Gra z perspektywami (1)

kentuckylogoO „Kentucky Route Zero” już swego czasu na Jawnych Snach pisałem – po premierze pierwszego aktu gry. Trochę ostrożnie, nie wiedząc jeszcze, co przyniosą kolejne części, ale już z zalążkami zachwytu, zwłaszcza nad oprawą – prostą, ale piękną jak mało co w świecie gier wideo. Teraz – po kilkukrotnym (bo warto!) przejściu aktu drugiego i wersji demo, „Limits and Demonstrations”, czuję, że wolno mi się już zachwycać bez zbytniej ostrożności. Gdyby „Kentucky Route Zero” było tylko kolejną surrealistyczną historią z piękną grafiką, pewnie nie byłoby aż takich powodów do entuzjazmu. Ale „KRZ” to stanowczo coś więcej – rzecz nie tylko urocza i nastrojowa, ale też piekielnie inteligentna i przecierająca nowe szlaki w opowiadaniu za pomocą gier, z pełną tego świadomością.

Chyba każdy, kto grał w pierwszy akt „KRZ” miał to samo doświadczenie – główny(?) bohater, Conway, chodzi przez dłuższy czas po pięknym, przedstawionym w wektorowej grafice 2D świecie, którego wygląd leży gdzieś w połowie drogi między malarstwem Edwarda Hoppera a estetyką „Another World”. Gracz przyzwyczaja się powoli do imponujących najazdów kamery, przechodzącej płynnie od krajobrazu z domkiem na horyzoncie do widoku z okna tegoż domku. Ale i tak nie jest zbyt dobrze przygotowany na moment, kiedy ten na pierwszy rzut oka płaski (choć wielowarstwowy) świat zaczyna się nagle ni stąd, ni zowąd obracać. Okazuje się, że bywa przestrzenny – tylko dotąd nie chciało mu się tym popisywać. Takie obroty, przesunięcia i zmiany perspektywy są w „KRZ” na porządku dziennym. Czasem są naturalne, a czasem – kompletnie dezorientujące.

"Limits and Demonstrations". Czyli o co chodzi w tej grze?

„Limits and Demonstrations”. Czyli o co chodzi w tej grze?

No właśnie. Zmiany perspektywy. Przy graniu nie mamy zwykle problemów z ustaleniem relacji, jaka łączy nas z postacią, którą kierujemy. Czasem nie do końca znamy jej przeszłość, czasem coś przed nami ukrywa, ale wiemy, że odpowiadamy za jej decyzję i kierujemy jej ciałem w jakimś wspólnym dla nas i dla niej tu i teraz. Wcielamy się w nią. Wczuwamy się w nią. Patrzymy na świat jej oczami.

kentucky4

Rozmowa z nie-wiadomo-kim.

„KRZ” z lubością rozbija to przyzwyczajenie. W akcie pierwszym pojawia się świetny tego przykład (przywołany w komentarzach na JS przez Gameboya – i stąd niniejszy tekst. Dzięki!)  – jedna z bohaterek gry, Shannon, odbiera telefon. Nie wiemy, co słychać po drugiej stronie słuchawki – ale to do nas należy dobieranie odpowiedzi. Poczucie jednoczesnej bliskości (uczestniczymy w najwyraźniej prywatnej rozmowie, kierujemy nią) i dystansu (nie wiemy, o co chodzi; gra demonstracyjnie odcina nas od postaci). Po chwili wchodzi Conway, którym dotąd kierowaliśmy. Po najechaniu na niego myszką pojawia się opis: „Stranger”.

kentucky6

Ja jako obcy.

W akcie drugim pojawia się jedna z moich ulubionych (jak dotąd) scen w „KRZ”. Bohaterowie trafiają do dziwnego, niedokończonego muzeum, w którym wystawione są różnego rodzaju domy. Chatki, klatki, psie budy. Conwayem kierujemy tak samo, jak w pozostałych scenach, ale kiedy tylko dochodzi do jego interakcji z jakimś przedmiotem, zamiast opisów pojawiają się ni stąd, ni zowąd migoczące jak stary telewizor dialogi między jakimiś zupełnie mi nieznanymi ludźmi a obsługą muzeum. Wspominają wizytę moich postaci w muzeum – najwyraźniej minęło już od niej trochę czasu. Wybierając opcje dialogowe, wybieram to, co Conway i Shannon zrobią. Zrobili. Patrzę na nich z dwóch, a może nawet trzech różnych perspektyw jednocześnie. I nie mam pojęcia nie tylko kim powinienem być, ale i kiedy powinienem być – bo kiedy jest teraz? Czy to teraz Conwaya, czy teraz wspominających go muzealników?

W jednej z pierwszych scen gry napotykam na trójkę siedzących w piwnicy stacji benzynowej ludzi – Emily, Bena i Boba. Grają w jakąś grę. Ja (Conway) próbuję ich zaczepiać, ale w ogóle mnie nie słyszą – żyją w innej rzeczywistości? Napotkany po drodze komputer powiedział mi (Conwayowi) przed chwilą „User 'Conway’ is not real”. Więc może to ja (Conway) nie istnieję, a oni (gracze) istnieją? Kiedy się bliżej przyjrzeć opisowy gry, w którą grają, zaczyna przypominać to, co dzieje się w „KRZ” – poruszająca się po umownie naszkicowanej mapie postać, trafiająca pod różne dziwne adresy, które są tak naprawdę odbiciami nie realnych miejsc, tylko ludzkich niepokojów. Czy ja (Schreiber) gram teraz w to samo, co oni? „Ja” i role, które odgrywam, znowu rozpadają się na migoczące drobinki.

Czy w tę grę da się wygrać?

Czy w tę grę da się wygrać?

(dopisek: warto zauważyć, że Bob, Emily i Ben to postaci, którymi kierujemy w demie gry, „Limits and Demonstrations”, gdzie kolejne eksponaty wystawy w galerii sztuki współczesnej wiążą się z fabułą „KRZ” – a ich autorką jest postać pojawiająca się w drugim akcie, która dawno, dawno temu mieszkała i pracowała z niewidomym właścicielem stacji benzynowej Equus Oil – – – – krótko mówiąc, przy graniu w kolejne epizody „KRZ” warto robić sobie notatki, bo buduje się między nimi coraz ciekawsza pajęczyna związków)

Takiej finezji i różnorodności w dezorientowaniu gracza ciągłą zmianą perspektyw, związku z bohaterem i z jego działaniami, nie widziałem w żadnej innej grze. Tam, gdzie bywało podobnie (np. w niedawnym „Thirty Flights of Loving”), nie pojawiała się nawet część zróżnicowania, które w tej kwestii proponuje „KRZ”. Takie zabiegi mogłyby być czysto eksperymentalne (i świetnie działać w króciutkich grach ze szpetną grafiką, mogących zainteresować tylko maniaków z Jawnych Snów), ale tu są bardzo naturalną formą opowiadania losów bohaterów zagubionych w zdziwaczałym Kentucky. Zaskakują, przełamują monotonię, prowadzą wijącą się na wszystkie strony i całkiem długą (jeśli wziąć pod uwagę wszystkie akty, które mają jeszcze nadejść) opowieść.

Kiedy mowa o „Kentucky Route Zero”, często pojawia się temat innych dziełek, z którymi daje się ten tytuł porównać. Oczywiście, za każdym razem ktoś wspomni o Davidzie Lynchu (i słusznie!) oraz o Marquezie (który jest w grze bardzo dosłownie obecny – jedna z rodzin, wokół której obraca się fabuła, nosi nazwisko Marquez, a mieszka na Macondo Lane – kłania się „Sto lat samotności”). Bartek Nagórski przygotował całkiem sporą listę filmów, które mogą istotę „KRZ” troszkę przybliżyć.

Ja pozostanę w kręgu literatury – poza oczywistą obecnością Marqueza, w „KRZ” wyczuwam bardzo, bardzo silny powiew pisarzy związanych z eksperymentalną grupą Oulipo, badającą z matematyczną precyzją granice figli, jakie można wyprawiać z literaturą. A przede wszystkim – Italo Calvino z „Niewidzialnych miast” i „Jeśli zimową nocą podróżny”. Cały czas eksperymentujący z narracją, świadomy swojego medium, przeestetyzowany, uwodzicielski i, w gruncie rzeczy, mądry.

A poza tym to wszystko nieprawda.

A poza tym to wszystko nieprawda.

13 odpowiedzi do “Gra z perspektywami (1)

  1. Bartłomiej Nagórski

    Nadal nie wiem czym to ugryźć. Plus za wspomnienie Hoppera – zostały mi skojarzenia z nim, ale nie mogłem sobie przypomnieć nazwiska.

    Mnie osobiście najbardziej podobała się scena IV aktu II, z chłopcem, który biegnie przez las nocą i mija kolejne fragmenty wędrówki Conwaya i Shannon, rozrysowane między drzewami jak na obrazie Magritte’a. Sprawia wrażenie, jakby dzieciak biegł swoimi ścieżkami, jakoś tak obok czasu, skrótami przez jakiś sąsiadujący wymiar. Piękna, wzruszająca (dialogi C&S) i genialnie podana scena.

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @Bartek – Ja „KRZ” gryzę na razie od strony starości i wspomnień, jako historię o odchodzeniu/słabnięciu Conwaya. Wszystko na razie trochę w tym kierunku zmierza – handel antykami, podkreślanie, że to już ostatnie zlecenie, stopniowe niedołężnienie, stare telewizory, duchy z kopalni, nagrania z przeszłości, minione lata świetności Josepha i Luli Chamberlain, Lula zajmująca się odzyskiwaniem/przerabianiem dawno minionych przestrzeni, i to, że Dogwood Drive, którego cały czas szukamy, to jej dawny adres z czasów, kiedy się jeszcze spełniała jako artystka… Zobaczymy, gdzie to pójdzie dalej.

      Odpowiedz
      1. Bartłomiej Nagórski

        @Paweł – Tak, chyba tak. Jakoś tak koło drugiego aktu zaczyna być (bardziej) widać, że to raczej ostatnia podróż Conwaya. No, ale czy tylko o to chodzi? I jaka będzie puenta? Jak piszesz – zobaczymy.

        Odpowiedz
  2. Bartłomiej Nagórski

    A, i jeszcze – nie przygotowałem listy. Wyliczyłem z głowy skojarzenia, być może nie zawsze najlepiej trafione, po prostu rzeczy w których znajduję jakieś echa „Kentucky Route Zero”, czy też odwrotnie.

    Odpowiedz
      1. Piotr Spychala

        Wybacz, to nie przytyk do Twojej w miarę spokojnej analizy E3, ale do całej tej histerii, obrazków i wróżenia z fusów już tak. Osobiście wolę jak piszecie o tym, w czym jesteście dobrzy, czyli siedząc w groznawstwie / kulturoznawstwie.

        Odpowiedz
  3. GameBoy

    Polecam się na przyszłość. :)

    Dorzucając jeszcze filmy – Zeszłego razu w Marienbadzie (dzięki! http://jawnesny.pl/2012/12/zeszlego-roku/ ) i tak trochę nieśmiało Tarkowskiego z jego długimi ujęciami* (perspektywami) i czasem odrealnionymi dialogami.
    Chociaż nie wiem po co to piszę, bo KRZ może spokojnie „konkurować” z topowymi osiągnięciami gatunku jakim jest surrealizm i jego pochodne, bo dorzuca od siebie trochę niespotykanych wcześniej rzeczy.

    *W drugim akcie najazd kamery na biuro jest boski. Ci wszyscy ludzie (oraz niedźwiedzie :d) i ogólne bogactwo szczegółów samej lokacji tworzą niesamowity klimat.

    Odpowiedz
  4. M

    Zaprawdę ta gra jest jak powiew świeżego powietrza. W momencie gdy od dłuższego czasu nie było w co grać i już myślałem, że popadam w zdziadzienie i nadchodzi czas rzucania sentencjami typu „ja już nie gram zbyt często w gry komputerowe” (wypowiedziane tonem wyższości, ale i żalu) pojawiło się to dzieło. Co ciekawe KRZ nie powinno na mnie działać gdyż nie znoszę realizmu magicznego, ale ta szczypta lynchowskiej senności sprawiła, że mimo to połknąłem haczyk a nawet wędkę i czekam na dalsze epizody.
    A skoro wszyscy zajmujemy się szukaniem nawiązań to ciekawe czy Conway ma być hołdem dla tego pana: http://en.wikipedia.org/wiki/John_Horton_Conway (gra w życie? sam nie wiem).

    Odpowiedz

Skomentuj M Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *