Dokładnie sześćdziesiąt lat temu, 6 grudnia 1953 roku, zmarł Konstanty Ildefons Gałczyński. Autor wielu genialnych wierszy, jeden z najwybitniejszych polskich twórców, a zarazem jedna z niewielu osób, o których bez cienia wątpliwości można powiedzieć – wielki poeta. Dlaczego jednak piszę o tym na Jawnych Snach? W jaki sposób łączy się to z grami wideo?
Być może niektórzy z Was jeszcze pamiętają, że na początku tego roku obwieściłem, że rozpoczynam prace nad grą komputerową. Buńczucznie zadeklarowałem, że “jeśli do 31 grudnia 2013 roku nic nie usłyszycie o rzeczonej grze, to znaczy że haniebnie poległem i trzeba obrzucić mnie zgniłymi pomidorami, błotem i łajnem.” Cóż, szykujcie pomidory i resztę amunicji: z różnych względów nie udało się. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by opowiedzieć co sobie wymarzyłem, jak planowałem do tego podejść i – przede wszystkim – co wspólnego ma rocznia śmierci Gałczyńskiego z moimi growymi zapędami.
“ja nie wiedziałam, że z ^nagorski.ego taki znawca poezji, jest jakaś gra na czytanie wierszy?” zapytała retorycznie pewna pani na nieistniejącym już serwisie Blip. Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie, nie ma. W każdym razie mnie nic o tym nie wiadomo. Ale chciałbym, żeby była. Ba, jak niektórzy z Was już się domyślają, sam chciałem taki tytuł stworzyć. Ujmując rzecz dokładniej, przekuć wiersze Gałczyńskiego na interaktywne medium, jakim są gry wideo. Dlaczego? Po co? Jak? Kto? Już piszę.
Dlaczego? Konstanty Ildefons Gałczyński to naprawdę genialny twórca, w procesie szkolnej edukacji zredukowany do kilku zaledwie wierszy, podczas gdy gros jego twórczości pozostaje nieznany. Jego abstrakcyjne poczucie humoru, widoczne tak w poezji, jak i w życiu (szczególnie lubię anegdotę o pracy magisterskiej, którą napisał o zmyślonym szesnastowiecznym angielskim poecie – tworząc jego fikcyjną biografię, a także całą twórczość), pozostało żywe i nadal aktualne. Operowanie purnonsensowym komizmem kojarzy nam się bardziej z Monty Pythonem, ale Gałczyński uprawiał to poletko na długo zanim urodził się John Cleese. Dla mnie autor “Zaczarowanej Dorożki” jest kimś w rodzaju poetyckiego prekursora Douglasa Adamsa i Terry’ego Pratchetta. Uwielbiam jego twórczość i obok Tuwima, Szymborskiej i zaledwie kilku innych, uważam za jedną z niewielu osób, w odniesieniu do których można użyć słowa poeta bez ironicznego cudzysłowu.
A po co? Bo warto przypomnieć światu twórczość Gałczyńskiego, pokazać że to nie tylko podręcznikowe interpretacje “Zaczarowanej Dorożki” (która, nawiasem mówiąc, traktuje między innymi o szlajaniu się po Krakowie w pijanym widzie), ale rzeczy, które wciąż mogą rozśmieszyć, zastanowić lub wzruszyć. Chciałem, żeby powstała gra darmowa, niezbyt trudna, dostępna w przeglądarce, którą da się przejść w kilkanaście minut, w którą może zagrać mniej więcej każdy, która w przystępnej formie pokazałaby, że Gałczyński jest nadal fajny i że ciągle bawi.
Jak? Moją wymarzoną grę widziałbym jako abstrakcyjną i humorystyczną przygodówkę point’n’click, grywalną online. Takie tytuły istnieją, ot, choćby pierwszy rozdział The Last Door czy A House In California (chodzi mi o to, że da się w nie grać w przeglądarce, bo humoru w nich się raczej nie znajdzie). Chciałem, żeby gra przypominała trochę oldskulowe Gobliiins – dziwaczna i zakręcona, a zarazem śmieszna i zaskakująca. Dość podobna w zamyśle wydaje się też The Franz Kafka Videogame, aczkolwiek przekonamy się, jak już ujrzy światło dzienne. Rozgrywka miałaby być w całości oparta na fragmentach wierszy Gałczyńskiego – od opisów, po rozwiązania zagadek. Mam tu kilka ciekawych pomysłów, ale nie chciałbym zdradzać wszystkiego od razu – pozostawmy odrobinę niedopowiedzenia, na wypadek gdyby jednak udało się kiedyś sfinalizować ten projekt.
Jeśli idzie o technikalia, to chciałem wykorzystać kombinację Flash plus Flixel (alternatywnie HaxeFlixel, lub HTML5 i Phaser). Narzędzie to tak naprawdę rzecz drugorzędna, założyłem że będzie to Flixel tylko dlatego, że trochę znam już ten framework, coś w nim kiedyś robiłem i wiem, że jest prosty w obsłudze. Równie dobrze można by wykorzystać Unity3D, w którym powstało rewelacyjne Kentucky Route Zero, używanego przez twórców niezależnych GameMakera czy przeznaczone do przygodówek Adventure Game Studio.
Oczywiście nie byłem na tyle optymistą, by wierzyć, że dam radę samemu poradzić sobie z tym zadaniem. Fakt, mam rozmaite szkice, pomysły i kilka już rozpisanych interakcji, a także zakreślone fragmenty pasujących wierszy Gałczyńskiego. Jednakże nie jestem i nigdy nie byłem zbyt dobrym programistą, moje umiejętności graficzne są znikome, a na dodatek nie do końca ufam swojej kreatywności – dlatego też planowałem poprosić (i opłacić!) odpowiednie wsparcie. Kto by to miał być?
Po pierwsze, Marceli Szpak – również wielki fan Gałczyńskiego, a poza tym zapalony gracz, zawodowy tłumacz, do tego zdradzający inklinacje do poezji. Liczyłem, że pomoże mi wymyśleć więcej zabawnych sytuacji i zagadek na bazie wierszy pana Konstantego, a także wspomoże w przełożeniu gry na angielski. Po drugie, Michał “Śledziu” Śledziński – również gracz, komiksiarz i rysownik, którego zakręcony styl graficzny i niesamowita wyobraźnia wizualna doskonale pasowałyby do świata Zielonej Gęsi, Wacia z wodą w głowie i osiołka Porfiriona. Patrząc na poklatkowe animacje Terry’ego Gilliama czy ręcznie rysowany “Eden” Andrzeja Czeczota jestem dziwnie spokojny, że końcowy efekt pracy Śledzia doskonale oddawałby klimat poezji Gałczyńskiego. Po trzecie, odezwałem się też do kilku deweloperów, którzy tworzyli już rzeczy wykorzystujące Flixel, wstępnie i niezobowiązująco zapytując, czy byliby w stanie pomóc. Rzecz jasna, zgodnie z zasadą “put your money where your mouth is” miałem zabezpieczony budżet – nie wierzę w pracę za darmo i korzystanie z cudzego talentu nieodpłatnie. Nie byłyby to oczywiście żadne wielkie kokosy, ale kilka tysięcy złotych powinno wystarczyć na taką relatywnie prostą grę.
Pozostaje jeszcze kwestia praw autorskich. Jak wspomniałem wcześniej, od śmierci Konstantego Gałczyńskiego upływa dzisiaj równe sześćdziesiąt lat, co oznacza, że nie można ot tak po prostu wziąć i wykorzystać jego wierszy. Okres ochrony autorskich praw majątkowych to siedemdziesiąt lat od chwili śmierci twórcy utworu. Na szczęście, nie mam problemu z docieraniem do ludzi (służę anegdotami przy piwie), więc po kilku próbach udało mi się skontaktować z córką poety, Kirą Gałczyńską. Pani Kira, choć nie wyraziła specjalnego entuzjazmu wobec medium, jakim chciałem się posłużyć, udzieliła zgody warunkowej, dając swoje przyzwolenie na rozpoczęcie prac, jednocześnie stanowczo precyzując, że przed internetową publikacją musi mieć okazję zapoznać się z rezultatem i jeśli uzna go za wypaczenie zamysłu poety, to nie wyrazi zgody na dsytrybucję. Moim zdaniem, jest to bardzo fair, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, jak większości osób nie mających styczności z grami wideo się one kojarzą.
Reasumując, był zarys planu, warunkowa zgoda dysponentki praw autorskich, kilka niezłych pomysłów, potencjalni współpracownicy. Czemu zatem przez rok nic nie drgnęło w temacie? Z różnych względów. Po pierwsze, oględnie rzecz ujmując, 2013 nie był najbardziej udanym rokiem w moim życiu i wiele spraw przejęło pierwszeństwo przed hobby i realizacją planów. Po drugie, nie udało mi się doprowadzić do spotkania w jednym miejscu filarów projektu, to znaczy Szpaka, Śledzia i mnie samego, nie mówiąc już o tym, żeby na porządnie wytłumaczyć im plan, zakres prac i szczegóły wynagrodzenia. Nie wnikając zanadto w koleje losu obu panów, powiedzmy że również dla niech 2013 nie był przesadnie łaskawy.
U progu Nowego Roku muszę zatem ze wstydem przyznać się do porażki organizacyjnej. Nie tracę jednak nadziei, że wcześniej czy poźniej uda się pomysł zrealizować. Proces produkcji wizualizuję sobie następująco: Śledziu, Szpak i ja pracujemy przy oświetlonym lampą stole, na którym leżą trzy laptopy, tablet Wacom, kilka tomików poezji i flaszka dobrej whisky. W powietrzu kłębią się opary tytoniu i elementu baśniowego, a nad tym wszystkim unosi się duch Gałczyńskiego i kiwa z uznaniem głową. Póki co, to tylko takie ot marzenie – ale może kiedyś się spełni. A poza tym życie bez marzeń byłoby smutne, n’est-ce pas?
Nie martw się, ja mam tak od paru dobrych lat. :)
Robienie gier to niewdzięczna i ciężka praca.
Tak naprawdę, to w zasadzie nawet nie zaczęliśmy…
No właśnie to miałem na myśli pisząc, że ja mam tak od paru lat. :)
Swoją drogą miałem kiedyś podobny pomysł co Ty, a mianowicie gra na podstawie jednego z moich ulubionych albumów*, gdzie mniej lub bardziej dosłownie odwzorowałbym teksty utworów.
Jednak cieszę się, że ta koncepcja nie wypaliła, bo teraz przekształciła się w coś lepszego, z gameplayem (wcześniej nieistniejącym) nawiązującym do platformówek 3D z półotwartym światem jak np. Spyro albo Bugs Bunny & Taz na PSX.
Tzn. się przekształciła tylko na papierze, bo nadal nie mam nic grywalnego, ani nawet niegrywalnego. :x
*Uprzedzę pytanie – nie powiem jakiego, bo to by był „spoiler”, a nie ma sensu robić nikomu niepotrzebnych nadziei, dopóki nie będę miał chociaż bardzo wczesnej grywalnej wersji alpha, bo materiał źródłowy (książka, album był też nią inspirowany) co prawda pojawiał się parę razy w grach, ale nigdy w pełni satysfakcjonujący mnie (i zapewne wielu innych) sposób.
Szkoda tej artystycznej gry, bardzo szkoda. Nie wyszło, ale przynajmniej próbowałeś.
Ale przypadkiem podrzuciłeś mi pomysł na prostą grę. Obrzucanie zgniłymi pomidorami, błotem i łajnem małych podobizn Autora. Najlepiej umieszczonych na konstrukcjach które się mogą zawalić.
Jednak nie. Nie ma szans. To się nie przyjmie.
;-)
Przyjmie się, jeśli każdy będzie mógł sobie uploadować podobiznę swojego własnego wroga. :)
I tak zaszedłeś dalej, niż ja ze swoim pomysłem na grę w beksinskolandzie. Mam nadzieję, że w jakiejś formie ta gra o Gałczyńskim jednak powstanie i będzie dane nam w nią zagrać.
Zupełnie niewykluczone, nie tracę nadziei, że się kiedyś zmaterializuje.
Trzymam kciuki, że może jednak kiedyś się uda całość sfinalizować.
Za MaKonKuMą (tymczasową Masową Konsumpcją Kultury Masowej w fejsbukowym opakowaniu zastępczym) kilka perełek na dzień Konstantego:
http://maciejpalka.blogspot.com/2013/12/poezja-i-porno.html
http://www.youtube.com/watch?v=tSinBLhImp8
http://www.youtube.com/watch?v=JeS3aS7Skjg
http://www.youtube.com/watch?v=8vcmmwnwXYM
Wrzucam tu, żeby nie przepadło.
Zanim ten wredny Ksawery znów mi odetnie prąd na dwa dni dodam tylko szybciutko, że bardzo bym chciał poczytać taką grę. Trzymam kciuki!
http://motamot.co/thenote/ – króciutka gra (?), w której biegnie się przez wiersz Rabindranatha Tagore.