Skanujemy: o “Spec Ops: The Line”, “L.A. Noire”, Marcelim Szpaku i wycieczkach po wirtualnych światach.

Na Jawnych Snach ostatnio martwa cisza, śnieżek prószy z ołowianego nieba, piszący zapadli w sen zimowy i hibernują jak koty (z Cheshire!) na piecu. Zanim zatem z tych snów urodzą się nowe notki, posty i artykuły, dzisiaj krótki przegląd ciekawostek z innych stron internetów by ożywić atmosferę. Zaczniemy od polskiego podwórka, by potem zarekomendować parę interesujących rzeczy po angielsku.

Od ostatniego razu zmieniło się między innymi to, że Michał Ochnik dołączył do obsady Jawnych Snów i polecanie jego tekstów może spotkać się z oskarżeniem o kumoterstwo i chody. Szkoda, bo w archiwum Mistycyzmu Popkulturowego, czyli bloga Michała znajdzie się sporo ciekawych rzeczy, o na przykład coś takiego jak to: rozważania o „Deus Ex: Human Revolution”. Umówmy się zatem, że to ostatnia rekomendacja z tego kawałka internetu i od tej pory będziecie już zaglądać tam sami (pomocny będzie spis treści).


W poprzednim odcinku polecałem również grową część bloga niejakiego Marcelego Szpaka, a ponieważ pomimo namawiania Marceli nie zechciał dołączyć do Jawnych Snów, to nadal mogę polecać jego teksty (może właśnie o to mu chodziło?). Analiza „Spec Ops: The Line”, pierwotnie puszczona na blogu, została potem przedrukowana na Polygamii. Osobiście nie do końca się z Marcelim zgadzam (być może kiedyś pojawi się polemika) – ale przeczytać warto, tylko uwaga, są spojlery. W bonusie fajny tekst o “Extra Lives”, jednej z lepszych książek o graniu autorstwa Toma Bissella, a także recenzja gry „Hotline Miami” na Wirtualnej Polsce (o której na Jawnych Snach pisał Aleksander Borszowski).

W kategorii krótszych polecanek zaproponuję dzisiaj wywiad z Alsen Ladies, kobiecym zespołem „Counter Strike’a”, autorstwa Natalii Bienias. Gry, kobiety, równouprawnienie – zdecydowanie warto. Z kolei na Open Beta, czyli blogu Marcina Kosmana, naczelny Gamezilli ciepło i nostalgicznie wspomina swoje przygody w PSX Extreme. Również warto, w zależności od stopnia zaznajomienia z procesem powstawania prasy papierowej, bądź to by przypomnieć sobie pionierskie czasy pism o grach, bądź to by zajrzeć za kulisy jednego z popularniejszych polskich magazynów. Natomiast osobom zainteresowanym robieniem gier polecam na początek doskonały cykl artykułów wprowadzających w niełatwą tematykę game devu, autorstwa Jacka Jakuba Wesołowskiego.

Łącznikiem między częścią polsko- i anglojęzyczną będzie blog Igora Hardy’ego, polskiego twórcy gier niezależnych, który wszelakoż tworzy i pisuje w mowie Szekspira. Cztery lata temu Igor wybrał się pozwiedzać francuskie miasteczko Rennes-le-Château, znane z “Gabriel Knight 3”. Owocem tego jest szczegółowe porównanie miejsc faktycznie istniejących z ich cyfrowym odwzorowaniem w grze: część pierwsza, część druga.


Skoro zaś już jesteśmy przy temacie prawdziwych miejsc w wirtualnych światach, to warto przytoczyć za brytyjskim Eurogamerem pasjonujący i nostalgiczny artykuł o „L.A. Noire”. Traktuje on o tym, jak Chris Donlan zabrał swojego sześćdziesięcioletniego tatę na wycieczkę po odtworzonym w tej grze Los Angeles z lat czterdziestych. Z jednej strony przypomina mi to kapitalny tekst Marcelego Szpaka o “L.A. Noire”, w którym zwracał on uwagę na to, że de facto po raz pierwszy możemy sobie dokładnie obejrzeć parterową zabudowę przedmieść Miasta Aniołów, której nie uświadczy się w kryminałach z tej epoki oraz na nią stylizowanych. Z drugiej zaś strony kojarzy mi się – pod względem drobiazgowej analizy weryzmu w grach i porównania wirtualnego świata z rzeczywistością którą symuluje – z świetnym tekstem Jake’a Adelsteina o “Yakuzie 3”, w którym podał on grę pod ocenę prawdziwym przedstawicielom tytułowej yakuzy.

Jak zwykle, krótka notka znacznie się rozrosła, z zestawu ciekawych linków przepoczwarzając się w potok świadomości z dygresjami, skrzyżowany z listą lektur. Zakończę zatem jednozdaniowymi polecankami. Kto ciekawy, ten sobie doczyta. Na Gamasutrze piękne i wzruszające wspomnienie o kompozytorze Ryu Umemoto, japońskim twórcy muzyki w grach m.in. od studia Cave („Espgaluda”, „DoDonPachi”). Skoro wcześniej wspomnieliśmy o „Spec Ops: The Line”, to w nawiązanu zaproponuję lekturę artykułu o tworzeniu opowieści w tej grze, jak również porównania z „Apocalypse Now” (szczerze powiedziawszy, to za wiele związków nie widzę, ale tekst fajny). Z kolei o przykrych przejściach pracowników studia Bondi, którzy pracowali nad „L.A. Noire” przeczytacie na brytyjskim IGNie, natomiast o powstawaniu tego artykułu na stronie jego autora – tutaj i tutaj.

Do następnego razu!

25 odpowiedzi do “Skanujemy: o “Spec Ops: The Line”, “L.A. Noire”, Marcelim Szpaku i wycieczkach po wirtualnych światach.

  1. Aleksander Borszowski

    Tekst Adelsteina o „Yakuzie 3” jest genialny, zresztą Jake Adelstein jest jednym z niewielu ludzi, których teksty o Japonii bardzo lubię czytać. Zwłaszcza, że wątki o yakuzie zawsze ciekawią mnie najbardziej, są jak wyjęte żywcem z jakiegoś filmu.

    In April 2008, I was trying to figure out how Goto knew that I was writing a book about his liver transplant. There was a yakuza real estate broker; he was a good source, and I had paid him. I remembered having a conversation with him a few months back, and he was asking how my book was coming along — I suspected he might have been sounding me out for information. So I went to his office and said, „Listen, did you sell me out on Goto? Did you tell him I’m writing a book”? And he said, „Yeah of course. He pays much more than you do. Why wouldn’t I? It’s not like we’re friends. It’s nothing personal.” He didn’t even try to deny it. So I said to him, „Remember a couple years ago when Sugiura got hit? I’m gonna tell my friends in the Sumiyoshi-kai that you gave away his location. They may not believe me, but they might come ask you some questions, and when they do I don’t think they’ll be very nice to you. Nothing personal.” And as I turned my back to leave, he jumped on me. He started hitting me really hard and kicking me. So I ran to the corner of his room and got a golf club, and kept hitting his knee until his knee broke. I was just running around in circles aiming at his knee. Even after his knee broke, he was still crawling at me. I was like, god! Why don’t you just give up?

    Umemoto – nieodżałowany. Stosunkowo niedawno przetłumaczone zostało YU-NO, w którym po raz pierwszy ukazał się światu jako kompozytor, i twórcy patcha tłumaczącego dołożyli wielu starań, by soundtrack był w jak najlepszej jakości (wzięli go z konsolowej wersji gry). Od siebie dorzucę jego aranżację motywu z pierwszego poziomu Espgaludy: https://www.youtube.com/watch?v=ZZichWx_L0I

    P.S. Skoro pojawił się tu tag „Cave”, to myślę, że go wykorzystam. Ho-ho-ho.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Adelstein jest rewelacyjny, mam na półce „Tokyo Vice”, z tym że to ciężka i dołująca lektura, zwłaszcza to o tej polskiej dziewczynie, o której na samym końcu mówią mu jak i dlaczego zginęła. :( Jeśli ktoś wie, że yakuza faktycznie rekrutowała (a może i nadal rekrutuje) „hostessy” w Polsce, to od razu jakoś tak niedobrze się człowiekowi robi – bo to nie fikcja literacka, tylko rzeczywistość.

      Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Jur łelkom, jak wiesz jestem poniekąd fanem Twojego pisania. Co do pisania lepiej, to fałszywa skromność każe mi zaprzeczyć… ale tak serio, to im więcej punktów widzenia i stylów pisania, tym ciekawiej. A na razie pozostaje mi co jakiś czas zalinkować, co też właśnie niniejszym uczniłem.

      Odpowiedz
      1. Michał Ochnik

        No ja właśnie Masową Konsumpcję Kultury Masowej od dawien dawna śledzę z niesłabnącym zainteresowaniem, bo jak Marceli coś napiszę, to ja wiem, że to przeczytam, choćby rzecz miała traktować o szydełkowaniu synchronicznym.

        Odpowiedz
          1. sunrrrise

            „freudowska pomyłka :-) also: „jeśli coś napiszę jak Marceli””

            Nie wierzę w to co widzę.

            Nie wierzę, że na JS przeczytałem „also:” i to w tekście, który wyszedł spod palców jednego z redaktorów.

            Mało rzeczy mnie tak irytuje w internetowej twórczości jak idiotyczne kopiowanie „also” – zęby same zgrzytają, a nóż się sam w kieszeni otwiera.

          2. sunrrrise

            Poważnie? W ten schemat gazeto.pl-onetowy chcemy brnąć? Czy powinienem teraz rzucić linkiem do SJP by nie pozostać dłużnym w tej dyspucie na poziomie internetowych trolli, za których nie uważam ani Ciebie, ani siebie?

            Serio, trzeba już było napisać „odpieprz się, piszę jak lubię” – miało by to więcej stylu i pozbawione byłoby to tego belferskiego smrodku.

            (Praktycznie nigdy nie bawię się w grammar-nazi, ale „also” na równi z „oglądnąć” powodują u mnie torsje, przy czym to pierwsze uważam jeszcze za ultra-hipsterskie.)

            Ok, do następnego, miłego weekendu.

          3. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

            W tekstach na JS i zawodowo Roman jest bardziej poprawny polonistycznie, w komciach odreagowuje. Proponuję traktować to jako drobne dziwactwo i się nie przejmować. Nie chciałbym, żeby ktoś opuszczał łamy Jawnych Snow poirytowany.

          4. sunrrrise

            (o rany, ale wąsko!)

            Zrobiło się chyba zbyt poważnie. Nie obrażam się ani tym bardziej nigdzie się nie wybieram (zresztą i tak nie byłoby dokąd iść;). Nie jestem purystą językowym, używam częstokroć i zwłaszcza w pracy „ponglisha” (ale to bardziej w kontekście technicznym czyli usprawiedliwiam się względami utylitarnymi) więc nie zamierzam się oflagowywać tudzież rozdzierać szat niczym Rejtan w obronie języka polskiego.

            Ale „also”? No pleeease :P

  2. Whiskas

    Czuję się ignorantem, gdy dowiaduję się rok po fakcie, z tego bloga, o śmierci kompozytora muzyki do gier Cave. Jednocześnie zaś, zadziwiony jestem tym, że ktoś w Polsce słyszał w ogóle o grach tego studia. Mimo że są, moim zdaniem, najlepszymi przedstawicielami dość niszowego gatunku danmaku, to są zupełnie nieznane, przytłaczane natłokiem twórczości spod znaku Touhou.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Nie czuj się. Nie sposób zawsze o wszystkim wiedzieć. Ja akurat dowiedziałem się czytając Gamasutrę, ale to przypadek.

      Natomiast lokalnym ekspertem od japońskich gier jest Aleksander Borszowski i, wnosząc z komentarza powyżej, jeszcze coś tu o grach od Cave napisze… :)

      Odpowiedz
    2. Pita

      Cave nie jest aż tak niszowe jak kilku innych przedstawicieli generalnie rzecz ujętych shmupow – wbrew pozorom w naszym pieknym kraju znajdziesz fanow praktycznie kazdego gatunku gier, ale media nie pisza o tych grach bo to zazwyczaj – za mało klikalne.

      Odpowiedz
    3. Aleksander Borszowski

      O Cave trzeba mówić, bo to, jak mało się o nich mówi w mediach growych woła o pomstę do nieba.

      Touhou? Cóż, nie jest oczywiście tak dobry, jak Dodonpachi i podobne, ale to fandomowy gigant, z nim nie wygrasz. :P Zresztą uważam, że duża społeczność = łatwiejszy próg wejścia. A twórczość doujinowa wokół tołhołów bywa naprawdę porządna. Koumajou Densetsu 2 bawi mnie obecnie tak bardzo, że korci mnie, by o nim coś tu napisać. Jak Castlevania: Rondo of Blood, tylko zrobione przez zręcznych fanów.

      Odpowiedz

Skomentuj Aleksander Borszowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *