Z growej perspektywy ubiegły rok był dla mnie absolutnie niesamowity. W styczniu kupiłem sobie Playstation 3, opuściłem coraz bardziej mnie irytujący świat PC gamingu (szczegóły poniżej) i zanurzyłem się w ciepłe wody konsolowego grania. Choć zabierałem się do tego ostrożnie jak nie przymierzając kot do jeża, to jak na razie jestem zachwycony („Królowa jest zachwycona! My jesteśmy zachwyceni! – darł się kot”). Wielki ekran, rozmach, widowiskowość, wygodne sterowanie i ergonomiczne kontrolery, łatwość uruchomienia, często świetnie wykorzystany force feedback, dodatkowy antyaliasing wynikający z odległości od monitora i mojego krótkowidztwa, brak użerania się ze sprzętem i sterownikami, fantastyczne tytuły nieobecne na pecetach. Do tego nie ma mieszania pracy i rozrywki, siadam i gram, nie wyskakuje okienko komunikatora, nie muszę upgrade’ować tego czy owego, nie myślę o pracy przy graniu. Mógłbym tak długo wymieniać, ale myślę że już rozumiecie: macie do czynienia z konwertytą, eks-pececiarzem, świeżo nawróconym fanbojem Sony.
Efektem ubocznym tego przesiądnięcia się na konsolę był uwiąd różnych innych form grania. W zasadzie odpuściłem sobie gry indie – byłem tak zajęty nadrabianiem blockbusterów, że po prostu nie miałem czasu nadążać za nowinkami ze świata tytułów niezależnych (z małymi wyjątkami). Również, co trochę smutne, prawie nie gralem na PSP: na Krecie piłowałem „Lumines” i „Persona 3 Portable”, pod koniec tego roku spędziłem parę godzin z „Persona 2” (zachęcony tekstem konkusowym SumioMondo) i z „Where is My Heart” (uroczy PSMinis), ale to w zasadzie wszystko. Granie na PC ograniczyło się do dokończenia „Dragon’s Age: Origins” i prób uruchomienia „Wiedźmina 2” W skrócie PC gaming jest dla mnie teraz jak punkty w „Whose Line Is It Anyway” – po prostu bez znaczenia. Co do grania na Maku, to zaopatrzyłem się w kolejne Humble Indie Bundle, którymi i tak nie mialem czasu się pobawić (chyba tylko pociąłem trochę w „Cave Story+”) i to w zasadzie byłoby na tyle.
Grając na Playstation 3, naturalną rzeczy koleją nadrabiałem konsolowe zaległości. Na Allegro i Amazonie jest mrowie tytułów z lat 2007-2010 w bardzo przystępnych cenach, niekiedy za grosze – najtańsza gra jaką kupiłem w tym roku kosztowała mnie 25PLN i, o ironio, została moją grą roku (patrz niżej). Dopiero na PS3 w pełni wciągnęły mnie „Dead Space”, „Bioshock”, „Mirror’s Edge”, „Prince of Persia” i „Fallout 3” – wspaniałe klasyki dające godziny świetnej zabawy za naprawdę nieduże pieniądze. Poza budżetowymi pozycjami, zaopatrzyłem się też w przecenione hity ostatniego roku, jak „Red Dead Redemption” czy „Heavy Rain”, a na dokładkę jeszcze parę nowości za pełną cenę.
Strasznie ciężko w takich warunkach zadecydować, co było najfajniejsze, najlepsze, najbardziej wciągające. Jak porównać małą perełkę, taką jak „Limbo”, z gigantem jakim jest „Batman: Arkham City”? Jak wycenić ilość frajdy z grania w „Where is My Heart”? Czy w ogóle można porównywać tytuły z 2007 i 2011 roku? Przecież technologiczny przeskok między nimi jest wręcz ogromny. I czy przy takiej ilości gier w ogóle można wybrać jeden tytuł? Zwłaszcza że co najmniej kilka najlepszych gier ostatnich lat dopadło mnie właśnie w 2011 roku: „Bioshock”, „Dragon’s Age: Origins”, „Heavy Rain” i kilka innych.
W związku z tym pozwoliłem sobie nagrodzić dwa tytuły, które dały mi bardzo dużo radości z grania, a wspomnienia z których pozostaną ze mną na długo. Jedna z nich została wydana w 2011, druga zaś nie – ale w obie grałem w tym roku, stąd dwie kategorie, 2011 sensu stricto oraz sensu largo. Pozostałe gry które uznałem za warte wzmianki nagrodziłem wyróżnieniami w różnych dziwnych kategoriach, wzorując się trochę na pomyśle Bena „Yahtzee” Croshawa, którego „Copulating Jellybaby Award” do dzisiaj nie przestała mnie śmieszyć. A zatem, Panie i Panowie, przystąpmy do subiektywnego rankingu minionego roku!
Gra Roku 2011 Sensu Largo – „Mirror’s Edge”
Powinna mi się źle kojarzyć, bo grałem w nią na zwolnieniu lekarskim, z łokciem wielkości piłki od tenisa, spuchniętą i zaognioną ręką, obolałą od punkcji i infekcji (niekoniecznie w tej kolejności). Tymczasem jest odwrotnie: z uśmiechem patrzę na czas choroby, bo przecież grałem wtedy w „Mirror’s Edge”. W rzeczywistości nie byłem w stanie wyprostować ręki, ba, każdy ruch sprawiał mi ból – ale we wspomnieniach z tamtego okresu wciągam się na murki, wdrapuję po rurach na ściany, ba, wręcz zwisam na jednej ręce z płozy helikoptera nad lśniącymi drapaczami chmur.
Piękna, jasna grafika, o soczystych kolorach, prezentująca w całej krasie sugestywne, aseptyczne miasto. Hipnotyzująca elektroniczna muzyka dopasowana do akcji. I opowieść autorstwa Rhianny Pratchett (córki TEGO Pratchetta), której to opowieści wiele osób się czepia, w sumie nie do końca wiem dlaczego. Genialna w swoim minimalizmie historia totalitaryzmu w białych rękawiczkach, wellfare state, które jest takowym tylko dla tych, którzy całkowicie mu się podporządkują, złotej klatki dla konformistycznej większości, a kolorowego piekła dla niepokornej mniejszości.
„Mirror’s Edge” w 2011 roku przeszedłem dwa razy, co zdarza mi się bardzo rzadko, niemniej po pierwszym jej ukończeniu chciałem biegać jeszcze, a zwykli policjanci nie byli już dla mnie wystarczającym wyzwaniem. Tak więc za uczucie pędu, za ilość czystej radości z grania, za to wrażenie „jeszcze tylko jeden raz” mimo zgrzytania zębów po kolejnej porażce, za cudowną oprawę audiowizualną – za to wszystko „Mirror’s Edge” zostaje moją grą roku 2011.
Gra Roku 2011 Sensu Stricto – „Uncharted 3”
Tak, „Uncharted 2” ocierało się o geniusz, tak, sceny z walką w/na pociągu od początku w zajezdni po tragiczny finał nic nie przebije, tak, opowieść w U2 była lepiej poprowadzona (ten – dosłownie! – cliffhanger na samym początku). Niemniej takich wrażeń i płynności rozgrywki jakie zapewniło mi „Uncharted 3” nie znalazłem nigdzie indziej. Zapierające dech w piersiach sekwencje z tonącym statkiem i rozpadającym się w locie samolotem, najlepsza lokalizacja ever – cmentarzysko bezimiennych statków, fantastyczna sekwencja z samotnym Drake’iem brnącym przez piaski pustyni (czy tylko mnie skojarzyło się to z wątkiem Ciri z drugiego tomu sagi o Wiedźminie?), piękna orientalna muzyka, rewelacyjne wizualia, świetnie wpleciony wątek halucynacji Drake’a (nie zorientowałem się, że rzeczywistość mi odpływa, aż było już za późno).
Mógłbym tak długo wymieniać, ale powtórzę: jedyną przygodą która nieomal dorównuje wrażeniom z gry w „Uncharted 3” jest jej poprzednia część, niemniej to trójka jest ciut bardziej dopieszczona, odrobinkę lepsza, nieco bardziej „kinowa”. A wśród gier made in 2011 dla mnie jest to numer jeden, po prostu.
A po nagrodach, czas na wyróżnienia:
„Oddzwonimy do pana” czyli największe rozczarowanie – „Batman: Arkham City”
Za przedobrzenie: więcej nie równa się lepiej, niestety. Większe miasto, więcej przeciwników i więcej gadżetów to w efekcie mniejsza spójność fabuły, gameplayu i atmosfery. Zaszczytne drugie miejsce: „GTA IV”, najnudniejsza gra świata z niewiadomych przyczyn siedząca na szczycie listy Metacritic (obok „Batmana”, a więc jest w tym jakaś pokrętna logika).
„Bajeczka Na Twoją Modłę” czyli interaktywny film roku – „Heavy Rain”
Naprawdę nie wiem czemu ludzie czepiają się tej gry. Do spółki z „Dragon Age: Origins” i „Mass Effect 2” tworzą trio spełniające mój ideał – gier w których gracz wpływa na narrację, opowieść, losy bohaterów i świata przedstawionego. W których moje decyzje określają czy ktoś umrze, czy nie, w których może mieć miejsce radosny happy end, ale które mogą też zakończyć się dramatycznie. Dzięki temu że nie ma opcji zapisu gry, a główni bohaterowie mogą zginąć, sceny walk czy strzelanin są pełne napięcia. Bardzo też podobał mi się nastrój będący skrzyżowanie kryminału noir z „Seven” oraz nawiązania do Kubricka.
“Nie Wiedziałem Że Masz Młodszą Siostrę” czyli najfajniejsza kontynuacja starego hitu – „Deus Ex: Human Revolution”
Za piękne animacje, świetny i spójny styl wizualny, kapitalną muzykę, za fragmenty w których decyzje gracza przekładają się na świat gry (zakładnicy na początku, przymusowe lądowanie Malik), za mnóstwo odwołań do oryginału. Wśród często krytykowanych walk z bossami totalnie urzekła mnie ta rozgrywająca się w serwerowni, z unoszącym się nad nią elektronicznym duchem Elizy Cassan – skojarzyła mi się trochę z finałem pierwszego „Portala”, a trochę z walką z systemem bojowym na bazie przerobionej Shinatamy w „ONI” („I’m sorry, Kinoko… so sorry…”).
Dodatkowo moment w laboratoriach farmaceutycznych Tai Yong był dla mnie niespodziewanym flashbackiem do „Mirror’s Edge” pod względem wizualiów i kolorów – tak mi się to jakoś skojarzyło. Jasne, nowy „Deus Ex” ma też wady, od wyboru zakończeń, po słaby model zabawy w skradanie i augmentations będące w zasadzie pokazaniem graczowi elementów niezbyt skomplikowanego A.I. (zasięg wzroku strażników, ostatnie znane miejsce pobytu Adama etc.), niemniej zalety zdecydowanie przeważają nad wadami.
„I lost my heart for a Starship trooper” czyli najlepsza space opera – „Mass Effect 2”
Wielość wyborów, rewelacyjny skład (chciałoby się powiedzieć cast albo roster) załogi nowej „Normandii”, piękna muzyka, genialna misja samobójcza w której splatają się wcześniejsze dokonania gracza, mnóstwo opcji dialogowych, kapitalny system przerywania konwersacji dobrym lub złym uczynkiem, fantastyczne krajobrazy obcych planet, interesujące obce rasy, okazjonalne wstawki humorystyczne (porady seksualne Mordina!). Do tego Tali, ach, ta sylwetka, ten akcent…
„Dlaczego To G… Nie Działa” czyli technical failure roku – „Wiedźmin 2”
Chciałem pokochać tę grę, chciałem wesprzeć nasz przemysł, kupiłem ją od razu, by wspomóc chłopaków z CD Projekt Red i podbić im statystyki sprzedaży… po czym spędziłem kolejne półtora tygodnia i wiele godzin walcząc ze sterownikami, wersjami, patchami, reinstalacjami i ogólnym oporem materii. Jako że niedługo potem musiałem oddać komputer, to koniec końców nie pograłem sobie w „Wiedźmina 2” w ogóle, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu.
„Press X to Talk” czyli najlepsza humoreska – „Portal 2”
Drugą część „Portala” nagrodzić można za wiele rzeczy, jednak dla mnie nie była to gra roku, niezależnie od tego, co mówi o tym Eurogamer. Dobra, tak, wciągająca, owszem, ale genialna jak jej poprzedniczka – nie, między innymi ze względu na przesunięcie akcentu z zagrożenia rozładowywanego humorem na humoreskę z okazjonalnym zagrożeniem. Tym niemniej żarty są sprytne, dialogi iskrzące i świetnie napisane, a moment „Press X to talk” totalnie mnie rozbroił.
„Co Takiego Paliłeś?” czyli najładniesza wizualna abstrakcja – „Flower”
Cóż mogę powiedzieć, recenzja Marcelego Szpaka doskonale oddaje moje wrażenia. Te płatki wirujące na wietrze…
„A gugugu!” czyli powrót do czasów dzieciństwa – „Little Big Planet”
Do spółki z moją dziewczyną godzinami biegaliśmy dwoma szmacianymi pacynkami i zaśmiewaliśmy się w głos ze swoich porażek. Co więcej, wcale się tego nie wstydzimy. Taki właśnie efekt wywiera na (podobno) dorosłych ludziach „Little Big Planet”.
„Wot Kulturnyj Czeławiek” czyli okołogrowe wydarzenie roku – FMF
Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie, który dla mnie był głównie Koncertem Miyazakiego i Festiwalem Muzyki Growej. Relacja pod linkiem na Polygamii, dla każdego gracza wydarzenie obowiązkowe.
„Weź To Wreszcie i Dokończ” czyli najlepsza gra indie -„Rogue Survivor”
Spędziłem z tym roguelike’iem więcej czasu niż niejednym dużym hitem AAA i bawiłem się świetnie. Recenzję przeczytać możecie na Polygamii a jeśli gwiazdy dobrze się ustawią, być może w 2012 przeczytacie na Jawnych Snach coś więcej o tej grze. Niemniej ten kapitalny symulator miasta opanowanego przez zombie jest ciągle w stadium tworzenia, a co za tym idzie palmę pierwszeństwa już odbiera mu (również niedokończony) „Project Zomboid” i inne, bardziej popularne i doszlifowane gry niezależne. Szkoda, bo to wyjątkowo wciągający tytuł.
“Wróciłaś, Kochanie, Tęskniłem” czyli najlepszy comeback starego hitu – Mortal Kombat
Po wielu nieudanych próbach, otrzymaliśmy wreszcie idealną kombinację: klasyczny model rozgrywki, znane i lubiane postaci, ten sam ponurawy klimat, za to całość w odnowionej oprawie wizualnej. Do tego multum trybów rozgrywki, mnóstwo postaci, kupa bonusów i mamy bijatykę roku (niestety nie zdążyłem zagrać w „King of Fighters XIII”). Honorowa wzmianka: „Beyond Good & Evil HD” (kupione i ograne) oraz „Stranger’s Wrath” (nie grałem, ale czytałem, że kapitalnie odnowione)
“Męcz mnie, dręcz mnie ręcznie, katuj, tratuj” czyli największe growe BDSM – „Demon’s Souls”
Chciałem zapoznać się z głośnymi tytułami ze studia From Software, ale „Dark Souls” były sporo droższe, a obawiałem się że nie przypadnie mi do gustu hardkorowy (rdzennie polskie słowo) poziom trudności. „Dusze demonów” okazały się być mrocznym fantasy o interesujące mechanice, wymagającym koncentracji, przygotowania i sporych zdolności manualnych – coś jak oryginalne „Diablo” grane po raz pierwszy na najwyższym poziomie trudności.
“Landszaft z Jeleniem” czyli najpiękniejsze krajobrazy – „Red Dead Redemption”
Zastanawiałem się czy wyróżniając RDR – bo na wyróżnienie absolutnie ta gra zasługuje – podkreślić bardziej jej aspekt sandboksowy (jak to powiedzieć po polsku?), czy też raczej oprawę graficzną. Zdecydowałem się jednak na to drugie, bo jedyne krajobrazy które dorównywały tym z „Red Dead Redemption” były te z „Uncharted” – ale tam nie dało się pojechać konno i dotknąć ich, nie mówiąc już o rozbiciu przy nich obozu i patrzeniu jak zmieniają się gdy słońce najpierw wstaje bladym świtem, a później chyli się ku zachodowi. Absolutne mistrzostwo w kreacji wirtualnego świata.
„Kewlarove Rajtuzy” czyli najlepsza gra o superbohaterach – „Batman: Arkham Asylum”
W odróżnieniu od swojej nowszej i podobno lepszej części, pierwszy „Batman” zachwycił mnie wszystkim: ciężkim klimatem, relatywnie spójnym scenariuszem, fantastycznymi sekwencjami ze Strachem na Wróble, systemem walki, bat-gadżetami, głosami głównych aktorów (Mark Hamill jako Joker!). Wrażenia nie popsuła nawet prościutka walka finałowa. W sumie największe zaskoczenie 2011 roku – nie spodziewałem się wiele, dostałem kapitalną grę o moim ulubionym bohaterze komiksowym. Tym bardziej zatem zabolało mnie rozczarowanie kontynuacją, która na domiar złego była najdroższą grą jaką kupiłem w tym roku.
„Tonąc w Dekadencji” czyli najlepsza stylizacja – „Bioshock”
„Bioshocka” można chwalić za różne rzeczy, ale poza pewnym kluczowym momentem chyba najbardziej zapada w pamięć niesamowita stylizacja widoczna w grze. Lata czterdzieste, odrobina steampunku, domieszka Fin de Siècle’u, do tego wrażenie rozkładu, gnicia i powolnego tonięcia – oprawy wizualnej w „Bioshock” po prostu nie da się zapomnieć. Honorowa wzmianka: zapomniane pomieszczenia testowe w „Portal 2”, pięknie widać różnicę między latami 60tymi, 80tymi i współczesnością.
„Zapomniana Radziecka Kreskówka” czyli najmroczniejsza baśń dla dorosłych – „Limbo”
Przyznając wyróżnienia nie mogę zapomnieć o „Limbo”, grze na którą czekałem od 2006 roku (wzmianka o niej otwarła mój pierwszy w życiu anglojęzyczny blog o grach), a którą na skutek rozmaitych zawirowań w procesie jej tworzenia dane mi było poznać dopiero w tym roku, kiedy zawitała na PSN. Ponury, odrealniony nastrój, oprawa graficzna jak z panoptikum, do tego bardzo dobra warstwa rozgrywki – warto było poczekać. Podobnie jak w przypadku „Bioshock”, zapamiętam z niej przede wszystkim stronę wizualną: te czarno-białe, deliryczne krajobrazy.
A co dalej?
Na pewno zauważyliście, że wśród nagród i wyróżnień zabrakło dwóch bardzo ważnych tytułów. Cóż, w „Skyrima” i „Dark Souls” po prostu nie miałem już czasu (nie mówiąc o funduszach) się zapoznać. Co do tego pierwszego, to trochę się obawiam rozczarowania, jako że nie mam już PC do grania, a wersja PS3 jest wyjątkowo zabugowana i potrafi niekiedy popsuć się w sposób uniemożliwiający dokończenie rozgrywki. Bardzo chciałbym się też zapoznać z „Dark Souls”, aczkolwiek nie wiem czy podołam wyzwaniu – już „Demon’s Souls” jest drogą przez mękę. Satysfakcjonującą, przyznaję, ale wymagającą dużych nakładów czasu i energii („nie będę dzisiaj grał, bo jestem zmęczony i mogę zginąć” to niecodzienna myśl). Wśród dużych tytułów nadciągających w tym roku nie można zapomnieć o „Mass Effect 3”, który nadejdzie już w marcu, „Bioshock Infinite” oraz „Diablo III”.
Z pozostałych planów na 2012, z PSNu porozumiewawcze oczko puszcza „Stranger’s Wrath”, odświeżona wersja xboksowego hitu spod ręki Lorne Lanninga, twórcy uniwersum Oddworld. We mgle majaczy nowy „Silent Hill”, ale pozostaję sceptykiem, za to być może odwiedzę odnowioną edycję HD. Lista starszych gier, które z jakiś względów mnie zainteresowały obejmuje między innymi „Enslaved”, „Shadows of the Damned”, „Catherine”, „American McGee’s Alice”. Na swoją kolej czekają niedokończone „Red Dead Redemption”, „Dead Space”, „Prince of Persia”, „Fallout 3”, pierwszy „Wiedźmin”. Ciągle szykuję się też do rewizyty w świecie „Morrowinda” i dłuższego posiedzenia z „Dwarf Fortress”, ale jak znam życie, to po raz kolejny obsuną się one ad calendas grecas.
2012 będzie również rokiem europejskiej premiery Playstation Vita. Swego czasu byłem piekielnie napalony na tę konsolę i nadal uważam, że ma ona niesamowity potencjał, a Sony pokazało, że traktuje sprawe poważnie – niemniej jednak tym momencie mam tyle rzeczy na głowie, że nie wiem czy kupowanie nowej platformy ma jakikolwiek sens. Po prostu szkoda inwestować pieniądze w zabawkę, która będzie leżała odłogiem. Gdyby jednak się tak złożyło, że rzeczona zabawka wpadnie jednak w moje ręce, to z marszu wezmę się za „Persona 4 Golden”, „Uncharted: Golden Abyss”, „Gravity Rush”, do tego pewnie „Wipeout” i „Super Stardust Delta”. Na chwilę obecną wszelakoż wolę sobie zostawić to na jakąś bliżej niesprecyzowaną przyszłość – przyjemność i tak mnie nie ominie, a będzie taniej (hmm, jakoś podejrzanie to zabrzmiało).
Kończąc to podsumowanie, chciałbym wszystkim Wam, drodzy czytelnicy, życzyć bardzo udanego Nowego Roku 2012, nie tylko na płaszczyźnie okołogrowej: zdrowia, sukcesów i pogody ducha. A w wirtualnych światach, życzę Wam fantastycznych krain, wciągających opowieści, adrenalinowych momentów, charakternych NPCów i mnóstwa niesamowitych przygód po drugiej stronie ekranu!
Po przeczytaniu tytułu artykułu, sądziłem że przeczytam raczej podsumowanie roku 2011 w grach komputerowych oczyma autora, a nie tego, z czym się przydarzyło zapoznać autorowi w tym czasie.
No nic.
Ale dlaczego posuwać się w tej zachłanności do określania Wiedźmina 2 mianem technical failure z tego powodu, że z bliżej niesprecyzowanych powodów gra u Pana nie zadziałała?
Uruchomienie gry na PC to nie czarna magia. Zawsze podawane są wspierane konfiguracje. Na forach można znaleźć ewentualne znane problemy z grą. Jakoś kiepsko działający Skyrim Pana nie odstraszył od platformy. A tam programiści nie mieli do czynienia z mnogością kart i platform (to jest dopiero granda).
Cóż, przepraszam za zmyłkę.
Dlatego że kupiłem produkt, który nie działał. I którego zmuszenie do działania zajęło mi ponad sześć godzin, rozłożone na trzy kolejne dni. Zamiast odpoczywać przy grze, bawić się tytułem za który zapłaciłem, musiałem się użerać z oporem materii. Dlatego.
No więc właśnie trochę czarna magia, a na pewno użeranie się ze sterownikami, wersjami, patchami itepe.
Pewnie, była podana „wspierana konfiguracja”, tylko że gra na niej nie działała. Błąd związany z softwarem, nie z hardwarem.
Jasne, tylko trzeba szukać tych forów, próbować różne rozwiązania, marnować swój czas – a tu była to świeża gra (bo kupiłem ją zaraz po premierze) i nie było w internecie odpowiedzi na mój problem.
Proszę czytać uważniej – właśnie odstraszył od zakupu wersji PS3. Może kupię z przeceny, ale obecnie nie kupiłem ze względu na potencjalne problemy. A od platformy mnie nic nie odstraszyło – bo poza tą jedną grą wszystko inne na niej działa, w odróżnieniu od PC gdzie użeranie się ze sterownikami, konfiguracjami, patchami jest standardem, w dodatku nie zawsze przynosi efekt.
Nigdy nie zrzucę winy za to, że pecetowa gra nie działa na użytkownika, bo sam wiem, jak to jest męczyć się z niedziałającą grą bez rezultatów.
Zresztą, to jest Lista Osobista, więc mimo, że z paroma uwagami autora bym się nie zgodził, to co mi do niej?
Ale jeśli masz alergię na problemy techniczne już na PC, to proszę, nie kupuj Skyrima na PS3. Jeśli wierzyć developerowi New Vegas, który wypowiedział się na temat gry, z DLC/edycją GOTY problemy będą coraz częstsze. Bethesda non stop kłamie na temat częstotliwości błędów i łatek. Gra jest nadal jak bomba zegarowa, widziałem posty, których autorzy twierdzili, że już po wyjściu z Whiterun zauważyli znaczące pogorszenie się płynności animacji i błędy, choć najczęściej „zapalnik” odpala się po 40 godzinach.
Ludzie są rozgoryczeni i zawiedzieni, że prasa bez przerwy wypowiada się i o studiu, i grze w samych superlatywach, tym bardziej, że problem był widoczny jak na dłoni od premiery Fallouta 3: GOTY Edition, do dziś niespatchowanego. http://weirdgeometry.stegalosaurus.com/comics/2012-01-09_PvB2.jpg
Takich praktyk nie należy wspierać.
P.S. Na FMFie też dostałem autograf Sakaguchiego. Mam też miłe wspomnienie, bo powiedziałem mu wtedy „Can’t wait for The Last Story!”, po czym uśmiechnął się i powiedział „Yeah” – a dwa dni później po wielu płaczach i żalach fanów jRPG premiera gry w Europie została potwierdzona.
Skyrim – może jak stanieje. F3 też mam na PS3, działa, jest okej, jak raz się zawiesił, no problemo, kosztował mniej niż 30PLN.
Czyli jednak wydało się, że magia. Osobiście na problemy ze sterownikami stosuję: http://www.empik.com/magia-ochronna-w-praktyce-rytualy-zaklecia-techniki-dugan-ellen,p1045693679,ksiazka-p
A tak poważnie, to przynajmniej mi nigdy nie zdarzyła się sytuacja, kiedy nie mógłbym uruchomić gry, która była wspierana pod mój system (było tak jedynie w przypadku starych gier na XP). Zadziwiająco wolno działał tylko Grid.
Patchowanie gier również odbywa się, o ile się nie mylę, na konsolach. Użeranie się ze sterownikami nie jest standardem. Forach o poszczególnych grach na Steam nie zalewają jakoś wątki o problemach technicznych w liczbie pozwalającej mówić o jakimkolwiek standardzie w tym zakresie. Co więcej, jeśli są problemy, często znajdują się modderzy, którzy poprawiają błędy za twórców. Społeczność graczy na konsolach jest bezbronna.
Pierwsza „Alicja” Americana McGee bez przerwy wykrzaczała się na moim systemie podczas jednego z loadingów – po dwóch dniach walki okazało się, że jeden z plików jest bardzo wrażliwy na konfigurację systemu i może po prostu odmówić współpracy. Lekarstwa na to nie znalazłem na żadnym forum, musiałem użyć kodów i różnych nieprzyjemnych sztuczek, by załadować ten felerny poziom z Jabberwockym.
Silent Hilla 2 też w końcu kupiłem na PS2, wersja na PC była cierpieniem.
Akurat Wiedźmin 2 miał dość problematyczny launch. Do skandalu, którym jest Skyrim na PS3 ciągle jednak mu daleko.
Nie jest. Modyfikacje oraz fanowskie patche istnieją też na konsolach, tylko trzeba się nakombinować więcej z nimi, żeby działały :).
I tak, człowiek ma prawo mieć powyżej uszu problemów i problemików wynikających ze specyfikacji grania na PC. Nie ma w tym nic złego, chociaż pecetowi eliciarze lubią sobie zwiększać e-ego poprzez chwalenie się jakimi to inteligentymi/mądrymi/bogatymi ludźmi są bo zainstalują kilka sterowników.
Tylko, że nie każdy chce za nimi grzebać, szukać ich i babrać się w to. Zrozum to.
Jest bezbronna: http://www.uesp.net/wiki/Oblivion:Xbox_360#Unofficial_Mods
Przynajmniej jeżeli chce pozostać w zgodzie z prawem.
W każdym razie nie znalazłem żadnej znaczącej grupy modderskiej na xbox 360. Może jestem w błędzie. Tymczasem na PC z łatwością można zainstalować bazylion modyfikacji dla Obliviona, przedłużających znacząco grę.
Tak, ma prawo. Tylko niech nie nazywa zaraz, ponoć niezwykle udanej, gry „g***em”, a swych problemów ze sterownikami – standardem (zresztą z komentarza autora wnoszę, że w końcu się udało). To jest w końcu wpis na blogu o grach, a nie do pamiętniczka. Konsumenci mogą stąd przecież czerpać wiedzę o stanie rzeczy w świecie gier i dokonywać na tej podstawie wyborów.
@ Nie jest. Modyfikacje oraz fanowskie patche istnieją też na konsolach
Nie ma czego porównywać. Zwłaszcza z przedsięwzięciami takimi jak mody „Complete” do S.T.A.L.K.E.Rów.
@ Nie ma w tym nic złego, chociaż pecetowi eliciarze lubią sobie zwiększać e-ego poprzez chwalenie się jakimi to inteligentymi/mądrymi/bogatymi ludźmi są bo zainstalują kilka sterowników.
Znasz jakichś dziwnych pececiarzy.
@ Tylko, że nie każdy chce za nimi grzebać, szukać ich i babrać się w to. Zrozum to.
A teraz sobie to zestaw z:
@ Modyfikacje oraz fanowskie patche istnieją też na konsolach, tylko trzeba się nakombinować więcej z nimi, żeby działały :).
Uzgodnij wersję z samym sobą.
Nie porównuje co już pisałem. Sprawdź :). Piszę tylko, że również istnieją (może dlatego, bo nie wiem – istnieją?).
Do tego mam zgodną wersję – nie pisałem o sobie jako o osobie, która nie zawsze ma ochotę grzebać się z patchami, bo jak już mi coś nie działa to poddaję się po naprawdę sporych próbach. Już taki uparciuch jestem :(
Dodam jeszcze, że sam – tadam! – częściej korzystam z modów na PC. Również tych STALKERowych (koffam Zone!). Dlatego powtarzam – tak jak skala modów na PC jest nieporównywalnie większa niż na konsolach, tak samo sprawa problemów technicznych jest nieporównywalnie większa.
Ale zarówno mody, modyfikacje, patche jak i problemy z grami, sterowniki, słabe konwersje – występują również na konsolach. Tyle, że nie tak często ;)
Też znam takich pececiarzy, już nie mówiąc, ile razy trafię na nich, wpisując jakiś problem dotyczący PC w google – często na pierwszej stronie znajduję kilka odpowiedzi typu „łatwizna, co nas męczysz, wpisz to w google, ćwoku”.
I kłóciłbym się o te mody – patche tłumaczące konsolowe jRPG wymagają co najmniej tyle roboty, co największe pecetowe przeróbki. Poczytaj o projekcie Soul Hackers. Haker, który nim się zajmuje, tłumaczy nawet tryb połączenia PocketStation.
A taka scena modów do Brawla na Wii też była swego czasu dość aktywna, nie wiem, jak jest teraz.
No właśnie ja też znam takich pececiarzy, z reguły to informatycy albo studenci, albo też (shudder) studenci informatyki.
Scena moderska wytworzy się wszędzie gdzie może się wytworzyć, proporcjonalnie do możliwości „gmerania” dawanych przez daną platformę. W przypadku PC źródło problemów technicznych (heterogeniczność sprzętowa, otwartość platformy) to przejaw tych samych cech, które sprawiają, że kompletne modyfikacje gier powstają jak grzyby po deszczu. I nie chodzi o tłumaczenie czy poprawienie jakiegoś buga ale o projekty takie jak nowe kampanie czy całkiem nowe gry („Nehrim”, „Day of Defeat”, „Counter Strike”).
Są ludzie, którzy wolą bezpieczniej grać na konsoli, są tacy, którzy lubią sobie pogrzebać i wybiorą PC. Ja lubię PC bo potrafię sobie radzić z problemami, za to mam do dyspozycji większą rozmaitość gier i sposobów sterowania nimi (z mojej perspektywy). Mój kumpel woli PS3 bo to dla niego znacznie lepsze rozwiązanie (na dźwięk słowa „sterownik” zamiera z przerażeniem).
A w ogóle to marzy mi się pokój przeznaczony tylko na konsumpcję popkultury, wypełniony konsolami i ogrzewany dobrym piecem.
@i ogrzewany dobrym piecem
eee, źle chłodzony pecet?
No jak źle, właśnie dobrze. Całe ciepło szybciutko ucieka na zewnątrz.
Informatyk u mnie w pracy miał taki pomysł na ogrzewanie pomieszczenia (cholera, w tej ramce czuję się jak Górsky w „48 stronach”).
Kurczę, to chyba pomysł na komiks.
Widzisz, nie chcę wprowadzać nie miłej atmosfery, ale mylisz sie ponownie co do modow na konsole :>
Na konsolach również tworzy się całe nowe kampanie a nawet gry w oparciu o fragmenty silnika czy grafik z innych pozycji – choćby masa modów do Final Fantasy Tactics, czy Castlevania od nadwornego tłumacza niewydanych po „naszemu” SMT. Które są świetne.
Tłumaczenia to inna bajka i te dotyczące gier konsolowych to jest ogromna działka i świetny materiał na dobry artykuł. Albo i serię artykułów. Co więcej takie tłumaczenia, czy część modów DA się na konsolach używać NIE łamiąc prawa (jedynie je naginając ;p).
Plus widzisz – ja, Sumio i zapewne kilka innych osób z jawnych (;D!) również potrafi sobie poradzić z pecetem. Ba – nawet potrafimy sobie poradzić z modowaniem konsol i gier na konsole! Ale różnorodność to ja/my mamy w grach generalnie – nie tylko tych na PC.
Na konsoli ogrywam to czego nie mam na PC, na PC ogrywam to czego nie mam na konsoli, multiplatformy siupię na tym na czym mi wygodniej/taniej. Lubię gry, po prostu. I lubię pograć w nie bez problemów, dlatego żadna platforma nigdy nie powodowała u mnie takich rage ataków jak PC. Którego – co pokreślam, żeby zaraz nie było „ustlania wersji” – szanuję jako platformę do gier wideo i używam jako takową!
To wszystko, ja już (chyba) nie mam nic do powiedzenia w temacie – o ile nie będę musiał się z czegoś tłumaczyć szerzej.
Jeżeli jednak kogoś uraziłem, to wbrew pozorom – nie umyślnie.
Ale nikt nie przeczy, że heterogeniczna platforma jest bardziej problematyczna technicznie. Coś za coś, możliwość gmerania to możliwość psucia i trudniejsze środowisko dla programistów. Tylko nie ma żadnej „normy” związanej z problemami ze sterownikami. To tak jakby mówić, że na Xboksie „normą” jest czerwone oko śmierci.
Dodałbym, że różnorodność, to również konkurencja, a więc również bodziec do rozwoju podzespołów i poprawy standardu oprawy graficznej gier.
Trudno zaklinać rzeczywistość:
współczesny gracz na pc instaluje grę postępując zgodnie z poleceniami instalatora, a po uruchomieniu cieszy się grą w domyślnych ustawieniach. Jeśli chce mieć jeszcze prościej, kupuje na Steamie, który go o nic nie pyta i jeszcze aktualizuje sterowniki. Jeśli nie zadowala go domyślna wydajność, to grzebie w ustawieniach graficznych, żeby grać jak biały człowiek, mając więcej niż 30 klatek.
No więc jednak nie. Na konsoli się samo patchuje, wchodzę w grę, klik, „musi pan spatchować swoją grę”, klik, okej, odczekać chwilę, gramy. To zupełnie nie to samo, co gmeranie w plikach konfiguracyjnych na pececie (widescreen gaming ze trzy, cztery lata temu, śmiech na sali), chamranie ze sterownikami, patchowanie systemu (działa tylko na SP2 czy coś w tym stylu).
Użeranie się ze sterownikami jest bardzo częste. Musiałem jakieś hocki-klocki robić z Dead Space (coś z vsync, nie pamiętam), musiałem często update’ować sterowniki NVidii, bo zawsze wymagane najświeższe, na karcie ATI to już w ogóle była masakra. W przypadku „Wiedźmina 2” ATI parę dni po premierze wypuściło SPECJALNĄ WERSJĘ STEROWNIKÓW POD WIEDŹMINA. Zwykłe niestety miały problem, nawet nie wiem jaki.
Modderzy poprawiają po twórcach? Ninja, please. Może i poprawiają, ale jeśli tak jest to to jest patologia i tylko potwierdza to co piszę.
Pewnie chodzi o tę łatę:
http://support.amd.com/us/kbarticles/Pages/AMDCatalyst115ahotfix.aspx
Dotyczyła układów Crossfire. Jak również ta: http://support.amd.com/us/kbarticles/Pages/Catalyst1111aperformance.aspx . Problemy z tymi układami to nie wielka nowina. Nie zmieni tego wyrażenie jej wersalikami.
A system tak czy owak warto aktualizować, nie tylko ze względu na gry.
A to w sumie dziwne, bo jestem posiadaczką karty ATI i Wiedźmin 2 mi śmigał aż miło. A problemy miewałam tylko ze starszymi grami, które czasem odmawiały uruchomienia się na siódemce. A choć specjalnie zaawansowana komputerowo nie jestem, radzę sobie jak dotąd, ze wszystkimi pomniejszymi problemami. I nie mam poczucia konieczności ciągłego uaktualniania wszystkiego. Zmierzam do tego, że może jednak nie ekstrapolować swoich doświadczeń na wszystkie inne pecety ;) Choć cholernie współczuję problemów, to jak wspomniał jedne z przedmówców, chodzi o to, że fajnie jest grać. A na czym, to sprawa drugorzędna i jakoś zgrzytnęło mi nieprzyjemnie, kiedy przeczytałam artykuł… Po co robić takie rozróżnienia?
Nie pisaleś nic o prawie i proszę, nie popisuj się już wiedzą bo jeszcze ktoś może zacząć czerpać swoją wiedzę z takich wpisów ;D! Jako posiadacz PSP i PS2 w obu przypadkach wykorzystywałem niejednokrotnie modyfikacje i poprawki od fanów, a nawet sam kombinowałem z paroma rzeczami ;> Również z ruszaniem gier szybciej/lepiej/ładniej.
Nie posiadam XO, nie wiem jak to jest na XO. Ale Wii oraz PS3 pewne rzeczy posiadają. To, że nie jest to zjawisko tak powszechne, łatwe oraz rozbudowane jak na PC jest logiczne. Naprawdę. Nie uznaj tego za jakąś wrzutę bo ja naprawdę się nie złoszcze, ani Ci nie złorzeczę, ale nie wiesz o czym piszesz.
Jawne Sny tworzą multiplatformowyc i czytają głównie multiplatformowcy, więc eliciarstwo PC jest tutaj co najwyżej… zabawne. O tym, że w Obliviona da się grać bez zaśnięcia właśnie dzięki modyfikacjom również wiem. To są rzeczy oczywiste. To są prawdy. Bez modów na trzeźwo nie przeszedłbym kilku gier na PC ;).
Tak jak prawdą jest, że większość grających na PC prędzej lub później trafia na jakiś diabelski problem. Tylko w Internecie zdarzają mi się przypadki grających na PC dłużej niż ja żyje i nie mających nigdy z tym żadnego, nawet tyci, tyci problemu – ale ja je miałem ;). Jasne, autor może pojechał z lekka za mocno, ale z drugiej strony, jeżeli jego konfiguracja spełniała wymagania a produkt nie działał, to mogło mu się odechcieć wreszcie grania na PC.
A więc przyznałeś, że „autor może pojechał z lekka za mocno”, że tworzenie modów na konsole może kłócić się z prawem (co wg mnie wyklucza przydatność przywoływania takiej możliwości jako argument przeciwko stwierdzeniu o generalnej bezbronności graczy na konsolach w tym zakresie), a jednocześnie natrząsasz się z mojego braku wiedzy, przyprawiając mi gębę eliciarza PC (może nawet takie określenie by mnie podbudowało, gdyby nie to, że w ogólnym radzeniu sobie z graniem na PC nie ma nic wyjątkowego – a o wykazanie tego chodziło mi w pierwszej kolejności), pewnie z tych, co chwalą się „jakimi to inteligentymi/mądrymi/bogatymi ludźmi są bo zainstalują kilka sterowników”.
„Jawne Sny tworzą multiplatformowyc i czytają głównie multiplatformowcy, więc eliciarstwo PC jest tutaj co najwyżej… zabawne.”
Tak samo jak bycie „świeżo nawróconym fanbojem Sony”? Dlaczego próba wykazania, że trudności techniczne nie są inherentną cechą grania na PC (co niedwuznacznie sugerowałoby, że gracze PC nagradzają developerów wiernością za tandetę), tylko zjawiskiem wspólnym wszystkim platformom, spotyka się z wrogością (byłbym Cię posądził o grubiaństwo, ale pozytywnie usposobiła mnie mnogość uśmiechniętych buziek w Twoim wpisie).
Widzisz, bardzo często spotykam studentów oraz informatyków którzy tłumaczą mi dokładnie to samo – że w ogóle nie ma problemów z graniem na PC. Jak pokazuję że są, to tłumaczą że są to drobiazgi (reinstalować grę/sterownik/zmienić dwa ustawienia w konfigu). Jak mówię, że potrafią się skumulować (casus mojej przygody z „Wiedźminem 2”), to wtedy dowiaduję się, że to naprawdę nie jest nic bardzo trudnego, a w ogóle na konsolach też są patche. I tak ad mortem usrandum.
Tymczasem ja nie znoszę musieć pracować nad ustawieniami i patchami, jak mam czas po pracy, chcę usiąść i grać, a nie gmerać w bebechach systemu czy optymalizować wydajność grafiki, bo deweloperzy o tym nie pomyśleli. Użeranie się z softem i sprzętem miałem swego czasu w pracy i już wtedy dostawałem piany na pysku usiłując w domu zmusić gry do współpracy z widescreenem. Obecnie jest mi na to szkoda czasu i energii, zatem podwójnie.
Moje doświadczenia z grania na PC są akurat takie. Może miałeś inne, a może spędzenie godziny na instalacji sterowników i łatek, potem kolejnej na tuningowaniu ustawień grafiki są dla Ciebie też częścią rozrywki. Dla mnie to dwie stracone godziny, kiedy to mogłem pograć lub napisać tekst o grze i dostać za niego trochę pieniędzy, a zamiast przechadzać się po wirtualnych światach, siedziałem i przeglądałem kolejne forum, po czym po raz enty zmieniałem kolejne parametry w nadziei że to zadziała.
„Wiedźminowi 2” dostało się, ponieważ naprawdę chciałem w niego zagrać, a nie mogłem. Jednym z problemów z grą, poza sterownikami grafiki (których wymiana w związku z jakimś tajemniczym bugu w Windows 7 wiązała się z wieloma trudnościami), był fakt, że zainstalowałem ją w katalogu „Wiedźmin” zamiast „Witcher” (o czym już po dniu czy dwóch poinformował mnie Tech Support, oczywiście po wypełnieniu na piechotę szerokiego raportu dotyczącego mojego sprzętu, bo sama gra nie potrafiła tego zaraportować).
Tak, polskie literki w nazwie katalogu polskiej gry spowodowały, że nie dało się w nią grać. To jest egzemplifikacja złej roboty deweloperów i na bank jak spotkam się następnym razem z Marcinem albo Michałem nie omieszkam trochę ich o to podręczyć.
Ok to wyjaśniamy:
Jeśli napisałem „może” to nie oznacza, że przyznałem rację ;). Również nie przyznaję racji co do nieprzydatności modów na konsolach bo istnieją, są przydatne, tylko są niszą niszy. Nie chodzi mi o to, żeby stwierdzać, że to taka sama sprawa jak na PC, tylko o to… no, że są, generalnie ;p.
I naprawdę nie gburzę – ja tutaj dyskutuję sobie każualowo, bez złości. Nie mam zamiaru Cię urażać, ale Twoja – z braku laku – „linia ataku” jest dla mnie dziwna. Rozumiem za to autora wpisu, bo czasem też miałem rage, kiedy okazywało się że kupiona gra przyda mi się góra jako podkładka na kawę ;p.
Rozumiesz – mody są lepsze i popularniejsze na PC. Tak jak problemy z grami są częściej domeną tej platformy i niejednokrotnie uniemożliwiają tam zabawę. Coś za coś :>.
A że konsole w TESach i Falloutach (których kolejno – nie lubię i nie lubię) mają swoje za uszami to prawda i trzeba tą prawde powtarzać aż wreszcie developerzy coś z tym zrobią.
PS: A propo „nawroconych” (uwaga autorze – to nie psztyk do Ciebie!) – najgorszy typ ludzi piszących o grach to eks-pecetowcy dziennikarze, którzy nagle biorą się za konsole i zaczynają objeżdżać klasyczne dla nich gatunki i rozwiązania. Takich ludzi powinno sie resocjalizować, więc chyba (chociaż?) tutaj się zgadzamy ;)!
Bez przesady z tym Wiedzminem.Trzeba to powiedziec otwarcie…Kolega poprostu mial niezlego „szrota”,lub albo dodatkowo balagan w kompie.Gralem w Wiedzmina 2 premierowo,i zadnych problemow z odpaleniem nie bylo.Tak wiec drogi kolego,to Twoja wina jak zreszta wiekszosci ludzi ktorzy marudza na forach.Trzeba pilnowac porzadku,a wszystko bedzie ok.Dodatkowo rozsadek podpowiada robic unpradge sprzetu co jakis czas.
Otwarcie trzeba powiedzieć, że prezentujesz postawę „u mnie działa”, powołujesz się na dowód anegdotyczny, imputujesz „szrota” albo „bałagan w kompie” nie wiedząc jak było. Do tego mamy nieprzestrzeganie zasad ortografii (po kropce i przecinku powinno się stawiać spację) i amikoszonerię („drogi kolego”). Następny taki komentarz wylatuje do kosza.
I poleciało. Nie będziemy rozmawiać w taki sposób.
Nie będzie OK. Problemy się po prostu zdarzają, a jeśli ktoś coś wyraźnie popsuje w trakcie rozwoju gry (Carmack i „Rage”), to żadne zaklęcia ze strony użytkownika nie wystarczą.
@Mirror’s Edge
„Genialna w swoim minimalizmie historia totalitaryzmu w białych rękawiczkach, wellfare state, które jest takowym tylko dla tych, którzy całkowicie mu się podporządkują, złotej klatki dla konformistycznej większości, a kolorowego piekła dla niepokornej mniejszości.”
[rzut okiem za okno]
Ja poproszę taki totalitaryzm u siebie.
A opowieść w ME (choć samą grę darzę olbrzymim sentymentem) to konglomerat tylu ogranych do granic niemożliwości klisz i twistów fabularnych, że to jest zwyczajnie niesmaczne. Doprawdy, o ile styl graficzny jest naprawdę urzekający (choć czasem, podczas rozgrywki, miałem ochotę założyć okulary przeciwsłoneczne) o tyle stojąca za grą historia to kuriozum, które można tylko i wyłącznie zignorować, w pełni poświęcając się hasaniu po śnieżnobiałych dachach budynków.
Okej, tutaj to kwestia indywidualna. Mnie się spodobała ta wizja, opowiedziana tak małymi wzmiankami (np. teksty w windzie), że w zasadzie zaledwie naszkicowana – ale te lśniące budynki, idealne ulice, a pod tym zgnilizna i stalowa rekawica systemu trzymająca wszystkich za gardło jakoś mi przypadły do gustu. Skojarzyło mi się trochę z Japonią, a trochę z Singapurem. :)
Whoa, chyba muszę wreszcie przejść. Bardzo podobają mi się narracje poprowadzone delikatnymi sugestiami, otoczeniem, strzępkami informacji.
Przejdź, przejdź. Grosze ta gra kosztuje, a naprawdę warto, jedna z oryginalniejszych pozycji ostatnich lat.
Jedno małe ale: mnie lepiej grało się na konsoli, padem, z force feedbackiem. Na klawiaturze i myszce „zanurzenie” było mniejsze.
Spoko, bardzo częst gram kontrolerem od Xboksa :-) Dobieram sterowanie w zależności od tego z czym się lepiej czuję w danej grze.
@Michał
„Bardzo podobają mi się narracje poprowadzone delikatnymi sugestiami, otoczeniem, strzępkami informacji.”
Co innego subtelność w dawkowaniu informacji, a co innego irytujący ich niedosyt. O ile początkowo podobała mi się zaskakująco odmienna koncepcja kraju totalitarnego (zamiast orwellowskiego koszmaru – bezpłciowa, choć urokliwa, sterylność) bardzo mnie ujęła, o tyle brak jakichkolwiek bliższych informacji odnośnie tego z kim właściwie walczymy jest irytująca. Wiem, że z totalitarnym reżimem, ale gdy patrzę na te piękne otoczenie to zastanawiam się – właściwie czemu? Nie widzę na ulicach/plakatach/w toku gry żadnych świadectw tego, że w danym ustroju ludzie się męczą. Po prostu tak jest powiedziane i tyle. W tle przewijają się jakieś polityczne machinacje, ale – szczerze powiedziawszy – nie wygląda to ani zbyt prawdopodobnie, ani zbyt przejmująco. Fabularnie ME to, kolokwialnie pisząc, kiszka. Piękna, absorbująca i niesamowicie grywalna kiszka.
http://polygamia.pl/blogi/mrw/2011/05/granie_na_pc_2011 (jest też komć Bartsa)
„Rzeczywiście, standard konsolowy daje mi niemal gwarancję, że producent dopracował grę tak, że zaraz po zakupie będzie działała na pewnym, równym dla wszystkich poziomie…
… lecz ewentualna usterka może dotknąć wszystkich, w równym stopniu,
… mogę zapomnieć o podwyższaniu płynności, dzięki dopasowywaniu ustawień graficznych (nawet za tym nie tęsknię, od kiedy FPS-y przypominają coraz bardziej festiwal qte, a mojemu space marine przyprawili do ręki działo na trzecią część ekranu, które zmiata kolejną trzecią jego część, wprost na liczne wybuchające beczki i kaktusy, oddając mu jeszcze do dyspozycji tylko nóż, co pozwala mi, kiedy ekran stanie się już pąsowy, zamordować resztę jednym przyciskiem, po naprowadzeniu mego przeklinającego, ociężałego, samobieżnego działa w okolice przeciwnika, za co zostanę nagrodzony satysfakcjonującą animacją, a może nawet acziwkiem (mój kolega powiada, że jedyne świeższe pc exclusives należące do tego gatunku, które kojarzy, takie jak S.T.A.L.K.E.R., Arma 2, Hard Reset, czy Red Orchestra 2, ocenia jako raczej nie-opóźnione, ale nie wiem, co ma na myśli),
… będę mógł wreszcie oderwać się od mojej ulubionej gry, po tym jak znudzi mi się cała zawartość, bo na inną liczyć nie mogę, skoro autorom wyczerpały się map packi i zombie packi – nie przemierzę nowych leveli krzepko, na rakiecie, jak Vo0. ,
… po latach kupię wydanie z podrasowaną oprawą graficzną gry, bo nie ma nadziei, że jakaś grupa graczy zajmie się jej odnową, na skalę Morrowinda czy S.T.A.L.K.E.R.-a.
Wprawdzie mogę się z tym liczyć, ale Bogu dziękuję, że nie podzielę losu tej grupy graczy, którzy przejechali się na Wiedźminie i w podsumowaniu roku ocenili pc jako platformę dla nerdów.”
Można i w taki sposób. Ale czy nie lepiej raczej skupiać się po prostu na promowaniu tego, co uważa się za cenne w dorobku swojej platformy, niż stwarzać wrażenie, że pecetowiec bierze sobie urlop w pracy, żeby kupić podzespoły i zainstalować gierkę?
Auć, auć, internet pamięta. :)
Jak zwykle spóźniony komentarz, ale lepiej późno niz wcale jak powiedział baca spoglądając na odjeżdżający pociąg. Artykuł, z założenia subiektywny, oceniam zatem pozytywnie. I dlatego największą wadą tego tekstu jest to, czego autor nie opisał. Nie będę się tu, jak inni, rozwodził nad brakiem cierpliwości czy umiejętności. Zdarza się. Po prostu autentycznie szkoda, że z tego samego subiektywnego punktu widzenia nie opisano Wiedźmina II i Skyrima. Pozdrawiam.
Serdecznie witamy na Jawnych Snach!
Co do Wiedźmina II i Skyrima, to nie napisałem o nich, ponieważ niestety w żadną z tych gier nie miałem okazji pograć. W pierwszą – ze względu na wspomniane powyżej problemy techniczne, których rozwiązanie zajęło ostatni tydzień kiedy jeszcze miałem mocny komputer PC w domu (długa historia), przez co zamiast grać, gmerałem w sterownikach i pisałem sążniste maile do działu wsparcia technicznego. W drugą – ze względu na obawy związane z problemami z wersją na PS3, przez które nie kupię Skyrima w pełnej cenie dopóki któraś szanowana strona (Eurogamer, Digital Foundry) nie potwierdzi, że tzw. „Skyrim lag” już nie występuje.
Niemniej mam nadzieję, że w 2012 nadrobię te zaległości, do spółki z trzecim „wielkim nieobecnym”, czyli Dark Souls.
Również pozdrawiam!
Rozumiem, rozumiem. O ile mnie, obdarzanemu przez większość protekcjonalnie mianem „casuala”, wolno pomijać dowolnie wiele gier z pierwszej ligi, to jednak freelancerowi interesującemu się grami to nie przystoi. Dlatego będę trzymał kciuki żebyś jednak nadrobił te braki. ;-) I na koniec: artykuł długi ale wciągający.
Spóźnione „dziękuję”!
Zaległe czepialstwo:
„wellfare state” – o jedno „l” za dużo.
„Dzięki temu że nie ma opcji zapisu gry, a główni bohaterowie mogą zginąć, sceny walk czy strzelanin są pełne napięcia”
Wprawdzie Cage początkowo straszył w stylu „jak jeden z bohaterów Heavy Rain zginie, to nie będzie opcji wczytania sejwa i zmiany jego losu” – ale koniec końców zapis gry w Heavy Rain jak najbardziej jest, w każdym momencie można wrócić do dowolnego „przeszedniętego” rozdziału i rozegrać go jeszcze raz.
Umm, niby tak, ale to trzeba wyjść do menu, cały rozdział przechodzić, poza tym szczerze mówiąc zorientowałem się dopiero w połowie…
„welfare state” – racja, mea culpa.