Chwytam dzień

Kochani,

to jeszcze nie jest przywitanie. To uprzejmy skłon głowy odźwiernego, który otwiera przed Wami bramę do krainy Jawnych Snów. Spieszę się. Pierwszy dzień roku – taka jego moc – skusił mnie, by zainicjować coś nowego. Chciałem zacząć od kilku wpisów, ale zwyczajne zabrakło czasu. „Słynna pięciominutowa instalacja” WordPressa (copyright by ekipa WordPressa) zajęła mi, oględnie rzecz ujmując, trochę więcej niż pięć minut; w ogóle godziny w ten szczególny dzień jakoś wyciekały różnymi szparkami.

A chciałem zacząć dziś. Bo to sam początek – nie tylko roku, ale i nowej dekady – a ja przywiązuję wagę do symboli. Bo Zeitgeist tak intensywny, że aż namacalny. Niemal czuję jego obecność, odruchowo personifikując; siedzi w fotelu tuż obok, skubany, i świdruje wzrokiem, nabijając fajkę.

Północ blisko, rozmywają się granice światów.

Plan był taki, by w zacnej tradycji co niektórych filmów zacząć od solidnej akcji jako rozbiegówki, a dopiero potem wyświetlić napisy początkowe (i tak będzie – w tej konwencji niniejsze przywitanie tłumaczy się całkiem nieźle jako klasyczna krótka zapowiedź). Zaraz zatem rzucę jakieś mięso, konkretny tekst na temat, a potem przywitamy się już oficjalnie. I wszystko po kolei wyjaśnię: co to za miejsce, kto w imieniu Kota z Cheshire pełni tu obowiązki gospodarza, czego możecie oczekiwać i czego zwierzyniec Jawnych Snów oczekuje od Was.

Spróbuję coś zatem dopisać po północy. Powinno się udać. Jestem w niezłej formie, nie musiałem dziś metabolizować żadnych świństw, toast noworoczny wznosiłem sprite’em (też ma bąbelki). Poza tym noc to mój żywioł, łatwiej mi usłyszeć własne myśli – także te, których nie jestem świadom za dnia.

Czuła i dobra jest noc.

Do zobaczenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *