„Kentucky Route Zero” – Akt III

Tytuł notki mówi sam za siebie: Jake Elliott i Tamas Kemenczy opublikowali trzeci akt „Kentucky Route Zero”. To gra rzadkiej klasy, o której Paweł pisał już wielokrotnie na łamach Jawnych Snów (tutaj, tutaj i tutaj), a i ja dorzuciłem swoje trzy grosze na Technopolis. W skrócie: bardzo warto. W decyzji o zakupie może pomóc fakt, że dzisiaj cena jest zauważalnie obniżona. A na zachętę, trailer:

11 odpowiedzi do “„Kentucky Route Zero” – Akt III

  1. Paweł Schreiber

    Dołączam się do Bartkowego zachęcania – na razie nie zdążyłem jeszcze Ep.3 przejść (walczy o pierwszeństwo z nowym Texem Murphym), ale to, co na razie widziałem, utwierdza mnie w przekonaniu, że to jedna z najważniejszych i najciekawszych gier, w jakie można dziś zagrać.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Ja przeszedłem Akt III i nie do końca wiem co o nim myśleć. Są momenty przepiękne (zalany wodą parking po burzy w którym odbija się nocne niebo czy Junebug śpiewająca piosenkę, na tekst której można wpływać), ale są też straszne dłużyzny (Xanadu!), a końcowa scena (w fabryce whisky) to dla mnie jedno wielkie WTF.

      Odpowiedz
  2. M

    Uważam, że to jak na razie najsłabsza część KRZ (trochę się dłuży, za duże stężenie niejasności, postaci już trochę przydużo się robi), ale i tak lepsza od większości gier, które wyszły w tym roku.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      Nie wiem czy najsłabsza – retrospekcja otwierająca ten akt jest poruszająca, są piękne sceny (piosenka Junebug!), wykonanie stoi na wysokim poziomie. W drugą stronę poziom abstrakcji w scenie ze szkieletami był jak dla mnie zbyt wysoki. Może trzeba jakąś dyskusję na ten temat przeprowadzić?

      Odpowiedz
      1. M

        Najsłabsza nie oznacza przecież, że słaba, ale to pierwsza część, w trakcie której miałem wrażenie, że można by ją przyciąć tu i ówdzie gdyż czasem nudą wiało (np. przy Xanadu czy w destylarni). Ciężko mi powiedzieć czy dziwactw i niejasności było w niej więcej niż w poprzednich, ale bardziej mnie wyalienowały (mamut zwłaszcza, szkielety mniej ale może to dlatego, że obcowałem z „The Entertainment”). Jak już napisałem uważam, że w galerii postaci powoli robi się tłok – zwłaszcza Ezra zdaje mi się zbędny. Będąca dla wielu highlightem piosenka mnie nie powaliła, ale z drugiej strony otwarcie aktu, czy wprowadzenie Junebug i Johnny’ego były pierwszorzędne, więc generalnie jest dobrze. Może to nie tyle spadek formy twórców, co po prostu przyzwyczajenie z mojej strony prowadzące do tego, że formuła tej gry przestaje robić na mnie takie wrażenie jak na początku.

        Odpowiedz
  3. Paweł Schreiber

    Po przejściu ok. 1/3 odłożyłem sobie na później, bo do grania w KRZ muszę mieć względny komfort – ale teraz, kiedy już mam wszystko za sobą, mam wrażenie, że to moja ULUBIONA część KRZ. Na kolana rzuciło mnie przede wszystkim Xanadu – domyślałem się, że KRZ jednak świadomie dąży w stronę groty Bedquilt, gdzie się wszystko zaczęło, ale nie myślałem, że tak pięknie ją pokaże i pożeni twórców pierwszych przygodówek z Coleridge’em. Mój następny pełnoprawny tekścik na Jawne będzie na pewno wyłącznie o Xanadu i tym, co w tej scenie siedzi.

    Odpowiedz
    1. Bartłomiej Nagórski Autor tekstu

      To zabawne, bo mnie akurat najmniej się ten kawałek podobał. Scena parkingowa, scena z interkatywną piosenką Junebug, dialogi na motorze („cricket”!) i tak dalej, owszem. Xanadu, umm, nie. Parłem do przodu oby szybciej.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *