2015 to był dla mnie rok ciężki, a zarazem ambitny rok. Z rzeczy przykrych (nie wnikając w szczegóły, bo raz że zanudzę, a dwa że mogę się rozkleić), między innymi zmarł jeden z moich kotów oraz w trybiem nagłym hospitalizowano mojego Tatę. W maju i czerwcu miałem zatem dni w trakcie których rano jechałem z kotem do weterynarza na kroplówkę, potem do pracy, a wieczorem do Taty do szpitala. Czasem zaś odwrotnie – w sensie że rano Tata, wieczorem kot, nie że z kotem do szpitala, a z Tatą do weterynarza. Z rzeczy pozytywnych, acz również obciążających czasowo i nerwowo, na początku roku awansowałem, co pociągnęło za sobą znaczne zwiększenie ilości obowiązków i częstotliwości podróży służbowych. Ponadto wcześniej już szwankujące, a obecnie dociążone dodatkowymi stresami zdrowie zasygnalizowało, że czas ponaprawiać to i owo, bo źle się skończy. Wzrosły więc nakłady czasowe i pieniężne na lekarstwa i lekarzy (tyle dobrego, że z pozytywnymi rezultatami). Do tego 2015 jest rokiem w którym pożegnaliśmy Terry’ego Pratchetta, jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy, co wstrząsnęło mną bardziej, niż się tego spodziewałem. Czytaj dalej →
Archiwa tagu: Dishonored
Występy gościnne: Odzyskać horror
W dzisiejszej odsłonie JawnoSnowych występów gościnnych tekst Piotra Spychały na temat serii, której nie znać nie wypada. Mowa będzie o „Thiefach” – i o tym, na ile mogą okazać się pomocne w przywróceniu świetności gatunkowi survival horror, któremu zdarza się miewać problemy z tożsamością. Miłej lektury!
Rok 2013: subiektywne podsumowanie – gry
Tegoroczne podsumowanie podzieliłem na dwie części. W pierwszej zajmuję się konkretnymi tytułami, wymieniając ich zasługi i wady. Można ją przeczytać poniżej. W części drugiej zajmę się szerszymi tendencjami i zjawiskami – powinna być gotowa jutro-pojutrze. Przejdźmy więc do wyliczenia gier, które mnie w tym roku zachwycały (tych będzie sporo) lub irytowały (tych będzie znacząco mniej).
Podsumowanie 2013
Na Jawnych Snach w ostatnich latach powstała nowa świecka tradycja robienia podsumowania roku. Paweł Schreiber dostarcza celne obserwacje trendów w świecie gier, ja zaś quasi-blogaskowe wstawki o tym, w co grałem i co mi się spodobało lub nie spodobało. Uprzedzam z góry, żeby uniknąć kwaśnych komentarzy, bo ktoś spodziewał się czegoś innego: jeśli chcecie treściwą listę best of, zapraszam do Pawła, tu jest mój kawałek podłogi. Tekst może być długi, a ponadto zawierać śladowe ilości kotów, dramy i rzewnego pitolenia. Innymi słowy, zostaliście ostrzeżeni.
Parafrazując Sapkowskiego, wbrew przepowiedniom Majów świat nie skończył się w 2012. Ale i tak było ciekawie.
Egoizm rodzica: o relacji protagonistów w „The Last of Us”
(Uwaga: tekst zawiera dużego kalibru spoilery odnośnie do fabuły tytułowej gry).
Zachwyt i frustracja, duma i złość, radość i lęk. Czasem nuda. Często wątpliwości. Zawsze poczucie odpowiedzialności.
Mnogość i sprzeczność stanów emocjonalnych towarzyszących byciu rodzicem to prawdziwa kopalnia pomysłów na zapewnienie graczom doświadczeń, których w tym medium jeszcze nie doznawali. Od pewnego czasu obserwujemy wzmożone zainteresowanie tym tematem wśród twórców gier głównego nurtu. Po części wiąże się to z faktem, że coraz więcej z nich dorośleje, zakłada rodziny i doczekuje się potomstwa – naturalne więc wydaje się sięganie po kwestie bliskie im samym oraz równolegle z nimi dojrzewającej publiczności.
2012: subiektywne podsumowanie
Nie, nie zacznę od obowiązkowego dowcipu na temat końca świata, którego ponoć nie było. Nie zacznę też od wyjaśnienia, że nie ma to być podsumowanie przekrojowe, soczyste i wyczerpujące, tylko subiektywne – bo to widać już w tytule. Wyjaśnię tylko, dlaczego jest szczególnie subiektywne – otóż w tym roku, w związku z przeprowadzką, remontami i remanentem życiowym z okazji wejścia w związek małżeński, miałem dużo mniej czasu na granie, niż w poprzednim, a zatem i mój ogląd tego, co się w świecie gier działo, jest pewnie mniej całościowy. Ale nie mniej zaangażowany niż zwykle. Do rzeczy: oto najważniejsze moim zdaniem sprawy, które działy się w świecie gier wideo w świętej pamięci roku 2012.
Rozmowy przy pracy
Na początek drobne wyjaśnienie – „Dishonored” mi się bardzo podoba. Jasne, to stanowczo nie „Thief”. Do pierwszego „Deus Exa” też mu sporo brakuje. Ale uwodzicielski projekt świata (w grach zawsze zwracam wielką uwagę na scenografię), jego szczegółowe dopracowanie (te boskie zakamarki!) i możliwość wynajdywania najróżniejszych dróg do wyznaczonego celu sprawiają, że sporo tej grze wybaczam, a nawet z przejęciem jej bronię w licznych rozmowach telefonicznych z red. Szewczykiem Olafem. Dlatego proszę poniższego tekstu nie czytać jako odpowiednika recenzji. Mogłem napisać tekst o skradaniu w innych grach, które uwielbiam: MGS-ach („Czy ten karton się poruszył?”), „Thiefie” („To tylko wiatr, to tylko szczur”) czy „Deus Eksie” (z szacunku dla gry i Czytelników nie podam ewentualnego tytułu). A wypadło akurat na „Dishonored”.