Podsumowanie 2013

Na Jawnych Snach w ostatnich latach powstała nowa świecka tradycja robienia podsumowania roku. Paweł Schreiber dostarcza celne obserwacje trendów w świecie gier, ja zaś quasi-blogaskowe wstawki o tym, w co grałem i co mi się spodobało lub nie spodobało. Uprzedzam z góry, żeby uniknąć kwaśnych komentarzy, bo ktoś spodziewał się czegoś innego: jeśli chcecie treściwą listę best of, zapraszam do Pawła, tu jest mój kawałek podłogi. Tekst może być długi, a ponadto zawierać śladowe ilości kotów, dramy i rzewnego pitolenia. Innymi słowy, zostaliście ostrzeżeni.

Parafrazując Sapkowskiego, wbrew przepowiedniom Majów świat nie skończył się w 2012. Ale i tak było ciekawie.

2013 to był dobry rok – dla graczy, twórców, konsol, no i może jeszcze dla win, bo dla mnie osobiście akurat nie bardzo. Nowa generacja została zapowiedziana i rozemocjonowała tłumy, a potem oblekła się w ciało i zmaterializowała w postaci kolejek w marketach, zakłopotanych maili od dystrybutorów oraz egzemplarzy z kilkusetzłotową przebitką na Allegro OD RĘKI. Po raz pierwszy od wielu lat na targach E3 i Gamescon działo się coś ciekawego: spektakularne pokazy i obwieszczenia, niespodziewane zwroty akcji, korporacyjne podgryzanie i widowiskowe porażki marketingowe. W niespodziewanym zwrocie akcji od dna odbiła się PS Vita, z drogiego przycisku do papieru stając się całkiem niezłą konsolą przenośną z mnóstwem fajnych gier. U schyłku poprzedniej generacji pojawiały się rewelacyjne tytuły, co jeden to lepszy – głównie na PlayStation 3, bo o Xboksie 360 zapomnieli chyba nawet jego twórcy. Nie-gry kontynuowały tryumfalny pochód, wkraczając na nowe platformy, a także do świadomości osób niegrających. Logiczne: nie-gry dla nie-graczy.

Innymi słowy, działo się.

Jeśli o mnie idzie, to w 2013 napisałem 45 artykułów (włącznie z tym), w tym 10 recenzji, 9 retrospektyw i 6 tekstów z cyklu Filary Indie, w którym przybliża sylwetki ciekawych twórców gier niezależnych. Za moje najlepsze artykuły w tym roku uważam:

Warto wspomnieć, że większość z nich ukazała się na popularnych portalach growych, wbrew obiegowej opinii że tam, panie, tylko masówka dla idiotów i recenzje z numerkami na końcu.

Z zażenowaniem stwierdzam natomiast, że nie dotrzymałem danej na łamach Jawnych Snów obietnicy i nie napisałem czterech obiecanych na początku tego roku tekstów. Długo by tłumaczyć dlaczego (wspomniałem już, że to nie był najlepszy rok?), ale jeśli ktoś jeszcze na nie czeka, nie rozczaruje się. Na pewno prędzej czy później je dokończę i wrzucę tutaj.

TacticsOgre

Proroczy tekst, jak się okazało.

Jeśli idzie o granie, to w styczniu i lutym katowałem „Tactics Ogre: Let Us Cling Together” na PSP. Raz, że grę polecił mi Olaf podczas MFKiG w Łodzi, dwa, że byłem bardzo chory i leżąc w łóżku nie bardzo miałem parę na cokolwiek innego. Brnąłem zatem przez rzesze wrogów i meandry zawiłej historii, błogosławiąc system cofania błędnych ruchów, których, z racji gorączki, robiłem sporo. Wrażenia w skrócie: „Tactics Ogre” to bardzo dobra i głęboka gra, a „Let Us Cling Together” to jej najlepsza wersja, w którą powienien zagrać każdy posiadacz PSP lub Vity.  W styczniu przeszedłem jeszcze „Papo & Yo”, genialną i wzruszającą grę, będącą poetycką metaforą dzieciństwa w cieniu ojca-alkoholika. Osobiście podchodzę nieufnie do gier które deklarują, że oto zajmą się poważnym tematem, ale „Papo & Yo” jest pozycją absolutnie obowiązkową dla każdego gracza, od przypadkowego, po tzw. zagorzałego. Piękna wizualnie, pomysłowa, z mocnym przesłaniem i kilkoma poruszającymi momentami. Na łamach Jawnych Snów z punktu widzenia rodzica pisał o niej Dawid Walerych.

Achievement Unlocked: “It’s Dangerous To Go Alone! Take This”

ItsDangerous1Z rzeczy wartch wzmianki, również w styczniu przygarnąłem kota. Cóż było zrobić, skoro zostawić go wśród zwałów śniegu, to skazać na śmierć? Zdychało toto na zimnie pod płotem, mały parszywek, wyglądający jak gargulec z Notre Dame (podobnie kostropaty, tylko mniejszy i bardziej śmierdzący). Udało się go jednak odratować: nafaszerowany jedzeniem i lekarstwami, głaskany, tulany i ogólnie rozpieszczany zdecydował się zostać z nami. W ten sposób nasze stadło powiększyło się o kota, na przekór męskiej płci zwanego Krówką. Jak to się wiąże z graniem? Cóż, zauważalnie wpłynęło na moje nawyki (tzw. gaming habits). Przykładowo, znacznie częściej korzystam z konsolek przenośnych, kiedy bestia właduje mi się na kolana z dala od konsoli. A czasem bywa jak na zdjęciu poniżej:

Barts-Krowka

Aby uruchomić laser w oczach swojego cyber-kota, naciśnij przycisk X.

Wracając do świata gier, w lutym padło Neo+, co ubodło mnie dwojako: po pierwsze, był to pewien kamień milowy na mikrym polskim rynku pism o grach, po drugie, właśnie rozkręcałem się tam z artykułami. Efektem ubocznym tego wydarzenia była republikacja moich tekstów na łamach Jawnych Snów, w tym mojego ulubionego: retrospektywy o grach francuskiego studia Silmarils. Również w lutym odwiedziłem rozpikselowany świat „Proteusa”, nie-gry tyleż dziwacznej, co interesującej.

Z kolei w marcu, wbrew mocnemu postanowieniu by ograć do końca zaległe gry z PSP, kupiłem Vitę. Pomogło to, że kosztowała jakieś śmieszne pieniądze, paręset złotych z trzema grami, starter kitem i kartą 16Gb. Przyznam, że choć byłem trochę sceptykiem, to absolutnie zakochałem się w tej konsoli. Rewelacyjny ekran, doskonała jakość wykonania, no i te gry – dla kogoś, kto zaczynał na ZX Spectrum, możliwość grania w „Gravity Rush” czy „Killzone: Mercenary” na konsoli przenośnej jest jak wycieczka w daleką przyszłość, tylko że tu i teraz. PS Vita ma jeszcze jedną zaletę – bardzo się przydaje do grania z kotem na kolanach, jeśli zwierzak dopadnie mnie gdzieś z dala od PS3.

Achievement Unlocked: “Went Full Retard Digital”

Efektem ubocznym zaopatrzenia się w Vitę była rewolucyjna jak na mnie zmiana: złamałem się i kupiłem abonament PlayStation Plus. Raz, że była akurat promocja i wychodziło to jakieś 13 złotych za miesiąc, dwa, że dopiero posiadając Vitę i PS3 wykorzystuje się go w pełni, a trzy – że dawali fajne gry, które i tak bym pewnie kupił, więc powiedziałem sobie raz kozie śmierć i wskoczyłem do cyfrowego bajorka.

P4G_Nagorski

„No sir, I seem to have missed it. With dire consequences.”

Z jednej strony, jak na kogoś, kto jest tak sceptycznie nastawiony do dystrybucji cyfrowej jak ja, jest to dość radykalny krok. Nie ufam korporacjom, zdaję sobie sprawę, że gry takie mają ograniczony termin spożycia, złości mnie to, że nie jestem właścicielem, a subskrybentem na mocno restrykcyjnych zasadch i mogę to wszystko bardzo łatwo stracić (moje przemyślenia dobrze podsumowuje ten tekst). Z drugiej strony, moje fanbojstwo wględem PSP brało się po części z tego, że wszystkie gry miałem na karcie pamięci, zawsze po ręką, wygodnie dostępne, bez pamiętania o tym, by zabrać je ze sobą i bez żonglowania płytkami UMD. Fakt faktem, nie wszystkie z nich były stuprocentowo legalne: mimo, że większość posiadałem w wersji pudełkowej, znaleźć tam można było też rozmaite emulatory i okazjonalną piracką wersję. Niemniej to właśnie wtedy przyzwyczaiłem się do tego, że omnia mea mecum porto, czyli mówiąc po ludzku, na konsoli przenośnej wszystko mam zawsze w kieszeni.

W przypadku PlayStation Vita opcja full digital, czyli całkowicie cyfrowa, to w zasadzie jedyne słuszne rozwiązanie. Po pierwsze, zmienianie kart z grami jest niewygodne. Po drugie, są one malutkie, więc łatwo je zgubić – a kosztują niemało. Po trzecie, odpada aspekt kolekcjonerski, bo pudełka są małe, brzydkie i z tandetnego niebieskiego plastiku. Po czwarte, choć bywa, że na Allegro niektóre tytuły da się znaleźć taniej, to jednak Sony coraz częściej organizuje wyprzedaże z pokaźnymi zniżkami w dystrybucji cyfrowej. Po piąte, opcja Cross Buy, czyli kup raz, a grę otrzymasz na wszystkie dostępne platformy jest absolutną rewelacją – przykładowo „Flower” kupiłem dawno temu na PS3, a teraz znienacka dostałem również na Vitę. Dlatego też poświęciłem względne bezpieczeństwo i kolekcjonerski elitaryzm pudełek w zamian za wygodę i niską cenę dytrybucji cyfrowej. Dokonało się.

Achievement Unlocked: “Manic Pixie Dream Girl”

Guaca_cat

W rzeczy samej, moje wydatki na paszę dla kotów wydatnie wzrosły w tym roku.

W efekcie zakupu PS+ tudzież przejścia na full digital, w marcu i kwietniu katowałem głównie gry na Vitę. Nowy „Lumines” (świetny!), „Uncharted: Golden Abyss” (ładne, acz monotonne, a polski dubbing na szczęście da się wyłączyć), „Gravity Rush” (interesujące), „Rayman Origins” (rewelacja!), „Guacamelee” (dobre), rozmaite drobiazgi i dema. Trochę bawiłem się „Mass Effect 3”, które, choć zawiera parę fajnych scen i wizualnie prezentuje się doskonale, to jednak dość szybko mnie znudziło. Uparcie piłowałem też „Personę 4 Golden”, ale wbrew zachwytom Aleksandra Borszowskiego, jakoś mi nie weszła. Nie polubiłem bohaterów, nie wciągnęły mnie ich perypetie, a dodatkowo znużył wszechobecny grind. Wolę mroczny świat „Persony 3”.

Do tego w marcu robiliśmy drugiego LAG-a z Arkiem Bartnikiem, czego efekty mogliście zobaczyć już w czerwcu. Bardzo trafna nazwa pisma, swoją drogą, prorocza taka. A jeszcze w kwietniu popełniłem bodaj najlepszy tekst w tym roku, czyli raport o pełniej sprawnych na Polygamii. Tak, wiem, już wcześniej o nim wspomniałem, ale to dlatego, że naprawdę jestem z niego dumny. To jeden z nielicznych przypadków kiedy byłbym w stanie użyć sformułowania “dziennikarstwo growe” bez brania go w ironiczny nawias.

Catherine_or_Katherine

Odwieczny dylemat: brune ou blonde, czyli piwo jasne czy piwo ciemne?

Maj to „The Last Guy” (hej, to się rymuje!) i „Catherine” na PS3 oraz „Zero Escape: Virtue’s Last Reward” na Vicie (z PS+). „The Last Guy” to urocza i pełna humoru, a zarazem niezauważona przez absolutnie nikogo drobnostka, którą gorąco wszystkim polecam. Miałem nadzieję poświęcić jej krótką notkę, ale jakoś nie było kiedy. „Zero Escape” pomimo kiepskiej grafiki i męczącej estetyki anime okazała się być bardzo pomysłowym i piekielnie wciągającym tytułem. W skrócie – warto. „Catherine” w warstwie fabularnej ciekawie mi zarezonowało z osobistymi doświadczeniami, o czym może kiedyś napiszę więcej, natomiast rozgrywka z łażeniem po wieżach z klocków totalnie mnie odstrasza. Swoją drogą myślę, że z tekstu opisującego jak moje romansowe zachowania w grach („Dragon Age”, „Alpha Protocol”, „Catherine”, „Mass Effect”, „Persony”) mapują się realne życiowe sytuacje mógłby wyjśc ciekawy tekst – może kiedyś pokuszę się o odrobinę eksibicjonizmu.

Achievement Unlocked: „Warm Welcome”

DS_Miralda-both-forms

Technicznie rzecz biorąc, przerażająca Executioner Miralda jest katem płci żeńskiej, ale chyba nie ma po polsku takiego słowa jak kacica?

W maju i czerwcu miałem nawrót „Demon’s Souls”: ponieważ gra miała się pojawić w PS+, oznaczało to dopływ nowych, niedoświadczonych graczy, dlatego szlifowałem sobie postać do PvP (low-level Miralda build, jeśli kto ciekaw), żeby godnie powitać ich w tym niegościnnym świecie. Nic tak dobrze nie przekazuje esencji „Demon’s Souls” jak płonący mrocznym ogniem duch kata w łachmanach, z ogromnym toporem w rękach. Bam! YOU DIED. Grasowałem głównie w mroku spowijającym wieże Latrii, okazjonalnie będąc przyzwanym, by wcielić się w rolę Starego Mnicha. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi: to niesamowity patent, który o ile mi wiadomo występuje tylko w „Demon’s Souls”. Co jakiś czas gra przyzywa polujących na innych graczy, by pokierowali ruchami jednego z bossów – ale nie uprzedza o tym osoby, która ma z nim walczyć. Stanowi to nie lada niespodziankę dla nowych graczy: ostrożnie wkraczają w mgłę, oczekując, że przeciwnik będzie widoczny z daleka i kierować nim będzie sztuczna inteligencja. A tu znienacka boss wyskakuje zza węgła i łup toporem w nerki. YOU DIED. Między innymi za to wielbiam serię Souls.

LAGmag

Makieta drugiego LAG-a.

Z innych ciekawostek, w czerwcu wreszcie ukazał się drugi numer LAG-a, co czyni go chyba jedynym półtorarocznikiem o grach wideo na świecie. Można w nim było przeczytać rozszerzoną i poprawioną wersję mojego artykułu o burakumin i ich związkach z grami wideo.

Achievement Unlocked: “True Gamer Never Stops”

W lipcu katowałem „Dishonored”, rewelacyjną grę, która zasługuje na znacznie wyższe oceny i dodatkową meta-analizę pod kątem inspiracji malarskich i historycznych. Paweł troszeczkę podszczypywał „Dishonored” za logikę AI i faktycznie, tytuł ten nie jest pozbawiony pewnych wad. Niemniej chyba wszyscy jawnosnowicze zgodzą się, że pod względem mrocznego nastroju, kreacji świata przedstawionego, przepięknej strony wizualnej, pomysłowej rozgrywki i palety bohaterów pierwszo- i drugoplanowych jest to jedna z najciekawsztch gier ostatnich lat. Ja się zakochałem. Również w lipcu nadgoniłem „Kentucky Route Zero”, grę-nie-grę tyleż nietypową, co oryginalną i klimatyczną, czego pokłosiem było opracowanie, będące czymś pośrednim między analizą kulturową i klasyczną recenzją. Pozwolę sobie odesłać do niej osoby zainteresowane tym, dlaczego „Kentucky Route Zero” to jedna z najciekawszych gier tego roku.

PapersPlease

„Popatrz, popatrz dookoła, ile brudu na ulicy / Jacy ludzie są zniszczeni, jacy oni umęczeni.”

Pomimo pogody, urlopu i choroby kota Krówki, paradoksalnie sierpień był dla mnie bardzo aktywnym growo miesiącem. Przeszedłem i zrecenzowałem doskonałą grę niezależną „Papers, Please” – na Jawnych Snach wrażeniami dzielił się Aleksander, zaś moja recenzja znajduje tutaj. W skrócie: bardzo warto, choć nie jest to wesoła przygoda. Fun fact: redakcja usunęła fragment zdania: „Anonimowy protagonista znajduje więc między młotem, a kowadłem – a w zasadzie między tyloma młotami, że trafniejsza byłaby metafora zawierająca Sashę Grey i piętnastu mięśniaków na sterydach.” Nie mam pretensji, rozumiem że czyta to młodzież, ale przynajmniej tu się podzielę tym kawałkiem. Do tego doszedł urlop pod palmami, podczas którego palmę pierwszeństwa przejęła nieco już zapomniana Vita: dokańczanie „Uncharted”, a także „Hotline Miami” i „Stealth Inc.” Co ciekawe, te niezależne drobiazgi okazały się znacznie bardziej wciągające, niż bombastyczne tytuły AAA. Ot, kolejna cegiełka do rosnącej potęgi indie games.

Achievement Unlocked: “Hit the Rock Bottom”

Wrzesień był bodaj najgorszym miesiącem w tym roku, pod różnymi względami. Postanowiliśmy z partnerką wdrożyć program dokocenia, bo Krówka nudził się pod naszą nieobecność (praca, studia etc.). Niestety, poszło bardzo nie tak. Przygarnięta z fundacji Kocia Mama malutka trikolorka Alicja, zwana Acią lub Toffi, okazała się być bardzo chora. Po zaledwie kilku dniach, wypełnionych desperacką walką o jej zdrowie, a później o życie, zmarła nam na rękach. Ostatniej nocy czuwaliśmy przy niej oboje, dogrzewając i pielęgnując. Gdy przypadała kolej partnerki na zajęcie się kociątkiem, po cichutku grałem obok w „Dishonored” żeby nie zasnąć, cyzelując kolejne poziomy pod kątem achievementów Faceless, Ghost i Specter. Niestety, w późnych godzinach mała Acia kaszlnęła boleśnie, pisnęła i przestała oddychać, drobne ciałko z wyrzutem patrzące w nieskończoność okrągłymi ślepkami. Od tamtej pory ani razu nie zagrałem w „Dishonored” – po prostu nie mogę zmusić się, żeby ponownie włączyć tę grę.

AlicjaZwanaAcia

R.I.P. Alicja

Reszta września była fatalna. Siadło zdrowie, odezwały się w zasadzie wszystkie rzeczy, jakie w ostatnich czasach szwankowały. Naraz. Recenzję „Killzone: Najemnik” dokończyłem w bólach tylko dlatego, że dostałem cyfrową kopię recenzencką gry i nie było jak jej oddać. Wkrótce potem „Polityka”, do której należy Technopolis, obcięła do zera fundusze bloga na autorów zewnętrznych i skończyła się moja krótka przygoda z publikowaniem tam tekstów. Pod koniec września firma wysłala mnie na całotygodniowe szkolenie za ciężką kasę – pomimo że sam się na nie zgłaszałem na początku roku, to ciężko znaleźc gorszy termin. W ogóle nie mogłem skupić się na nauce, nocami walcząc z bezsennością, a w dzień z migrenami i kłopotami z koncentracją. Kiedy już nie rozumiałem co czytam, kompulsywnie pogrywałem w „FTL” i doprawdy nie wiem jakim cudem udało mi się zdać wieńczący szkolenie egzamin i zdobyć branżowy certyfikat.

Statki w ogniu w okolicach pasa Oriona.

Statki w ogniu w okolicach pasa Oriona.

W październiku grałem w „Beyond: Two Souls” – krok w tył w stosunku do „Heavy Rain” pod względem swobody wyboru, ale wciągające i efektowne wizualnie. Recenzja gry była ostatnim moim występem na Technopolis. Dokończyłem wreszcie „Mass Effect 3”, które w międzyczasie zmęczyło  mnie i rozczarowało. Zobaczyłem zakończenie i już wiem, czemu było o nie tyle szumu – bo bzdetne jest, ot co. Nie mówiąc już o tym, że w “trójce” brakuje wpływu rozmaitych poprzedni decyzji. Przykładowo: Udina jest ambasadorem, niezależnie od tego, co działo się wcześniej. Oburzające! Jednak kilka fragmentów było całkiem udanych: gargantuiczni Żniwiarze na księżycu Palaven, pożegnalna modlitwa Thane’a, czy występ Jack w nowej roli opiekunki młodzieży.

Achievement Unlocked: “Saving Paris”

W październiku i listopadzie wskakiwałem okazjonalnie do sieciowych testów bety „Dark Souls 2”. Nie spojlerując zanadto, mogę powiedzieć, że zapowiada się klimatyczne, mroczne fantasy, o którym więcej napiszę w 2014. Listopad to także drugie, tym razem udane, podejście do „Alpha Protocol”. Pod nieefektowną warstwą wizualną i nieco kanciastą warstwą rozgrywki znajduje się kapitane szpiegowskie RPG z mnóstwem wpływających na fabułę wyborów i nieźle napisanymi dialogami. Zdecydowanie niedoceniona gra, która zasługuje na lepsze noty i oddzielną notkę. Po ukończeniu Alpha Protocol wziąłem się za nadrobienie „X-COM: Enemy Unknown”, które dostałem w PS+. Nowy „X-COM” okazał się znakomitym remake’iem i godnym następcą klasycznego „UFO”, wciągnął mnie jak w bagno i gdyby nie brak czasu, to też napisałbym fanfika jak Marceli (nie wiesz o co chodzi? patrz drugi akapit).

ParysCloseEnough

Close enough.

