Dlaczego nie?

shivahPewnego razu goj zapytał rabbiego Mojsze: „Dlaczego rabini zawsze odpowiadają pytaniem na pytanie?” Rabbi odparł: „A dlaczego nie?”

Ta anegdota otwiera grę „The Shivah” Dave’a Gilberta – założyciela firmy Wadjet Eye Games. Głównymi bohaterami gier wideo bywają często ratujący świat kapitanowie statków kosmicznych, panie i panowie obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi, mocarni wojownicy i temu podobni. Oczywiście, zdarza się coraz więcej wyjątków od tej reguły. Najbardziej widowiskowym jest dla mnie bohater „The Shivah” – rabbi Russell Stone, wątpiący w swoje powołanie duszpasterskie nieudacznik, stojący na czele świecącej pustkami nowojorskiej synagogi. Gra o sfrustrowanym rabinie? Dlaczego nie?

W pierwszej scenie gry rabbi Stone wygłasza kazanie do rzędów pustych krzeseł. Temat: dlaczego dobrym ludziom zdarzają się złe rzeczy. Oczywiście, rabbi Stone czytał pewnie Harolda Kushnera, ale wiedzę na ten temat czerpie nie tylko z lektury – wystarczy spojrzeć na jego nieudane życie. Przerywa kazanie – więcej już tego nie zniesie, bo jak można pouczać innych w sprawach, do których samemu nie ma się przekonania? Młody kantor próbuje go zatrzymać, ale dla Stone’a miarka się już przebrała – idzie do swojego pokoiku. Niestety, jest bohaterem przygodówki, więc nie będzie mu dane spokojnie nurzać się w swoim nieszczęściu. Ktoś puka do drzwi. Policyjny detektyw? Podejrzana sprawa – były członek jego synagogi zostawił mu w spadku ogromną sumę pieniędzy. Jeszcze bardziej podejrzane są okoliczności jego śmierci. Oczywiście, na policję nie ma co liczyć. Czas zagłębić się w ponure czeluści miasta Nowy Jork.

detectiveTak, „The Shivah” to kryminał noir, w którym rolę detektywa gra wątpiący rabin. Mieszanka wybuchowa? Oczywiście, a autor gry wykorzystuje to z pełną świadomością. Najważniejsze konfrontacje w grze rozstrzyga się nie orężem, a słowem, za pomocą systemu walki opartego na anegdocie o rabbi Mojsze odpowiadającym pytaniem na pytanie. Widzimy, co by było, gdyby Guybrush Threepwood i piraci z wyspy Melee byli uczonymi talmudystami. Kryminał i religia, powaga i chichot – wszystko to jest w „The Shivah” świetnie wyważone, zgodnie z tradycją żydowskich opowieści, w których doczesność nie przeszkadza duchowości, a humor goryczy. I tradycją Nowego Jorku, miasta gdzie umarł Szolem Alejchem, a urodził się Woody Allen. Kiedy nowojorski rabin trafia do irlandzkiego pubu, może być tylko wesoło. Kiedy rozmawia z wdową po człowieku, który odszedł z jego synagogi, o śmiechu nie może być mowy.

„The Shivah” to doświadczenie dość krótkie, trwające mniej więcej tyle, co pełnometrażowy film. Miłośnicy zagadek niespecjalnie się tu napocą – mało tu przeszkód z prawdziwego zdarzenia, a jedyną przeszkodą pamiętną (za to bardzo!) są pojedynki, w których mocny argument teologiczny potrafi tyle, co mocny lewy sierpowy. Ale w „Shivah” liczy się co innego – poruszająca niebanalne problemy fabuła i wiarygodne postaci, których dylematy nigdy nie wypadają sztucznie ani naiwnie. Gra bardzo dobrze i naturalnie dotyka życia, nie bojąc się, że okaże się za nudne. Żałoba, wyrzuty sumienia, marazm, jaki sprowadzają zwykle kłopoty finansowe, niebezpieczna pokusa łatwego tych kłopotów przezwyciężenia… Wszystko to jest „Shivah” wyjątkowo – jak na grę wideo – przekonywające. Na oddzielne zdanie zasługuje kwestia ukazania religijności – w większości gier bywa ona tylko głupawym ozdobnikiem, a tu została potraktowana poważnie i sensownie. Rozterki Stone’a są związane z judaizmem, ale jednocześnie na tyle uniwersalne, że przemawiają do gracza niezależnie od jego światopoglądu. Przejmująca jest zwłaszcza odpowiedzialność Stone’a jako duszpasterza za obecnych i byłych członków swojej synagogi. Jest autorytetem, któremu mają wierzyć inni, a który nie wierzy sam sobie.

cantorI jeszcze jeden drobiazg, do którego mam wielką słabość – dialogi w „Shivah” prowadzone są tak, jak w cudownej serii przygód Texa Murphy’ego (od „Under a Killing Moon”). Zamiast wybierać konkretną wypowiedź, wybieramy strategię prowadzenia rozmowy (z obowiązkową opcją „odpowiedź rabinacka”, czyli kończąca się znakiem zapytania). Zawsze mnie ciekawiło, jaką ripostą zareaguje zirytowany życiem Stone. Oczywiście, jak na grę o dylematach przystało, jest też kilka zakończeń.

Wersja „The Shivah” (określona jako „Kosher Edition”), która się właśnie ukazała, to trzecie wcielenie gry, która, choć nie jest szalenie popularna, odegrała ważną rolę w historii współczesnych przygodówek. Wersję pierwszą Gilbert stworzył w 2006 roku na comiesięczny konkurs MAGS – biorą w nim udział produkcje stworzone na silniku AGS, pozwalającym na robienie gier podobnych do klasyki spod znaku Sierry i LucasArts. Wtedy gry AGS były jeszcze niszą niszy – zajmowali się nimi tylko maniacy starych przygodówek i trudno było sobie wyobrazić inną metodę ich rozpowszechniania niż status freeware. „Shivah” wygrała konkurs, a Gilbert postanowił zrobić coś bardzo dziwnego – przygotował rozszerzoną, płatną wersję darmowej dotąd gry, wzbogaconą m. in. o mówione dialogi. Któż chciałby coś takiego kupić, skoro wersję poprzednią wciąż dawało się wyłowić z odmętów Internetu? Okazało się, że całkiem sporo ludzi – premiera rozszerzonej wersji „The Shivah” to również początek firmy Gilberta, Wadjet Eye Games, która pokazała światu, że przygodówka w starym stylu może być świeższa i ciekawsza od najnowocześniejszych eksperymentów w tym gatunku. To w ramach Wadjet na rynek trafiły „Gemini Rue”, „Resonance” czy „Primordia”. „The Shivah” była pierwsza. Kiedy mowa o przejściu gier indie od modelu freeware do modelu komercyjnego, myślimy zwykle o „Braidzie” czy „World of Goo”, a przecież otwarcie Wadjet i premiera komercyjnej wersji „The Shivah” to trzeci ważny element tego procesu.

A tak wyglądała poprzednia wersja "The Shivah".

A tak wyglądała poprzednia wersja „The Shivah” (na dole – świetny system dialogowy w akcji).

Najnowsze wydanie gry, przygotowane również z myślą o urządzeniach przenośnych, różni się od poprzedniego przede wszystkim grafiką, za którą tym razem odpowiada Ben Chandler (dla znawców przygodówkowego pixel artu to nazwisko może zastąpić każdą rekomendację). Nowa „Shivah” wygląda ślicznie – pozostając, oczywiście, w konwencji i rozdzielczości tradycyjnej Lucasowskiej przygodówki.

Już, już, już - wracamy do nowej.

 

Zapytacie: czy warto? A ja na to odpowiem: a czy można nie zagrać w inspirowany „Monkey Island” czarny kryminał talmudyczny o wkurzonym nowojorskim rabinie z dylematami religijnymi, który argumentów używa jak pięści, a pięści jak argumentów? Jasne, „The Shivah” nie jest doskonała – boli zwłaszcza to, jak szybko kończy się rozgrywka i jak ograniczony jest świat gry – ale drugiego takiego tytułu po prostu nie ma.

5 odpowiedzi do “Dlaczego nie?

    1. Void

      Czym mnie wykiwali, dodając to po czasie, bo wziąłem tylko podstawę dla samego Bridge Constructora. Wniosek dla mnie – czekać cierpliwie, gdy bundle wydaje się słabe.

      Odpowiedz
        1. Andrei

          Jest. Trzeba wejść na swoją stronę, tę którą otrzymujemy w mailu i wcisnąć odpowiednią opcję (Increase amount).

          Odpowiedz

Skomentuj Bartłomiej Nagórski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *