Najdłuższa opowieść

tlj0Z „The Longest Journey” pierwszy raz zetknąłem się w okolicach liceum. Były to czasy, w których interesowały mnie przede wszystkim pełnokrwiste strzelanki i złożone gry RPG, aczkolwiek już wtedy miały miejsce moje pierwsze, nieśmiałe wycieczki w okolice Syberii czy Małpiej Wyspy. Po TLJ sięgnąłem w sumie przypadkiem, zaś sięgnąwszy – zakochałem się bez reszty.

Fabuła. Ta gra miała fabułę, nie zaś ciąg następujących po sobie wydarzeń w mniej lub bardziej logiczny sposób wiodących ku napisom końcowym. Bohaterowie. Ta gra miała bohaterów, nie zaś interaktywne tablice informacyjne czy kule u nogi mające w teorii wspierać naszego protagonistę. Świat. Ta gra miała przepięknie wykreowane uniwersum, pełne baśniowych stworów, potężnych magów i mądrych kapłanów z jednej strony, oraz przebiegłych biznesmenów, złowieszcze korporacje i cyberpunkowe slumsy z drugiej. Połączenie dwóch, zdawałoby się, nieprzystających do siebie światów przebiegło nadzwyczaj udanie i zaowocowało powstaniem uniwersum pełnego magii, tajemnic i klimatu wielkiej przygody. A to wszystko dzięki kilku brodatym Wikingom ze studia Funcom, którzy wyczarowali grę tak niezwykłą i złożoną, że po dziś dzień żywa jest w pamięci i sercach graczy.

tlj1

I nic, że „Najdłuższa Podróż” pełna była bugów, błędów i niedoróbek. Nic, że modele postaci mogą dzisiaj budzić uśmiech politowania (choć tła są nadal przepiękne). Nic, że niektóre zagadki dość swobodnie podchodzą do kwestii zdrowego rozsądku i logiki (legendarny już przykład z gumową kaczuszką i obcęgami). Opowieść o podróżującej między światami April Ryan bawi i wzrusza do łez. Do dziś niewiele mamy w grach fabuł tak przemyślanych, inteligentnych, dowcipnych i zarazem przejmujących, opowiedzianych z takim rozmachem – a jednoczenie tak kameralnych i skupiających się na emocjach. To własnie stanowi o sile TLJ i sprawia, że nie sposób jej nie pokochać.

Na kolejną grę z cyklu gracze musieli czekać aż siedem lat – w 2006 roku ukazał się „Dreamfall”, ponownie zabierając graczy w niezwykłą, wielowątkową (troje grywalnych bohaterów) opowieść podejmującą wątki, zdawałoby się, zakończone w poprzedniej części. „Dreamfall” był najpiękniejszym rozczarowaniem, jakiego doświadczyłem na gruncie gier video. Był krótki (a podtytuł „The Longest Journey” do czegoś wszak zobowiązuje). Kończył się nagle zatrważającym cliffhangerem pozostawiającym gracza w niepewności co do losów wielu ważnych postaci. Elementy przygodówkowe miał ograniczone do absolutnego minimum – gdyby nie kilka mniej lub bardziej złożonych zagadek, cała rozgrywka ograniczyłaby się od biegania z jednej lokacji do drugiej, prowadzenia dialogów i oglądania kolejnych animacji. Wprowadzał zupełnie zbędne i niechlujnie wykonane elementy charakterystyczne dla skradanek i bijatyk. A jednak grając, byłem zachwycony. Przejście w pełen trójwymiar pozwoliło twórcom wykreować kilka zapierających dech w piersiach lokacji (biblioteka Ludzi Mroku, owładnięta zimą Markuria czy… futurystyczna Casablanca). Powrócili starzy bohaterowie i poznaliśmy kilkoro nowych – przede wszystkim uroczą Zoe Castillo, nową protagonistkę wciągniętą w wir zapoczątkowanych w poprzedniej części wydarzeń. Powrócił dobrze znany klimat magii i tajemnicy przemieszanej z technologią i tajnymi organizacjami mającymi zamiar przejąć władze nad światem (światami).

tlj2

W „Dreamfallu” Ragnar Tørquinst, intelekt sterujący całą serią, wykazał podejście, jakie w dużej mierze zdeterminowało TLJ – interesowało go nie tyle stworzenie zajmującej produkcji, co opowiedzenie ciekawej historii. Obie gry najprawdopodobniej znacznie lepiej sprawdziłyby się jako cykl powieściowy, seria komiksowa, film animowany albo serial HBO. Tørquinst jest jednak twórcą gier i to właśnie w tym języku opowiedział fenomenalną baśń, podporządkowując jej wszelkie elementy gameplay’u. Tak było w „Najdłuższej Podróży”, zaś „Dreamfall” to już właściwie interaktywna animacja z kilkoma doczepionymi na siłę elementami gry viedo. To kontrowersyjne podejście, o dziwo, w ogóle nie przeszkadzało mi w obcowaniu z grą. Od pierwszej do ostatniej minuty „Dreamfalla” grzecznie dałem się prowadzić za rączkę twórcom, bez reszty dając się pochłonąć fabule i podziwiając fenomenalne projekty lokacji.

tlj3

Na kolejną część gry wciąż musimy czekać – w ogóle, przez pewien czas jej powstanie stało pod olbrzymim znakiem zapytania. Na szczęście błogosławieństwo Kickstartera umożliwiło twórcom zebranie funduszy na trzecią, ostatnią już część sagi, definitywnie kończącą wszystkie wątki i (miejmy nadzieje) wyjaśniającą wszelkie tajemnice. Ja czekam z niecierpliwością, trzymając kciuki, żeby się udało. Żeby kolejna wyprawa do rozdwojonego świata była równie klimatyczna, równie magiczna i równie wciągająca. Żeby zaczęta czternaście lat temu podróż dobiegła końca.

6 odpowiedzi do “Najdłuższa opowieść

  1. Dr Judym

    Buu, ot takie zadanie domowe, wypracowanko o serii. Wszystko to możemy sobie wyczytać w bardziej zwięzłej formie na innych portalach lub wikipedii.

    Zamiast tego ciekawsza byłaby konkretna analiza wybranych aspektów TLJ, które decydują o niezwykłości tej opowieści, a zarazem pewien uniwersalizm tematyczny, który zawsze będzie ważny dla ludzi w bardzo różnym wieku (celowo nie podpowiadam konkretów). W sieci jest też trochę wywiadów z Tornquistem, można z nich wyciągnąć bardzo ciekawe spostrzeżenia.

    A hasła typu „fenomenalna”, „wzrusza do łez” itd. oczywiście są prawdziwe, ale zupełnie puste w obrębie samego tekstu. To trochę taki zbiór hasełek z okładek i fragmentów recenzji — to wszystko już wyczytaliśmy wiele lat temu, gdy te ostatnie się ukazywały. Zamiast tego wolałbym znaleźć tu coś, czego jeszcze nie wiem, dowiedzieć się czegoś nowego.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski

      Doktorze, to wpis w kategorii Zachwyty. Michał się zachwyca. Nie ma się co czepiać. Poza tym jeśli ktoś tyle lat po premierze pisze „fenomenalna” i „wzrusza do łez”, to znaczy, że jednak coś w tej grze jest. Why so serious?

      Odpowiedz
      1. Dr Judym

        Nie aż taki serious, ale wiesz, renoma serwisu zobowiązuje ;)

        Ludzie, którzy nie znają serii albo nie mają z grami za dużo wspólnego, nie dowiedzą się z tekstu dlaczego zachwyca. Ludzie którzy mają rozeznanie czytali to wszystko już wiele lat temu albo sami tego doświadczyli. Po co zatem taki pusty tekst?

        Jeśli już coś Cię zachwyca, to powinno Cię to zainspirować do pytania dlaczego, żeby tekst miał jakąś minimalną wartość. Sięgasz głębiej, robisz krótką analizę zjawiska, choćby na sobie. W ten sposób masz większą szansę zarazić swoim entuzjazmem inne osoby, a nie wciskasz im frazesy. Taki styl mamy na wszystkich innych portalach, po co go tutaj powielać? Ten tekst to ślizganie się po ogólnikach i IMO czytelnik może być zły, że mu zmarnowałeś w ten sposób kilka minut.

        Odpowiedz
  2. rei

    [ciach! – Piotr Sterczewski]

    [Na Jawnych Snach nie tolerujemy takich komentarzy. Pisz o tekście, nie o autorze.]

    Odpowiedz
  3. iwan

    Bogowie, jak mnie ta gra znudziła w pewnym momencie… Ględzili tam długo i głupio. Był taki moment, że trzeba było wysłuchać chyba półgodzinnego monologu żabopodobnego humanoida, któremu mieszało się następstwo czasowe – wymiękłem.

    Odpowiedz
  4. Surin

    Dreamfall to muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka (mówiłem coś o świetnej muzyce?) No i ta urocza Casablanca klamrą spinająca grę… Dreamfall miał w sobie naprawdę spory ładunek „chill out factor” – przynajmniej na początku. Fabuła natomiast wyparowała mi z głowy w parę dni po zakończeniu gry… Czekam jednak niewzruszenie na ożywienie/ciąg dalszy via Kickstarter.

    Odpowiedz

Skomentuj iwan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *