White Christmas

Protestuję. Jutro Wigilia. Na dworze zimno. Mieszkająca w mojej piwnicy kotka z tego zimna w ogóle nie chce złazić z rur pod sufitem. Kiedy ją odwiedzam i chcę sobie z nią porozmawiać, miauczy – „albo podchodzisz, albo nic z tego”. Mamy jakoby zimę. Ale jaka to zima, której w ogóle nie widać? Jutro Wigilia. Jest jeszcze czas na to, żeby protestować, aż odpowiednie Władze zareagują. Domagam się śniegu. Jeśli go nie będzie, wycofam się po dziecinnemu w świat wirtualny, gdzie śnieg przynajmniej jest. Na wyciągnięcie ręki. Szanowne Władze odpowiadające za niedobory pogody nie wierzą? No to proszę bardzo!

1. Pierwszy śnieg

Zastanawiałem się, jaki był mój pierwszy wirtualny śnieg, i odpowiadam, bez pewności – chyba w „Winter Games” firmy Epyx. A przynajmniej ten jako pierwszy zapisał się trwale w mojej pamięci. Tematem gry są zimowe igrzyska olimpijskie. Wszystko tu na swoim miejscu – całość zaczyna się nawet ceremonią otwarcia. Wielkim paradoksem „WG” jest fakt, że tej akurat scenie zimy za nic nie widać – tylko czyściutkie niebo, lecące w nieskończoność hordy gołębi i podejrzanie zieloną murawę stadionu. Prawdziwa magia zimy objawiała się dopiero, kiedy po przejściu kilku dyscyplin trafiało się na biathlon. Piękny alpejski krajobraz, mostek nad górskim strumykiem, dachy wioski i wieża kościelna w oddali. To nic, że były tego w sumie tylko trzy ekrany (z czego dwa były swoimi lustrzanymi odbiciami) – na grafikę tej konkurencji patrzałem z zapartym tchem. Rzadko, bo biathlon w „WG”, jak wiele wczesnych gier sportowych, polegał na jak najszybszym machaniu joystickiem w prawo i lewo. O nowy joystick wtedy nie było łatwo.

 

2. Śnieg mroźny

„Ishar 2” nie budzi dzisiaj zbyt wielkich emocji (co najwyżej zdumienie, że ktoś był kiedyś w stanie grać w coś takiego). Nigdy nie miałem do tej gry za dużo cierpliwości, ale zawsze bardzo mnie fascynowała, a to przez to, jak sugestywnie pokazywała swój świat. Rozległe równiny, ciasne uliczki miasta, chlupot wody nad brzegiem morza, wschody i zachody słońca – nigdy przedtem czegoś takiego nie widziałem i nie słyszałem. Były też w drugim Isharze góry pokryte śniegiem – po prostu piękne. Szło się prawie zawsze na skraju przepaści, patrząc na szczyty po jej drugiej stronie i zastanawiając się, jak wysoko jeszcze przyjdzie zajść. I było zimno. Bardzo zimno, do tego stopnia, że przed wybraniem się na wspinaczkę, trzeba było opatulić całą drużynę ciepłymi kożuchami. Wtedy, dawno, dawno temu, ten pomysł mnie zachwycił. Dzisiaj, kiedy włączam sobie ponownie „Ishara” i idę w góry, myślę sobie – rety. Prawie jak „Skyrim”…

3. Śnieg pierwszowojenny

Jako dziecko nie paliłem się do grania w gry strategiczne. Za mało się tam działo i za dużo było trzeba myśleć. Żeby mnie do nich zachęcić, trzeba było mi je podawać w lukrowanej polewie. Taką właśnie polewą w „History Line 1914-1918” okazały się śliczne (na owe czasy) animacje walki. Każde starcie między jednostkami było ilustrowane. A gwoździem programu było to, że w czasie walk zimowych, pole bitwy było przysypane pięknym, białym śniegiem. Wszystko nabierało wtedy miłego świątecznego odcienia. Wydawało się, że z rozwalonego samochodu pancernego wyjdzie Święty Mikołaj z prezentami, eksplozje to sztuczne ognie na Sylwestra, a żołnierze obu stron zaraz ruszą pod choinkę, popatrzą na frontowy horyzont i zaśpiewają sobie wesoło „Bracia, patrzcie jeno, jak niebo goreje”.

"History Line". Bitwa Mikołajkowa.

4. Śnieg chrupiący

Świat gier i graczy już prawie zapomniał o „Outcaście”. Należy mu się za to porządny klaps w zadek, albo przynajmniej ciągłe przypominanie, że ta gra wciąż istnieje. Co przy każdej okazji robię. „Outcast” rozpoczyna się w krainie pełnej śniegu wtedy bodaj najpiękniejszego w grach wideo. Voxelowa grafika sprawiała, że był pięknie ukształtowany i podcieniowany – tu i ówdzie wydeptany, gdzie indziej zbierający się w głębokie zaspy, szarawy, biały i błękitny, połyskujący i matowy. Każdy krok bohatera wdeptywał parę voxelków w grunt, więc można było oglądać własne tropy. Ale to, co w nim było najpiękniejsze – to jak chrupał. Ludziom z firmy Appeal udało się na to znaleźć dźwięk idealny – przy każdym kroku po prostu czuło się, jak but bohatera zagłębia się w soczysty, luźny śnieg, na którym stawiał pierwsze kroki kończące się uratowaniem świata. Poniżej – krótki przelot przez śniegową krainę w „Outcaście” i fragment jednej z najlepszych ścieżek dźwiękowych w grach.

5. Śnieżna muzyka

Jeremy Soule to najwspanialszy growy kompozytor. Jeremy Soule pisze piękne, zapadające w ucho i w pamięć kawałki. Jeremy Soule jest jedyny w swoim rodzaju. Jeremy Soule powinien pisać muzykę do wszystkich gier, do których muzyki nie pisze Jesper Kyd. Dużo się o Jeremym Soule’u mówi, przeważnie w takim tonie.

Ja mam mu parę rzeczy za złe. Na przykład to, że od pewnego momentu w każdej uruchamianej przeze mnie grze była muzyka bojowa jego autorstwa. W rezultacie tego, grając w „Warhammera 40K: Dawn of War” miałem wrażenie, że gram w „Dungeon Siege” (te same instrumenty, te same rytmy, te same tricki), a kiedy grałem w „Dungeon Siege”, wydawało mi się, że to „Neverwinter Nights”. Co za dużo, to niezdrowo.

Ale jest jedna ścieżka dźwiękowa, za którą Soule’a uwielbiam i uwielbiać będę. „Icewind Dale” – historia o Dolinie Lodowego Wichru, w której zimniej robi się już od samej muzyki. Tu śnieg znów siedzi w dźwięku – muzyce, która się pogubiła w wysokich górach i do dziś się po nich błąka.

Spokojna ścieżka dźwiękowa „Skyrima” jeszcze bardziej to potwierdziła – muzyka Soule’a jest najlepsza nie tam, gdzie pręży muskuły, tylko tam, gdzie się leniwie przeciąga.

6. Śniegowe katharsis

Twórcy pierwszego „Thiefa” doskonale kończą doskonałą grę. Po wszystkich potwornościach, które o mało nie doprowadziły do zagłady Miasta, po napięciu ostatniej walki z Konstantynem – spada śnieg. Przykrywa wszystko białą pierzyną, zakrywa brud i ślady krwi, tłumi dźwięki, wszystko uspokaja i oczyszcza. Miasto znów jest białe i piękne, zupełnie, jakby wciąż było niewinne. Albo jakby kiedyś w ogóle było niewinne. Ta biel jest oczywiście kłamstwem, ale bardzo pięknym i pociągającym. Garrettowi marzy się teraz pewnie, żeby wszystko już na zawsze pozostało przyprószone śniegiem. Jak wszystkie marzenia Garretta – to też spełznie na niczym.

7. Wierzchołek góry lodowej

A to, drogie Władze, przecież tylko wierzchołek góry lodowej. Bo kiedy myślę sobie o śniegu, wciąż cisną się inne tytuły i inne wspomnienia. Polowanie na wilkołaki w zamieci – „Bloodmoon”. Odbijanie zakładników na też pięknie chrupiącym śniegu alpejskiej wioski – „Rainbow 6: Raven Shield” (ostatnia porządna część cyklu). Oślepiająca śnieżyca prosto w oczy, tak potężna, że palce marzną na klawiaturze – „Cryostasis”. Rozcieranie ramion z zimna na szczycie góry z całym światem u stóp – „Monster Hunter Freedom Unite”.

Wreszcie najświeższe wspomnienia – wspinaczka do Wysokiego Hrothgaru w prowincji Skyrim, w grze, w której śnieg chyba najpiękniejszy ze wszystkich. Najlepiej, podobnie jak w „Cryostasis”, grać w niedogrzanym mieszkaniu. To potęguje doznania jeszcze lepiej niż obraz w 3d.

A więc protestuję. Skoro rzeczywistość wirtualna dużo lepsza pod względem śniegu od rzeczywistości zaokiennej, pozostaje się w niej zanurzyć, dopóki pewnego dnia człowiek nie wstanie rano z łóżka, nie wyjrzy przez okno i nie zobaczy bieli.

Kładę się już spać.

Czekam!

18 odpowiedzi do “White Christmas

  1. Bartłomiej Nagórski

    Nie chcę śniegu w mieście. Nie i już – tylko z tego syf, brud, korki, woda, marznące stopy, płaszcz do pralni. Bleh. Co innego w górach albo na wsi – tam śnieg jest piekny i magiczny.

    A w grach? Pierwszego śniegu nie pamiętam. Chyba były jakieś zaśnieżone równiny w Stronghold pod DOS, może też coś w Green Beret albo jakimś klonie tegoż? Jakieś Winter Olympics, DOSowe skoki narciarskie? Nie wiem, nie potrafię sobie przypomnieć.

    Natomiast na zawsze będę pamiętał śnieżycę w Nowym Jorku Maksa Payne’a, sugestywne zimno wręcz wylewało się z ekranu, tym bardziej że pierwszy raz grałem właśnie w czasie mroźnej zimy. Prawdziwy Ragnarok.

    Podobnie nigdy nie zapomnę wirujących płatków śniegu w Silent Hill i tej atmosfery, jaka kojarzy się z poczuciem samotności, gdy cicho padający śnieg wygłusza wszelkie inne odgłosy i człowiek czuje się jakby był sam jeden na świecie.

    Kolejne mocne zimowe wspomnienie to ośnieżone żywopłoty w grze Blood, poziom Overlooked Hotel. Kiedy w dzielnicy moich rodziców idę czasami grudniową nocą i przechodzę koło prawdziwych żywopłotów pokrytych śniegiem, nieomal spodziewam sie że wyskoczy za nich kultysta Czernoboga.

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @Bartek – Śnieg z „Silent Hill: Shattered Memories” to jeden z najważniejszych dla mnie growych śniegów. Właśnie się zastanawiam, czemu o nim nie napisałem powyżej. A Overlook Hotel z Blooda to ukłon w stronę „Lśnienia” Kubricka, co temu śniegowi jeszcze bardziej dodaje smaczku.
      Wyglądam właśnie przez okno i widzę pierwszy porządny śnieg tego roku w Toruniu. Widać apel do Władz przyniósł skutek. Czytają Jawne?

      Odpowiedz
      1. Bartłomiej Nagórski

        @Paweł – Ja miałem na myśli pierwsze „Silent Hill”, to klasyczne, na PS1, blokowate, bez rozmycia tekstur – ale z niesamowitą atmosferą, której częścią składową były między innymi te powoli spadające płatki śniegu.

        Co do OverlookED Hotel (to nie literówka, to angielska gra słów autorów „Blooda”), to wiem że to odniesienie, ba, nawet pisałem o tym kiedyś artykuł:
        http://polygamia.pl/Polygamia/1,96455,10043263,Kultura_we_krwi__czyli_nawiazania_w_grze_Blood.html

        Odpowiedz
        1. Paweł Schreiber Autor tekstu

          @Bartek – Pierwszego SH, wstyd przyznać, dopiero teraz przechodzę na swojej PSP i bawię/boję się dużo lepiej, niż się spodziewałem. Artykuł pamiętam, bom chyba nawet do niego linkował w przeglądzie tygodnia. Albo chciałem linkować :)

          Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @PKP – Bardzo fajny tekst! I rzeczywiście idziemy nawet tą samą drogą (zaczynając od pierwszego śniegu). Jak widać po komentarzach, jakąś słabość do growego śniegu ma bardzo dużo ludzi.