Brak czasu wiązał się z rehabilitacją i rozlicznymi wizytami u lekarzy, ale też z kotem. Z drugim kotem, jeśli idzie o ścisłość, albowiem w listopadzie podjęliśmy kolejną próbę dokocenia. Tak oto w naszym domu pojawił się rudy Parys. Jego mitologiczne miano wzięło się stąd, że opiekunka z domu tymczasowego miała fetysz na Francję, więc wszystkie jej koty nosiły imiona w rodzaju Lyon, Saint-Étienne, Céline (Dion), Catherine (Deneuve) czy Noire, zaś mały rudzielec – Paryż. Ponieważ niespecjalnie uśmiechało nam się wołanie go w ten sposób, a nie chcielismy zanadto mieszać mu w głowie, zmienilismy jedną literkę. Zwierzak okazał się absolutnie uroczy, pomimo ciężkich przejść w dzieciństwie (serio, im więcej widzę, co ludzie robią zwierzętom, tym bardziej nachodzi mnie pratchettowska refleksja, żeby zbombardować to wszystko atomówkami i zacząć od nowa z karaluchami – gorsze na pewno nie będą). Niestety, w wyniku tychże przejść, okazało się że również szwankuje mu zdrowie. Wyobraźcie sobie nasze przerażenie, kiedy po paru dniach u nas Parys zaczął zdradzać te same symptomy co biedna Acia…

Bart-Parys

Muszę tylko dorobić sobie długie uszy i cosplay będzie jak znalazł.

Dlatego listopad i grudzień to mnóstwo czasu spędzonego na opiekowaniu się małym kotem, wożeniu go do weterynarza, podawaniu lekarstw, robieniu zastrzyków, smarowaniu rozmaitymi konkokcjami i tak dalej. Granie dosyć na tym ucierpiało, chociaż przydała się Vita, głównie z uwagi na możliwość gry gdziekolwiek i w dowolnie krótkich porcjach. Wreszcie zapoznałem się z „The Walking Dead”, które budziło wiele emocji – po części związanych z fabułą (kto ma zginąć, Iksińska czy Igrekowski?), a po części z fatalnym portem (nie mogę się ruszyć, nie mogę się ruszyć, jak to, już zginąłem?). Gdyby nie częste zacinanie w sekwencjach zręcznościowych i stopujące akcję w miejscu doczytywanie, wersja na Vitę byłaby najlepsza, a tak trzeba walczyć zarówno z zombie i z ograniczeniami platformy. Ogółem zaś to dobra gra, ale piekielnie liniowa – nie rozumiem jak ktokolwiek mógł dać się nabrać na iluzję jakiegokolwiek wyboru. W ostatnim tygodniu 2013 udało mi się wreszcie usiąść do „The Last Of Us” i paru innych rzeczy, o których więcej w nowym roku.

Podsumowanie właściwe

KentuckyRouteZero

Piękna gra, piękna scena.

Najlepsza gra 2013 roku? Nie umiem powiedzieć, jako że przede wszystkim nadrabiałem zaległości z lat poprzednich. To moje modus operandi jeśli idzie o gry: nie lubię wydawać pieniędzy bez sensu, więc czekam aż stanieją. Religia zabrania mi kupować gier powyżej 100PLN, za to dla równowagi na rozmaite indie games wydaję więcej, niż na najnowsze tytuły AAA. Najlepiej w tym roku bawiłem się przy „Dishonored”, „Hotline Miami”, „Papo & Yo”, „X-COM: Enemy Unknown”, „Faster Than Light”, „Stealth Inc.”, „Zero Escape: Virtue’s Last Reward”, „The Walking Dead”, „Papers, Please”, „Tactics Ogre: Let Us Cling Together” i „Kentucky Route Zero” – niekoniecznie w tej kolejności. Z darmowych warto jeszcze wspomnieć o „no-one has to die” (tu lub tu), przypominającej nieco uproszczone „Virtue’s Last Reward”, i smutnym, ale pomysłowym drobiazgu, „A Small Talk”.

Dishonored_original

Pocztówka z Dunwall.

Ciężko mi zadecydować która z wyżej wymienionych gier jest najlepsza, czy to obiektywnie, czy to w moich oczach. Każda wciągnęła mnie na długie godziny, każda wyzwoliła emocje, każda zostawiła mi jakiś osad w duszy. Czy będzie to zalana wodą opuszczona dzielnica w „Dishonored”, Clementine prowadząca kuśtykającego Lee w finale „The Walking Dead”, łza uroniona podczas sceny z lalkami w „Papo & Yo”, nagła cisza kontrastująca z frenetycznym szałem mordowania w „Hotline Miami”, patrzący na morze Lanselot Hamilton w „Tactics Ogre”, uroczo nieporadny Jorji Costava w „Papers, Please”, pękający na części statek w „FTL”, główny bohater tulący Lunę w „Zero Escape”, czy przygrywająca zapomnianą piosenkę bluegrass orkiestra w „Kentucky Route Zero” – każde z tych wspomnień pozostanie w mej pamięci na długo.

Warto natomiast odnotować tryumfalny pochód gier niezależnych i nie-gier. Od rzeczy prostych, acz piekielnie wciągających, jak „Rogue Legacy”, „Stealth Inc.” i „Hotline Miami”, przez tytuły eksploracyjno-emocjonalne, jak „Shelter”, „Knock Knock”, „Proteus” i „Brothers: A Tale Of Two Sons”, po gry niesamowicie oryginalne i mające coś do powiedzenia, jak „Papers, Please”, „Gone Home”, „Stanley Parable” i „Kentucky Route Zero”. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej indie games miały tak udany rok jak 2013.

Co dalej?

Na pewno w 2014 nie kupię sobie PlayStation 4. Może się to wydawać zaskakującą deklaracją jak na fanboya Sony, ale po pierwsze, sprzęt kosztuje kupę forsy, po drugie, gier nań jak na lekarstwo, po trzecie – takich które w chciałbym zagrać, zero, po czwarte, brak wstecznej kompatybilności to w moich oczach bardzo poważny minus. Kibicuję “czwórce” i Sony, ale już wyrosłem z kupowania drogich zabawek, na których nie ma się czym bawić. PS4 musi więc znacząco potanieć, jak również musi obrosnąć w piórka, to znaczy w fajne, nowe gry. Dopóki to nie nastąpi, będę ogarniał backlog z PS3, a w miarę topnienia tegoż – odświeżał sobie klasyki i grał na Vicie.

