Archiwa tagu: Spec Ops: The Line

Dubaj okiem gracza

does-dubai-based-spec-ops-hit-a-nerve_2n21

– Gentlemen, welcome to Dubai.

Przewodnik, który wita nas na lotnisku, nie zwraca się do nas tymi słowy. Ale mógłby, a wtedy déjà vu byłoby jeszcze silniejsze. Choć jest to moja pierwsza wizyta w Dubaju, nie mogę pozbyć się wrażenia jakbym już kiedyś tu był. Wiadomo, migawki ze “Spec Ops: The Line” i “Mission: Impossible – Ghost Protocol” wypływające gdzieś z głębin mózgu, zmiksowane z wywołanym jet lagiem uczuciem nierealności otoczenia. Czytaj dalej →

Nie do śmiechu. Gry i słabość

minaturaW dalszej części notki odwołuję się szczegółów fabuły i rozgrywki „The Day the Laughter Stopped”, krótkiej przeglądarkowej gry z gatunku interactive fiction (lub opowiadania hipertekstowego, w zależności od perspektywy), stworzonej przez Hypnotic Owl podczas Ludum Dare 28. Rzecz jest bardzo wrażliwa na spoilery i trudno powiedzieć cokolwiek, żeby nie zepsuć zaskoczenia. Przed przeczytaniem reszty wpisu zachęcam zatem do zagrania – przejście całości zajmuje ok. 15 minut (być może trochę więcej, zależnie od szybkości czytania po angielsku).

Czytaj dalej →

Jacy „my”?

Atari_XE_joystickMy, gracze. To brzmi całkiem ładnie. Wspólna pasja. Wielokulturowa społeczność. W jedności siła. I tak dalej. Wystarczy zajrzeć w dowolne miejsce, gdzie się o grach mówi lub pisze i można mieć pewność, że prędzej czy później natrafi się na retorykę opartą na tym wszechobecnym „my”. Nawet w chwili, kiedy piszę te słowa, wciąż kusi mnie, żeby się ześlizgnąć w pierwszą osobę liczby mnogiej – tak byłoby najłatwiej. Ale od dłuższego czasu zastanawiam się, co to właściwie za „my”? I czemu służy? I czy czasem nie robi więcej złego niż dobrego?

Czytaj dalej →

Joseph Conrad w Dubaju

Joseph_ConradNa Jawnych Snach – sezonu na „Spec Ops: The Line” ciąg dalszy. Mój stosunek do tego tytułu mniej więcej pokrywa się z poglądem Olafa – w wielkim skrócie mówiąc, nie da się zrobić uczciwie patrzącej na wojenną przemoc gry, w której każdy headshot musi zostać uczczony chwilowym spowolnieniem czasu, żeby dało się nim nacieszyć, a bohater ma wytrzymałość na ból i upadki z wielkiej wysokości godną bohatera kreskówki. Nie znaczy to jednak, że „SO: TL” nie ma atutów. Jednym z nich jest bardzo conradowski scenariusz. Nie, nie chodzi o to, że „SO: TL” naśladuje „Jądro ciemności”, bo czasem robi to wyjątkowo mało subtelnie. Rzecz w tym, że pod pewnym bardzo ważnym względem typ bohatera, który pojawia się w tej grze, ma dużo więcej wspólnego z twórczością Conrada, niż postaci z „Czasu Apokalipsy”, z którym „SO: TL” jest przeważnie wiązane.

Czytaj dalej →

Obowiązkowe podsumowanie 2012

(Wydaje się jakbym dopiero co pisał podsumowanie 2011, a tu już przychodzi pożegnać się z 2012. Przerażające, jak ten czas leci.)

Co niezbyt zaskakujące, po zeszłorocznym szaleństwie, w tym roku grałem mniej. Doprecyzowując: kupiłem tyle samo gier, ale pograłem w mniejszą liczbę tytułów, także godzinowo per saldo chyba jednak krócej. Po części wiąże się to ze zmianą pracy (naprawdę dużo godzin spędzam w robocie i mam mniej czasu na granie), a po części z tym, że zachłysnąwszy się PlayStation 3 w zeszłym roku, w tym już trochę ochłonąłem.

Jeśli miałbym mijający rok 2012 podsumować pod kątem gier, to powiedziałbym jedno: tak udanego roku z punktu widzenia gracza nie było już dawno. Mnóstwo wspaniałych tytułów, nadzwyczajny urodzaj na świetne gry niezależne, kilka naprawdę świeżych pomysłów – w skrócie, bawiłem się jak Zorba Grek, a na dodatek zostało mi jeszcze parę pudełek na kolejny rok, bo po prostu nie dałem rady ograć wszystkiego. Trendy doskonale podsumował Paweł Schreiber w swoim tekście, ja zaś pozwolę sobie podzielić osobistymi wspominkami o moim graniu A.D. 2012 (“Dad, no one wants to hear your stupid Vietnam stories!”) oraz planach na kolejny rok. Blogasek mode on.  Czytaj dalej →

Krótki wpis o zabijaniu

Tactics_Ogre_Let_Us_Cling_Together_Judgement1. Na monochromatycznym ekranie laptopa zaznaczam cele dla moździerza. Z lotu ptaka żołnierze wyglądają jak grudki pikseli, wozy bojowe to tylko ruchome prostokąty. Nie ma w tym nic z grozy wojny, dystans do zdarzeń tłumi emocje, rutynowo przesuwam celownik – to takie abstrakcyjne, nierealne niczym gra wideo. Ale potem muszę zejść tam w dół, do umierających w mękach ludzi spalonych przeze mnie białym fosforem – w tym przypadkowych ofiar, kobiet i dzieci – i nie ma szans, by odwrócić głowę. „Spec Ops: The Line”, historia wojenna o antywojennym przesłaniu, brutalnie obnaża fałsz popularnej w grach wideo figury niezłomnego frontowego bohatera-wyzwoliciela, który na bagnetach przynosi pokój.

2. (…) ale scenariusz nie nadąża za ambicjami, by „Spec Ops: The Line” było „Czasem apokalipsy” świata gier.

Czytaj dalej →

I Walk The Line

walkerPytasz, jak było w Dubaju… sam nie wiem. Nie było tak źle, jak ostrzegali. Nie było tak dobrze, jak zapowiadali.

Zagrałem w „Spec Ops: The Line”, nastawiony przez wszystkich na kiepski gameplay oraz genialną fabułę. Gameplay, jak powtarzali mi wszyscy, jest słaby, ale w stu procentach celowo, bo to dekonstrukcja współczesnego shootera. Kiepskie mechaniki gry widocznie dzisiaj klasyfikuje się jako przemyślaną decyzję artystyczną. Hmm, taki tok myślenia na pewno przyda się propagatorom idei „Gry to sztuka”. „Big Rigs” jako dekonstrukcja ścigałek, „Polizei 2013” jako dekonstrukcja Grand Theft Auto. Nagle okaże się, że w mediamarktowych koszach z napisem „PRZECENA” znajdują się sterty niedocenionych arcydzieł, co do jednego godnych wystawiania w muzeach sztuki współczesnej.

Czytaj dalej →

Skanujemy: o “Spec Ops: The Line”, “L.A. Noire”, Marcelim Szpaku i wycieczkach po wirtualnych światach.

Na Jawnych Snach ostatnio martwa cisza, śnieżek prószy z ołowianego nieba, piszący zapadli w sen zimowy i hibernują jak koty (z Cheshire!) na piecu. Zanim zatem z tych snów urodzą się nowe notki, posty i artykuły, dzisiaj krótki przegląd ciekawostek z innych stron internetów by ożywić atmosferę. Zaczniemy od polskiego podwórka, by potem zarekomendować parę interesujących rzeczy po angielsku.

Czytaj dalej →

Szkoła platońska

Doskonale pamiętam dzień, w którym rodzice kupili mi pierwszy komputer; była to Amiga 600 z kolorowym monitorem, za to bez twardego dysku, ze stacją dyskietek umieszczoną z boku. Ojciec, jak sądzę, żywił się nadzieją, że skłoni mnie w ten sposób do jakiejś pożytecznej aktywności i rzeczywiście, przez jakiś czas dłubałem sobie w programie graficznym. Próby te zostały zarzucone ku radości wszystkich, którzy mają zdrowe oczy. Pierwsze miesiące upłynęły jednak na graniu od rana do wieczora. Pamiętam nawet niektóre tytuły: „Cannon Fodder”, „The Lost Vikings”, a nade wszystko „Crazy Football” gdzie, prócz piłki, mogłem cisnąć ku bramce odrąbaną głowę przeciwnika. Ojcu niezbyt podobała się ta zabawa, ciągnął mnie ku książkom i filmom, tłumacząc, że z gier niczego się nie nauczę.

Znacie to, prawda? Gry niczego nie uczą.

Czytaj dalej →

Skanujemy: Ubisoft na grillu, dziennikarskie perełki i utracony Tetris

Miałem bronić „Assassin’s Creed”, miałem też pisać o „Dear Esther”, byśmy wreszcie o niej solidnie podyskutowali. Ponieważ jednak zbiór wartych polecenia tekstów wciąż puchnie, proponuję kolejne „Skanujemy”, w formie prostej listy. Część artykułów jest już dość stara, niektóre pojawiły się w komentarzach rozsianych po całych „Jawnych Snach”. Warto jednak zebrać je w jednym miejscu.

Czytaj dalej →