Z kwiatka na kwiatek

W „Luxurii Superbii”, najnowszym tytule Tale of Tales, zajmujemy się dotykaniem kwiatowych pąków. Im więcej ich dotkniemy, tym większą przyjemność odczuwa roślina. Ale sprawa nie jest taka prosta – żeby dać jej naprawdę wielką uciechę, trzeba przyjemność dozować stopniowo, rozbudzać swoim dotykiem kolejne, coraz większe partie wypełniającej się kolorem rośliny, cały czas utrzymując ją na skraju ekstazy, ale do ekstazy jeszcze nie doprowadzając, aż wreszcie – – – Cóż, nietrudno się zorientować, o czym opowiada „Luxuria Superbia”.

Zbudowanie gry o seksie wokół metafory to bardzo dobry pomysł. Dużo lepszy niż znane mi dosłowne próby opowiadania o tej tematyce w grach komputerowych – zwykle dość śmieszne. Cyfrowi aktorzy dumnie paradują po ekranach ze swoimi pięknymi kształtami, ale kiedy przychodzi do rzeczywistej bliskości, zachowują się jak kukły. Co gorsza, obrazy seksu w grach powstają przeważnie bardziej z myślą o gimnazjalistach niż dorosłych – dużo więcej w nich części ciała niż emocji, a współżycie jest nie tyle integralną częścią relacji między bohaterami, co dodatkową ciekawostką, względnie trofeum do zdobycia. W większości przypadków, kiedy widzę w grze scenę erotyczną, tęsknię za czasami, w których wszystko rozwiązywało się za pomocą pruderyjnego wyciemnienia.

superbia5

Przy „Luxurii Superbii” można odetchnąć – nie ma tu ani kawałka wektorowej golizny i ani jednego pretensjonalnego westchnienia. Jest tylko seria kwiatów, które musimy dopieścić – każdy z nich ukazany jest w postaci niekończącego się tunelu pełnego pąków. Kiedy ich dotykamy, rozkwitają w najróżniejsze obiekty – przelatujące jaskółki, krzesła, krzaki, urodzinowe torty. Jest w tym coś idiotycznego, a jednocześnie surrealistycznie pięknego – pęd przez rozkwitający tunel pełen własnoręcznie rozbudzonych parasolek ma swój trudny do opisania urok. Z czasem kwiaty zyskują określone tematy – na przykład morze (ryby, statki, kapitańskie fajki), niebo (chmury, latawce), przestrzeń kosmiczna (rakiety, gwiazdy, satelity). Wzbijamy się coraz wyżej, poprzez kosmos w obszary całkowitej, uduchowionej abstrakcji, zgodnie z zamierzeniem Samyna i Harvey, żeby za pośrednictwem metaforyki seksualnej doprowadzić do obrazów mistycznych.

superbia4Oprawa graficzna jest prosta (przywodzi na myśl syntetyczne kształty i wyraziste kolory świata z „Loco Roco”), ale sprawdza się doskonale – „Luxuria” to chyba najspójniejsza estetycznie i robiąca najlepsze wrażenie wizualne gra Tale of Tales. A to nie byle co. Proszę się nie sugerować zrzutami ekranu – tę grę trzeba zobaczyć w ruchu, kiedy pędzi przed siebie, rozkwita i faluje. Wszystkiemu towarzyszy wspaniała, synkretyczna muzyka Waltera Husa, zmieniająca się wraz ze stopniem rozbudzenia odwiedzanego właśnie kwiatu. „Luxuria Superbia” nie ukrywa swojego pokrewieństwa z „Rezem” czy „Audiosurfem”. Ekstazy, które w niej przeżywamy, są bardzo podobne. I bardzo przyjemne.

Ale, niestety, jest też coś, co ową przyjemność skutecznie psuje. Autorzy gry uznają za stosowne przypomnieć nam od czasu do czasu, o czym opowiadają. Robią to niezbyt subtelnie i niezbyt fortunnie. W czasie gry kwiat komunikuje się z graczem, oceniając jego wysiłki za pomocą pojawiających się na chwilę napisów. „Dotknij mnie”. „O, tutaj”. „Jeszcze, jeszcze!”. „Wejdź głębiej”. „Dotknij mojej łodygi”. „Zapyl mnie! Zapyl mnie!”. I temu podobne. Przy komputerze łatwiej w takich chwilach zachować powagę niż nad tabletem, ale niewiele to pomaga – sytuacja pieszczenia własnego peceta myszą jest niewiele mniej komiczna od czułego gładzenia tabletu celem zapewnienia mu gratyfikacji erotycznej, a tego rodzaju komentarze świetnie przypominają o jej absurdalności. Sytuację od czasu do czasu ratuje ironia – mój komputer w czasie orgazmu zawołał nagle „Posortuj mi wszystkie pliki!” – ale wrażenie skrzyżowania niedobrego filmu dla dorosłych z „Pszczółką Mają” jednak pozostaje. Im dalej w las, tym bywa gorzej – co powiedzą Państwo na „Rozepnij mi pas asteroidów”? Na szczęście, napisy można wyłączyć.

superbia7Mam jednak z „Luxurią Superbią” jeszcze inny, sięgający głębiej problem. Chodzi o podział ról w pokazywanej przez grę relacji. Kwiat, który pieścimy, jest bardzo wyraźnie kobiecy. Wskazują na to i jego wypowiedzi, i wyraźnie waginalne konotacje tunelu. Istotą relacji między graczem a kwiatem jest zdobywanie, podbijanie biernego żywiołu kobiecego przez aktywny żywioł męski. Po zdobyciu kwiatu, przechodzimy do kolejnego, stanowiącego jeszcze większe wyzwanie. Jeśli chcemy sobie poprawić osiągi, możemy wrócić do kwiatu już zdobytego, który przyjmie nas z głęboką wdzięcznością. Gdyby przełożyć sobie model rozgrywki „Luxurii Superbii” na relacje damsko-męskie, powstałby obraz, delikatnie mówiąc, niepokojący, któremu chyba jednak niedaleko do osławionych kart kolekcjonerskich z pierwszego „Wiedźmina”.

Czepiam się? Oczywiście, po trochu tak. Ale to dlatego, że akurat Samyna i Harvey traktuję bardzo poważnie. Kiedy zapowiedzieli grę pokazującą to, jak doznanie seksualne wiąże się z doznaniem mistycznym, postanowiłem trzymać ich za słowo. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że mistyka jest w „Luxurii Superbii” dość płytka (ogranicza się do pięknych obrazów i nastrojowej muzyki), a sposób ukazania seksualności, choć przecież dużo bardziej zniuansowany niż w wielu innych grach, osuwa się w końcu w stronę stereotypu bijącego kolejne rekordy kochanka-zdobywcy i wiecznie czekającej na jego pieszczoty kobiety.

superbia6„Luxuria Superbia” najlepiej sprawdza się jako synestetyczne doświadczenie swobodnie i błyskotliwie bawiące się barwami, muzyką i przestrzenią. W tej kategorii jest tytułem naprawdę świetnym. Jeśli natomiast chodzi o zawartość myślową, była chyba skazana na niepowodzenie od momentu, kiedy ktoś zdecydował, że podstawą rozgrywki w „Luxurii” będzie nabijanie punktów za pieszczoty. Szkoda – bo przecież spięcie refleksji i rozgrywki zawsze było silną stroną gier Tale of Tales. Ale jeśli „Luxuria” to rzeczywiście pierwsza, najbardziej przystępna część serii eksplorującej powiązania seksualności z duchowością, niecierpliwie czekam na dalsze. Temat jest w końcu tak trudny do porządnego przedstawienia, że nie ma się co dziwić częściową porażką pierwszego podejścia do niego.

21 odpowiedzi do “Z kwiatka na kwiatek

  1. tetelo

    Ale dlaczego z kwiatka na kwiatek, przecież to może być wciąż ten sam kwiat, tylko w innych barwach, strojach i nastrojach. Gdybym była kwiatem, pozwoliłabym się uwieść takim tekstem: jesteś hiacyntem i rumiankiem, różą z kolcami i uśmiechniętym słonecznikiem… dla mnie jesteś całym ogrodem, wszystkimi kolorami tęczy…
    Jeśli więc traktować LS jako poemat miłosny, to można przyjąć tę romantyczną wersję. Przyznam jednak, że na razie widzę tam tylko pean na cześć zmysłowej przyjemności, czystej rozkoszy, abstrakcyjnej i bez zobowiązań.
    Mam więcej uwag, ale poczekam z nimi, aż skończę. Raczej nieprędko to nastąpi, bo gdy kwiat prosi „jeszcze nie, poczekaj”, to jakoś dziwnie to do mnie przemawia.

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      Ja mam wrażenie, że to jednak inne kwiaty, ale zaczynam się zastanawiać, bo to ciekawa interpretacja. Czekam na polemikę, kiedy już dojdziesz do końca (chociaż tu w zasadzie końca w pełnym tego słowa znaczeniu nie ma). To gra, o której stanowczo powinny się wypowiadać obie płcie, a nie tylko jedna :).

      Odpowiedz
      1. tetelo

        „Zaliczenie” wszystkich kwiatków utwierdziło mnie w romantycznej interpretacji: 12=1. Ostatni kwiat-syntezę, w którym wyjątkowo pojawiają się różne barwy, odebrałam wręcz jako ilustrację mojego wcześniejszego komentarza, czyli odnalezienie w ukochanej osobie wszystkich kobiet/mężczyzn świata. Oczywiście
        przy założeniu, moim zdaniem trochę na wyrost, że traktujemy LS jako metaforę miłości. No i jak to z metaforą bywa, wcale się nie zdziwię, jeśli zwolennik wersji „z kwiatka na kwiatek” dojrzy w tym ostatnim kolorowym kwiecie nieziszczalne pragnienie „poligamicznego żywiołu męskiego”, by raczej posiąść wszystkie kobiety świata, niż szukać ich w jednej.
        Ja jednak nie widzę tam poszukiwania synchronicznej różnorodności doznań, tylko raczej rozpiętą na osi czasu ewolucję związku, uczenie się siebie nawzajem, tworzenie intymnych kodów, także werbalnych itp.

        Jakoś nie rozumiem zarzutów o grywalizację. Tak bardzo Wam przeszkadza ten licznik w lewym górnym rogu? Mnie się zdaje, że on nie ma większego znaczenia, a przynajmniej nie pełni takiej roli jak w grach.

        Odpowiedz
  2. Louvette

    Zastanawiam się Pawle, czym podyktowane było twoje odczytanie tej gry w kategoriach „bierny żywioł żeński – aktywny żywioł męski”. Skąd założenie, że gracz odgrywa rolę męskiego zdobywcy, który zalicza kolejne podboje? Mnie Luxuria Superbia jawi się raczej jako gra o mocy dotyku i dawaniu przyjemności, niezależnie od płci tego, który ją daje. Co do odbiorcy (a raczej odbiorczyni) tej przyjemności – ToT inspirowali się kobiecą anatomią pewnie dlatego, że w kulturze i religiach wschodu ma ona silniejsze konotacje ze sferą mistyczną, ale (jak sądzę) również dlatego, że ze względów praktycznych łatwiej jest zbudować rozgrywkę wokół tak typowo growych pojęć jak eksploracja, przestrzeń czy podróż. Choć myślę, że potrafiliby też wykoncypować, jak stworzyć męski odpowiednik Luxurii Superbii – już widzę te falliczne kształty! – tylko że rozgrywka ucierpiałaby chyba wówczas na długości i stopniu skomplikowania :)

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      @Louvette – 1. Tak, jak piszesz, waginokształtna przestrzeń;
      2. Tak, jak piszesz, specyfika rozgrywki bardziej odpowiada kobiecemu przeżywaniu przyjemności – z męskiego wyrosłaby gra króciutka i głupiutka :);
      3. Całe zaplecze kulturowe obrazu kobiety jako kwiatu w ogrodzie, wyrastające choćby ze średniowiecznego Roman de la Rose (którego echa – świadomie lub nie – są w LuxSup bardzo silne)

      Zgadzam się, że to gra o dawaniu przyjemności (zmysłowej) w ogóle – ale z powyższych przyczyn wydaje mi się, że posługuje się właśnie takim obrazem. No i strasznie przeszkadzają mi te punkty&osiągi.

      Odpowiedz
      1. Louvette

        W tym się zgadzamy, lecz przecież – jeśli idzie o ścisłość – kwiat nie potrzebuje koniecznie ogrodnika płci męskiej, by rozkwitnąć. Jestem ciekawa zatem, czy w samej grze było coś, co skłoniło cię do takiego, excusez le mot, heteronormatywnego odczytania.

        Ciekawie LS odczytuje też Leigh Alexander w artykule na Slate.com – kładąc nacisk nie na relacje międzyludzkie, tylko na nasze sensualne relacje z urządzeniami takimi jak iPad, które też przecież „pieścimy”.

        Natomiast grywalizacja przyjemności też mi w LS przeszkadza, ale bardziej chyba jeszcze wspomniana przez ciebie pseudomistyka, na którą zwykle reaguję alergicznie. Łącząc seksualność z duchowością w ogóle łatwo otrzeć się o śmieszność (akurat jestem świeżo po lekturze ostatniej książki Naomi Wolf, „Vagina: A New Biography”, która grzeszy tym samym) – dobrze przynajmniej, że Samyn i Harvey mają na tyle dystansu, by wprowadzić nieco humoru.

        Odpowiedz
        1. Paweł Schreiber Autor tekstu

          Wydaje mi się, że heteronormatywne jest całe zaplecze kulturowe z obu stron świata – romans rycerski z jednej, mistyka joni&lingam z drugiej. U mnie „żywioł męski” i „żywioł kobiecy”, zamiast „kobieta” i „mężczyzna”.
          Pieszczenie IPada – podobnie jak Alexander odczytywałbym to jednak ironicznie, jak się okazuje, wbrew intencjom autorów.
          Nie wiem, czy problem z LS nie polega też na tym, że twórcy nie zawsze wiedzą, czy chcą ironizować, czy mówić serio. Wrzucają (dla ozdoby?) elementy ironii, ale w gruncie rzeczy bardzo trudno im zrezygnować z – trochę sentymentalnej i pełnej stereotypów – powagi.
          Jedna dodatkowa zaleta gry, o której nie napisałem – jak widać, bardzo wdzięcznie się interpretuje (nierzadko wbrew autorom) niejednoznaczną sytuację, w jakiej stawia gracza :).

          Odpowiedz
          1. Olaf Szewczyk

            @Paweł
            Wydaje mi się, że heteronormatywne jest całe zaplecze kulturowe z obu stron świata – romans rycerski z jednej, mistyka joni&lingam z drugiej.

            Akurat przypisywanie lingam symboliki fallicznej – bo tak rozumiem w niniejszym kontekście to zestawienie z joni – to nadużycie zachodnich badaczy. Fakt, popularne, wciąż pokutuje w różnych pracach, łatwo się na tym potknąć.

            Inna rzecz, że figura seksualnego zjednoczenia jest od dawna obecna we wschodnim mistycyzmie. Tam powiązanie seksualności z duchowością nie prowokuje do uśmieszków i kpin, jak u nas, jest rozumiane jako coś naturalnego, organicznego. W tantrze tybetańskiej częste są formy medytacyjne jab-jum, czyli aspekt męski i żeński bóstwa w zjednoczeniu. Oczywiście wszystko – dosłownie wszystko, każdy najdrobniejszy detal – ma znaczenie symboliczne. Także penis (który nie jest penisem nawet formalnie) i pochwa (która takowoż nie jest pochwą etc.), nie wspominając o ozdobach, elementach ubioru itd. Praktykujący nie wizualizuje zatem aktu seksualnego bynajmniej, to ma kompletnie inne znaczenie.

          2. Paweł Schreiber Autor tekstu

            Ale fundamentem tych różnych nurtów jest, jak rozumiem, postawienie naprzeciwko siebie dwóch różnych żywiołów o przeciwnych sobie esencjach (utożsamianych z męskością i żeńskością), które mogą się ewentualnie jednoczyć. W tym sensie hetero.
            Nb. figury seksualne w opisywaniu duchowości są cechą nie tylko wschodniego mistycyzmu – bardzo silnie bywają obecne również w tradycji chrześcijańskiej, (m. in. pod wpływem Pieśni nad Pieśniami). Szczególnie wybujałe bywały w baroku – i tu problem takich samych uśmieszków i kpin jak te, o których piszesz, bo trudno nam dzisiaj taką wrażliwość rozumieć.

    2. Roman Książek

      @Choć myślę, że potrafiliby też wykoncypować, jak stworzyć męski odpowiednik Luxurii Superbii – już widzę te falliczne kształty! – tylko że rozgrywka ucierpiałaby chyba wówczas na długości i stopniu skomplikowania :)

      :-)
      „Cielesność to zresztą największa wartość filmu, choć nasuwa się zasadne pytanie, czy musi on mieć taką falliczną długość (trzy godziny, inna sprawa, że gorszymi metrażami zamęczały nas francuskie filmy, zwłaszcza nowofalowe)”.
      http://www.dwutygodnik.com/artykul/4801-historia-bardzo-normatywna.html

      Odpowiedz
  3. Piotr Sterczewski

    Bardzo dobry tekst! Jako krytyczny fanboy Tale of Tales koniecznie muszę przesunąć „Luxurię Superbię” na szczyt kolejki gier do nadrobienia :-).

    Mam jeszcze pytanie co do tej figury postaci/podmiotu gracza – czy jest wprost podane lub zasugerowane, że gramy jako mężczyzna, czy tylko płeć odbiorczyni przyjemności jest wyraźnie zarysowana?

    Odpowiedz
    1. Paweł Schreiber Autor tekstu

      Nie, jak się pewnie zdążyłeś zorientować, takiego jasnego podziału płciowego tu nie ma. Jest strona aktywnie pieszcząca i jest bierniejsza strona o wyraźnych konotacjach waginalnych oczekująca pieszczot mniej lub bardziej zgodnie z kobiecą dynamiką przeżywania uciech zmysłowych. Kiedy strona aktywna za szybko skończy, strona pasywna ją pociesza, że to się zdarza. No i kulturowe zaplecze użytych w grze obrazów (ogród z kwiatami, które ogrodnik musi rozbudzić itp.)… A więc – bez twardych dowodów. Moim zdaniem tyle wystarczy do zidentyfikowania tu tak czy inaczej rozumianej męskości, ale rozumiem też pogląd Louvette, uważającej, że niekoniecznie. Potem, oczywiście, pozostaje dyskusja, na ile twórcy tym schematem grają, a na ile mu podświadomie ulegają.

      Odpowiedz
    1. Michał Ochnik

      To chyba kwestia tego, że w naszej kulturze mówienie o seksie i zmysłowości wciąż jest zamknięte w klatce tabu, z której może się wyrwać co najwyżej rubaszno-groteskowe ujęcie tematu (które go „obłaskawia”, ale też trywializuje). Innymi słowy, my (Polacy) naprawdę mamy ogromne trudności w mówieniu o seksie bez wulgarnej czy prześmiewczej otoczki.

      Odpowiedz

Skomentuj Paweł Schreiber Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *