałem, o czym mowa, bom ją ocalił.
    Do serii „Geneforge” Jeffa Vogela jeszcze „DXHR” daleko, ale źle nie jest.
    Miłego grania – mam nadzieję, że sporo uciechy jeszcze przed Tobą i że choć trochę swój sąd złagodzisz :).
    (a ja wciąż czekam, aż będę miał dość czasu, żeby porządnie sobie potrenować we „Frozen Synapse”)

    Odpowiedz
  7. Perryaxe

    Deus Ex Human Revolution przerósł poprzednika chyba w każdym detalu, jak np druga część Baldurs Gate. Nie wiem gdzie można by było znaleźć te „10 powodów” dla których miałoby być inaczej.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski

      „Deus Ex Human Revolution przerósł poprzednika chyba w każdym detalu”

      Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Choćby ten mały, ale irytujący szczegół – nie ma możliwości przejścia gry jako absolutny pacyfista, czyli nie zabijając nikogo.

      Odpowiedz
    2. Aleksander Borszowski

      Godni wyśmiania bossowie, gorszy system rozdawania punktów doświadczenia (promujący określony, żmudny styl gry zamiast wykonywania zadań), mniejsze, prostsze lokacje (level design w „jedynce” cały czas górą), gorzej nakreślone postacie (w nowym DX zapadają w pamięć tylko Pritchard i Sarif) i nie tak pamiętne dialogi.

      Trzeba było nie dopisywać, że „poprzednik” to pierwszy Deus Ex. :x Nie, żeby DX1 był perfekcyjny, ale kult ma swoje przyczyny.

      Odpowiedz
      1. Perryaxe

        ’nie ma możliwości przejścia gry jako absolutny pacyfista, czyli nie zabijając nikogo”

        To mi nie przeszkadzało, przecież gdyby bohater nie trafił choć parę razy na wroga świadomego jego obecności. Po za tym, po tych długich poziomach po których przechodziło się jak przez masełko, trza było spróbować orzecha żeby się nie rozleniwić.

        'Godni wyśmiania bossowie”

        Ja się wcale nie śmiałem, gdy ta pani z picusa rozwalała mnie ciągle.

        „gorszy system rozdawania punktów doświadczenia (promujący określony, żmudny styl gry zamiast wykonywania zadań),”

        Nie rozumiem, ja wykonywałem zadania. I ten mój styl nie był wcale przez grę określony, miałem chyba w tym względzie podobne dylematy jak w przypadku pierwszej części. Ta część dodatkowo dała mi jeszcze fajny sposób na skradanie się.

        „mniejsze, prostsze lokacje (level design w „jedynce” cały czas górą)”

        To że są mniejsze i prostsze to zaleta ? Dróg w nich też więcej do przejścia nie było niż w Human Revolution. Na przykład do statuy można było wejść na dwa sposoby. Do fortu clinton można było się dostać na dwa sposoby. W Human revolution też przeważnie mamy dwa sposoby na przejście obszaru.

        „gorzej nakreślone postacie (w nowym DX zapadają w pamięć tylko Pritchard i Sarif) i nie tak pamiętne dialogi.’

        Jednak nowa część pod tym względem przeważa moim zdaniem. Znaczy się postacie są bogatsze charakterologicznie, te wgłębianie się w ich psychikę.. Jedynka niestety mocno ostaje w tym względzie – Rozmawiając można było dostać tyle co kot napłakał. W dodatku fabularnie deus ex 1 przesiąknięty jest głupimi teoriami spiskowymi (druga jednak podejmuje temat dużo poważniejszy, nie ?).

        Odpowiedz
  8. mrrruczit

    @Pawle, Perryaxe poniekąd wywołuje cię do tablicy – ” mam też potrzebę napisania tekstu uzupełniającego, 10 powodów, dla których zgrzytałem na nowego Deus Exa zębami, albo dla których nie jest tak dobry, jak pierwszy Deus Ex”.
    @Perryaxe – polecam The Last Of Us, zobaczysz co to znaczy dobrze zrobione skradanie i wiarygodni przeciwnicy :)

    PS: Frozen Synapse!

    Odpowiedz

Skomentuj Paweł Schreiber Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *