Gra większa, niż myślisz

Ach, Binary Domain, Binary Domain. To „ostatnia taka gra” SEGI na dobrych parę lat. Straty, jakie firma odniosła w ubiegłym roku fiskalnym wyniosły ponad siedem miliardów jenów. Jasny sygnał do zmian. Nie warto spodziewać się od nich teraz nowych serii i odważnych projektów – mają skupić się na silnych seriach, jak Sonic, Football Manager czy Total War.

Boli, ale sami są sobie winni. Boli tym bardziej, że SEGA nie wydaje ostatnimi czasy złych gier. Platinum Games dało im Bayonettę i Vanquisha, najlepsze gry akcji tej generacji. Wydali pełne skaz, ale fascynujące Alpha Protocol od Obsidian Entertainment. Każda część Yakuzy daje zabawy na dziesiątki godzin, Sonic w końcu wyszedł z dołka, w którym spędził długie lata, a ich dawne hity lśnią na Steamie, PSN czy XBLA równie jasno, co za starych, dobrych lat.

Problem tkwi w tym, że jakość gier SEGI jest najwidoczniej odwrotnie proporcjonalna do jakości ich marketingu. Chyba nic nie zmieniło się od 1995, kiedy uznali, że doskonałym ruchem będzie wypuszczenie nowej konsoli – Segi Saturn – cztery miesiące przed zapowiadaną datą, z dostępnymi zaledwie sześcioma grami, w cenie sto dolarów wyższej, niż konkurencja. Nie zawiadamiając wcześniej o całej sprawie niemal nikogo, nawet zaprzyjaźnionych developerów. Nawet dziś ich premierom (oczywiście tym pozbawionym jeży) niezmiennie towarzyszy mnóstwo komentarzy typu „chwila, to już wyszło?” czy „w życiu o tym nie słyszałem”.

Nie inaczej było z Binary Domain. Dwadzieścia tysięcy kopii w USA w miesiąc po rozpoczęciu sprzedaży to niestety beznadziejny wynik. Ale czy można było się spodziewać czego innego? O grze słyszeli tylko najwięksi zapaleńcy. Media traktowały ją zwykle z pobłażaniem, ot, Japończykom dalej się wydaje, że stać ich na własne Gears of War. Na portalu Kotaku pojawiła się nawet wiadomość rozpoczynająca się słowami „Kiedy już zdawało ci się, że nie możesz mniej przejmować się Binary Domain…”.

Może gdyby ten świetnie zmontowany trailer zobaczyła szersza publiczność, gra nie byłaby największą klapą tego roku. Może.

http://www.youtube.com/watch?v=ceTpSrIBNC0

Może nie jest to poziom słynnego, gearsowego „Mad World”, ale „Bigger Than You Think” ma nad wieloma trailerami, których twórcy postanowili zatuszować brak ludzkich emocji i zachowań w reklamowanej grze melancholijnym utworem zasadniczą przewagę. Nie musi niczego tuszować. Trailer odzwierciedla to, co dzieje się w czasie gry. W Binary Domain jest miejsce i na ekscytujące strzelaniny, i na sympatyczną fabułę w konwencji sci-fi, i na ludzkie dramaty.

Za jego stworzenie odpowiedzialne było Ryu Ga Gotoku Studio, którego kolejne części Yakuzy mocno skupiają się na konfliktach postaci o wyraźnie zarysowanych charakterach i sprzecznych interesach. Można było spodziewać się więc podobnych akcentów fabularnych i tutaj, jednak sposób opowiadania historii w Binary Domain uważam za lepszy, niż w Yakuzie. I nie jest to atak na fanów Kazumy Kiryu i klanu Tojo – sam się do nich zaliczam, ale nie da się ukryć, że przez beat’em upowe korzenie trzeba podczas gry czasem mocno trzymać niewiarę w ryzach. Może Kazuma nie dorównuje Niko Bellikowi, który potrafi wymordować z nudów pół miasta i ciągle brzydzić się przemocą, ale nawet prawdziwi japońscy gangsterzy, których wrażenia z gry były ze wszech miar pozytywne, pytali „dlaczego on bije się z wszystkimi jak idiota”? (Dla niewtajemniczonych – kiedy Smok Dojimy przemierza w Yakuzie ulice Tokio, czasem co skrzyżowanie zaczepiają go chuligani, a pięści idą w ruch).

W Binary Domain takich fałszywych tonów prawie zupełnie nie ma, a fabuła zaskakująco zgrabnie łączy się z gameplayem. Akcja ma miejsce w 2080 roku, czterdzieści lat po podpisaniu Nowej Konwencji Genewskiej. Dokument ten, stworzony z uwagi na niezwykle szybki rozwój robotyki, zakazał między innymi tworzenia robotów, które mogłyby uchodzić za ludzi. Jak się okazuje na samym początku gry – nieskutecznie. Siedziba największej na świecie firmy zajmującej się tworzeniem robotów, amerykańskiego Bergen zostaje zaatakowana przez robota, który nie tylko był wcześniej uważany za człowieka przez pracodawców. Nawet on sam siebie uważał się za człowieka, i nie jest odosobnionym przypadkiem. Okazuje się, że do złudzenia przypominające ludzi androidy kryją się w społeczeństwie od wielu lat. Powołany zostaje sztab kryzysowy, który stwierdza jednomyślnie – za nastały kryzys odpowiedzialny może być tylko Yoji Amada, genialny prezes Amada Corporation, który oskarżał niegdyś Bergen o kradzież jego wynalazków. Rust Crew, powołany w celu ochrony Nowej Konwencji Genewskiej oddział złożony z elitarnych żołnierzy z całego świata, zostaje wysłany do Tokio w celu schwytania Amady i doprowadzenia go przed oblicze sprawiedliwości.

Rust Crew

Rust Crew w komplecie.

 

Głównego bohatera, Amerykanina Dana Marshalla poznajemy, gdy ze swym potężnym przyjacielem Royem Boatengiem skrada się po dobrze strzeżonym japońskim wybrzeżu. Cel – spotkać się z resztą Rust Crew przed wspólną infiltracją japońskiej stolicy. Poziom dość standardowy, przez nocną porę i burzę dość ponury i jednostajny kolorystycznie, wprowadzający w tajniki gry, przedstawiający świat, mechanikę i przeciwników. I to ci ostatni są gwoździem programu – ciężko opancerzone roboty.

Roboty – wybór tak prosty i genialny! Spójrzmy na nie pod kątem gameplayu – świetnie zaprojektowane czterdzieści różnych typów maszyn, różnie reagujących na różne typy obrażeń. Odstrzelenie nogi spowoduje, że zaczną pełzać ku Danowi. Kiedy zniszczy im się kończynę z bronią, pochylą się, by podnieść ją lewą ręką. A kiedy uda się odstrzelić im głowę, oślepione zaczną walczyć z pozostałymi wrogami. Dodajmy do tego bronie, których siłę po prostu czuć, a strzelaniny stają się rozkoszą. I to taką, która nie czyni z bohaterów bezdusznych morderców.

Nie chcę tu wyjść na hipokrytę i mówić, że nigdy nie bawiłem się dobrze przy Doomie czy Call of Duty – bawiłem się przy nich doskonale. Ale ich bohaterowie nie nadają się do ludzkiej opowieści, w przeciwieństwie do bohaterów Binary Domain. Dan, jego rubaszny druh Roy „Big Bo” Boateng, sarkastyczny dowódca grupy i były agent MI-6 Charlie, łagodząca konflikty w grupie specjalistka od ładunków wybuchowych Rachael i zdystansowana, pochodząca z małej chińskiej wioski snajperka Faye nie są ludźmi, którzy kąpią się w jeziorach posoki i zostawiają za sobą dziesiątki sierot. Walczą o życie z hordami robotów i uczą się sobie wzajemnie ufać.

Od lewej – Dan, Big Bo, i Faye.

Big Bo i Dan robią na grupie, łagodnie mówiąc, nienajlepsze pierwsze wrażenie (scena, w której witają się z piękną Faye jest przekomiczna), i to gracz musi je zatrzeć. Służą temu mechanizmy, które SEGA szumnie określała w materiałach pijarowych „Systemem Zaufania” i „Systemem Konsekwencji”, robiąc im niedźwiedzią przysługę. Proste możliwości komunikacji z zespołem i pasek, który odzwierciedla, jak bardzo postaci skłonne są do wykonywania rozkazów gracza są bardzo sympatyczne, jednak to zaledwie detale. Jeśli ktoś zaczął grać w Binary Domain licząc na to, że dzięki komendom wypowiadanym przez mikrofon gra wejdzie na nowy poziom, pewnie gorzko się rozczarował. Niemniej nawet ten ubogi dodatek jest niezwykle sympatyczny. Prawda, wybory opcji dialogowych to zwykle formalność i polega na mówieniu tego, co rozmówca chciałby usłyszeć, ale potrafi miło zaskoczyć – członkowie drużyny dają czasem Danowi do zatwierdzenia sensowne plany walki, a stopień ich zaufania wpływa na zakończenie pewnych wątków w grze.

I wiele rzeczy w Binary Domain okazuje się, zgodnie z nazwą umieszczonego wcześniej trailera „większe, niż się zdawało”. Dość standardowego pierwszego bossa zastępują szybko jedni z najlepiej zaprojektowanych przeciwników, jakich widziałem w czasie tej generacji konsol, jak choćby ogromny pająk, którego nogi niszczy się po kolei część po części, by na koniec patrzeć, jak skacze w kierunku Rust Crew na jednej nodze. Projekty poziomów stają się coraz bardziej zachwycające – czarują nie tylko wyglądem, ale i narzucają grze bezbłędne tempo oraz swą różnorodnością sprawiają, że nawet strzelaniny z tymi samymi przeciwnikami nigdy nie nudzą – są wręcz podręcznikowym przykładem dobrego level designu. Na przemian pojawiają się poziomy przypominające arcade’owe run’n’guny, gdzie trzeba szybko przeć do przodu i takie, w których roboty starają się brać bohaterów w kryżowy ogień. Gra zdaje się typowym cover shooterem, ale szybko okazuje się, że promuje agresywny styl gry punktacją i gwałtownie rosnącym zaufaniem drużyny; czy nawet sugeruje przez długi czas, że wzorem innych popularnych strzelanin oddaje do dyspozycji maksymalnie dwóch pomocników, by na koniec zezwolić na grę z trzema kompanami.

Niezwykle miłym zaskoczeniem jest też fabuła, którą w internecie oskarżano o seksizm i rasizm. Oskarżeń tych nie rozumiem. Binary Domain ma wątek miłosny znacznie lepiej napisany, niż w wysławianych grach BioWare, oraz jedną z najmniej seksualizowanych bohaterek, jaką widziałem w grach. Rasizm? Odpowiedzialny wcześniej choćby za Penumbrę Tom Jubert przy przeglądaniu scenariusza postawił sobie za zadanie pozbycie się ze skryptu stereotypów, jednak co ważniejsze – przecież ta gra ma przesłanie, które jest antyrasistowskie! Zamiast polegać na tanich zwrotach akcji – a przyznam szczerze, tylko czekałem, aż w scenariuszu pojawi się bezwstydna kopia twistu z Blade Runnera – SEGA wykorzystuje motywy sci-fi, by w ostatnich rozdziałach dać graczowi może nie nazbyt skomplikowaną, ale szalenie interesującą perspektywę na rasizm. Nie przypominam sobie podobnej gry, która chciała zawrzeć w sobie jakieś przesłanie. Gears of War i spółka mogą jedynie pozazdrościć Binary Domain opowiadanej historii.

Mieszane uczucia mogą budzić głosy aktorów. Reżyseria voice actingu bywa z paroma chlubnymi wyjątkami (Troy Baker!) nieco kiczowata, w ten sam czarujący sposób, co na przykład w grach Capcomu z poprzedniej generacji. Niektórych może to drażnić. Inni uznają, że gra ma dzięki temu dodatkowy urok. Ciekawym zabiegiem jest to, że w angielskiej wersji gry Japończycy prowadzą między sobą dialogi po ojczystym języku – świetnie wpływa to na klimat. Dobra jest bez wątpliwości muzyka, którą skomponował znany z Yakuzy 4 i Dead Souls Mitsuharu Fukuyama. Może brak jej chwytliwości, którą szczyci się jego kolega ze studia, Hidenori Shoji – ale zawsze doskonale dopasowuje się do tego, co dzieje się na ekranie.

http://www.youtube.com/watch?v=k3qNQGSHp4c

Gra pojawiła się w lutym na konsole obecnej generacji, a w kwietniu wydano solidną wersję pecetową. Nie zostały niestety ciepło przyjęte, czego zupełnie nie pojmuję – wszystkie recenzje zdają się skupiać na drobnych wadach. Zdziwiła mnie zwłaszcza opinia Johna Walkera z Rock Paper Shotgun, który w niesprawiedliwym krytycyzmie przebił swój tekst o Fallout: New Vegas i mocno zranił w moich oczach reputację tego serwisu. Czy naprawdę takim problemem jest to, że grę należy skonfigurować przed rozpoczęciem rozgrywki? Przecież jesteś zatwardziałym pecetowcem, chyba nie jest to wielka wada, zwłaszcza, że port jest solidny!

Gra ma wady – jest zbyt łatwa (polecam granie na najwyższym dostępnym poziomie – dopiero ten dostępny po jednokrotnym przejściu gry zasługuje na miano wyzwania), rozpaczliwie brak w niej rzeczy do odblokowania, czasem nie spełnia swych ambicji. Jednak to jedna z najlepszych strzelanin ostatnich czasów, a na komputerach nie ma sobie równych, biorąc pod uwagę fakt, że kolejne Gearsy i Vanquish dostępne są wyłącznie na konsole. Widać, że twórcy Binary Domain współpracowali przy tworzeniu tego ostatniego jako producenci. Polecam pobranie dema ze Steama, PSN lub XBLA i przekonanie się samemu, czy rację mają recenzenci, czy gracze promujący kult tej gry na forach internetowych.

Coś czuję, że w grudniu umieszczę Binary Domain na szczycie listy najbardziej niedocenionych gier tego roku. Niestety, w trakcie tej generacji moje listy tego typu stały się niezwykle długie.

60 odpowiedzi do “Gra większa, niż myślisz

  1. Pita

    Dla mnie najlepszy cover shooter po Vanquishu – recenzja świetna, dodałbym jedynie, że gra ma naprawdę przyjemny multiplayer i świetną animację – czasami aż chce się na to patrzeć. I cóż, dla mnie fabularnie to trochę doroślejszy pierwszy GitS (tak, napisałem to ;(!!11!) choćby ze względu na taktowanie Faye – i przyznam, że serce mnie boli na myśl o braku sequela. Chyba obok NIERa i Warriorsów najbardziej niedoceniona gra generacji.

    Odpowiedz
  2. agrafek

    Mnie prawdę mówiąc nie zachwyciło demo na PS3 (misja w mieście z dużym robotem pod koniec + misja w metrze). Ale: 1. Zalet, o których piszesz w demie nie widać, bo w demie jest wyłącznie strzelanka, która w misji w metrze wydała mi się zbyt miałka i nużąca. 2. Ta gra wymaga szybkiego strzelania, a ja i strzelanie na padzie nie przepadamy za sobą, nawet jeśli misje okazują się stosunkowo proste.

    Na PC, obawiam się, gra miała pod górę już na starcie. Mam wrażenie, że pecetowcy (my, pecetowcy) nie przepadają za portami strzelanek z konsol, odruchowo podejrzliwie przyglądając się mechanice gry.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Gra się rozwija. Gdzieś w dwóch trzecich osiąga szczytową formę. Para podobnych bossów na samym początku (białe roboty), z których jednego zniszczyłeś w demie, nijak się mają do pozostałych, którzy wgniatają ich w ziemię. Wydaje mi się jednak, że już poziom w metrze daje pewien posmak tego, co czeka w pełnej grze – roboty próbują Cię otoczyć, trzeba zmieniać co chwilę pozycję, by przeżyć, atakują hordy wrogów itd. Oczywiście, najlepiej wypada to na najwyższych poziomach trudności – Yakuza Studio kiepsko je balansuje, niestety.

      Rozumiem też, że niektórym gra ma prawo nie odpowiadać, ale większość recenzji traktuje ją moim zdaniem niesprawiedliwie, podczas gdy na takim Neogafie czy SomethingAwful znaczna większość reakcji jest niezwykle pozytywna.

      Odpowiedz
      1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

        Powinni to wrzucić na wyprzedaż, może dać jeszcze steamowego achievementa tak, jak w zimie. To by na pewno mocno pomogło.

        Mnie – i nie tylko mnie – demo kupiło, ale ogólny konsensus jest taki, że nie oddaje tego, co się dzieje w grze. Drugą szansę grze dać warto.

        Odpowiedz
  3. Pita

    Demo nie oddawało honoru – było takie se. Dodam, że IMO na klawiaturze i myszy nie da się w to grać. Ale gra świetna, ciekawa, z ambicjami i dobrym wykonaniem – szkoda, że tak utonęła, pewnie teraz to samo czeka przygody czirliderki z piłą.

    Odpowiedz
  4. mrrruczit

    No proszę. Czekałem z dużymi nadziejami na BD, ale po recenzjach i demku odpuściłem jako co najwyżej średniaka. Trza będzie zanabyć na jakiejś promocji.

    Odpowiedz
  5. zi3lona

    Hym, hym, również należę do osób, którym demo ostudziło nieco entuzjazm. Sterowanie na pececie jest mało przyjazne. Ale, w obliczu artykułu, rozważę zakup, o ile trafi się wyprzedaż ;)

    Odpowiedz
  6. SirMike

    Świetna gra, na pewno jedna z lepszych w ostatnim roku. Zdecydowanie ciekawsza od Gearsów, mimo tego, że technicznie gorsza. Demo mogło odrzucać, ale jej walory poczuć można dopiero w pełnej wersji gdzie zaznajamiamy się z wszystkimi postaciami.

    No i bossowie! OMG, to co się dzieje na autostradzie zrywa berecik :)

    Odpowiedz
  7. Aleksander Borszowski Autor tekstu

    @SirMike

    Tsar Runner jest cudowny, świetna nazwa, piękny design, tylko pod koniec walki z nim miałem skojarzenia z Ayane Blackburn z killer7 – tak samo jak ona, Tsar jest niesamowicie wytrzymały i wymaga czasem więcej cierpliwości, niż umiejętności.

    Niemniej fragment „wokół” niego i z nim to dla mnie highlight całej gry. Kiedy z nim skończyłem, pomyślałem, że teraz to na pewno będzie nudniej. I wtedy przyszło wejście do wieżowca. <3

    @Pita

    Co najmniej świetna recenzja. Ten pan napisał niektóre rzeczy o BD po prostu bezbłędnie. Pod tekstami typu tego o charakterystycznej wrażliwości japońskiej podpisuję się dwoma rękami. Cieszę się też, że także docenił wątek miłosny oraz przesłanie o rasizmie. Widzę, że wielu graczy nawet nie zwróciło na nie uwagi.

    I chyba jednak nie doceniłem, jak bardzo kontekst pozwala rozkoszować się Binary Domain – pewnie dlatego demo nie podbiło wielu serc. Jak już napisałem – jedną z największych zalet BD jest to, że niezwykle zgrabnie łączy wszystko ze sobą, w tym co najważniejsze fabułę oraz gameplay. Tymczasem wersja demonstracyjna daje posmakować tylko próbki, która nie jest dość reprezentatywna w stosunku do całości.

    @Bartłomiej

    "Nie chcemy waszego brudnego, konsolowego portu" – tak odczytałem po zagraniu ten artykuł. Ech, RPS ostatnio często mnie zawodzi. Mam nadzieję, że to jakaś chwilowa niedyspozycja.

    Zobaczyłem obrazek otwierający artykuł, od razu serce zabiło mi szybciej, Ghost in the Shell, Jin Roh, Bóg jeden wie co jeszcze, to, co najlepsze w japońskim cyberpunku, czemu o tym nie słyszałem, "grę anulowano", AAACH. Chcę jakąś dobrą grę na podstawie Aeon Flux. Natychmiast.

    Ech, powiedziałem "Aeon Flux", teraz mam ochotę odgrzebać ten serial zamiast zakuwać, coraz gorzej.

    http://www.youtube.com/watch?v=oM6eZJRurFk – posłucham sobie tego i popłaczę w kącie.

    Odpowiedz
  8. Simplex

    „Straty, jakie firma odniosła w ubiegłym roku fiskalnym wyniosły ponad siedem bilionów jenów.”

    A Ziemię zamieszkuje ponad 7 bilionów ludzi.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Różnicę między angielskim „billion” i „bilionem” znam. W ostatniej chwili poprawiłem błąd, odetchnąłem z ulgą, że uniknąłem blamażu, a i tak wysłałem złą wersję. *wzdech*

      Już poprawiam to i parę innych drobnostek. No, i dzięki za cynk.

      Odpowiedz
      1. Simplex

        Czepiłem się, bo jestem na ten błąd uczulony, zdziwła mnie jego obecność na Jawnych Snach, ale pomyłki zdarzają się nawet najlepszym :)

        Na pocieszenie uprzejmie donoszę, iż w poniedziałkowym Wprost Olaf Szewczyk popełnił, co następuje:
        >> Zrobiony przez Finów ze studia Remedy „Max Payne” (2001 r.) wywarł olbrzymi wpływ nie tylko na gatunek gier akcji. Zastosowany w tym tytule efekt subtelnego spowolnienia czasu w trakcie walki zainspirował braci Wachowskich przy produkcji filmu „Matrix”. <<

        Odpowiedz
        1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

          Też zdarzyło mi się kogoś zbesztać za ten błąd, zawsze się na niego bardzo mocno krzywiłem. Kiedy zobaczyłem go w swoim tekście… ajj, zabolało.

          Każdemu przydałby się osobisty redaktor, łapiący takie błędy i bijący za nie po głowie.

          Odpowiedz
        2. Olaf Szewczyk

          @Simplex

          „Na pocieszenie uprzejmie donoszę, iż w poniedziałkowym Wprost Olaf Szewczyk popełnił, co następuje:”

          Auć. Słodki jeżu. Proszę o łagodny wymiar kary, wchodzę już, widać, w wiek alzheimerowski :/
          Często przy podobnych pomyłkach to wina chochlika, ale tym razem to niestety ja się kropnąłem z chronologią.

          Odpowiedz
          1. Antares

            Dzięki Bogu, że prasa nie ma jeszcze modułu komentarzy – w Internecie ludzie biliby pianę, a pomyłka może zdarzyć się nawet najlepszym :)

  9. Antares

    I serdecznie dziękuję za pochwałę mojego tekstu o „Binary Domain” – ta gra mnie naprawdę urzekła. Grając w nią poczułem się znów jak w latach liceum i świetności japońskich produkcji, gdy konsola PlayStation 2 zastąpiła poczciwego PSX-a. Jednocześnie, jest na tyle nowoczesna i dostosowana do obecnych standardów, że nie mogę się przyczepić do rozwiązań technicznych.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      O, dopiero teraz skojarzyłem nazwisko z pseudonimem.

      Znów się ze wszystkim zgadzam, i nie mogę się doczekać, jak będzie wyglądała nowa Yakuza na tym silniku. Z dzisiejszych informacji na Andriasangu wynika, że będzie w niej element strzelankowo-skradankowy w postaci polowań w górach oraz wyścigi. Oby tylko SEGA nie zawiodła mnie tak, jak z Anarchy Reigns…

      Odpowiedz
  10. Adam Skrzypkowski

    BTW wersja na PC dorobiła się już dwóch patchy i choć sterowanie myszką nadal nie jest idealne, gra wreszcie stała się grywalna. Także pokrzykiwania na RPS odnośnie lenistwa programistów odpowiedzialnych za port nijak się mają do obecnej wersji gry.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Najnowszy patch – mimo tego, że sprzedaż gry jest beznadziejna – wyszedł w tym tygodniu. I z tego, co widzę w changelogach, wszystkie zarzuty i prośby pecetowców zostały wysłuchane.

      Takie zarzuty są niesprawiedliwe. Port jest w obecnej formie godny pochwały.

      Odpowiedz
  11. Adam Skrzypkowski

    W temacie niedocenionych gier tej generacji requestuję reckę Deadly Premonition. Polski Internet nie oddał sprawiedliwości przygodom Yorka.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      DP mam na oku i zachwyca mnie to, co o nim słyszałem i co widziałem w internecie, ale czekam na wersję reżyserską na PS3. Xboxa 360 nie mam, choć rozważałem pożyczenie go tylko dla tej gry (no, i dla shmupów Cave).

      Odpowiedz
  12. Bartłomiej Nagórski

    God dammit!

    Kupiłem, pograłem półtorej godziny i już żałuję, że dałem się namówić na najtrudniejszy poziom trudności. Jestem gdzieś w okolicy pierwszego checkpointu ze snajperami, w drodze do (la?) resistance i agenta MI-6, ale jest diablo trudno i rozważam rozpoczęcie od początku na średnim.

    Animacja postaci jest taka niezła, ale już sterowanie takie sobie (co chwila turlam się nad osłoną, potem nie da się turlać do tyłu, więc wycofuję się rakiem i zbieram pociski na klatę). Grafika okej, ale nie zachwyca – gdzieś pomiędzy tą a poprzednią generacją. Przerywniki niezłe, acz nie genialne, zaczyna mi się toto kojarzyć ze starutkim anime Armitage III.

    Przyznam, że póki co zachwytu nie budzi. Gram głównie dlatego, że obiecaliście że dalej będzie fajnie („Icek, daj szansę, kup los”).

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Na jakiej platformie grasz?

      Uważam, że najtrudniejszy poziom jest najlepszym rozwiązaniem, bo apteczki strasznie ułatwiają grę. Kiedy masz trzy postaci w drużynie, możesz dziewięć razy powstać z martwych.

      Generalnie „scrapheady” lepiej trzymać na dystans, więc nigdy nie zbliżałem się do nich na tyle, by się wycofywać. Ataki melee niewiele im robią. Najlepiej namierzać szybko głowy i krótkimi seriami je niszczyć. Bezgłowe roboty atakują „swoich”, a że ci skupiają się na najbliższym zagrożeniu, możesz odwrócić ich uwagę i powtórzyć proces z kolejnym robołbem. Więcej kredytek, skuteczniejsza walka. Towarzyszy trzymaj w ryzach rozkazami.

      Jeśli dobrze rozumiem, to jesteś jeszcze poza Shibuyą i nie spotkałeś Rust Crew? To dopiero początek gry – pisałem, że jest mocno standardowy. Gra zacznie rozkręcać się tym bardziej, im bliżej będziesz serca Tokio.

      Odpowiedz
      1. Bartłomiej Nagórski

        Na PS3. Może jeśli grałeś na PC to łatwiej nak*****ć hedszoty (zza węgła, jedząc czereśnie), mnie to nie wychodzi za dobrze.

        Co do standardowego początku, to rozumiem, ale trochę długo on trwa. Znaczy, już zaczęły mnie nudzić sekwencje kolejnych nie za wielkich pomieszczeń z kolejnymi, takimi samymi robotami. Sekwencja zjazdu po tamie była fajna (chociaż refleks mam słaby i musiałem powtarzać), sekwencja pływania – zupełnie nie.

        Ogólnie, to jeszcze się nie poddaję. Ale gdyby nie Twoja i Antaresa opinia, to pewnie bym już odpadł. Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej.

        Odpowiedz
        1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

          W grę grałem i na PC, i na PS3 tak samo, z namierzaniem nie miałem problemu, szczerze mówiąc…

          Tak, o systemie dialogów pisałem jako o formalności, miewa swoje momenty, ale to nic specjalnego. Niemniej kiedy mówisz o tamie, pływaniu i spotykaniu się z MI-6, cały czas mam w oczach pierwszy etap gry, jeszcze przed spotkaniem Rachael, Faye i Charliego – a ten miał często po prostu nudny level design, i na pewno nie trwał aż półtorej godziny.

          Odpowiedz
        2. Antares

          Jak sam wspominałem, gra rozkręca się nieco później. Niestety pierwszy poziom – wybitnie treningowy – trochę się ciągnie i przytłacza szaro-burymi kolorami. Ciekawie robi się po około 20 minutach drugiego poziomu, gdy pada pierwszy z Bossów. Niedługo później pojawia się bowiem drugi i zaczyna się robić gorąco.

          Odpowiedz
        3. Bartłomiej Nagórski

          Aight, no więc poległem dwa razy na checkpoincie z robotami z tarczami i zacząłem od nowa. Od razu lepiej, teraz ginę tylko okazjonalnie, gra idzie do przodu dobrym tempem, lapsusy sterowania mniej doskwierają.

          Opowieść trochę drgnęła, pojawiło się więcej postaci, w tym Mifune. Jeśli pod koniec gry główni bohaterowie nie okażą się cyborgami, to się bardzo zdziwię (nie potwierdzajcie i nie zaprzeczajcie). Tak że już jest lepiej, ale jeszcze nie wpadam w zachwyt.

          Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Auć, wygląda na to, że sprzedaż była jeszcze gorsza, niż można było przypuszczać… Ponawiam jednak zachęty do kupna – co szkodzi za taką cenę? Co do PC, to SEGA powinna postarać się chociaż o Daily Deal w czasie obecnych wyprzedaży na Steamie, ale znając historię podejmowanych przez nich „dobrych decyzji”, nie liczyłbym na to za bardzo.

      Oby tylko klapa BD nie odbiła się na losach Yakuzy 5 i Yakuzy 1+2 HD na Zachodzie.

      Odpowiedz
    2. mrrruczit

      Ta, tylko nigdzie tego nie mogę znaleźć… Na netowych stronach nie ma, zadzwoniłem do kilku sklepów to nigdzie nie ma, a te co są i tak mają dużo wyższe ceny niż na stronie z wyprzedażą…

      Odpowiedz
  13. zi3lona

    Dziękczynny post za to, że bazując na zaufaniu do strony i Autorów zakupiłam grę i, po początkowym wkurzeniu na sterowanie (oraz ten – excusez le mot – durny etapy ze ślizganiem się między rurami), jestem w zasadzie zachwycona. A te wielkie roboty w roli bossów – rewelacja, piękne są :)

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Cieszę się! Design przeciwników jest świetny, poza bossami duże wrażenie (choć może już nie swego rodzaju pięknem) zrobiły na mnie wadliwe Hollow Children w palarni/na złomowisku.

      Odpowiedz
  14. Bartłomiej Nagórski

    Ja się zaciąłem. Dotarłem do miasta, miałem pościg autostradą, zginął iksiński (ci co grali wiedzą, ci co nie, to im nie będę psuł)… i jakoś się zaciąłem. W międzyczasie już zdążyłem wylevelować postać w Dark Souls, musnąć MGSa na PSP i przeczytać dwie książki, a jakoś ciągle Binary Domain leży odłogiem.

    Szczerze powiedziawszy, nie mam motywacji żeby grać dalej. Zmuszę się pewnie, ale ciągle mam nadzieję, że dalej będzie fajniej. A ciągle jest mniej więcej tak samo. Jakbym miał oceniać, to na razie 7/10. Zobaczymy, może jeszcze mi się odmieni.

    Odpowiedz
  15. Jakub Gwóźdź

    Janek Długosz w Technopolis mnie ostatnio przekonał do dwóch rzeczy, których wcześniej nawet nie miałem zamiaru próbować: właśnie Binary Domain i SpecOps: The Line.
    Teraz gram SpecOpsy, ale BD mam w backlogu. Z tym, że – damn you Steam and your promocje – mam już i tak nakupowane od groma gier, których nawet nie poinstalowałem z braku czasu, więc póki co nie kupuję na zapas.

    Tym bardziej, że przecież ciągle biegam po The Secret World, nie rozumiejąc przy okazji, jak to się stało, że Jawne Sny nie zauważyły tego RPG, które mogłoby położyć kres wszystkim MMO, wszystkim RPG i wszystkim grom detektywistycznym razem wziętym :)

    Miłośnicy kina mają łatwiej – dwie godzinki i po bólu, można brać się za następną pozycję.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      Ja odwrotnie – Czas Apokalipsy, tfu, Spec Ops zostawiłem sobie na później. Obecnie jednak czyszczę sobie sumienie z tych wszystkich gier, w które pograłem kiedyś parę godzin i rzuciłem w kąt. Obecnie więc też z zazdrością patrzę na kinomanów. To, co kupiłem w wyprzedażowej gorączce musi poczekać (poza SpaceChemem, bo to cudo).

      TSC mnie osobiście odrzuciło opłatami comiesięcznymi.

      Odpowiedz
  16. mrrruczit

    Wszyscy tak chwaliliście to sobie kupiłem, na szczęście za 30 zł nie za 200. Właśnie skończyłem i średnio mi się podobało, bo:
    1) W fabule nic się nie dzieje przez 3/4 gry, a i tak jest słaba. To znaczy pomysł zacny, ale ledwo liźnięty i jako żywo wyglądający na podprowadzony z serialu Battlestar Galactica [SPOILER ıɯźpnן z ıɔǝızp ćǝıɯ ǝɔąƃoɯ ʎʇoqoɹ 'ıɯɐʇoqoɹ ąs ǝż ǝɔązpǝıʍ ǝıu 'ǝızpnן ʞɐɾ ǝɔąɾɐpąןƃʎʍ ʎʇoqoɹ /SPOILER].
    2) Głupoty w cutscenkach (Czemu nagle Dan dotykał się do kompów, a nie Cain?).
    3) Słaby ostatni boss i samo zakończenie (zarówno przed jak i po napisach).
    4) „Rozmowy” z towarzyszami zakrawają na kpinę – ktoś mnie o coś pyta, a ja mam odpowiedzi Damn, Shit i Yeah… Poza tym i tak wystarczy zawsze przytakiwać. Dobre było jedno rozwiązanie, jak krzyczeli podczas ostrzeliwania się „Dan, bierę lewą, a ty prawą, OK?”, acz jest to li tylko kosmetyka. Dodatkowo nie czułem że gram z drużyną, i tak sam musiałem snajperów zdejmować mimo, że miałem Faye w drużynie, sprowadzali się do chodzących apteczek.

    Mimo wszystko grało mi się bardzo przyjemnie, bo gameplay jest świetny – kapitalnie obiera się roboty z pancerza. Ale gdybym miał zapłacić >100zł za wersję PS3 to nie byłbym specjalnie szczęśliwy.

    Odpowiedz
    1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

      1. Tu nie chodzi o sam motyw, a jego wykorzystanie. 3/4 fabuły służy temu, by gracz związał się z ekipą, a zwłaszcza z Faye, poza tym to tylko pretekst dla przyjemnych miejscówek i świetnych strzelanin. Potem następuje twist, wszyscy w drużynie zgadzają się „OK, ta rasa nam zagraża, trzeba ich wykończyć”, a Dan jako jedyny widzi, jakie to kretyńskie. Chodzi tu o problem rasizmu, do którego prezydent jasno nawiązuje w jednej z ostatnich scen („trzeba ich zabić, nie potrzeba nam więcej napięć rasowych”). Faye przełamała lody z drużyną, z głównym bohaterem nawet zrobiła coś więcej, a i tak nagle staje się traktowana jak wyrzutek. Dan jako jedyny nie chce walczyć z czymś tylko dlatego, że tego nie rozumie. Nie coś przełomowego, ale ciekawa perspektywa na istniejący problem.

      Dialogi są dobre, a świat gry zaskakująco sympatyczny (Japonia idzie w robotykę, by walczyć z niżem demograficznym i gospodarczym itd.).
      2. Tak, to też zauważyłem, ale Dan nie ufa do końca „scrapheadom”, IMHO można to wybaczyć.
      3. Ostatni boss jest rzeczywiście mocno standardowy, ale nie łatwy i przez liczne formy nie zawodzi bardzo. Samo zakończenie ma liczne warianty w zależności od postaci, jak wyglądało w Twoim wypadku?
      4. Rozmowy to drobny dodatek, jak pisałem w tekście, kto na nie liczył, mocno się rozczarował. Co do aspektu drużynowego, mi starczyły podstawowe rozkazy, by było z tym dobrze. Czasem trzeba wydać im rozkaz, by „grali” zespołowo, zazwyczaj część teamu szarżuje, część osłania ogniem atakujących. A ciągłe przytakiwanie czasem prowadzi do nieprzyjemnych konsekwencji!

      Zresztą – nie ukrywam, polecam tę grę głównie ze względu na bossów, roboty i level design. A ten, jak mniemam i mam nadzieję, bardzo się podobał.

      Odpowiedz
      1. mrrruczit

        Design robotów, animacja itd super – w końcu głównie dzięki temu miło mi się grało :)

        [ROT13]
        Mnxbńpmravr – Ob mtvaął, Pnva mbfgnł cemrwęgl.

        Oenxhwr zv jlwnśavravn, pmrzh jłnśpvjvr Snlr fgnaęłn cb fgebavr Nznql? Ob cbjvrqmvnł wrw, żr wrw zngxn olłb Ubyybj Puvyq n grenm póexn zhfv fgnaąp cb fgebavr ebobgój v ban zh an fłbjb hjvremlłn?
        Oenxhwr zv oneqmb zbżyvjbśpv jlobeh – hsnz Snlr pml avr, mnovwnz wą pml avr. Ob j zbvz cemlcnqxh gr mjvąmnavr fvę m qehżlaą śerqavb fvę hqnłb v wrśyv olz hmanł, żr Snlr fgnabjv mntebżravr qyn zvfwv (n gnx fvę fgnwr, jnypml mr zaą) gb olz wą mnovł. Gb manpml pupvnłolz, n avr zbtę, jvęp anfgęchwr zbpar ebmjnefgjvravr cbzvęqml zaą v Qnarz.
        Nq. 2) Pnva vz whż xvyxn enml bgjvrenł cnyprz xbzchgrel, n grenm antyr Qna fvę mn gb mnoenł v oybxhwr wr enm mn enmrz, n Pnva anjrg fłbjn avr cbjvr… Grtb fvę avr qn boebavć.

        Odpowiedz
        1. zi3lona

          Mnpubjnavr Snlr wrfgrz j fgnavr memhpvć an fmbx cb hfłlfmravh, żr pnłr wrw qbglpupmnfbjr żlpvr antyr wnxol mzvravłb xbagrxfg v jljeópvłb fvę qb tóel abtnzv. Cbgrz cemrpvrż fgnaęłn cb fgebavr qehżlal.
          Nxheng zbglj m temronavrz Qnan ceml xbzchgrenpu mhcrłavr myrxpjnżlłnz, bg avrybtvpmabść, nyr avr wnxbś fgenfmavr qbgxyvjn. Pbś an xfmgnłg yvpragvn cbrgvpn an cbgemrol ohqbjnavn uvfgbevv, cbjvrqmzl.

          Odpowiedz
          1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

            1 – ^, Abjn Xbajrapwn Trarjfxn, wnfar olłb, wnxvr ebmxnml bgemlzn Ehfg Perj (avr wrfg cbjvrqmvnar, żr Nznqn bq enmh cemrxbanł Snlr qb fjbvpu enpwv – nyr tqlol fłlfmnłn ebmzbjl rxvcl b xbavrpmabśpv cbmolpvn fvę wrw, wnfar, żr cbgenxgbjnłnol Ehfg Perj jebtb). Snxg, zbżan olłb gb cemrqfgnjvć yrcvrw, nyr anjrg j borparw sbezvr wrfg nxprcgbjnyar.
            2 – zhfmę mntenć wrfmpmr enm, ob grtb avr cnzvęgnz, nyr wrśyv emrpmljvśpvr gnx olłb orm hfcenjvrqyvjvravn, gb tłhcvr avrqbcngemravr.

  17. zi3lona

    Dialogi w grze są faktycznie raczej umowne, ale, moim zdaniem, całą resztę robią cutscenki – i to w zupełności wystarczy. A za dizajn robotów wybaczyłam twórcom naprawdę wiele – są rewelacyjne, piękne i w ogóle ochach :)
    Co do wariantów zakończenia qbtemronłnz fvę j arpvr, żr Pnva – ceml bqcbjvrqavz cbmvbzvr mnhsnavn – zbżr qb anf qbłąpmlć an xbńph. Jgrql Ob avr tvavr, oebavąp Snlr, ob oebav wrw jłnśavr Pnva. Ceóobjnłnz qb grtb qbcebjnqmvć cemrpubqmąp teę an cbmvbzvr uneq, nyr fvę avr hqnłb. Grenm ceóohwę an xbyrwalz cbmvbzvr gehqabśpv, nyr pujvybjb hgxaęłnz an glz rgncvr cbq ohqlaxvrz Nznql, xvrql fgrehwrzl ubjvgmrerz – pbś bxebcartb, tenavr zlfmą v xynjvngheą qnwr j xbść, ob gb hfgebwfgjb wrfg znłb fgrebjar…

    Odpowiedz
  18. Bartłomiej Nagórski

    Kończę rozdział 4, Refuse & Resist, jadę ciężarówką do Amada Corporation. Jak dobry Budda pozwoli, to niedługo skończę, wtedy napiszę swoje wrażenia (i zakończenie, of kors, chociaż będzie mocno losowe imho).

    Odpowiedz
  19. Bartłomiej Nagórski

    ’Aight, no to przeszedłem. Czas na wrażenia.

    W retrospekcji gra mi się podoba i nie sprzedam jej, zatrzymam sobie na pamiątkę. Niemniej przez jakąś połowę gry miałem jej serdecznie dość, przez pierwszych parę godzin autentycznie zmuszałem się do grania dalej. Gdybym toto kupił lub dostał bez rekomendacji Aleksa, wylądowałoby na Allegro po godzinie/dwóch/trzech. Czuć to trochę w powyższych komentarzach.

    Z rzeczy do których można się doczepić:

    – debilne AI współtowarzyszy – pchają się pod ogień, włażą pod lufę, potem obrażają że zostali postrzeleni, w pustym pomieszczeniu z ostatnim robotem krzyczą „Things are not looking good”, a czasami znienacka +1 do lubienia. Ogólnie ciężko uwierzyć że to reszta zespołu, czuć bardzo głupich NPCów.

    – dialogi i cutscenki – sztampa i klisza przez trzy czwarte gry. Uwodzicielska azjatycka lolitka (ta w bazie jakuzy), wielki czarny gangsta, i ciągle strugający macho-badassa Dan. Ugh. Na szczęście potem zrobiło się fajniej. Also, motyw z rozmnażaniem żywcem wyjęty z Armitage III.

    – system rozmów w trakcie walki – tragiczny. Lepiej bym się zżył z drużyną jakby go w ogóle nie było. „Yes’ / „Sure” / „I love you” / „Yes” / „Of course” / „Roger” – łapiecie schemat?

    – sterowanie – jakieś takie sztuczne i mało przekonywujące. Nie czułem bohatera, nie czułem pojazdów, cały czas pamiętałem że gram w grę. Dla przykładu w Spec Ops: The Line od początku byłem głównym bohaterem. Tu – nie.

    – strzelanie do robotów było nużące. Dopiero pod koniec trochę nabrało rumieńców, ale w pierwszych etapach mordęga.

    – pomniejsze: cieni brak, mnie to irytuje. Czepiam się, wiem.

    A co mi się podobało:

    – klimat. Paradoksalnie mimo sztampy jakoś wciągnąłem się w świat przedstawiony. Ba, z czasem polubiłem nawet naszych bohaterów, od Botanga, po Caine’a (oj, jak mnie drażnił na początku) i Faye. Ba, jak niektórych z nich spotykają złe rzeczy, to mi się mina wydłużyła.

    – przerywniki interaktywne – strzel do kogoś, nawiguj po rozpadającym się korytarzu, etc. etc. Wkurzały mnie często tym, że przegrywałem, ale per saldo wiążą z światem przedstawionym.

    – bossowie – co jak co, ale design bossów i choreografia walk z nimi miażdży. Wielgachny pająk rozwalający budynek, meduzopodobny strażnik korporacji, ziejący laserem głuchy prototyp – tak się robi dobre boss fighty. Kudosy.

    – wielość zakończeń – podobno nie ma ich aż tylu (właśnie sprawdzam), ale podoba mi się zawsze jeśli ma się wpływ na opowieść. [ROT13] Zbwr jltyąqnłb gnx, żr Pnva mavxaął, Obgnat avr fgemryvł zv j łro glyxb cemlwął an xyngę pvbf qyn Snlr v xbcaął j xnyraqnem, Snlr cemrżlłn v eąpmą bqovrtłn mbfgnjvnwąp Qnan, cb perqvgfnpu mnś olłn fłvgnśan fpraxn wnx bobwr znwą enaqxę m zvavtharz, fanwcrexą v onaqą ebobgój j cbfg-ncb HF.

    Per saldo niezła, ale nie genialna gra z interesującą warstwą fabularną i sympatycznymi bohaterami, takim sobie gameplayem i widowiskowymi boss fightami. Końcowa ocena 8/10, chociaż początkowe wrażenia to 6 albo 7/10.

    Odpowiedz
      1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

        Aj, nawet nie wiesz, jak jestem z tego zadowolony – bałem się, że i po skończeniu gry będziesz kręcił nosem. A IMHO okolice najazdu na wieżowiec to najlepsze momenty w strzelankach TPP w ogóle.

        Zgadzam się, że do geniuszu BD trochę brakuje, ale gra jak najbardziej zasługiwała na kontynuację rozwijającą jej pomysły (a skok między Y4 a Y5 zdaje się sugerować, że Yakuza Team ma obecnie bardzo wysokie ambicje w robieniu sequeli). Level design, szybkość, projekty wrogów, poczucie siły broni – te rzeczy nie potrzebowały wielkich poprawek. Świetny debiut w gatunku.

        Aha – przyznam, że nie rozumiem komentarza o „mordędze”. Roboty nie są gąbkami na pociski, jak choćby w Mass Effectach, po postrzeleniu dają bezbłędny visual feedback, reagują na ataki, można się z nimi nawet bawić wiedząc, jak działają po odstrzeleniu jakiej kończyny. A ich designy zasługują na same pochwały, może z jednym, dwoma wyjątkami.

        Odpowiedz
        1. Bartłomiej Nagórski

          Okolice najazdu na wieżowiec faktycznie są bardzo dobre.

          Natomiast co do moredęgi, no nie wiem, teoretycznie powinno być fajnie, w praktyce bardzo długo nie było. To chyba indywidualna sprawa. Może dlatego, że na padzie ciężko się celuje, więc headshoty zdarzały mi się bardzo rzadko (dopiero się rozkokosiłem w okolicach wysypiska Hollow Children, swoją drogą spooky miejsce). Może dlatego, że wbrew temu co mówisz nie uważam żeby było dobrze czuć broń w tej grze – wg. mnie w „Gearsach” o wiele bardziej czuć i postać i moc giwery. Zastanawiam się czy teraz nie pograć jeszcze raz od początku, może po prostu miałem jakieś gorsze dni (czasem tak się czepiam filmów/gier jak mi nie podejdą w nastrój), ale chyba jednak zamiast tego po prostu ruszę z „Nierem” albo „Stranger’s Wrath”, a do „Binary Domain” wrócę kiedyś, przy okazji.

          Odpowiedz
          1. Aleksander Borszowski Autor tekstu

            Ja czułem moc bardziej w BD, ale melee i multiplayer są bez wątpienia lepsze w Gearsach.

            Mogę zaproponować – niespodzianka – Niera? Jeśli Ci się spodoba, będziesz mógł zrobić sobie przerwę na inną grę przed odblokowaniem dwóch ostatnich zakończeń.

    1. Bartłomiej Nagórski

      Ja ku swojemu zdziwieniu pomyślałem w tym tygodniu (w którym jestem zawalony robotą i różnymi życiowymi sprawami), że… chętnie bym sobie zagrał jeszcze w „Binary Domain”. Czyli z jednej strony jak grałem, to marudziłem, ale jak nie gram, to okazjonalnie mnie nachodz „pograłbym”. To chyba komplement dla tej gry.

      Odpowiedz
    2. GameBoy

      Dishonored – oby gra była tak dobra jak się zapowiada, oby była tak dobra jak się zapowiada, oby była tak…
      itd.

      Czekam z niecierpliwością.

      Odpowiedz

Skomentuj zi3lona Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *