Owczy mesmeryzm

Jeszcze parę słów o „Wiedźminie 2”, tym razem w kontekstach. Osobliwa przygoda. Dość rzec, że obrazek powyżej pochodzi ze strony, na której ktoś umieścił odnośnik do Jawnych Snów. O czym wiemy, bo kilku gości weszło przez tę furtkę. Surrealne.

Po wysłuchaniu wykładu o strategii czarnej owcy przyszło mi do głowy, że jest jeszcze jeden, nie wspomniany przez Marcina Iwińskiego i Michała Kicińskiego benefit takiej postawy: silne wsparcie ze strony nie tylko klientów, doceniających akorporacyjny do granic kontestacji, rzemieślniczy sznyt, ale i ze strony mediów. Bo przecież dziennikarze też grają, też życzą twórcom kandydata na najlepszego RPG-a roku jak najlepiej – by sprzedali jak najwięcej egzemplarzy, stanęli finansowo na nogi i podarowali nam za jakiś czas coś równie dobrego. Myślicie, że skąd niby wiedźmińskie cover story w „Przekroju”? Nikt nie oferował za to reklamy, nikt z CDP nie układał się z naszym biurem marketingu, nikt nie wydał autorowi odgórnego polecenia tknięty olśnieniem, że Geralt sprzeda świetnie numer. Przeciwnie, kampania o przeforsowanie „W2” na okładkę nie była łatwa, pomysł nie każdemu się podobał. Gdyby nie przeświadczenie, że jest o co walczyć, bo sprawa nasza słuszna, nie szarpałbym się na kolegium redakcyjnym, szkoda nerwów.

Byłem na warszawskiej premierze, spotkałem kilku znajomych dziennikarzy. Generalnie po tych rozmowach zostało mi wrażenie, że niejeden robił, co mógł, by nagłośnić tę grę – z czystej sympatii właśnie. Z Tadkiem Zielińskim doszliśmy do identycznej konstatacji: obaj jesteśmy starymi, zblazowanymi recenzentami, opisujemy gry od parunastu sezonów i ciężko nas czymś olśnić, a tu proszę, frajda jak za dawnych lat. Jakbyśmy dopiero zaczynali tę przygodę. O czym, dziękując z pozycji graczy, skwapliwie poinformowaliśmy projektanta questów, bo akurat przechodził obok. Chyba było mu autentycznie miło. No, ale z naszej strony nie była to żadna kurtuazja, gratulacje i podziękowania wypłynęły z nas spontanicznie i szczerze.

„Wiedźmin 2”, wierzę, niejedno zmieni. Nie mam na przykład wątpliwości, że „Dragon Age III” – i chyba każdy erpeg z ambicjami – będzie robiony w kontekście właśnie gry CDPR. Łapię się na tym, że „Wiedźmin 2” już służy mi jako punkt odniesienia – na niektórych planach przynajmniej – przy ocenianiu gier z odległych gatunków. Brnę teraz przez „L.A. Noire”, która, choć robi wrażenie, to jednak nie takie jak nowa opowieść o Białym Wilku. Włączona zaraz po, produkcja Rockstara wydała mi się brzydka, staroświecka, zniechęcająco ślamazarna w rozbiegówce, pozbawiona nadrzędnego celu, który pchałby fabułę do przodu. Zaraz, jaką fabułę?…

Mówię o pierwszym wrażeniu, drugie było zdecydowanie lepsze. Jeszcze do „L.A. Noire” tu wrócę, gdy tylko rozwiążę wszystkie sprawy kryminalne. Kluczowy atut tej gry zdecydowanie wymaga co najmniej osobnego akapitu.

8 odpowiedzi do “Owczy mesmeryzm

  1. Glor

    Na warszawskiej nocnej premierze wystarczyło przyjrzeć się twarzom co starszych graczy, aby móc dostrzec dumę jakąś, a na dodatek konflikt tragiczny pozostania Tu, i ucieczki Tam, przed komputer. Redzi muszą być dumni, bo poruszyli wiele serc. Ponownie, bo i pierwsza część nie była nam obojętna, prawda? Już wieloletnie oczekiwania na część pierwszą były pełne nadziei, która teraz błyszczy z okładek czasopism i innych mediów. I też w pana Olafa ręce podziękowania w takim razie, że Geralt na tle orła naszego widnieje z okładki.

    Odpowiedz
    1. Admirał Udko

      Z tego właśnie powodu tak dziwię się głosom, które mówią, że traktowanie „Wedźmina 2” jak czegoś ponad dobrze wykonany RPG, jest przesadą. Że to taka kolejna Małyszomania, bo przecież prawdziwego sukcesu na miarę światową gra nie osiągnie, a jej sprzedaż w ostatecznym rozrachunku będzie (zapewne) niczym w porównaniu z hitami takimi jak „Black Ops” czy kolejne „Gears of War”.

      Problem z tymi opiniami jest taki, że ignorują one kulturowy kontekst jakim jest to, że Geralt to bohater popularnej w Polsce sagi fantasy o zacięciu słowiańskim, która wryła się w serca wielu odbiorców. „Wiedźmin” jest zjawiskiem silnie lokalnym i lokalnie będzie znacznie ważniejszy, zwłaszcza literacko, niż za granicą. Właśnie dlatego jednak, lokalnie, powinno się o nim więcej mówić, tak jak mówiło się o Vaderze gdy podbijał umysły japońskich (!) fanów metalu.

      Odpowiedz
  2. wersy

    Tak na szybko:

    Nie ma nic złego w promowaniu Wiedźmina, ale mam nadzieję, że zarówno twórcy gry jak i dziennikarze zdają sobie sprawę, że…ekhem…decyzje mają swoje konsekwencje. Dobrze jest budować markę na niemal niespotykanym już dziś podejściu do klienta, ale nie można jednocześnie próbować zwiększać zysków przez dodawanie ekskluzywnego DLC do czasopism/edycji gry z wybranych sklepów, nie można też dopuścić by uczciwi klienci nie mogli zagrać w grę ze względu na agresywne DRM (a że tak się stało, dowodów na forach są setki). Jasne, te działania mają sens z biznesowego punktu widzenia i „wszyscy tak robią”, ale trzeba się w pewnym momencie zdecydować: albo jesteśmy tacy jak wszyscy, albo próbujemy zrobić wszystko tak, jak uważamy, że należy. I być konsekwentym.

    To także prośba do dziennikarzy: nie przymykajcie oczu na takie zachowania, CDP przecież sam podnosi przyłbice i musi spodziewać się uderzenia. Nie chodzi tu o to, by im zaszkodzić czy ich zgnoić, ale by przypomnieć, że to wszystko, co dostają nie jest za darmo i nie wystarczy tutaj gładka marketingowa gadka.

    Z wieści bardziej pozytywnych: widzieliście listy bestsellerów z Amazonu? Na niemieckim „Ostatnie Życzenie” zajmuje 5 miejsce wśród książek fantasy, a na francuskim 3 (i 69 wśród książek w ogóle). Krew Elfów została za to wydana w Japonii, i to z dość intrygującą okładką. Ciekawe, czy pan Andrzej Sapkowski nadal patrzy na grę z takim dystansem:)

    Odpowiedz
    1. Glor

      Problemy z DRM’em nie były przecież planowane. Trzeba wciąż dyskutować nad słusznością stosowania tego systemu, i trzeba też promować odpowiedzialne zakupy. Ludzie na moich studiach wciąż ściągają wiedźmina z torrentów, i nie widzą w tym nic złego, jedynie niektórzy obdarzają mnie zakłopotanym spojrzeniem, kiedy tłumaczę im efekt domino tych działań. Zachwycają się piękną grafiką w Wiedźminie, ale przecież jej poszczególne elementy to pakiety, biblioteki i inne rozwiązania wykupione za grubą kasę. Ktoś zapłacił, żeby zebrać te blury, szejdery itp, żeby gra kusiła również wizualnie.

      Wracając do DRM’ów – Redów linczować raczej nie trzeba, na pewno wyciągną konsekwencje, przemyślą, i następnym razem będzie tylko lepiej. I niech pytają samych siebie – czy cały ten cyrk dodał im sprzedanych pudełek?

      Niesamowita rzecz, że gra zachęca do czytania książek. Bezprecedensowa, jak to z lubością wymawia przy różnych okazjach pan Olaf. Bo i wiele bezprecedensowych rzeczy w naszym życiu się zdarza.

      Odpowiedz
    2. Olaf Szewczyk Autor tekstu

      @wersy

      Zgoda, że dziennikarze powinni punktować techniczne niedociągnięcia. Ale też już to robią, jak widzę, a ekipa CDPR też nie chowa głowy w piasek. Z drugiej strony sądzę, że to dobrze, iż pierwsza fala medialnych reakcji na „W2” nie akcentowała tych niedociągnięć. Paradoksalnie, zafałszowałyby przekaz. Chodziło o to, by poinformować, jak dobra jest to gra, sformatować pierwsze wrażenie – szalenie istotne przecież. A opinia publiczna ma to do siebie, że lubi skupić uwagę na negatywach – i obraz „W2” mógłby być przez to gorszy. Tak to niestety działa.
      No ale teraz – kopie w dłoń i do szarży, czemu nie! :).

      DRM w wersji płytowej to nie był pomysł CDP, tylko wymóg ATARI, o ile mi wiadomo. Podoba mi się natomiast, jak to rozegrali teraz – zdejmując zabezpieczenia w łatce 1.1. Ułańska fantazja, nie ma co. Mam tylko nadzieję, że wcześniej prosili o konsultację prawników. ATARI może się wściec.

      PS. Andrzej Sapkowski, obawiam się, po nagłym wzroście zainteresowania powieściami o Geralcie z Rivii może znielubić gry jeszcze bardziej ;)

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *