Kochajmy piksele!

pixel-heaven_p– Popatrzcie! – zapytał nas jakieś ćwierć wieku temu kolega Jakub. – I co, widzicie ząbki?

Na ekranie monitora ZX Spectrum widniał obrazek otwierający grę „Firelord”. Pan w zbroi, z solidnym mieczem. Jakie, u licha ząbki? Przyglądałem się bezradnie hełmowi. Może je szczerzył po kryjomu, pod blachą?

– Nie widzę – odpowiedziałem, zgodnie z prawdą.

Nie wiedziałem jeszcze, co to antyaliasing. Kolega Jakub był po prostu zachwycony nowym monitorem swojego ojca, który tak strasznie rozmazywał obraz, że nie można było w nim zobaczyć poszczególnych pikseli. Pewnie dziwnie by się poczuł, gdyby się dowiedział, że niespełna 25 lat później będą organizowane wielkie imprezy czczące właśnie Jego Wysokość Piksela. Takie, jak Pixel Heaven 2013 (15-16 czerwca 2013, Warszawa).

firelord.cgi

„Firelord” na ZX Spectrum. Pokaż ząbki!

Wszyscy chyba zetknęliśmy się z pikselofobią – coraz wyższe rozdzielczości, edycje HD, antyaliasing, coraz droższy sprzęt, byle tylko pozbyć się widocznych na ekranie pikselków (a granica tego, jak duży piksel da się jeszcze znieść, wciąż się zmienia). Przez długi czas pikselofobia była jednym z najważniejszych czynników wyznaczających rozwój branży gier.

A w pewnym momencie dużo, jeśli nie wszystko, się zmieniło. Zaczęły się pojawiać urządzenia przenośne, na których nie dawało się, oczywiście, grać w najnowsze hity z komputerów czy dużych konsol, ale świetnie się na nich spisywały gry starsze, albo przynajmniej kopiujące rozwiązania w grach starszych stosowane. Kluczowy był tu chyba GBA, na którym zmartwychwstawało wiele przebojów z Super Nintendo i powstawało sporo, które na Super Nintendo czułyby się jak w domu. Przedtem granie w stare gry było domeną pasjonatów, którzy nie mogli się pogodzić z upływem czasu. Teraz nagle okazało się, że starą grę można kupić jako nowość, czekać na jej kolejną premierę albo pochwalić się nią przed znajomymi.

"Final Fantasy VI Advance" na GBA, czyli jak FF6 weszła w XXI wiek.

„Final Fantasy VI Advance” na GBA, czyli jak FF6 weszła w XXI wiek.

I nagle, obok jednego, nieubłaganie pędzącego naprzód nurtu coraz lepszej grafiki i dźwięku, pojawił się najpierw jeden, a potem kilka innych. W grach wideo zniknęła jednoznaczna wiara w postęp – a to w dzisiejszych czasach pewien ewenement. Okazało się to, co retrogracze wiedzieli od dawna – pod wieloma względami historia gier jest nie linearna, a cykliczna. Zmieniają się rzeczy najmniej istotne, to znaczy wygląd i brzmienie, a jeśli chodzi o pozostałe sprawy – wciąż na nowo rozwiązujemy te same problemy i wpadamy na genialne rozwiązania, które już kiedyś wynaleziono, ale my o tym nie wiemy, bo mamy za krótką pamięć. Chodzimy w kółko – pięknie pisał o tym kiedyś na Jawnych Dawid Walerych.

Retrorewolucja to jedno z najważniejszych wydarzeń, które wpłynęły na dzisiejszy świat gier. To powrót dawnych przebojów przyzwyczaił graczy do tego, że skromniejsza oprawa audio-wideo wcale nie oznacza gorszej gry, a czasem wręcz przeciwnie. A w ten sposób pozwolił na rozwój ruchu indie, który wywrócił dzisiaj świat gier do góry nogami. Okazało się, że inwestowanie milionów dolarów w samą oprawę jest coraz częściej gwarancją, że gra okaże się komercyjną klapą – owszem, świetnie się sprzeda, ale koszty produkcji się nie zwrócą. Ta zmiana jest dzisiaj nie do przecenienia.

/Filmik z serii Errant Signal, pokazujący, na ile rozwój grafiki gier w stronę fotorealizmu jest, w największym skrócie, ślepym zaułkiem z tych najgłupszych/

I tak miłościwie nam panujący Król Piksel, który czuwał nad dziecięcymi latach elektronicznej rozrywki, teraz wprowadza gry wideo w przyszłość – a to przyszłość, w której gry są chyba jak nigdy przedtem świadome swojej historii. Nareszcie – bardzo im tego brakowało.

Tym bardziej się cieszę, że Królowi Pikselowi poświęcona jest jedna z najciekawszych imprez związanych z grami w Polsce – Pixel Heaven. Nazwa trochę butna, ale w najnowszej edycji nie mija się z prawdą – rzeczywiście zapowiada się niebiańsko. Będzie można pograć w stare gry na oryginalnym sprzęcie, wziąć udział w konkursach („River Raid”! „Lotus”! „Decathlon” – słynny zabójca joysticków!), posłuchać muzyki (I Set My Pixels On Fire!), popatrzeć na produkcje demosceny, a żeby do końca wczuć się w klimat lat 80-tych – pograć na flipperach i, oczywiście, pograć w kapsle. Bo tak się wtedy grało!

/I Set My Pixels on Fire wystąpi na Pixel Heaven 2013/

Na deser dwa moim zdaniem najciekawsze komponenty Pixel Heaven – Indie Basement (współorganizowany przez serwis 1ndie World) i Retro Stories. Basement to dział poświęcony grom niezależnym, w którym gwoździem programu jest konkurs na najlepszą produkcję. W jury m. in. Adrian Chmielarz, Maciej Miąsik, Konrad Hildebrand i Marcin M. Drews. Atrakcja dodatkowa – panel dyskusyjny, prowadzony przez Dominika Głowackiego z Hyper+.

A Retro Stories… Retro Stories to już sama wspaniałość. Cykl spotkań i paneli dyskusyjnych. Po pierwsze – spotkanie z żywą legendą, Frederickiem Raynalem, czyli twórcą „Alone in the Dark” i „Little Big Adventure”. Po drugie – panel dyskusyjny „Gdzie oni są”, zajmujący się początkami polskiej prasy o grach wideo. Kiedy na Digital Dragons usłyszałem, kto będzie, nie dowierzałem. Teraz, patrząc na tę listę, wciąż wierzę z trudem. Red. Borek/Kopalny. Emilus. Haszak. Pegaz Ass. Alex&Gawron. Berger. Idole mojej młodości.

/przerwa na łezkę/

WTEM! W czasie przerwy na łezkę znienacka pojawia się McPixel. Jego twórca, Sos Sosowski, też się pojawi, nie wiem, czy znienacka, na Pixel Heaven.

WTEM! W czasie przerwy na łezkę znienacka pojawia się McPixel. Jego twórca, Sos Sosowski, też się pojawi, nie wiem, czy znienacka, na Pixel Heaven.

W ramach Retro Stories również mnóstwo innych atrakcji – rozmowy z twórcami polskich gier z lat 80-tych i wczesnych 90-tych, opowieść Konrada Hildebranda o piśmie „Relax”…

Tak, jak wszystko co najlepsze, Pixel Heaven 2013 wyrasta z indywidualnej pasji Roberta Łapińskiego, retro-szaleńca w najlepszym tego słowa znaczeniu. Bo to przecież dość szalone – organizować imprezę na taką skalę i z takimi gośćmi. Zazdroszczę, podziwiam i gorąco kibicuję.

Tak, jak już wyżej napisałem, zajmowanie się grami retro nie jest już dzisiaj domeną zapatrzonych w przyszłość pasjonatów. Po prostu bez niego nie da się zrozumieć tego, co się dzieje na rynku gier. Patrzenie w przeszłość jest też patrzeniem w przyszłość. Przez orędowników growego postępu na chwilę zapomnieliśmy, że przeszłość ma przyszłość – ale na szczęście już nam przeszło.

Najkrócej mówiąc – jeśli ktoś na Pixel Heaven nie pojedzie, NIECH SIĘ WSTYDZI. Ja wstydzę się już, ale nijak pojechać nie mogę, bo lada chwila powiększa mi się rodzina. Jeśli ktoś ma równie poważne usprawiedliwienie – od biedy może nie jechać. Cała reszta powinna się znaleźć w weekend 15-16 czerwca w Warszawie na Pixel Heaven 2013 i oddać hołd Pikselowi.

15 odpowiedzi do “Kochajmy piksele!

    1. Bartłomiej Kluska

      I tu docieramy do sedna problemu, czyli co zrobić, by tego typu impreza przyciągnęła nie tylko napędzanych nostalgią trzydziesto- i czterdziestolatków, bo że tacy tam będą (będziemy), to akurat pewne. Jak jednak spowodować, żeby i młodzież chciała poznać tę historię?
      Gdy na wychwalanej kilka wpisów temu łódzkiej Grakademii P. Schreiber pokazał ekran tytułowy Knight Lore, widownia zgodnie zareagowała szczerym zdziwieniem. A nie byli to z ulicy wzięci gimnazjaliści, którym rodzice kupili PS3 pod choinkę, tylko co do jednego każdy ”ludolog” z napoczętym przynajmniej licencjatem na kulturoznawstwie. Jak można grać, znać się na grach i grami interesować na tyle, by chodzić na niszowe, akademickie panele dyskusyjne, i nigdy nawet nie słyszeć o Knight Lore?
      Nie chodzi oczywiście o to, by nadal grać w te wszystkie rozkoszne rupiecie, ale wypadałoby przynajmniej wiedzieć, dlaczego były one takie ważne. Ten brak wiedzy – brak nawet chęci zdobywania wiedzy – o korzeniach swojej pasji u młodych graczy wciąż mnie zaskakuje, bo statystyczny miłośnik muzyki / komiksu / kina chyba nie jest takim laikiem jeśli chodzi o płyty czy filmy sprzed 30 lat. Przynajmniej zdaje sobie sprawę, że było coś wcześniej. Tymczasem odnoszę wrażenie, że historia gier dla każdego zaczyna się w tym momencie, w którym to on kupił sobie pierwszą konsolę / komputer.
      W efekcie gra sprzed lat – nawet wybitna i przełomowa jak Knight Lore – pozostaje dla ludzi, którzy nie grali w nią wtedy, archeologicznym wykopaliskiem (chyba że akurat zrobią reboot przygód Sabremana na PS4).
      Czy Pixel Heaven nic tu nie zmieni i znów stawią się tylko ci, co pamiętają, czy może wpadną także ci, którzy urodzili się później, ale bardzo chcieliby się dowiedzieć?

      Odpowiedz
      1. Michał Ochnik

        @Bartłomiej Kluska

        „Ten brak wiedzy – brak nawet chęci zdobywania wiedzy – o korzeniach swojej pasji u młodych graczy wciąż mnie zaskakuje, bo statystyczny miłośnik muzyki / komiksu / kina chyba nie jest takim laikiem jeśli chodzi o płyty czy filmy sprzed 30 lat. ”

        Jest – od kiedy nerdyzm wszedł do mainstreamu nie ma już żadnego parcia na sięganie do źródeł, pixel art i klasyki tylko, gdy ktoś je zrimejkuje jako aplikację na IPhone;a.

        Odpowiedz
    2. GameBoy

      Problem ze starszymi grami jest taki, że osoby, które wychowały się na nowszych grach często narzekają na sterowanie, przynajmniej ja tak mam.
      Próbowałem grać w kilka starszych gier, np. Aliena na ZX Spectrum chyba – zawsze problemem było sterowanie – strasznie męczące dla kogoś, kto przyzwyczajony jest do prostszego i mniej skomplikowanego (a spójrzmy prawdzie w oczy – dopóki nie gramy w jakiś symulator jak najprostsze sterowanie jest zaletą).

      W przypadku starych filmów nie musimy spoglądać na ekran w jakiś odmienny sposób do którego nie przywykliśmy. Dlatego też np. grafika składająca się z kilku pikseli/polygonów na krzyż nie przeszkadza aż tak bardzo (bądź wcale), za to sterowanie może sprawić, że znienawidzimy grę od samego początku.

      Dlatego też o starych grach wolę czytać niż w nie grać.

      Odpowiedz
      1. deckard

        Odnośnie sterowania jestem zafascynowany jak to działa dzisiaj w ICO. Może gra nie jest aż tak stara ale nie zmienia to faktu, że rozwiązanie mające 10 lat jest tak dobre obecnie. Może dlatego tak jest, że w tworzenie gry byli zaangażowani ludzie, którzy z grami nie mieli wiele wspólnego (opisane w jakimś wywiadzie do którego teraz nie mogę znaleźć linka). Nie wiem jak tą grę przegapiłem ale już się cieszę na myśl o Shadow of the Colossus – kolejny tytuł na mojej kupce wstydu.

        Odpowiedz
        1. Aleksander Borszowski

          Przecież tu nie ma nic niezwykłego. Super Mario Bros powstało w 1985 roku, chyba nikt nie przyczepi się sterowania w tej grze…?

          Klasyki na NESa pod kątem sterowania są równie dobre, co dzisiejsze gry, o dalszych generacjach nie wspominając.

          Odpowiedz
        2. GameBoy

          NES pod tym względem jest raczej genialny, może poza tymi naprawdę pierwszymi grami.

          Jeszcze co do ważności sterowania:
          Kupiłem ostatnio DSa i gram sobie w 2 części (a raczej w jedną, bo druga to…) Harvest Moona.
          Pierwsza, HM DS ma cudowne sterowanie postacią przy pomocy klawiszy oraz rozwiązuje bolączkę poprzednich części (m.in. na PSX, PS2, GBA, GBC, SNES), czyli wybieranie przedmiotów i narzędzi z menu przez wrzucenie tego wszystkiego na dolny dotykowy ekran. 2-3 kliknięcia palcem/stylusem i wybieramy dowolny przedmiot, sprawdzamy statystyki, mapę etc.

          W kolejnej części wywalili to wszystko to kosza, postacią steruje się poprzez wskazanie jej kierunku na ekranie dotykowym, menu obsługuje się jak w poprzednich częściach – długo i topornie. Samo poruszanie się i korzystanie z narzędzi też jest koszmarne.
          Za jakie grzechy, ja się pytam?! Po co rozwalać praktycznie idealne sterowanie, które jest intuicyjne i wygodne?

          Odpowiedz
          1. Aleksander Borszowski

            Pod żadnym pozorem nie graj w Zeldy na DSa – tu też uparli się na ekran dotykowy. Przez tę „innowację” walki są nudne, zagadki prostackie, tylko oprawę można uznać za urokliwą.

            Są gry, które nadają się na ekrany dotykowe – patrz The World Ends With You – i takie, które nigdy, przenigdy nie powinny go próbować. Nadal nie wiem, czemu Phantom Hourglass jest wymieniane jako jedna z najlepszych gier na NDS – nikt, kto grał w Link to the Past, nie powinien rozsiewać takich bluźnierstw

  1. Paweł Grabarczyk

    Ja byłem i muszę powiedzieć, że jestem mocno rozczarowany. Nie chcę się rozkręcać i negatywnie emocjonować, więc powiem tylko, że impreza była dużo mniej profesjonalna, niż by na to wskazywała ładna strona. Miejsce było gorące, słabo wentylowane i dość brudne (nieprzyjemny zapach, pajęczyny na suficie). Sprzętu było zdecydowanie zbyt mało, jak na ilość odwiedzających – często trudno się było dopchać. Wiele urządzeń było podłączonych do ledwie działających TV albo w ogóle nie podłączonych. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dodawało klimatu, ale naprawdę nie wiem, jaki jest sens w podłączaniu SNESa do zielonego Neptuna.
    Telewizory CRT nie są chyba aż tak drogie – skoro ktoś przynosi drogi, trudny do zdobycia sprzęt, to mógłby zadbać o podłączenie do czegoś przyzwoitego.

    Odpowiedz
    1. Tdc

      Pozwolę sobie zabrać głos. Na PH byłem pomocnikiem organizatora więc:

      Miejsce faktycznie nie sprawdziło się, ale jedynie metodą wróżenia z fusów można było przewidzieć ile osób faktycznie się na PH pojawi oraz to jaka będzie pogoda… przypomnę że jeszcze kilka dni wcześniej pogoda była bardzo zimna. Dlatego miejsce w przyszłych edycjach musi zostać zmienione i ma być.

      > Sprzętu było zdecydowanie zbyt mało

      No i jak to Twoim zdaniem naprawić? Skoro muzeum komputerów dysponuje największą ekspozycją w Polsce – to kto niby ma dostarczyć większą ilość sprzętu?

      > często trudno się było dopchać.

      To chyba dobrze świadczy o imprezie?;)
      Oraz sięga do źródeł;):)

      > Wiele urządzeń było podłączonych do ledwie działających TV

      Taki urok tych urządzeń.

      Dodam, że często bardzo trudno dostać np. taki monitor do Amstrada albo innego zaprezentowanego sprzętu, jeśli działa to już jest to spory sukces, a jeśli nieco traci stabilność obrazu, no to cóż… tak bywa.

      > albo w ogóle nie podłączonych.

      Niepodłączony sprzęt, to chyba nie trudno się domyślić sprzęt uszkodzony lub wykazujący jakieś inne problemy. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że przetransportowanie sprzętu z Katowic do Warszawy może się skończyć uszkodzeniami, funkcjonowanie przez dwa dni imprezy również może się zakończyć śmiercią danej maszyny – co faktycznie miało miejsce.

      > Telewizory CRT nie są chyba aż tak drogie

      Jako osoba która wielokrotnie organizowała różne retro spotkania, proponuję bardzo prostą rzecz: proszę zasponsorować owe telewizory, kupić, przechowywać a następnie dowieźć na miejsce (a miejsca są rozrzucone po całym kraju). I proszę nie rzucać słów na wiatr, obecnie jest ku temu możliwość, już niebawem rusza Polcon czekamy na sprzęty CRT – proszę się ze mną skontaktować, na pewno chętnie te wspaniałe telewizory podłączę do sprzętów (choć oczywiście nie mogę zapewnić, że będą działały w sposób zadowalający bo wiem że z obrazem po kablu antenowym różnie bywa, systemy się gryzą itp.), co więcej będę bardzo wdzięczny za pomoc w organizowaniu naszego bloku na Polconie.

      Odpowiedz

Skomentuj Bartłomiej Kluska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *