O Mass Effect napisano już bardzo dużo, nie tylko zresztą przy okazji kontrowersyjnego zakończenia (dla mnie wcale nie aż tak kontrowersyjnego, ale to temat na oddzielny wpis). Jest w końcu serię za co chwalić. Rozbudowany świat, którego początkowe zarysy dramatycznie rozszerzają się i wypełniają z każdą misją i kolejną częścią. Zajmującą fabułę, która wysoko postawiła poprzeczkę dla kolejnych gier science fiction. Urozmaicone misje i nieliniową rozgrywkę, w której wybory z pierwszej części mogą mieć konsekwencje nawet w trzeciej. Trylogia Bioware była również chwalona – chociaż pewnie mniej w naszym kraju – za progresywną politykę. Tutaj na uwagę zasługują możliwość grania męskim bądź żeńskim Shepardem, którego w dodatku można sobie dosyć dokładnie dorzeźbić czy rozszerzające się z każdą częścią opcje romansów, z dostępnym parowaniem dwu męskich postaci w ME3, co było zresztą konsekwencją wyraźnie postępowej polityki producenta. Czytaj dalej →
Archiwa tagu: Mass Effect
H. P. Lovecraft – praprzodek horroru w grach
“Najstarszym i najsilniejszym uczuciem rodzaju ludzkiego jest strach, zaś najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.”
H. P. Lovecraft
Twórczość Howarda Phillipsa Lovecrafta wywarła olbrzymi wpływ na kształt współczesnej literatury fantastycznej, a zwłaszcza nowożytnego horroru. Jednak równie mocno wpłynęła na medium, które za czasów tego ekscentrycznego pisarza w ogóle nie istniało: gry wideo.
Podsumowanie 2013
Na Jawnych Snach w ostatnich latach powstała nowa świecka tradycja robienia podsumowania roku. Paweł Schreiber dostarcza celne obserwacje trendów w świecie gier, ja zaś quasi-blogaskowe wstawki o tym, w co grałem i co mi się spodobało lub nie spodobało. Uprzedzam z góry, żeby uniknąć kwaśnych komentarzy, bo ktoś spodziewał się czegoś innego: jeśli chcecie treściwą listę best of, zapraszam do Pawła, tu jest mój kawałek podłogi. Tekst może być długi, a ponadto zawierać śladowe ilości kotów, dramy i rzewnego pitolenia. Innymi słowy, zostaliście ostrzeżeni.
Parafrazując Sapkowskiego, wbrew przepowiedniom Majów świat nie skończył się w 2012. Ale i tak było ciekawie.
Skanujemy: o pochodzeniu Reaperów, UFO i Retro City Rampage
Nazbierało się linków do ciekawych tekstów i filmików, oj nazbierało się. Zaległości sa takie, że nie sposób nadrobić ich wszystkich w jednej notce, ale warto spróbować podzielić się choć częścią. Do dzieła zatem!
Odpowiedzialność za cudze wybory
Dzisiaj na Jawnych Snach kolejny występ gościnny: nadesłany do Kota z Cheshire (który bardzo się ucieszył!) tekst Marcina Petrowicza o grze, o której na Jawnych już pisywaliśmy – „The Walking Dead”. To solidne, wyczerpujące omówienie – i, jak zwykle bywa w tekstach omawiających „TWD” z perspektywy gracza, który je ukończył, od czasu do czasu można tu natrafić na spoilery. Nigdy nie dotyczą jednak rzeczy w grze najważniejszych – więc nie trzeba się ich aż tak obawiać. Miłej lektury!
Skanujemy: o gamedevie, „Dark Souls”, „Mass Effect 3” i innych rzeczach
Parę razy w komentarzach pod notkami pojawiały się pytania o to jakie blogi i strony o grach czytają osoby tworzące Jawne Sny. Odpowiedź brzmi: bardzo różne, tak w polsko- jak i anglojęzycznym internecie. Postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dodać swoje trzy grosze do cyklu “Skanujemy”, a przy okazji wskazać parę ciekawych stron na które mniej lub bardziej regularnie zaglądam.
Zacznijmy od stron amerykańskich i brytyjskich (buy British!). Nie lubię serwisu Kotaku, tym bardziej, że kiedyś była to całkiem fajna strona z zamkniętym dostępem do komentowania (trzeba sobie było zasłużyć), a później konsekwentnie obniżała loty, by z czasem stać się tym czym jest teraz, to znaczy śmietnikiem. Najpierw za okołogrowe tipsy i aktywne zaangażowanie dostałem możliwość komentowania, potem status wyróżnionego komentatora, a z czasem bana za napisanie, że teksty Tima Rogersa są do bani (dla tych którzy nie znają – długaśne potoki świadomości o grach i nie tylko, Hunter Thompson dla ubogich). Cóż, na Kotaku nie ma już ani ojca-założyciela, Briana Crecente, ani pierwszego grona komentatorów (Witzbold, Spoony Bard i inni, w tym niżej podpisany), innymi słowy – to zupełnie inna strona niż wtedy, kiedy w 2007 roku spotkaliśmy się wszyscy w Tokio w barze Mother, nazwanym tak od klasycznej gry na SNES.
