Muszę się do tego przyznać – z grą „Knock-Knock” łączy mnie relacja skomplikowana i niejednoznaczna. Od pierwszego wejrzenia się w niej zakochałem. Budziła niepokój nie taki, jak w setkach komputerowych horrorów, ale zupełnie inny, ten, który pamięta się z dzieciństwa, kiedy wiszący w przedpokoju płaszcz zamieniał się w ciemności w tajemniczą postać, gapiącą się na drżącego ze strachu malucha w drodze do łazienki. Stare mieszkanie babci, gdzie spędzałem wakacje, było właśnie takie, jak dom w „Knock-Knock” – w nocy oddychało i skrzypiało całym swoim drewniano-ceglanym ciałem; na pierwszy rzut oka dobrotliwe, ale w sumie zdolne do wszystkiego.
Wejrzenie drugie było już, niestety, nieco mniej korzystne. Wszystko zmieniło się w bardzo konkretnym momencie – kiedy pojawił się licznik czasu. Przestałem się bawić w chowanego, a zacząłem wściekać, bo nie było już czasu na chłonięcie wspaniałej atmosfery domu, a zaczęło się granie w nienajlepiej zbalansowaną grę, w której porażka czasem przychodzi bez powodu, zżerając za każdym razem kawałek z i tak kurczącego się paska pozostałego czasu, który ma wystarczyć na kilka poziomów. Gdybyż, ach, gdybyż twórcy z Icepick Lodge zrezygnowali w ogóle z tego paskudnego pomysłu, albo przynajmniej objęli ograniczeniem czasowym każdy poziom osobno, a nie wszystkie naraz – – – Gra poszła w kąt.
Wróciłem do niej dłuższy czas później i poczułem się dziwnie. Troszkę, jakbym wrócił do domu. Troszkę, jakby mi czegoś brakowało. Zacząłem się zastanawiać, jak mogłem „Knock-Knock” zostawić. A w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że żadna – może poza „Shelter” i „Kentucky Route Zero” – gra zeszłego roku tak mocno się we mnie nie zapisała (choć nie byłem tego świadomy). Wszystko to chyba ze względu na bohatera gry – najciekawszą postać w grach AD 2013.
Lokator – bo tylko tak się go tu określa – to na pierwszy rzut oka poczciwy człowieczek, mieszkający samotnie w samym środku lasu. Nigdy nie dowiadujemy się, co tam tak naprawdę robi. Oczywiście, będzie nam to próbował wyjaśniać. Jest światologiem. Co to znaczy? Bada świat. Wszystko. Związek wszystkiego ze wszystkim. Temperaturę gleby i jej związek z zapachem butwiejących liści albo temperaturę liści i jej związek z zapachem butwiejącej gleby. To bardzo poważne zagadnienia i poważna praca. Jej rezultaty spisuje w specjalnym notesiku, ale – o zgrozo! – Ktoś złośliwy, oczywiście nie wiadomo, kto, wyrywa z notesika kartki, kiedy Lokator zaśnie, i wszystkie badania trzeba prowadzić od nowa. A do tego ów złośliwy Ktoś robi w notesiku własne zapiski, z którymi Lokator – racjonalny światolog – nie ma przecież nic wspólnego. Na jednej z kartek Ktoś napisał „Pomocy”. Światolog nijak tego nie komentuje. Czasem, w nocy, kiedy znów chodzi po całym domu, zapalając w każdym pokoju światło, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, spotyka (wśród pozostałych widm) jakiegoś innego siebie, który też chodzi po domu i czegoś szuka, ale na pewno jest to coś wręcz przeciwnego.
Najbardziej ujęła mnie tęsknota Lokatora za racjonalizmem. Już na pierwszy rzut oka widać, że racjonalny nie jest (wystarczy spojrzeć w jego nawiedzone oczka) – ale im bardziej stacza się w obłęd, tym bardziej próbuje sobie wmówić, że myśli czysto i rozsądnie. To rozpaczliwe próby pocieszania się w wykonaniu śmiertelnie chorego, który nie chce zrozumieć, że nic się już nie da zrobić i buduje sobie przejrzysty, uporządkowany świat, w którym nie potrzeba nawet nadziei, bo wszystko jest dobrze. Racjonalizowanie, budowanie solidnych, niemożliwych do zakwestionowania modeli tego, co się dzieje, jest tu po prostu drugą stroną szaleństwa. I przedsięwzięciem dość jałowym – od samego początku dość jasno widać, że niekończący się las otaczający dom Lokatora nie podda się nigdy próbom ostatecznego zrozumienia i wyjaśnienia (podobnie, jak niektóre z zasad gry „Knock-Knock”).
Twórcy dość jasno sugerują, że dramat bohatera „Knock-Knock” rozgrywa się przede wszystkim w jego głowie – nie dlatego, że ma zwidy, tylko dlatego, że dom głowę oznacza. Tak, jak choćby „Zagłada domu Usherów” Poe’a, „Knock-Knock” jest opowieścią o domu, którym jest umysł. Pełnym pokojów i dziwnych gości, których nieświadomie pozapraszał. To w sumie żadne zaskoczenie – wszystkie wcześniejsze gry IPL, za wyjątkiem „Cargo!”, prędzej czy później okazywały się alegoriami ludzkiego wnętrza. Wszystko to każe pomyśleć również o własnym domu, w którym próbujemy utrzymać jako-taki porządek, od czasu do czasu robiąc w nim przegląd od strychu aż po piwnicę i zauważając w nim coraz to inne rzeczy. I tu jest pies pogrzebany.
Tęsknoty Lokatora za porządkiem z jednej strony i za włóczęgami po lesie z drugiej, nie są tęsknotami wariata. Sam w sobie też je rozpoznaję. Przed złożonością świata, którego nie rozumiem, też bronię się, próbując uporządkować to, co wiem. Czasami cieszę się, że już mi się prawie udało, a potem zdarza się coś, przez co wracam do punktu wyjścia. Czasami mam ochotę wyjść w zupełną głuszę i dla odmiany nie rozumieć, bo w tym też jest coś pociągającego. Czasami próbuję jedno z drugim pogodzić. Cały czas wmawiam sobie, że to najzupełniej normalne, że na tym właśnie polega światologia, dyscyplina nauki, którą wszyscy przecież z konieczności uprawiamy. Czasami zastanawiam się, czy nie wmawiam sobie tego tylko po to, żeby się poczuć bezpieczniej.
Można więc powiedzieć, że „Knock-Knock” świetnie oddaje nie jeden, a dwa podstawowe ludzkie lęki. Pierwszy to lęk dziecka przechodzącego nocą obok tajemniczego kształtu wiszącego w przedpokoju płaszcza, o którym niby wiadomo, że to płaszcz, ale w sumie nie wiadomo, czy nie jest też czymś więcej. Drugi to lęk dorosłego, który niby jest przekonany, że na swój sposób rozumie świat, ale w sumie nie wie, czy to przekonanie nie jest tylko odruchem obronnym przed tym, czego nie rozumie. Może nasze notesiki, w których zapisujemy to, do czego w życiu doszliśmy, są równie żałosne i dziwne, jak notes Lokatora? I co zrobić z tą obawą?
Oczywiście, w „Knock-Knock” wciąż jeszcze nie wygrałem (wiedzę o tym, co dalej, czerpię z Internetu). Za drugim podejściem końcówka gry okazała się w końcu równie irytująca, jak za pierwszym. Ale wiem też, że będę do niej jeszcze nie raz wracał. Tak to bywa z grami Icepick Lodge.
PS. Jak słusznie zauważył w swoim komentarzu Andrei – warto zagrać w „Knock-Knock” po polsku. Wersja polska jest na tyle dobra, że w sumie wolę ją od angielskiej, choć właśnie od angielskiej granie zaczynałem. Tym to milsze, że jeden z odpowiedzialnych za nią ludzi – Jakub Derdziak – od czasu do czasu uczestniczył w dyskusjach na Jawnych Snach. Jemu zawdzięczamy również polskiego patcha do „Pathologica”.
Więc gdy czarny anioł dla żartu trącał mnie skrzydłem i grając w Knock-Knock rzeczywiście się bałem, to tak naprawdę bałem się chaosu, wdzierającego się do głowy przez drzwi z domu w ciemność, które niespodziewanie się (to pewnie wiatr) otworzyły. „Niech każdy oswoi swe diabły o żabiotrupich pyskach!”
Warto wspomnieć o zaskakującej (po pierwsze, że jest. po drugie, że jest taka dobra) polonizacji.
Jeśli grając w tę grę, co jakiś czas nerwowo oglądasz się za siebie, twórcom należy się ukłon za klimat. Jeśli martwisz się, że wraz z bohaterem sam powoli wariujesz, twórcy zasługują na brawa.
Słusznie upominasz się o kwestię polonizacji – dorzuciłem wzmiankę o niej w głównym tekście.
„Nie ważne co piszą, ważne, żeby nazwiska nie przekręcili” ;) A więc Derdziak, a nie Derdziuk ;)
I dzięki za wzmiankę. Dodam od siebie, że brak literówek zawdzięczam mojej ukochanej żonie :)
Ojojoj, przepraszam, już poprawiam. Pisałem to w strasznym galopie i stąd błąd.
Jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat, nawet mimo tego, że momentami jest irytujący.
„A w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że żadna – może poza „Shelter” – gra zeszłego roku tak mocno się we mnie nie zapisała”
Jak to, a „Kentucky Route Zero”?
O, prawda. Dopisałem!
Zupełnie przypadkowo grę można obecnie nabyć za dychę, ale nie wiem czy zawiera polską wersję.
https://www.g2a.com/knockknockpaypal
Steamówka, zatem zawiera. :)
Ta gra jest po prostu o stosunkach damsko-męskich. I o tym co się dzieje w głowie osoby która nie znajduje tej swojej drugiej połówki i zamyka się w sobie, lub nie jest gotowa na związek.
Oddaje się nauce i zdobywa Nobla za swoje badania? :P
Nie, zamyka się w sobie i popada w paranoję.
Jakoś mnie te IcePickowe gry nie ciągną, ale zawsze z przyjemnością o nich czytam na JS.