Dark_souls_2_Bonfire_Lighting

Może tu choć przez chwilę będzie bezpiecznie?

Moje plany na 2014 obejmują zatem głównie nadrabianie zaległości: dokończyć „Red Dead Redemption”, zacząć od nowa „Fallout 3”, wrócić do mrocznego świata „Dishonored” (może tylko do DLC z edycji GOTY, jeśli by zbyt bolało), przejść wreszcie pierwsze „Mass Effect”, odświeżyć sobie „Dragon Age: Origins”. Z nowszych rzeczy został jeszcze „Bioshock: Infinite”, „Ni No Kuni”, „Brothers: A Tale of Two Sons”, „Shelter”, „Tomb Raider”. Może „GTA V”, acz wcale niekoniecznie. Z gier zapowiedzianych na 2014 w styczniu dostanę pierwszą część „Banner Saga”, jeden z dwóch tytułów, które wsparłem na Kickstarterze. W marcu na bank będę grał w „Dark Souls 2” – rzadko mi się zdarza, żeby na coś złożyć preorder, ale dla następcy legendarnej „Dark Souls” uczyniłem wyjątek, więc zamówiona edycja z bajerami przyjdzie zaraz po premierze. Dalej w 2014 powinny pojawić się na Vicie „Hotline Miami 2”, „Gravity Rush 2”, „Final Fantasy X”, nowy „Oddworld” – i od cholery innych rzeczy. W zupełności wystarczy na rok grania.

Krowka

„Dlaczemu piszesz nudne rzeczy?”

Oczywiście, podobnie konserwatywny plan miałem na 2013, dlatego z właściwą sobie konsekwencją kupiłem sobie Vitę, przeszedłem mnóstwo nowych gier i napisałem kilkadziesiąt artykułów. A właśnie, skoro już o tym mowa: planuję mniej pisać o grach. Z coraz bardziej nielicznymi wyjątkami pieniądze śmieszne, prestiż żaden, a czasu na to coraz mniej, nie mówiąc o tym, że chciałbym spróbować swoich sił w innych rzeczach. Dla równowagi rozważam natomiast wprowadzenie nowej kategorii na Jawnych Snach, zatytułowanej “Odrzuty”. Znalazły by się tam teksty, którymi wzgardziły inne portale lub magazyny: “bo nikt tego nie przeczyta” (to ciekawe, po publikacji gdzie indziej było mnóstwo komentarzy), “bo to zbyt osobiste” (jeśli to podsumowanie Was nudzi, to może powinienem wziąć sobie tę uwagę do serca), “bo wolelibyśmy tekst o tym dlaczego gracze grają w trudne gry” (to po co zamawialiście felieton?). Ewentualnie może jeszcze “półkownicy”, czyli teksty które leżakują miesiącami na czyimś dysku twardym – bo w końcu ile można czekać na publikację, do ciężkiej cholery?

Tak więc podsumowując 2013: przeszedłem tonę gier, napisałem kilkadziesiąt artykułów, kupiłem Vitę, podupadłem na zdrowiu, odratowałem dwa koty, straciłem jednego. Pożegnaliśmy też świetnych pisarzy: Toma Clancy’ego, Joannę Chmielewską, Edmunda Niziurskiego, Sławomira Mrożka. Co za rok, serio. Mam nadzieję, że 2014 będzie lepszy.

ParysKrowka

Z Parysem i Krówką w Nowy Rok.

14 odpowiedzi do “Podsumowanie 2013

  1. Mack

    Hej a jaki masz PSNid, ja też nieco „pvpingowałem” gdy Demonsy ukazały sie w PSN Plus i spotkałem 2 czy trzech ciekawych graczy z Polski – ale raczej na wyższym soul level – ok 80- 100. Jeden mnie bardzo ładnie technicznie pokonał stosując parrying. Ja miałem dosyć topornego builda -blessed Mirdan Hammer, czar warding (za co mnie nazywano noobem) i ciągły atak na pałę, licząc że 3 lub 4 z kolei atak R1 przełamie obronę i spowoduje „stun” przeciwnika. Na noobów działało masakrycznie – walka kończona właśnie po 4 ataku ( 2-3 sek) ale doświadczeni potrafili mnie zwycieżyć – np buildy z dual katana – szybki atak mnie wyprzedzał. Co ciekawe na pvp odważyłem się w drugim rzucie Demonsów gdy wyszło w Plusie. Za pierwszym ogrywaniem (wersja USA) nie grałem pvp online mimo że platyna zrobiona. Przepraszam za amerykanizmy.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Moje PSNId to bartsblue, w wielu miejscach występuję pod tym nickiem. Ja w PvP nie jestem specjalnie mocny, ale urok low-level Miralda build to potężny topór (okazjonalnie można upolować klienta jednym strzałem) i mocne wrażenie, jakie robi wyglądem. Na niskich poziomach dla nieprzygotowanych ludzi to straszna kombinacja. :)

      Odpowiedz
      1. mack

        no to raczej nie Ciebie spotkałem, anyway Twoje teksty o Demon’s Souls są fenomenalne. Najlepsze teksty growe jakie czytałem w 2013 roku. Byłoby szkoda żeby taki talent zrezygnował z pisania o grach.
        Pozdrawiam były Łodziak :) (tak zapamiętałem …) – może miasto mniej ciekawe ale ludzie chyba tacy jak ogólnie w Polsce, zresztą ostatnio Kraków słynie z nożowników, podcaster Blady z Dualshockpodcast został pobity w Trójmieście

        Odpowiedz
        1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

          Bardzo dziękuję za dobre słowo o moich tekstach. Jeśli idzie o ścisłość, to o Demon’s Souls napisałem tylko dwa artykuły (na WP i na Gram), ale jeszcze kilka było o Dark Souls. Cóż mogę powiedzieć – naprawdę bardzo lubię te gry!