      Odpowiedz
      1. PKP

        @Paweł – Dzięki. U mnie właśnie kończą wsiąkać w ziemię resztki środowego śniegu, więc jakaś mroźna gra zdecydowanie się przyda. Dzisiaj Wigilia, zatem kończę tradycyjnym życzeniem wesołych świąt!

        Odpowiedz
    1. Ged

      Oj tak, śnieg w Final Fantasy 7 zapadał w pamięć. Ale to nie tylko Icicle Inn i klimat (choć niewątpliwy) tego miejsca! Wielu chyba równie dobrze, jak ja, bawiło się w krótkiej minigierce ze zjazdem na snowboardzie, a później (w zalezności od tego zjazdu) z przyjemnością błądziło po zlodowaciałych obszarach wokół Great Glacier. Wreszcie wspinaczka, zwiedzanie lodowych jaskiń, i rozcieranie rąk przez marznącego Clouda, by utrzymać temperaturę ciała (był nawet specjalny licznik, i w przypadku spadku temperatury poniżej progu… cóż, traciliśmy przytomność i zaczynaliśmy od nowa.)

      Dla mnie to chyba jest właśnie najważniejszy śnieg w grach, jaki pamiętam. Jednakże, zaczęliśmy rozległy temat – ciśnie mi się od razu rzeka wspomnień w rodzaju zimowych poziomów z Crash Bandicoot 2 (pamiętacie, jak się jeździło na polarnym niedźwiadku, albo ślizgało na lodzie?=), zakradania się do bazy Shadow Moses w pierwszym Metal Gear Solid (a ktoś pamięta pojedynek ze Sniper Wolf, wyjące wilki, płatki śniegu w lunecie karabinu PSG1?) czy wreszcie zaśnieżone obszary wokół zniszczonej atakiem bombowym Trabia Garden, i niedaleko stamtąd odizolowaną od świata wśród śniegów Shumi Village w Final Fantasy 8.

      Choć sam, prawdę powiedziawszy, zimy i śniegu w świecie rzeczywistym nie lubię, to ten wirtualny wzbudza już jak gdyby same pozytywne emocje.

      Odpowiedz
  2. Bartek Buczek

    Ja ze swojej strony (strony dotychczasowo cichego czytelnika) polecam też zimową misję w Hidden & Dangerous 2 http://www.youtube.com/watch?v=RxXi6uDMfM4
    Doskonale relaksujące pejzaże.
    Przy okazji pozdrowienia dla Ciebie Pawle (pozdrowienia od byłego stypendysty KFnRD)! Bardzo się ucieszyłem kiedy odkryłem Twoją aktywność publicystyczną:-)

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @Bartek B. – No proszę! W jakich to miejscach się spotyka znajomych. Pamiętam naszą pierwszą dłuższą rozmowę na plenerze w Bolkowie, która niepokojąco szybko zeszła na „Operation Flashpoint” czy inne takie. Powiedziałeś wtedy (dla niewtajemniczonych – podopieczny do obozowego opiekuna) „A ja myślałem, że ty jesteś poważniejszy”. Widzisz, że do dziś nie spoważniałem:).

      Odpowiedz
  3. Aśka

    Cóż za miłe zaskoczenie! Zamiast tradycyjnych życzeń świątecznych calutki artykuł o śniegu w grach *^^*. Nie ma jak Jawne Sny jednak :). Śniegu dużo życzę, coby można było pojeździć na desce jak w FFVII ;)

    Odpowiedz
  4. Kalevatar

    Bardzo fajny, nostalgiczny tekst. Dziękuję za przypomnienie mi soundtracku z ID! Wesołych Świąt, dużo śniegu i samych fantastycznych gier pod choinką!

    Odpowiedz
  5. Fredosław

    No właśnie! Fahrenheit! Tam to dopiero „winter is coming!” Właśnie w mieście, a nie gdzieś w krzaczorach. Zima jest najlepsza w NY, gdy kikuty skajkraperów nikną w zamieciach.

    Odpowiedz

Skomentuj Bartłomiej Nagórski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *