Skanujemy: żałoba a la Skyrim

W swoim wpisie o „Skyrimie” wspominałem sobie, jak „Daggerfall”, gra pod wieloma względami nieznośna i nieudana, nauczył mnie tego, ile w nawet najbardziej widowiskowej grze wideo może dać wyobraźnia. Moje dotychczasowe doświadczenia z gry w „Skyrim” właśnie na tej nauce się opierają. W końcu mechanika rozgrywki w najnowszej części „The Elder Scrolls” nie zaskakuje, a po setkach godzin spędzonych w „Oblivionie” może czasem trochę nużyć. Liczy się więc przede wszystkim pięknie zbudowany świat – i to, co w niego wniesiemy. Nie każdy growy świat zachęca do tego, żeby go uzupełnić własnymi emocjami. Cudownym przykładem tego, jak dużo można do „Skyrima” dodać od siebie, jest świeżutki tekst Johna Walkera na Rock Paper Shotgun, „The Life and Death of Skyrim’s Lydia”.

Walker opowiada o swojej pomocnicy, którą przydzielił mu jarl z Białej Grani. O tym, jak (zgodnie z tradycją serii) głupio się zachowywała. O tym, jak raz po raz właziła na płytę uruchamiającą i w związku z tym raz po raz dostawała po gębie wyskakującą w jej stronę kratą z kolcami. O tym, jak się jej nie dawało w żaden sposób zabić.

Lydia.

Aż wreszcie gdzieś zniknęła.

Przeczytajcie. Zobaczcie, jaki tekst można napisać o głupim NPCu. Nie w każdej grze byłoby to możliwe.

16 odpowiedzi do “Skanujemy: żałoba a la Skyrim

  1. ynleborg

    Genialne :)

    Ja tam jestem i zawsze byłem wielkim fanem Bethesdy. Mam świadomość, że ich gry są strasznie zarobaczone. Jednak robią gry skoncentrowane na fantastycznych, otwartych światach i tym mnie całkowicie kupują.

    Odpowiedz
  2. japko

    Co przypomina mi o pechowym pielgrzymie, spotkanym na drodze z Maar Gan do Gnisis. Zagadnął mnie skromnie, o drogę pytał, nie unosząc się przy tym dumą, jak większość rodaków na mój widok – wszak byłem N’wah. Zaoferowałem wspólną podróż, a ponieważ byłem podówczas magiem całkiem biegłym w sztuce przemiany, rzuciłem na kompana zaklęcie lewitacji, które znacznie ułatwiło przebycie stojących na drodze gór. Pogrążony w medytacji przypomniałem sobie o towarzyszu w chwilę po ponownym sięgnięciu ziemi – jednak ów zniknął. Wśród okolicznych krzewów przechadzały się jedynie dorodne kagouti. Wtem! Jak nie grzmotnie o ziemię, tuż obok mnie! W przebłysku zrozumienia przypomniałem sobie o Tarhielu.

    Dumny z przechytrzenia przeszkody, zignorowałem fakt, że mój towarzysz, nie tak biegły w kontroli potężnych nośnych prądów magicznych jak ja, może nie poradzić sobie z powrotem na ziemię. Skończyłem jego pielgrzymkę ku Kaplicy Męstwa, po czym udałem się na brzeg jeziora Amaya, do Kaplicy Pokory. Dopiero wtedy zrobiło mi się lżej.

    Zaklęcie zaś, zwane od tej pory Rozkazem Ikara, zawsze powinno mieć wpleciony efekt powolnego opadania, aby nie narażać niepotrzebnie niewprawionych w magii.

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      Pamiętam, jak pierwszy raz uruchomiłem „Arenę” i zobaczyłem, że są tam WSZYSTKIE prowincje. Szok. A wrzucenie całego Tamriel do Skyrima – może to ukłon w stronę modderów? Żeby im się tylko chciało… I trochę to jednak ogranicza ich inwencję. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ale na pierwszy rzut oka bardzo mnie cieszy.

      Odpowiedz
  3. mrrruczit

    Wzruszające i zabawne zarazem – „I could at least get her home, have her corpse in my house, like any normal person.”
    Widzę, że 'jakoś’ NPCów towarzyszących nie zmieniła się od czasów Fallouta 3.

    Odpowiedz
    1. SumioMondo

      Niestety, zmieniła się – teraz nie mają historii, „osobistych” linii dialogowych i questów.

