Najokrutniejszy miesiąc to lipiec. Wyciska z półżywej menażerii ostatnie siły, miesza pamięć i myśli, usypia.
Nocami gramy, zimą jedziemy na południe, piszemy godzinami i rozdajemy hiacynty dziewczynom, ale latem! – latem jałowa ziemia, chrobot szczurzych łap na rozbitym szkle, kamienne rumowiska i garstka popiołu.
W ten oto czas niemocy i uwiądu, jakiego oddać słowami żaden poeta nie zdoła, przybywa nam z odsieczą Paweł Frelik. Już jutro pierwszy tekst owego zacnego autora, a dziś – zgodnie z tradycją Jawnych Snów – prezentacja. Poproszony, by zdjął maski wszystkie i odsłonił przed Wami nagą swą duszę, takie oto Paweł przesłał nam wyznanie: Czytaj dalej →