do not WALKEN outside this area

Christopher Walken gra we wszystkim, co porusza się 24 klatki na sekundę. Wynika to prawdopodobnie z tego, że – mimo swojego wieku – wciąż pamięta jeszcze milczący telefon początkującego aktora. W fantastycznej rozmowie z Henrym Rollinsem dodał, iż w zasadzie nie ma żadnego hobby i po prostu lubi grać (serwis IMDb wyświetla jego 117 ról!). W efekcie obok tytułów wybitnych w rodzaju „Łowcy jeleni” Michaela Cimino (Oscar za rolę drugoplanową) czy „Pogrzebu” Abla Ferrary, wystąpił też w wielu obrazach tak złych – cytuję – że sam nie miał ochoty ich obejrzeć albo po prostu nie trafiły one nawet na kasety wideo. W 1996 roku wystąpił także w dwóch bardzo dobrych grach komputerowych: przygodówce FMV „Ripper” oraz kosmicznym symulatorze handlowym „Privateer 2: The Darkening” (dla tej drugiej produkcji kupiłem swój pierwszy pecetowy joystick).


WALKEN of choice

Walkena warto jednak oglądać nawet w najgorszych filmach, bo jest po prostu wybitnym aktorem, za każdym razem stwarzającym niepokojącą kreację. Dlatego też ostatnio postanowiłem zobaczyć „Burzę mózgów” Douglusa Trumbulla, film s.f. z 1983 roku. Przed seansem spodziewałem się najgorszego, a to najlepszy spośród słabszych filmów, w jakich wystąpił Chris. Rzecz traktuje o grupie naukowców, którzy testują urządzenie pozwalające nagrywać pełnię doświadczeń człowieka i wielokrotnie je odtwarzać. W „Burzy mózgów” są oczywiście momenty żenujące (sceny w fabryce), ale poza tym film ciekawie przedstawia empatię, a potem nieoczekiwanie próbuje dotknąć tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci (tu można tylko nieudolnie próbować…). Sekwencja pokazująca przemierzanie komórek pamięci naukowca tuż po jego agonii jest bardzo pomysłowa i poruszająca. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że moment, w którym umierająca kobieta podłącza się do urządzenia nagrywającego jej zgon, wydaje się kluczowym w refleksji o zachowaniu współczesnego człowieka. „Burza mózgów” to oczywiście dziecko swoich czasów – totalnej wizji rzeczywistości mogłaby jej pozazdrościć większość nowych dzieł fantastycznych – bo niektóre ultranowoczesne rozwiązania przedstawia za pomocą analogowych środków (jednak nie jako świadome retro à la ebonitowy telefon w „Matriksie”). I tak nośnikiem służącym do rejestrowania doświadczeń jest taśma magnetyczna, a montaż odbywa się często za pomocą nożyczek i taśmy klejącej (choć oczywiście są też obecne zalążki komputerowej sieci, a filmowe pecety są sexy). I właśnie scena, gdy jeden z naukowców przekazuje drugiemu nagraną taśmę podziałała na mnie, jak magdalenka w „Poszukiwaniu straconego czasu” Prousta. Przypomniałem sobie, że kiedy ponad dwadzieścia lat temu w moim domu pojawił się kuzyn z magnetofonem do posiadanego przeze mnie Commodore 128, początkowo nie rozumiałem idei (ha!) tego urządzenia „w kontekście” komputera. Dotychczas grałem tylko w tytuły z kartridża (piłka nożna, szachy i gra, której zasad chyba też nie rozumiałem), a tu nagle „taśmociąg”. Byłem przekonany, że magnetofon oznacza, iż grać będę mógł tylko w trakcie odtwarzania taśmy – jak podczas słuchania muzyki. Pojęcia RAM czy ROM dla ROMka nie były jeszcze wtedy wystarczająco jasne… Kilka dni później, śrubokręt zegarmistrzowski oraz regulowanie głowicy magnetofonu (system Turbo!) nie miały już przede mną żadnych tajemnic. Byłem niczym Kwinto przy sejfie.

To zabawne, że film traktujący również o pamięci odblokował moją pamięć odnośnie pierwszych wrażeń o zapomnianym nośniku danych. Tyle zapamiętałem. Żeby jakoś (non)sensownie zakończyć posłużę się moim ulubionym cytatem – nie, nie „more cowbell”! – z Christophera Walkena:

„Mam w sobie naturalny rodzaj obcości, dlatego tak trudno jest mi zagrać zwykłego faceta”.

Rola, dla której Walken stracił głowę. "Jeździec bez głowy" Tima Burtona

7 odpowiedzi do “do not WALKEN outside this area

  1. Paweł Schreiber

    Uwielbiam ten teledysk Fatboy Slima! Jest taka anegdotka teatralna o „Trzech stygmatach Palmera Eldritcha” w reż. Jana Klaty: przychodzi Peszek (grający Leo Bulero) do Klaty i mówi, że nie wie, kogo ma grać. Klata go zaprasza do siebie i pokazuje mu ten teledysk. I Peszek już wie. Gra potem najlepszą rolę w tym przedstawieniu. I powtarza cudowną Walkenowską choreografię.

    Odpowiedz
    1. Roman Książek

      Tak! Sam, a raczej Jan, Peszek opowiadał, że Klata pokazał mu ten teledysk na ich pierwszym spotkaniu dotyczącym „Trzech stygmatów…”. „Weapon of Choice” wyreżyserował Spike Jonze.

      Odpowiedz
      1. SumioMondo

        Zacząłem czytać tekst… O, „Weapon Of Choice”, widziałem to dziesiątki razy… Po 4 minutach wróciłem do lektury.

        Czasem multimedia odciągają uwagę od treści, hm?

        Uwielbiam ten teledysk.

        Odpowiedz
        1. Roman Książek

          Nie dziwię się! Czym jest moja łże-treść wobec teledysku Jonze’a i przede wszystkim geniuszu Walkena? O, wrzucę mój drugi ulubiony cytat z Chrisa, tym razem z bondowskiego „A View To a Kill”: „Intuicyjna improwizacja – oto cecha prawdziwego geniuszu” (Max Zorin po zabiciu „zbędnego” policjanta).

          Odpowiedz
          1. SumioMondo

            Jakimś cudem przegapiłem, że jest Bond z Walkenem, mam za swoje za oglądanie Bondów nie po kolei

            Może nawet mam gdzieś ten film, poszukam później. I dziękuję za teledysk, bo zupełnie o nim zapomniałem, a rozjaśnił mi ten szary dzień.

    2. mrrruczit

      Łaaaa, Dick na scenie? Z Peszkiem? Czemu ja o tym nic – aaa, w Krakowie…

      Ostatnio mi mignął w TV Ostatni sprawiedliwy (Last man standing) z Willisem i Walkenem. Niby film średni, ale dzięki tym panom (+ William Sanderson, którego lubię we wszystkim przez Łowcę Androidów) szalenie sympatyczny :)

      Odpowiedz
      1. Roman Książek

        Zapowiadało się nieźle: remake filmu Akiro Kurosawy reżyserowany przez Waltera Hilla. Ale przynajmniej Willis plus Walken to znakomite połączenie (heh, prawie jak w „Pulp Fiction”). Scena, w której szef gangu mówi, że nowy człowiek w mieście (Willis) jest dobry, na co Walken – w pomieszczeniu wypełnionym ludźmi – wyciąga karabin, bez zastanowienia puszcza serię 360, po czym nieprzytomnie pyta: Ale czy tak dobry jak ja? – bezcenna. No i zamroczona odpowiedź Walkena na pytanie Willisa „Słyszałem, że zabiłeś swojego ojca?”: A opowiadali ci o płonących dzieciach?

        Odpowiedz

Skomentuj Roman Książek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *