Gramy na wyjeździe: No pain, no game(s)

Dear PlayStation… Tzn. Drodzy Czytelnicy! Na portalu Filmweb, w dziale „Reguły Gry” (Jar3k, dzięki za reklamę Jawnych Snów!) ukazał się mój tekst „No pain, no game(s)”. Artykuł traktuje o nieoczywistych związkach gier wideo z X muzą. Niezaprzeczalną/jedyną zaletą „No pain…” jest fakt, iż zacytowałem w nim słowa Kevina Butlera – charyzmatycznego, niezastąpionego, wizjonerskiego, walecznego, kreatywnego (nie mam więcej miejsca) pracownika działu marketingu Sony. Zapraszam do lektury! Jednocześnie chciałem bardzo podziękować Panu Butlerowi za to, że pozwolił mi na cytację, no i za podanie numeru swojego konta bankowego. Zastanawiam się jak zakończyć, ale chyba jedynym słusznym posunięciem jest oddanie głosu (i pieniędzy) Kevinowi Butlerowi:

„You can’t believe everything you read on the Internet”.

5 odpowiedzi do “Gramy na wyjeździe: No pain, no game(s)

  1. Antares

    Całkiem sympatyczny artykuł, choć nie jestem znawcą kina, więc ciężko mi się szerzej wypowiedzieć. Z przyjemnością skomentuję natomiast poziom niektórych komentarzy na Filmwebie – gdy widzę tylu domorosłych „znawców” i „ekspertów” podsumowujących czyjeś dłuższe przemyślenia w jednym, mało pochlebnym i jeszcze mniej poprawnym gramatycznie zdaniu, zaczynam powątpiewać, czy chcę wiązać część swojej przyszłości z zawodowym pisaniem. Zaczynam tęsknić za czasami pisania listów do redakcji – wtedy niejeden taki internetowy „filozof”by dwa razy się zastanowił, zanim ruszyłby swoje zacne cztery litery do pobliskiej skrzynki pocztowej ;)

    Odpowiedz
  2. jar3k

    „Jar3k, dzięki za reklamę Jawnych Snów!” Skąd ta pewność, że to ja? No dobra… to ja :).
    Mówiąc szczerze to nie rozumiem ludzi, którzy komentowali ten artykuł na filmwebie… Podzielam zdanie Antaresa.

    Jeżeli chodzi o filmy związane w jakiś sposób z grami. Ostatnio oglądałem świetny dokument „The King of Kong”. Myślę, że każdy gracz powinien zobaczyć ten film. Mówiąc krótko – historia dwóch postaci… Billy Mitchell (ciekawa postać… np. jako pierwszy gracz w historii przeszedł Pac Mana na 100%, miał wiele innych rekordów ) i Steve Wiebe poświęcają praktycznie całe dorosłe życie temu, żeby ich nazwisko znalazło się na 1 miejscu rankingu Twin Galaxies z napisem „Rekordzista świata w Donkey Kong”.

    Film ciekawy pod wieloma względami. Pokazuje jak zmieniły się gry i samo spojrzenie na „gaming”, ale nie tylko. Ukazany jest np. „układ” Mitchella z Twin Galaxies. (Mitchell rekordzista, jest zarazem jednym z sędziów w organizacji. Nie uznaje rekordu Wiebe’iego…)
    W ogóle ten Mitchell sprawia wrażenie „pomyleńca”, o jakichś rasistowskich zapędach… Jego dziwna „świta”, zachowanie… Jest tego sporo.

    Granie w klasyczne tytuły, jak „Donkey Kong” to było zajęcie dla ludzi, którzy poświęcili się temu w całości… Poziom trudności? Sick Hardcore. Jak zobaczyłem w filmie zeszyt z ręcznie rozrysowanymi poziomami w grze oraz mini wykład Wiebe’ego, który tłumaczy w jaki sposób gracz może kontrolować spadające beczki, a także omówienie trajektorii odbijających się sprężyn… Masakra. Żeby dojść do takiego poziomu trzeba grać w taką grę latami, a uda się to tylko nielicznym. Trzy zgony. „Game Over”. Nie ma zmiłuj się. My natomiast śmiemy dziś zastanawiać się, która gra jest dla hardkorowców, a która dla „kaużali”…
    Hardcore odszedł wraz z klasycznymi grami z automatów i już nie wróci…

    Odpowiedz
  3. Roman Książek

    @Antares, Jar3k

    Dzięki, Chłopaki! No cóż, taki urok publikowania na dużych portalach – trzeba być twardym, nie „miętkim”. Ciekawe, że opinie na Filmwebie rozkładają się w zależności od platformy: ci, którzy hejterzą mój tekst, piszą komentarze (choć są też pozytywne), a ci, którzy lubią, po prostu „lubią to!”. Ja zresztą biorę wszystkie zarzuty na klatę, trochę też rozumiem, dlaczego mój tekst może się nie podobać. Jakimś problemem jest jednak forma wyrażania krytycznych opinii, ale co zrobić. Najbardziej merytoryczne komentarze można przeczytać oczywiście na Jawnych Snach :-)

    Odpowiedz
    1. Antares

      Klasyczna psychologia Internetu, którą boleśnie poznałem na przykładzie własnych tekstów: jeśli komuś podoba się artykuł, czyta go do końca i odpływa dalej w odmęty Internetu. Troll natomiast zawsze znajdzie chwile, by opluć czyjąś pracę. Co więcej, jeśli pierwszy wyświetla się komentarz trolla, zbiegnie się ich więcej, bo lubią dyskutować na swoim poziomie.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *