Konkurs wg Schreibera

Kaliope z tatą.

No i masz. Pozazdrościłem wszystkim jurorom, którzy już się wypowiedzieli na temat konkursu i nadesłanych prac. W poprzednim wpisie Piotrek napisał o tym, co mogło wypaść lepiej. Moim zadaniem pozostaje więc napisanie o tym, wszystkim, co wypadło tak dobrze, jak się da.

 

Oczywiście, zdarzały się lapsusy i niezręczności. Przypominały mi zawsze o pewnym incydencie z mojej kariery pedagogicznej, kiedy na zajęcia z młodzieżą licealną przygotowałem fragment tekstu w swoim tłumaczeniu z angielskiego. Byłem z tego tłumaczenia bardzo zadowolony, więc nie omieszkałem głupio się pochwalić, że moje. Kiedy w/w młodzież licealna zobaczyła nastukane moją własną ręką (o 3 nad ranem) słowo „chlep”, zachwytom i radosnemu pianiu nie było końca. Cóż, przynajmniej dobrze się bawili… Do tego rodzaju usterek miałem więc przy ocenianiu stosunek dość pobłażliwy, myśląc o wszystkich podobnych, które mi się już zdarzyły i które się jeszcze zdarzą. (Przy lekturze Piotrkowego tekstu zrobiłem sobie krótki rachunek sumienia i zorientowałem się, że każdy wymieniany przez niego minusik można by świetnie zilustrować jakimś moim tekstem na Jawnych – w końcu też się uczę pisania o grach, robię to dopiero od początku stycznia)

Nie pamiętam, żebym to napisał, ale zdradza mnie charakter pisma.

Oceniać było trudno, bo teksty okazały się bardzo różnorodne. Wśród autorów byli i debiutanci w pisaniu o grach, i doświadczeni, a nawet zasłużeni na tym polu blogerzy oraz krytycy gier, których dorobek w tym zakresie stanowczo przekracza choćby mój. Od licealistów po stare dziady takie jak wyżej podpisany i inne dinozaury piszące na Jawnych. Teksty były poważne, bardzo poważne i zupełnie niepoważne. Kryteria oceny musiały być elastyczne. Wiadomo też było, że w samych ocenach pojawią się spore rozbieżności.

Ale to wszystko mniej ważne wobec czego innego. W polskich dyskusjach na temat pisania o grach często słychać głosy mówiące o tym, że wystarczą recenzje, zapowiedzi i szczypta skromnej publicystyki. Nie trzeba i nie warto pisać poważniej albo bardziej skomplikowanie, pogłębiać i zaskakiwać, bo gry są do zabawy, nie do myślenia. Na Jawnych Snach od samego początku chcieliśmy pokazać, że ciekawie myśleć o grach też się da, i że niekoniecznie oznacza to wymądrzanie się, albo szukanie głębi tam, gdzie jej nie ma. Wierzyliśmy, że są odbiorcy, którzy takich tekstów potrzebują, chętnie by je czytali i pisali. Staliśmy się jeszcze jednym głosem w ciągle rosnącym chórku zwolenników dorosłego pisania o grach wideo, razem z naszymi przyjaciółmi i dyskutantami z wielu innych miejsc w Sieci. Nie wiem, czy nawet wszyscy razem jesteśmy w stanie zostać znaczącą siłą w polskim pisaniu o grach, ale widzę, że powstaje coraz więcej miejsc, gdzie można o grach popisać tak, jak wolimy, bez narażania się na komentarze typu „na co to komu”. Widzimy, na co, i widzimy, komu.

Tzw. przeciętny czytelnik Jawnych Snów w oczach tzw. przeciętnego gracza.

Wasze konkursowe prace są jeszcze jednym dowodem na to, że wielu ludzi chce poważnie pisać i rozmawiać o grach. Nie napisaliście ich po nic. Nie napisaliście ich po to, żeby zdobyć nagrody (choć są przednie; czuję się pokrzywdzony, że sam nie mogłem się o nie starać!). Napisaliście je po to, żeby je ktoś przeczytał. Najlepsze będą publikowane na Jawnych Snach i zafunkcjonują jako głosy w dyskusji, na temat gier i problemów gier. Pogadamy i pomyślimy – to jest zawsze najważniejsze.

Wśród konkursowych tekstów jest sporo takich, pod którymi chętnie bym się podpisał, i byłbym z nich dumny. Jest też dużo takich, które po napisaniu bym jeszcze dodatkowo przemyślał i poprawił. Prawie nie ma tekstów skończenie banalnych. Zaczęliście od solidnego pułapu. Pozostaje powtórzyć za Piotrkiem – piszcie, piszcie, piszcie. W dyskusjach u nas i gdzie indziej, na swoich i cudzych blogach. Wszyscy mamy coś do powiedzenia, nie jesteśmy dziwakami, mamy miejsca, w których możemy poważnie porozmawiać. Jest nas sporo. Lubimy pisać. Piszemy niegłupio. Nie wiem, jak Wy, ale ja się z tego bardzo cieszę.

8 odpowiedzi do “Konkurs wg Schreibera

  1. Dawid Walerych

    Dzięki Pawle, że napisałeś ten tekścik. Przypomniało mi to, iż pogratulowałem zwycięzcom konkursu, ale nie podziękowałem wszystkim jego uczestnikom. Za zapewnienie mi bardzo ciekawie spędzonego czasu, z przyjemnością, choć siłą, wykrojonego spośród spraw, które „należy” robić. Sama ilość i różnorodność prac ma swoja wartość – różne spojrzenia, doświadczenia, poglądy.
    Ja też pozwolę sobie przypomnieć swoje dwie zasady, bardziej nawet z punktu widzenia wieloletniego czytelnika tekstów o grach i nie tylko, niż autora, w czym jestem wciąż raczkującym amatorem. Po pierwsze – dystans i krytycyzm do wszelkich porad, „jedynie słusznych poglądów”, autorytetów. Każdy z nich składa się ze spraw bardziej i mniej istotnych dla różnych autorów i odbiorców, także to co napiszę za chwilę. Po drugie – zanim przejdzie się do wynajdowania szczegółów, takich jak „chlep” napisany w środku nocy czy „LA Norie” (co mi tu ostatnio wypomniano, choć bezpośrednim autorem tego błędu nawet nie byłem ja, tylko nadgorliwa autokorekta Worda), warto sobie zadać pytanie dlaczego i po co pisać o grach. Jeśli chcemy osiągnąć mistrzostwo w tym, czego pełno jest w sieci i na papierze, nie ma sensu unikać pisania jednoznacznych newsów, recenzji czy akademickich opracowań. One też mają swoje miejsce. Jeżeli jednak celem jest osiągnięcie czegoś innego, być może istotniejszego, trzeba mieć wiedzę, przekonanie o znaczeniu tekstu i pomysł. I to, moim zdaniem, stanowi 50% jeśli nie więcej sukcesu, a nie warsztat, trening, chwyty i poprawność językowa. To sprawy ważne, ale drugorzędne. Chwyty techniczne widać na pierwszy rzut oka, a doszlifowanie językowe tekstu na połysk, tylko uwydatni silne lub słabe strony treści. Tymczasem nawet pozornie powierzchowne spisywanie własnych doświadczeń, z sercem, ostrością obserwacji i mocnym kręgosłupem moralnym, pozbawione głębszej refleksji, może stanowić większe źródło interesujących informacji i inspiracji, niż doskonały językowo i pełen chwytów oraz odwołań do filozofii elaborat. Choćby nawet było zakończone nie jednym, a dwoma czy – nie daj Bóg – trzema, wykrzyknikami. Dlatego ja polecam – pisać, owszem, ale najpierw myśleć, czytać i obserwować, choćby to miało trwać rok czy dwa, zastanawiając się po co w ogóle o czymś napisać. Ja na to pytanie staram sobie odpowiedzieć zarówno zanim coś sam naskrobię, jak i podczas czytania tekstu największego nawet autorytetu.

    PS. Jak tak wygląda czytelnik JS, to co dopiero autorzy…

    Odpowiedz
  2. Misiael

    @”W polskich dyskusjach na temat pisania o grach często słychać głosy mówiące o tym, że wystarczą recenzje, zapowiedzi i szczypta skromnej publicystyki.”

    Bardzo chciałbym się dowiedzieć, skąd pochodzą te głosy (tzn. – na podstawie jakich źródeł autor stawia powyższą tezę).

    Generalnie się jednak zgadzam – odnoszę podobne wrażenie. Trochę mnie boli, że głosy z Jawnych Snów (plus kompatybilne) docierają do tak wąskiej grupy odbiorców.

    Odpowiedz
  3. SumioMondo

    Nie uważam się za „target” tego bloga. Moja ukochana strona o grach to HardcoreGaming101, gdzie ludzie wciąż znajdują jakieś gry na MAME’a czy jRPGi z lat 90, których wcześniej nie było mi dane docenić – reszta to pojedyncze blogi i fora. Takie strony, jak Escapist często mnie po prostu nudzą, a i tu czasem kwituję pewne rzeczy wzruszeniem ramion.

    Niemniej będę podkreślał znaczenie Jawnych Snów, bo piszą tu ludzie inteligentni i mający coś do powiedzenia. I jasne, że znajdzie to swoich przeciwników, bo każdy chce bronić pewnego status quo.

    Przypomina mi się sytuacja sprzed kilku dni, kiedy John Walker z RockPaperShotgun (Boże, błogosław RPS!) skrytykował w przepiękny sposób najnowsze Call of Duty. Lektura obowiązkowa.

    http://www.rockpapershotgun.com/2011/11/28/why-modern-warfare-3-remains-an-un-game/

    Tekst skrytykował później na Destructoidzie Jim Sterling – i zarówno poziom jego artykułu, jak i komentarzy pod nim zażenował mnie. Nikt nie skupił się na krytyce Walkera, która w końcu w elokwentny sposób wyjaśniła, czemu tylu graczy czuje teraz odrazę do marki Call of Duty – wszyscy rzucili się na niefortunny termin „ungame”, i uznali biedaka za trolla i hejtera. Bo ośmielił się zaatakować coś popularnego.

    No cóż, teraz nawet portal, który ocenia reklamowane wszędzie Uncharted 3 na „8”, musi się z tego tłumaczyć i pozwolić ocenić recenzję twórcy gry (!).

    Taki jest poziom Destructoida, taki jest poziom Kotaku, taki jest poziom wielu blogów i portali o grach. Polecam http://gamejournos.com/ – Ben Paddon regularnie pokazuje, jak bardzo i dlaczego jest w tej kwestii źle.

    A nasi rodzimi blogerzy w dużej mierze celują w stworzenie swojego Kotaku, i zadowala ich, że przeciętny Jasiu wchodzi na ich strony i jest zauroczony. No ale sorry, Winnetou – każdy, kto zna angielski i pomyśli nieco, szybko skojarzy, że 2+2=4 i najlepiej będzie uciec jak najprędzej na inne serwisy. A niezadowolenie z obecnego stanu „dziennikarstwa growego” widać, jeśli zajrzy się poza komentarze na stronach je uprawiających – często spotykam uproszczenie, z którym się nie zgadzam, a które brzmi „strona o grach jest albo polska, albo dobra”.

    Bez felietonów (editoriali) i solidnych artykułów, pisanych przez doświadczonych i konsekwentnych graczy, nie ma dla mnie dziennikarstwa growego. A to jest najczęściej zaniedbywane, skupia się tylko na newsach i newsach, które są prawdę mówiąc wszędzie. „Staram się na bieżąco informować czytelników, co się dzieje!”. To nie wystarczy. Teraz robi to każdy.

    Przestałem kupować PSX Extreme, kiedy spadła tam jakość tekstów niszowych czy związanych z historią serii (zawsze będę im wdzięczny za przypomnienie mi Desert/Jungle Strike), a z drugiej strony pojawiły się tam takie kwiatki, jak ocena „Zajebongo!” na skali podekscytowania. Często czytam w czasopismach obronę przed listowną krytyką czytelników z długim stażem – „to nie my się zmieniamy, to wy się starzejecie!”. Tak, starzeję się, dojrzewam jako gracz, skoro stać mnie na więcej, wymagam więcej! Czegoś takiego, jak dyskusja o „Dark Souls” w nowym Neo+ – nie kupuję tego czasopisma, a przejrzawszy je w Empiku, jako fan From Software poczułem ciepło w sercu.

    Brak krytyki i dyskusji, zbytnia pobłażliwość, płytkość – dziennikarstwo growe często mnie drażni. Nawet recenzje, najważniejsza z punktu widzenia przemysłu rzecz, ulega degeneracji (metacritic, skala 7-10, odwracanie się graczy od drażniących, nieuzasadnionych krytyk czy pochwał, niekonsekwencja recenzentów). Zmiana jest konieczna, potrzeba jej „apostołów”. I nawet jeśli czasem zgadzam się nieco z zarzutami o pretensjonalność, a często nie zgadzam się z kolei z pewnymi obecnymi tu poglądami – uważam, że taka alternatywa jest na gwałt potrzebna.

    Chcę atakowania świętych krów gamingu, chcę wygrzebywania pereł sprzed kilkunastu lat, chcę świeżych spojrzeń na znane mi gry. Zwłaszcza w Polsce. Mam nadzieję, że gdzieś, kiedyś, jakoś sam choć nieco się do tego przyczynię.

    P.S. Po tym, jak znalazłem tu obrońców Dynasty Warriors – ulubionego chłopca do bicia wyznawców poglądu „Gry To Sztuka” – stwierdzam, że nigdy nie osiągnięcie poziomu Pretensjonalnych, Drażniących Właściwie Wszystkich Snobów, więc o to się nie martwcie :)

    Rozwijajcie się i bądźcie zawsze ciekawi!

    Odpowiedz
    1. Olaf Szewczyk

      @SumioMondo

      dojrzewam jako gracz, skoro stać mnie na więcej, wymagam więcej! Czegoś takiego, jak dyskusja o „Dark Souls” w nowym Neo+ – nie kupuję tego czasopisma, a przejrzawszy je w Empiku, jako fan From Software poczułem ciepło w sercu.

      :(
      Jeśli cieszą Cię właśnie takie inicjatywy jak dyskusja o „Dark Souls”, nie licz na to, że będzie ich więcej, jeśli Ty ich nie wesprzesz. Czy dobrze zrozumiałem, że przeczytałeś artykuł w Empiku, po czym wyszedłeś, nie płacąc? Jeśli coś źle zinterpretowałem – przepraszam za nieporozumienie. „Neo+” to dobry magazyn, wielokrotnie namawialiśmy Was w Snach, abyście dali mu szansę, bo takie inicjatywy zasługują na to, by głosować na nie swym portfelem. Jeśli pismo nie będzie się sprzedawać, nie pozyska reklamodawców, nie pozwoli redakcji zarobić na życie – i padnie. Nie ono pierwsze, ale „Neo+” naprawdę byłoby żal.

      Nie rozumiem. Wszyscy wokół narzekają, że brak dobrych publikacji, a w „Neo+” od pewnego czasu w każdym numerze jest ich tyle, by usprawiedliwić zakup pisma. Czy niecałe 10 zł raz w miesiącu to aż tak wysoki pułap, by ratować się lekturą w Empiku?

      Odpowiedz
    2. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @SumioMondo – Miłość do RPS w pełni podzielam – to dla mnie najsensowniejsza formuła pisania o grach. Bez zbędnego krygowania, kiedy się pisze o dobrej zabawie, i bez zbędnego zadęcia, kiedy się pisze o wartościach artystycznych.
      Chociaż raz mi się koszmarnie narazili – kiedy Walker wypisywał w Wot I Think straszliwe głupoty na temat „Fallouta: New Vegas”. Poniosło go widać, albo chciał na siłę napisać tekst na przekór wszystkim.
      To, co w RPSie piękne, to to, jak naturalnie im to pogłębiające, ale nie do końca poważne podejście do gier przychodzi. Na polskim poletku kiedy się wychodzi poza recenzowanie zawsze trzeba się mocno zastanowić nad tym, jaki ton przyjąć. Są dwa ekstrema: z jednej strony pisanie publicystyki w rodzaju „ranking 10 najlepszych biustów w grach na NESa”, a z drugiej przepuszczanie gier przez terminy kulturoznawcze albo szukanie nawiązań do kultury, które potem często okazują się powierzchowne (bo to, że ktoś walnie w grze aluzję do „Ulissesa” Joyce’a nic niewarte, jeśli z tej aluzji nic nie wynika).
      Czy jesteś, czy nie jesteś targetem JS… Ja o targecie w ogóle nie lubię myśleć. Albo wolę myśleć, że powinniśmy mieć wiele różnych targetów – każdy z naszych autorów pisze nieco inaczej, jesteśmy stworem o wielu głowach. Ale jakiś jednolity styl jakimś cudem udało nam się wypracować.
      Dzięki za słowa zachęty! Przysiądę sobie dzisiaj w łączności duchowej nad Dynasty Warriors.

      Odpowiedz
      1. SumioMondo

        @Olaf: Zawsze kupuję pisma, które mi podejdą zawartością – na swoją obronę mam całą półkę w szafie na strychu. Neo+ też bym w piątek kupił (idealne do pociągu, na który czekałem), gdyby nie fakt, że pod koniec miesiąca student cierpi! :(

        Może jeszcze znajdę ten numer w poniedziałek. Jak nie, kupię następny. A najlepiej oba.

        @Paweł:
        Czasem każdego poniesie, tekst o F:NV też pamiętam i oceniam tak samo, ale nie byłbym w stanie przy tylu doskonałych Wot I Think mieć im go za złe. :)

        Co do targetu – wysnułem taki wniosek po stwierdzeniu, że czasem macie pod rząd kilka doskonale trafiających w me gusta artykułów, a czasem całą stronę takich, które mnie nie ruszają. I nie chodzi tu nawet o jakość tekstów, więc o to się nie martw.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *