2011 moim okiem

Podkreślam – to sprawy istotne z mojego punktu widzenia. Proszę zatem nie zastanawiać się zbyt długo, dlaczego brakuje tu gry X czy problemu Y. Raz – brak czasu na całe spektrum, dwa – na znaczną część spektrum po prostu szkoda czasu.

   

Najważniejsze:

1. Wzrost produkcji niszowych. To już nie są, proszę Państwa, tylko małe gierki. Coraz częściej twórcy niezależni lub ci zależni, ale niepokorni, wychodzą ponad skalę miniprojektów. A poziom techniczny nabiera rumieńców. Wielkie piksele, wszechobecne platformy i czas rozgrywki liczony w minutach powoli wychodzą z mody, co przyjmuję z nieukrywaną ulgą. „Stacking”, “Cargo!”, “Rock of Ages” (obrazek tytułowy), “Trauma”, “From Dust”, “To the Moon”, “Bastion”, nawet “Minecraft” (fakt, piksele, ale za to ile!). Plus zapowiedzi “Journey”, “The book of 8”, “The Witness”, “Botanicula”. To wszystko produkcje o oryginalnej mechanice czy warstwie treściowej. Nie muszą się wszystkim podobać, ja ostatecznie kupiłem w 2011 pięć takich tytułów, w tym trzy z myślą o graniu z córką (pisałem). Ważne, że jest z czego wybierać, coraz mniej wstydząc się porównania siły przekazu offu z mainstreamem.

Gdyby to była książka czy film (nawet interaktywny) zanudziłbym się. Ale to gra i mimo wad posiada mnóstwo tego, czego w innych produkcjach brakuje.

2. „L.A. Noire”. Pojedynczo – mój tytuł roku 2011. Piękny prztyczek prosto w nochal wielbicieli dominacji gier akcji. Budżet liczony w dziesiątkach milionów dolarów wydany na przygodówkę? I to technicznie innowacyjną, formalnie reformatorską, skupioną na prowadzeniu dialogów? Nie sądziłem, że dożyję. A wszystko w semiotwartym świecie nie fikcyjnym i przerysowanym, ale wreszcie w autentycznej metropolii, w konkretnym momencie historycznym. Z tamtym szykiem, problemami, brudami, banałami. Pewnie, że jest za łatwo, pewnie, że brak czasem dramatyzmu. Ale dzięki kontrastowi skromności i obfitości różnych elementów, obraz miasta, ubiorów, twarzy, grzechów – zostaje i inspiruje. Z zadziwiającą łatwością godzę się, że trzeba było nieźle nagrzeszyć, tworząc tę grę.

Obraźcie się, ale z dylogii Fumito Uedy wolę "Ico". Szczególnie w HD.

3. Wznowienia pereł sprzed lat na konsolach. Jednym z moich argumentów, by trzymać się z dala od poprzednich generacji konsol, była fatalna w porównaniu z komputerami jakość obrazu wyświetlanego na kineskopowych telewizorach. Nie dziwię się, że swoistą modą stało się w ubiegłym roku wydawanie czy zapowiadanie kolejnych wznowień w wersjach HD na dzisiejsze konsole. Można rzec: ktoś chce powtórnie zarobić. Ale spójrzmy na dobór gier. To w większości nie proste zręcznościówki. To gry Team ICO, wybrane części „Silent Hill”, „Metal Gear Solid”, „Oddworld”, teraz słyszę o nieznanym mi „Tactics Ogre”. Plus prezenty ze świata komputerów, jak „Beyond Good and Evil”. Czas robi swoje i pomaga oddzielić ziarno od plew.

4. Rehabilitacja cRPG. „Wiedźmin 2” imponuje nie tylko technicznie, ale przede wszystkim wiernością wobec założeń literackiego pierwowzoru, meandrami linii fabularnej zachęcającymi do ponownego zagrania i niezaniżonym (przynajmniej w dniu premiery) poziomem trudności. „TES V: Skyrim” z kolei odpowiada na pretensje wobec uproszczeń z poprzedniej odsłony „The Elder Scrolls”, robiąc oprócz kroków naprzód i skoków w bok, liczne ukłony w stronę nieodżałowanego „Morrowinda”. Do dziś nie wprowadziłem do gry żadnej zmiany mechaniki, jedynie mody poprawiające stronę wizualną. Oba tytuły sprzedają się lepiej od poprzednich części. Mam nadzieję, że to wystarcza za dowód istnienia wśród graczy wielomilionowej rzeszy, która ładnie podanej złożoności się nie boi.

To nie "Skyrim", to siedziba Bohemia Interactive pod Pragą. Trzymajcie się ciepło, bracia Czesi.

5. Aktywność Bohemia Interactive. W 2011 co prawda jedna premiera, „Take on Helicopters”, wspominana przez Pawła przy okazji (jawnych) snów o lataniu. Ale ubiegły rok wyraźnie pokazuje, że od wydania „Arma 2”, BI jest w fazie zwyżkowej. To obecnie jeden z największych niezależnych deweloperów, dysponujący własną platformą dystrybucji sieciowej (Sprocket), powiązany z siostrzaną firmą wydawniczą (IDEA Games) oraz produkujący profesjonalne systemy symulacyjne dla armii (VBS2). A wszystko skutkuje kolejnymi zapowiedziami gier, których czas realizacji przy założonej skali potrafi imponować. Nie wiem czego dokładnie spodziewać się po nowym „Carrier Command”, ale „Arma 3” jest dla mnie zdecydowanie najbardziej oczekiwanym tytułem 2012.

Warto wspomnieć: „Portal 2” i coraz wyraźniejszy świt nowego (pod)gatunku – fabularyzowanej gry logicznej (pojawienie się „Q.U.B.E.” i „Void”, zapowiedź „Quantum Conundrum”), „Alice: Madness Returns”, „Gemini Rue”, „A New Beginning”, „Total War: Shogun 2”, „Osada”.

Rozczarowania:

1. „Deus Ex: Human Revolution”. Spokojnie, proszę przeczytać. Nie będę przecież wśród rozczarowań dyskutował spraw, w których nie widzę jakiekolwiek szansy na poprawę. Zeszłoroczną część „Deus Ex” w sumie polecam – proszę zagrać i samemu się przekonać, dlaczego grom z takim trudem przychodzi posunięcie się naprzód wobec wzorców sprzed ponad dekady. Podjęte zostają ważne problemy (najbliższej) przyszłości. Są nieźle napisane dialogi i godne pochwał tło fantastyczno-naukowe. Jest dobra strona techniczna, wysmakowana oprawa artystyczna, znakomita ścieżka muzyczna. I dlatego właśnie typowe dla gier akcji klisze mechaniczne, które trzeba znosić jak gra długa i szeroka, bolą ze zdwojoną mocą. Schematyczność ukrywania się (meble poukładane pod linijkę). Postępująca marginalizacja umiejętności dialogowych na rzecz akcji. Bezsensowne, obowiązkowe starcia z superodpornymi przeciwnikami. Koszmarny ostatni obszar, gdzie powaga sytuacji siada pod ciężarem (uwaga, minispoiler) gromad radosnych „zombie”. Po stoczeniu finałowej walki mogłem tylko ukryć twarz w dłoniach. Zakończenia obejrzałem następnego dnia, bo przecież warto dla nich mieć inny nastrój. Odwrotnie niż przy „L.A. Noire” żałuję, że „Human Revolution” jest grą, bo poza rozgrywką właściwie wszystko jest tu niebanalne.

A tak miło wygląda Pan gdy myśli, Panie Jensen...

2. Problemy dużych systemów dystrybucji sieciowej. Po pierwsze – spektakularne włamania do PlayStation Network i Steam. Sprawa brzydka, rozwiązania pozornie proste, ale czy ich skuteczności kiedykolwiek zaufamy? I jeszcze coś. Przyznaję, że kolejny rok nie potrafię pojąć dlaczego duże, premierowe gry (szczególnie na PC) kosztują w sieci nawet kilkadziesiąt procent drożej niż w wersji pudełkowej – zarówno w sklepach krajowych, jak zagranicznych, w tym wysyłkowych. Czy utrzymanie danych, serwerów i łączy sieciowych jest rzeczywiście droższe od kosztów lokalnego wydawcy, produkcji pudełek i płyt, narzutu sklepów, ceny transportu? W takim razie jedyne co uzasadnia potrzebę dystrybucji sieciowej to tytuły, których inną drogą kupić nie można oraz te przypadki wyprzedaży, które wyprzedzają spadek cen wersji pudełkowych. To oczywiście wciąż bardzo dużo, ale jak dla mnie, funkcjonują tu podejrzane mechanizmy. Dlatego gdy już trzeba w sieci, w miarę możliwości, kupuję bezpośrednio od twórców.

3. Kłopoty GSC Game World. O zamknięciu studia twórców STALKERa pisał już Paweł. Mogę tylko dorzucić odrobinę nadziei, że to nie koniec, że wypłyną jeszcze mocniejsi, nawet niekoniecznie ze STALKERem 2, byle ze stylem i talentem.

Jaka piękna katastrofa. Pozostałości po STALKER 2.

PS. Wśród podsumowań publikowanych na przełomie 2011/12 szczególnie polecam setkę najlepszych przygodówek ostatnich 30 lat z portalu Adventure Gamers. Można się zgadzać z kolejnością lub nie, ale warto przypomnieć sobie co ten gatunek ma w dorobku. Oraz ucieszyć się, że są ludzie mający wiedzę i czelność „Heavy Rain” i „L.A. Noire” porównać z „Conquests of the Longbow” czy „Police Quest 2”.

8 odpowiedzi do “2011 moim okiem

  1. Michał Gancarski

    @ Przyznaję, że kolejny rok nie potrafię pojąć dlaczego duże, premierowe gry (szczególnie na PC) kosztują w sieci nawet kilkadziesiąt procent drożej niż w wersji pudełkowej – zarówno w sklepach krajowych, jak zagranicznych, w tym wysyłkowych.

    Ponieważ to nie koszty determinują cenę, tylko przecięcie podaży i popytu. Dystrybucja cyfrowa daje sprzedawcom możliwość silniejszego oddziaływania na cenę min. dlatego, że nie czują już presji sprzedania konkretnej liczby egzemplarzy zalegających w magazynach i na półkach. Egzemplarz, dosłownie, tworzony jest w momencie zakupu. Drogi „Skyrim” był najszybciej sprzedającą się grą w historii Steama.

    Co do popytu – są gracze, którzy brak pudełka uważają za zaletę, a nie wadę. Są ludzie niecierpliwi i z szybkimi łączami, którzy wolą zrobić preload i mieć pewność, że gra zostanie aktywowana bez żadnego opóźnienia (co nie zawsze wychodzi ale problem zazwyczaj dotyczy też wtedy pudełek). I oni zapłacą. Nie będą czekać na niepewną paczkę. Są też ludzie, którzy chcą mieć wszystko „w jednym miejscu” i kupują tylko na Steamie. Rozmawiałem z takimi osobami.

    Odpowiedz
    1. SumioMondo

      Z tego, co słyszałem, to utrzymywanie cen wersji cyfrowych na poziomie równym z pudełkowymi wynika ze strachu przed bojkotem gry przez dystrybutorów typu Gamestop.

      Odpowiedz
  2. agulambert

    W jakim stopniu uwielbienie ICO opiera się na jakiejś formie nostalgii?

    Ja grałam teraz po raz pierwszy i widzę bardzo zły gameplay i świetną atmosferę,
    która jednak pokazuje wszystko co ma do zaoferowania w przeciągu pierwszych dwóch godzin.

    Odpowiedz
  3. Dawid Walerych Autor tekstu

    @ Michał – No właśnie, jest większa możliwość oddziaływania na cenę i nie ma jednocześnie dużych kosztów. Wydawało mi się, że to może prowadzić do niższych cen w dystrybucji sieciowej. Nie znam się na finansach, ale gdyby Skyrim kosztował tyle co w Amazonie, a najlepiej parę procent mniej, może sprzedałby się jeszcze ze 2x lepiej przez sieć. Czyli może dałby nawet lepiej zarobić. Ja przynajmniej na pewno kupiłbym przez Steam, moja decyzja żeby użyć Amazonu była podyktowana tylko i wyłącznie ceną (mapa jest co prawda ładna, ale bez przesady ;). Przecież w tym i innych przypadkach to wciąż gra Steamowa – mogę ją pobierać oprócz posiadania płyty.
    Miałem nadzieję, że dystrybucja sieciowa ograniczy piractwo PCtowe przede wszystkim przez poprawę dostępności i wyraźny spadek koszu zakupu premierowych gier. Tymczasem, ku mojemu zdumieniu, udaje się tylko to pierwsze.

    @ agulambert – W moim przypadku też nie mogę mówić o nostalgii, bo w „Ico” porządnie zagrałem pierwszy raz w zeszłym roku. Wcześniej ta gra nie działała mi na PCtowych emulatorach PS2, więc widziałem tylko początek u znajomego z konsolą oraz na filmach w sieci. Zresztą „Shadow of Colossuss” też kiedyś przeszedłem tylko częściowo – działał na PC, ale nie miałem pada, było niewygodnie. Dopiero teraz ukończyłem.
    Dla mnie mechanizm rozgrywki „Ico” jest o tyle ciekawy, że cały czas istnieje presja na pozostanie razem, a więc do walki (najsłabszy element gry) i części logiczno-platformowej dodany jest zupełnie unikalny komponent. A przecież to jednocześnie komponent fabuły i nastroju gry, może trochę bajkowych, ale nie naiwnych, dawkowanych całkiem elegancko, przez całą długość akcji. I to właśnie podoba mi się bardziej od „SoC” – tam mocny jest początek i zakończenie, ale pomiędzy – seria estetycznie ładnych, ale fabularnie nijakich walk z „bossami”.

    Odpowiedz
  4. Misiael

    @Dawid

    „Nie znam się na finansach, ale gdyby Skyrim kosztował tyle co w Amazonie, a najlepiej parę procent mniej, może sprzedałby się jeszcze ze 2x lepiej przez sieć. Czyli może dałby nawet lepiej zarobić. ”

    Być może strzelę głupotę, ale podejrzewałbym mentalność koncernów, jeszcze nieprzyzwyczajonych do nowego modelu dystrybucji, którzy przyzwyczaili się, że Po Premierze Musi Być Drogo.

    Odpowiedz
  5. Dawid Walerych Autor tekstu

    Ależ niech będzie sobie nadal „drogo”, byle w sieci choć o drobinkę taniej niż w pudełku. Bo przecież ostanie lata pokazały, że przy pudełku da się zejść z wybujałych cen przy premierze i trudno mi uwierzyć, że w sieci nie można osiągnąć przynajmniej tego samego. Przecież jest o co walczyć – skala piractwa (czyt. ilość potencjalnych klientów) jest ogromna.

    Odpowiedz
  6. Michał Gancarski

    @ No właśnie, jest większa możliwość oddziaływania na cenę i nie ma jednocześnie dużych kosztów. Wydawało mi się, że to może prowadzić do niższych cen w dystrybucji sieciowej.

    Raczej do wyższej rentowności samej dystrubucji :-) Dzięki temu więcej środków pozostaje na spokojne eksperymenty czy ekspansję.

    @ Nie znam się na finansach, ale gdyby Skyrim kosztował tyle co w Amazonie, a najlepiej parę procent mniej, może sprzedałby się jeszcze ze 2x lepiej przez sieć. Czyli może dałby nawet lepiej zarobić. Ja przynajmniej na pewno kupiłbym przez Steam, moja decyzja żeby użyć Amazonu była podyktowana tylko i wyłącznie ceną (mapa jest co prawda ładna, ale bez przesady ;). Przecież w tym i innych przypadkach to wciąż gra Steamowa – mogę ją pobierać oprócz posiadania płyty.

    Ja tak robię z „Mass Effect 3” – ostatecznie kupuję wersję polską ale wiadomo (mam nadzieję!), że będzie można (trzeba?) przypisać kod do konta Origin i ściągnąć z niego już stricte angielską. Tak było ze Steamem i „Dawn of War 2”. Jeśli chodzi o kwestię niższej ceny i wyższej sprzedaży, to wszystko zasadza się na tzw. elastyczności popytu. My nie wiemy jak ona wygląda w przypadku gier. W zasadzie nikt do końca nie wie ale święty Gaben przez Steama testuje ją bardzo intensywnie w trakcie akcji promocyjnych. To jest dla nich kopalnia wiedzy.

    Odpowiedz
  7. Simplex

    „ostatecznie kupuję wersję polską ale wiadomo (mam nadzieję!), że będzie można (trzeba?) przypisać kod do konta Origin i ściągnąć z niego już stricte angielską”

    Będzie trzeba, a takiej przypisanej do Origina gry nie da się juz odsprzedać – developerzy powolutku zabijają rynek wtórny na PC. Konsolowy się jeszcze trzyma.

    Odpowiedz

Skomentuj SumioMondo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *