Zachwyty: gry wojenne

Pisałem ostatnio o tym, jak dziwnie grywa się w niektóre gry wojenne, i o czym warto pamiętać, kiedy się człowiek za takową zabiera. Tekst dotyczył gry opowiadającej o wojnie w Czeczenii, ale, jak zauważył w komentarzach pod nim Dawid Walerych, mógłby równie dobrze opowiadać o innych wojnach, przez kogo innego prowadzonych. Gry wideo chyba jednak rzadko pozostają do końca etycznie w porządku wobec ludzi, o których cierpieniu pośrednio czy bezpośrednio opowiadają. Oczywiście, to nie tylko ich problem – to samo dotyczy filmów, powieści, poezji. Od jakichś paru tysiącleci. Trudno wyważyć radosny, napompowany adrenaliną żywioł bojowy ze współczuciem. W grach chyba stanowczo za dużo tego pierwszego, a za mało drugiego.

I tak się pięknie składa, że właśnie, kiedy chodzi mi to wszystko po głowie, natrafiam na projekt z singapurskiego programu GAMBIT, nominowany do nagrody dla gier studenckich na IGF. „The Snowfield” to przeglądarkowa gra wojenna, w której kierujemy żołnierzem, raczej niemieckim, w czasie wojny, która może, ale nie musi, być Pierwszą Wojną Światową. Albo Drugą. To zresztą nieważne, i samego żołnierza pewnie mało już obchodzi, jakim jest żołnierzem (niemieckim? nie-niemieckim? dzielnym? tchórzliwym? wytrwałym? umierającym?). Przeżył, pewnie cudem. Jest na pobojowisku. Pada śnieg. Dookoła przysypane białym puchem i ziemią ciała. Zaraz zamarznie. Musi znaleźć ogień i ciepło. Niedaleko są ruiny domu, ktoś napalił w kominku. Ale w domu nie można się zatrzymać, bo gdzieś w oddali majaczą cienie innych. Chodzą między nagimi drzewami, trupami i zasiekami. Każdy o coś prosi. Słychać kakofonię jęków.

Mechanika najprostsza z prostych (choć stoi za nią ciekawy pomysł na eksperymentowanie z narracją) – chodzimy, podnosimy przedmioty i każdemu dajemy to, czego potrzebuje. Potem doprowadzamy do ognia. Zapuszczamy się coraz dalej i dalej. Jest coraz zimniej. Zamarzamy.

Nigdy nie uczestniczyłem w żadnej prawdziwej wojnie, ale coś mi podpowiada, że tak naprawdę dużo więcej mówi o niej właśnie prościutkie „The Snowfield” niż wszystkie strzelanki wojenne w jakie grałem.

Nie ma to świadczyć źle o strzelankach – gram oczywiście tylko w najlepsze i wciąż je uwielbiam. Ale przy strzelankach wierzę w gry jako formę świetnej rozrywki, a przy „The Snowfield” jako narzędzie do mówienia pięknie o rzeczach ważnych.

Brzmi to wszystko bardzo nadęcie, ale wierzcie mi – „The Snowfield” to w tej chwili jeden z ważniejszych powodów, dla których cieszę się z tego, że się zajmuję grami. Lektura obowiązkowa. I zachwyt – że tak też można.

2 odpowiedzi do “Zachwyty: gry wojenne

    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @mrrruczit – Musi być trylogia – „The Graveyard 3: Grandma Returns”.
      W „The Snowfield” jest dużo więcej do roboty niż w „The Graveyard”, i jest namacalne poczucie zagrożenia&wyzwania. Krótko mówiąc, jest nie tylko eksperymentalnie, ale też ciekawiej.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *