Najwyższy czas wrócić do haniebnie zaniedbanego cyklu upominkowo-muzycznego, bo skończy się na tym, że będziemy świętować półrocznicę Jawnych Snów w okrągłe pierwsze urodziny. Ale ten czas, czas, massaraksz! Im go mniej – a ostatnio cholernie go mało – tym podstępniej podstawia nogę wszelkiej systematyczności.
A propos postanowień, które toną w owym bagnie – czytaliście może „Outsidera” Colina Wilsona? To jedna z książek mej młodości; zgodnie z omawianymi przez Wilsona tytułami ustalałem swoją listę lektur – rzecz jasna mocno ograniczoną do polskich przekładów. Pierwsze wydanie ukazało się na fali odwilży w 1956 roku, dostałem je od nigdy później niewidzianego przyjaciela na jakimś hippisowskim zlocie w Częstochowie lata temu, jeszcze za komuny. Gdy władze zorientowały się, jaka to trucizna dla młodych umysłów, tajniacy wypożyczali tę książkę z bibliotek i nie zwracali, serio. Dlatego już wtedy, gdy wpadła w moje ręce, był to biały kruk.