          A zrezygnować do końca na pewno nie zrezygnuję, ale chcę pisać mniej, lepiej i (jeśli to możliwe) za większe sumy.

          Odpowiedz
  2. zielona

    Trochę szkoda, że planujesz mniej tekstów growych, ale skoro w zeszłym roku poczynałeś sobie tak niekonsekwentnie, to może i w tym się uda tu i ówdzie zrobić wyłom w planach. Gdyż lubię bardzo Twoje pisanie i myśl o tym, że będzie jeszcze mniej dobrej growej publicystyki jest cokolwiek przygnębiająca.
    Przygarnięcie kotów to zawsze cudowny pomysł, nawet pomimo ryzyka, że któryś umrze (bo ludzie bywają tak strasznie okrutni, a czasem po prostu bezmyślni). Ale kudosy wielkie za to, sama mam aktualnie trzy znajdy i chowają się (tfu tfu) dobrze. Enyłej, dzięki za tekst, był smacznie długi i dobrze się go czytało; dużo zdrowia przy okazji :)

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Dziękuję serdecznie!

      Co do tekstów, zobaczymy, może się złamię (jak w tym roku), a może zainwestuję czas w pisanie innych rzeczy, miejmy nadzieję, że nie gorszych. Na Jawnych na pewno coś się pojawi.

      Co do kotów – przez długi czas z różnych względów wzbraniałem się przed tym, ale tu nie było wyjścia, albo byśmy Krówkę przygarnęli, albo by umarł. Drugi kot był naturalną konsekwencją. Nad trzecim pomyślimy, jak drugi dorośnie i się ustabilizuje zdrowotnie, bo też ma problemy, bidulek.

      Odpowiedz
  3. Morden

    Juz wiem czego zyczyc Ci w nowym roku. Przede wszystkim duzo zdrowia, a dopiero na drugim miejscu szczescia i pomyslnosci. Szkoda, ze pisanie o grach to malo oplacalny biznes. Bedziesz musial znalezc inny sposob na zarobienie szesciu milionow zielonych i odbudowanie swojego ciala.

    Ja PlayStation 4 kupic chcialem, ale zbyt pozno podjalem decyzje. Bundle z Killzone mial pozniejsza date premiery, wiec wycelowalem w ten zestaw. Ustawilem sie nawet pod sklepem, lecz okazalo sie, ze sklep konsol dostal szesc, a ja bylem siodmy. Probowalem szczescia w sklepie internetowym tej samej sieci, ale nie bylo mi dane. Mowi sie trudno. Mam w co grac, wiec poczekam. Chcialem po prostu poczuc moc nowej generacji, bo konsola az tak droga przeciez nie jest. Wystarczy siegnac pamiecia do premier poprzednich konsol Sony. Bylo gorzej. Nawet w przypadku PlayStation. Inne czasy, inne ceny.

    I ja chwale sobie PS+, choc aktualnie oplacone mam tylko konto japonskie. Miedzy innymi dlatego dokonalem ostatnio formatu PS Vita. Nie dosc, ze konsolka obsluguje tylko jedno konto, Sony mocno popsulo mi humor zakluczajac karty pamieci do regionu, ale to narzekania na inna okazje. Poza tym, wszyscy je chyba juz slyszeli. Niekoniecznie ode mnie. Zaleta japonskiego Plusa jest ciagle wsparcie dla PSP i nie ogranicza sie ono do serwowania kolejnych Visual Novels. Gdyby nie premiera PlayStation 4 i brak swiatecznej promocji na Plusa, kupilbym pewnie drugiego dla konta EU.

    Szkoda, ze Nintendo zostaje w tyle, podczas gdy nawet Microsoft rozdaje gry uzytkownikom z Goldem. Mimo to pocieszam sie faktem, iz firmware 7.x dla konsoli 3DS w koncu wprowadzil obsluge Nintendo Network ID. Czuje sie o wiele bezpieczniej kupujac gry cyfrowe [przy okazji polecam Attack of the Friday Monsters].

    Dla mnie rok 2013 byl na szczescie calkiem udany, wiec sobie zycze, by 2014 nie byl gorszy. Lepszy byc oczywiscie moze. Gier bylo sporo, grania w nie rowniez. Podtrzymalem nawet odwieczna [czyt. zapoczatkowana w ’97 roku] tradycje swiateczna.

    Nie lam sie, Barts. Skoro w 2013 miales ciagle pod gorke, przez caly 2014 bedziesz z niej zbiegal. Wszystkim innym rowniez zycze pomyslnosci i masy ciekawych gier, a co za tym idzie, materialu na nowe teksty.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Dzięki, Mord. Akurat z tą kolejnością się zgadzam, najpierw zdrowie, potem cała reszta.

      Co do PS4, to jak napisałem powyżej – poczekam. Wiem, że dawniej było znacznie drożej (PS3, WTF) ale i tak póki nie będzie więcej gier (i wstecznej kompatybilności, nyerk, nyerk, kogo ja oszukuję?) to nie kupuję.

      Co do sześciu milionów, ha, ha, jasne, może w rublach transferowych. Na szczęście nie traktowałem pisania o grach w kategoriach zarobkowych, raczej hobbystycznych, ale zawsze trochę szkoda, jak się w coś ładuje kawał serca i pracy, a potem ktoś to wycenia na (przykładowo) osiemdziesiąt dwa złote polskie za kilka- czy kilkanaście godzin pracy.

      Enyłejs, marudzę. Dzięki za życzenia i oby 2014 był lepszy.

      Odpowiedz
      1. Morden

        „Wiem, że dawniej było znacznie drożej (PS3, WTF) ale i tak póki nie będzie więcej gier (i wstecznej kompatybilności, nyerk, nyerk, kogo ja oszukuję?) to nie kupuję.”

        Ciekaw jestem, czy streaming Gaikai obslugiwac bedzie wszystko, czy tylko wybrane tytuly. Jesli cos kupowalem w PS Store, byly to zwykle indyki lub gry, ktorych nie wydano na plytach [patrz House of the Dead 4]. Nie wyobrazam sobie streamowania gry na pistolet, ale zobaczymy.

        Swoja droga, nie mam pojecia czemu wypieto sie na PlayStation, bo gry z tej konsoli emulowane sa nawet na PSP. Moze wlasnie dlatego je olano? Przeciez mozna w nie zagrac na PSP, PS3 i PS Vita, wiec po co komu emulacja PlayStation na PS4. Mozliwe, ze nie jestem na czasie z newsami i obsluga PSX, oraz klasykow z m.in. PC Engine wroci.

        „zawsze trochę szkoda, jak się w coś ładuje kawał serca i pracy, a potem ktoś to wycenia na (przykładowo) osiemdziesiąt dwa złote polskie za kilka- czy kilkanaście godzin pracy.”

        Moze slawny staniesz sie dopiero po smierci, a Twoje teksty beda sprzedawane na aukcjach za prawdziwe pieniadze? Oryginaly, oczywiscie. Tak na powaznie, to czy kiedykolwiek dalo sie [dobrze] zyc z pisania o grach? Inna sprawa, ze teraz o grach pisze kazdy. Poza tym, ludziom sie teraz nawet czytac nie chce, bo i po co, skoro sa klipy na YouTube i GameTrailers. I tak dobrze, ze nowe pokolenia ucza sie czytac. Jeszcze pare lat i pisac bedzie sie tylko drukowanymi literami.

        Odpowiedz
  4. Zygmunt Messner

    B. zgrabne podsumowanie; ładnie, logicznie, wyczerpująco z osobistymi wątkami, i do tego wszystko ułożone chronologicznie, czyli tak jak lubię.
    Dwa pytania: dlaczego zacząć od nowa „Fallout 3”? Sam planuję drugie podejście do Fallout New Vegas, tym razem na PS3 – poprzednio ukończyłem FNV na pececie, spędzają na rozgrywce kilkadziesiąt godzin i wciąż odczuwam niedosyt, stąd też planuję powtórkę, tym razem na większym ekranie i z jasno zdefiniowaną strategią grania (konsekwentnie, idealistycznie i lojalnie będę się trzymał jednego ugrupowania, nie jak poprzednio prymitywny oportunizm i rozpierducha). Trochę przeraża perspektywa kilkudziesięciu godzin i powtórki znanych wątków, ale cóż, to chyba silniejsze ode mnie.
    Drugie pytanie: wspominasz, że chciałbyś spróbować czegoś innego, zamiast pisania o grach. Możesz zdradzić coś więcej?
    Dobrego 2014!

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      B. zgrabne podsumowanie; ładnie, logicznie, wyczerpująco z osobistymi wątkami, i do tego wszystko ułożone chronologicznie, czyli tak jak lubię.

      A dziękuję, miło słyszeć. Bo najczęściej przy pisaniu o grach słyszę, że za dużo wątków osobistych, po co te wstawki, nikogo to nie interesuje, a w ogóle to napisz nam, dlaczego gracze lubią trudne gry. Zastanawiam się czy Tom Bissell też słyszał takie opinie po napisaniu „Extra Lives”. Na szczęście Jawne Sny są jedną z niewielu przestrzeni gdzie nie mam takich ograniczeń, stąd też mogę sobie eksperymentować z formą (vide „Zachwyty” czy „Gropowieści”).

      dlaczego zacząć od nowa „Fallout 3″?

      Bo zaczynałem dwa razy i za każdym razem coś mnie odciągnęło. „Fallout 3” jest już nieco archaiczny pod względem grafiki i niektórych rozwiązań, ale chciałbym w końcu zwiedzić ten świat i poznać zakończenie wątków fabularnych.

      wspominasz, że chciałbyś spróbować czegoś innego, zamiast pisania o grach. Możesz zdradzić coś więcej?

      Na razie nie, bo jak widać z tekstu o Gałczyńskim, słabo wychodzi mi dotrzymywanie publicznie złożonych zobowiązań – wbrew temu, co o takiej technice motywacyjnej piszą różne poradniki prakseologii. Zapewniam, że jeśli cokolwiek wyjdzie mi z tych innych rzeczy, pochwalę się na Jawnych Snach, choćby nawiasem.

      Odpowiedz
  5. Piotr Sterczewski

    To ja się odniosę do „Catherine” – bardzo chętnie przeczytałbym Twój tekst na ten temat, tym bardziej, że sam nie bardzo wiem, co mam o grze myśleć, również dlatego, że brakło mi czasu na przejście jej, kiedy była dostępna w PlayStation Plus (skończyłem jakieś sześć nocy). Gameplay zręcznościowo-logiczny też raczej mnie męczy (i przestawiłem go sobie na Easy, żeby się nie denerwować), ale fabuła i system wyborów zaciekawia. A nie wiem, co myślę również dlatego, że z powodu mojego feministycznego nastawienia do kultury zęby mnie bolą przy niektórych fragmentach „Catherine”, ale z kolei wydźwięk bardzo wielu scen zależy od sposobu zakończenia poszczególnych wątków (a zakończeń nie znam). Więc chętnie przeczytam. I chętnie się dowiem, jak rezonuje (bo mnie raczej nie rezonuje, miałbym raczej ochotę bić tego durnego Vincenta po głowie).

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *