„Lucy is lost” – mówi mi NaissanceE na początku naszej znajomości i zostawia mnie z tą rewelacją samego pośrodku obcego świata wypełnionego szokująco złożonymi konstrukcjami z nieoteksturowanych brył. Ostentacyjnie mnie ignoruje, kiedy staram się dowiedzieć od niej czegoś więcej. A gdy rozpoczynam próby rozwikłania tej zagadki na własną rękę, nie kiwa nawet palcem, żeby mi pomóc. Wręcz przeciwnie – zwodzi mnie na manowce, igra z moimi przyzwyczajeniami, testuje cierpliwość i determinację. Czasami zostawia w spokoju, jakby zaciekawiona, co uczynię w danym momencie. Czasami da mi prztyczka w nos, kiedy zrobię coś ewidentnie nie po jej myśli. Po kilku godzinach gry nachodzi mnie dziwna refleksja, która nie opuszcza mojego umysłu aż do samego końca – to nie ja gram w NaissanceE. To NaissanceE gra we mnie.
Zachwyty. A droga wiedzie w dół…
7 komentarzy