O miksturach
Gatunki gier to materia wcale niełatwa i bynajmniej nie czuję się tu ekspertem. Trudno się zresztą dziwić temu, że temat jest złożony, skoro szufladkowanie przynosi każdemu medium tyle samo dobrego, co i średniego. „Incepcja” to film akcji czy s-f? U2 gra rocka czy pop? „Sklepy cynamonowe” łatwiej czytać jako zbiór opowiadań (fantastycznych? rodzajowych?) czy jako zjawisko z pogranicza liryki? Ba, o literaturze uczymy się w podstawówce, a kwestie gatunków muzycznych i filmowych od biedy da się zgłębiać w toku dedykowanych studiów, ale gry? Otchłań niezgłębiona.
Będę konsekwentny i znów napiszę o czymś, na czym się mało znam. Przez wiele lat unikałem gier o samochodach, a jedyną, która mi się względnie podobała, była „Need for Speed: Porsche Unleashed”. Potem zagrałem w „Stuntman: Ignition” i okazało się, że nawet gatunek, którego fanem miałem już nigdy nie zostać, może zaproponować mi wspaniałą rozrywkę za wirtualnym kółkiem. Wystarczyło, że spece z Paradigm zmieszali ją w rozsądnych proporcjach z mechaniką gier akcji. Wiem, dla każdego inne proporcje mogą się okazać tymi rozsądnymi, ale warto było – już nigdy złego słowa o ścigałkach nie powiem. Da się.
Jeśli chcesz, pomiń w tym artykule tekst. Rzecz o BioWare
Jedna ze scenarzystek serii „Dragon Age”, Jennifer Brandes Hepler, stwierdziła w 2006 roku, że życzyłaby sobie w grach możliwości omijania sekwencji walki. Wywiad, w którym padło to stwierdzenie, przeszedł jednak przez Sieć bez większego echa. Minęło parę lat, nastąpiła premiera zmiażdżonego przez oldschoolowych graczy RPG „Dragon Age 2”. Fani pierwszej części najpierw gorzko zapłakali, a potem pełni gniewu zaczęli szukać winowajcy. Ktoś natrafił na wywiad z Hepler i kontrowersyjne cytaty o pomijaniu walki czy braku zainteresowania samym graniem w gry, inni znaleźli recenzje jej starego komiksu z perełkami typu „gdy para głównych bohaterów zatrzymała się w środku apokalipsy, by zacząć się migdalić, prawie przestałam czytać”. Czytaj dalej →
Subiektywne podsumowanie 2011
Z growej perspektywy ubiegły rok był dla mnie absolutnie niesamowity. W styczniu kupiłem sobie Playstation 3, opuściłem coraz bardziej mnie irytujący świat PC gamingu (szczegóły poniżej) i zanurzyłem się w ciepłe wody konsolowego grania. Choć zabierałem się do tego ostrożnie jak nie przymierzając kot do jeża, to jak na razie jestem zachwycony („Królowa jest zachwycona! My jesteśmy zachwyceni! – darł się kot”). Wielki ekran, rozmach, widowiskowość, wygodne sterowanie i ergonomiczne kontrolery, łatwość uruchomienia, często świetnie wykorzystany force feedback, dodatkowy antyaliasing wynikający z odległości od monitora i mojego krótkowidztwa, brak użerania się ze sprzętem i sterownikami, fantastyczne tytuły nieobecne na pecetach. Do tego nie ma mieszania pracy i rozrywki, siadam i gram, nie wyskakuje okienko komunikatora, nie muszę upgrade’ować tego czy owego, nie myślę o pracy przy graniu. Mógłbym tak długo wymieniać, ale myślę że już rozumiecie: macie do czynienia z konwertytą, eks-pececiarzem, świeżo nawróconym fanbojem Sony.
Marsz postępu
„Postęp” to słowo-klucz w bardzo wielu dziedzinach. Zdarza się, że jest mocno nadużywane – niektórzy mówią o postępie w sztuce (w której Picasso jest bardziej postępowy od Rafaela) czy postępie w literaturze (Homer do domu! Houellebecq na ołtarze!). Są jednak też dziedziny kultury, w których na pewno można o nim mówić. Należy do nich świat gier wideo.