      Nie wiem, co popchnęło Bethesdę do pozbawienia towarzyszy osobowości, ale bardzo mi się to nie podoba, liczę na jakieś dodatki, które to poprawią. Sam ucieszyłem się, kiedy otrzymałem Lydię jako pomoc w swojej Wielkopomnej Misji, ale uśmiech szybko mi zrzedł, kiedy zobaczyłem, że wszystkie rozmowy z nią są czysto praktyczne, „podaj-przynieś-pozamiataj”.

      Choć przyznam, że niezamierzony zapewne przez scenarzystów sarkastyczny ton, jakim mówi „I’m sworn to carry your burdens”, dodał jej nieco pazura. (Stąd wzmianka Walkera o jej pasywno-agresywnej osobowości). Taka mała rzecz, a cieszy.

      Odpowiedz
  4. Paweł Schreiber Autor tekstu

    @mrrruczit, SumioMondo – Ale NPCe w Falloucie 3 też nie byli zbyt ciekawi. Dopiero Fallout: New Vegas, to było coś. Ale w grach Obsidiana, od Tormenta (choć to jeszcze formalnie nie Obsidian), zawsze były świetne postaci (i prawie zawsze była to cudowna parada dziwolągów). Moim ulubieńcem pozostaje w tej kwestii KotOR2 (w moim baaardzo subiektywnym rankingu lepiej napisany od Tormenta).
    A postaci w TEScah w ogóle są bezbarwne. Na dobrą sprawę pamiętam tylko kilka z Morrowinda – oczywiście Viveka, ale też Barenziah i jej biografa. Po przeczytaniu tylu książek na jej temat, spotkanie z nią twarzą twarz – to było coś. I takie już są Elder Scrollsy – arcyciekawy świat pełen arcyciekawych książek i nudnawych postaci.
    W tekście Walkera ujęło mnie to, że gra na tyle mocno na niego wpłynęła, że chciało mu się tyle emocji przywiązać do postaci prawie bez właściwości. To świadczy o Walkerze, ale świadczy też o grze.

    Odpowiedz
    1. SumioMondo

      Bo Bethesda nie potrafi niestety tworzyć postaci – o czym świadczą nawet animacje! ;) „Arcyciekawy świat pełen arcyciekawych książek i nudnawych postaci” – chociaż nie jestem zwolennikiem TESowskich mitologii i historii, opis ten pochwalam, bo mi się podoba. Zawsze bawi mnie, że jedyne postacie, które mnie interesują, to te w książkach i tych książek autorzy.

      Skrót myślowy – mając na myśli ostatnie dzieło Bethesdy, przytoczyłem przykład New Vegas, a szczerze mówiąc nie wiem, jaki wkład mieli w proces twórczy tej gry.

      Niemniej myślałem, że współpracując z Obsidianem, czegoś mogli się nauczyć, a tu taki placek. Kiedy już posmakowałem czegoś lepszego, trudno wrócić do zwyczajnej diety. Dziwi mnie, że tak wielka firma nie ma ochoty/możliwości zatrudnienia lepszych animatorów i scenarzystów. Przynajmniej muzyka jest jak zwykle doskonała, niech żyje Jeremy Soule.

      Odpowiedz
      1. Paweł Schreiber Autor tekstu

        @SumioMondo – Scenarzystów – ale chyba nie en masse, tylko tych od pisania dialogów. Bo fabularnie „Skyrim” wraca do starej, dobrej tradycji porządnych scenariuszy z sensowną intrygą polityczną w tle. Nikt inny takich fajnych nie robi. Arcydziełkiem był w tym zakresie Morrowind, w którym nie ma różnicy między polityką a teologią, a pewnym upadkiem – „Oblivion”, gdzie polityka ograniczała się do „źli ludzie zabili cesarza i przywołują potwory, zabij złych ludzi i potwory, znajdź dziedzica”.
        A na marginesie wszystkich tych uwag – po krótkim rozkręceniu jestem już „Skyrimem” zachwycony. I ta polityka, i powrót do dziwacznego świata, który sam się prosi o odkrycie… Średniawe (choć ciekawsze niż w poprzednich częściach!) postaci mi nie przeszkadzają.

        Odpowiedz
  5. Antares

    Ah Lydia… Jestem zazwyczaj bardzo daleki zachwycaniem się kobiecymi postaciami w grach wideo, gdyż preferuję kobiety z krwi i kości. Dlatego też w „Mass Effect 2” moją przyboczną drużynę stanowili Garrus i doktorek, choć obcisły kombinezon Mirandy kusił, a gdzieś tkwił żal, że romans z Kelly nie jest punktowany osiągnięciem i możliwy jest dopiero po zakończeniu właściwej rozgrywki. W myśl tej zasady, gdy przydzielono mi Lydię jako towarzyszkę, moją pierwszą myślą była wizja pustej lalki, którą będę musiał chronić przed własną głupotą i masakrującymi nieuważnych podróżników Gigantami. Z czasem jej towarzystwo stało się powszedniością w świecie Skyrim, zaś w porównaniu z innymi przedstawicielkami płci pięknej w grze zacząłem doceniać jej urodę – dość nachalną swoją drogą, przywodzącą na myśl gwiazdy amerykańskiego kina. Jakże duże było moje rozczarowanie, gdy zabugowana gra nie pozwoliła mi pojąc Lydii za żony. Z rozsądku (i chęci kasowania 100 złotych monet co 24 godziny) wybór padł na całkiem sympatyczną bretonkę Muiri (http://elderscrolls.wikia.com/wiki/Muiri ). Dziwnie jednak się czułem dzieląc swoje domostwo w Białej Grani z dwiema różnymi kobietami. Toteż gdy wyczytałem wczoraj w sieci o kodzie umożliwiającym przypomnienie Lydii opcji dialogowej zapewniającej możliwość zamążpójścia olałem blisko dwadzieścia godzin spędzonych z grą i wczytałem zapis w którym byłem jeszcze kawalerem. Teraz mogę mieć swoją waleczną norską żonę zawsze przy sobie – nie tylko ochrania mnie w walce i nosi moją broń i pancerze, ale też i wyczarowuje pyszne posiłki z nicości ;)

    Odpowiedz
  6. Dawid Walerych

    Lydia właśnie odeszła. Zrobiliśmy nalot na dom Alvy w Morthal i panie… no cóż… skoczyły sobie do gardeł. Skąd mogła Lydia, biedactwo, wiedzieć, że Alva w skakaniu do gardeł ma, że tak powiem, pewną wprawę… Leży tam teraz Lydia pod łóżkiem i… chlip.. nie mogę już pisać.

    Odpowiedz
    1. sith

      Chyba musiałeś jej trochę pomóc, moja Lydia nie dała się uśmiercić nawet krasnoludzkiemu centurionowi. Sam ładowałem do niego przez 5 minut z łuku zza przejścia dla niego zbyt wąskiego ;) Może jestem kiepski, ale wcześniej zmiażdżył mnie jednym zaklęciem.

      Co do samej bohaterki wpisu- też mocno się z nią zżyłem. Robiłem podchody do jednej z pierwszych warowni bandytów, wpadłem tyłem od strony gór, żeby mnie nie zauważyli. Nie żebym się jakoś szczególnie ukrywał, raczej lecę w ciężkiej płytówce z pieśnią na ustach, ale tak jakoś się złożyło że przebijałem się na jana przez las. Lydia oczywiście zgubiła się gdzieś po drodze, nawet nie pomyślałem, żeby na nią poczekać- wtedy jeszcze była dla mnie wyłącznie tragarzem. Po szybkiej wymianie ciosów padł herszt bandy i kilku jego przydupasów, ja zaś zająłem się plądrowaniem ich skromnych włości. Aż tu nagle słyszę odgłosy walki, z zaciekawieniem wychodzę na most łączący obie wieże i widzę… Lydię, która przebiła się od drugiej strony, wyczyściła całą drugą wieżę i właśnie zabijała ostatniego bandytę na moście. Prawie, jakbym grał w coopie z drugim graczem.

      Swoją drogą- co-op w Skyrim, to by było coś…

      Odpowiedz
      1. Dawid Walerych

        Ależ Wysoki Sądzie, klnę się na Talosa żem pomagał, ale broniąc imć Lydii przed furyją nie tylko owej bestii Alvy, ale też jej męża, który zdradliwie w plecy jął mnie dźgać. Jakżem się wśród tej bitki odwrócił to żem ino widział promień jakowejś magyii okrutnej, którą Alva Lydię smagała. I zaraz już Lydia bez życia legła. Alem, gdy już pan domu – ten zdradnik przebrzydły – padł bez ducha, Avlę na schodach do jej skrytki dopędził i tam tłukł, Wysoki Sądzie, w afekcie, tak długo, aż z niej życie uszło, wśród o litość błagań. Takem ja Lydię pomścił okrutnie.

        Odpowiedz

Skomentuj Paweł Schreiber Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *