Niedawno w krakowskiej „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł o tym, że władze miasta rozważają dofinansowywanie gier komputerowych związanych z Krakowem na podobnych zasadach, jak dzieje się to teraz w przypadku filmów. Nie czekając na decyzje radnych w tej kwestii, a widząc w temacie niewątpliwy potencjał, postanowiłem podrzucić mitycznym deweloperom (którzy, jak wiadomo, ciągle tylko przeczesują blogosferę w poszukiwaniu genialnych pomysłów, w które zainwestują swoje ciężkie pieniądze) kilka swoich pomysłów na krakowskie gry.
– „City of Steel” (alternatywna wersja tytułu: „Project Giant”) – gra o rozwoju miasta w stylu serii „SimCity” i „Tropico”. Gracz wciela się w kierownika budowy Nowej Huty i powstającego przy niej kombinatu metalurgicznego. Sukces wymaga zarządzania na wielu płaszczyznach: dobrego rozplanowania budynków, zapewnienia ciągłości dostaw, ideologicznego uświadamiania robotników, nagradzania przodowników pracy, wykrywania sabotażystów i bumelantów, którzy wkładają kij w szprychy postępu, zapewnienia mieszkańcom oferty edukacyjnej i kulturalnej, powstrzymywania budowy kościołów oraz pacyfikowania opozycji. Gra umożliwia budowanie dzielnicy według historycznego projektu (a także doprowadzenie go do końca) lub wybranie zupełnie innej koncepcji rozwoju.
W rozgrywce będą się pojawiać określone wydarzenia historyczne od 1949 roku aż po upadek komunizmu: bicie murarskiego rekordu przez brygadę Piotra Ożańskiego, śmierć Stalina i następujące po niej cięcia w budżecie, pierwszy spust surówki w kombinacie, wizyty pierwszych sekretarzy, wizyty kardynała Wojtyły, walkę o krzyż nowohucki, zamach bombowy na pomnik Lenina, strajki z ’80 roku, stan wojenny i wreszcie przemiany Okrągłego Stołu (te można odrobinę opóźnić, jeśli gracz będzie wyjątkowo skuteczny w propagowaniu socjalizmu).
Gra ma rozbudowany system achievementów wyrażany w procentach normy i nagradzany odznakami o socrealistycznym dizajnie.
– „Blood of the Blessed” – mroczna przygodówka w stylu serii „Broken Sword” z motywami wampirycznymi (bo wampiry ciągle jeszcze są modne). Główny bohater, Gabriel Nowak, to młody, ambitny i przystojny kleryk z Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Kiedy kolega bohatera pewnego razu nie wraca z poobiedniej przechadzki, ten rozpoczyna własne śledztwo podczas przerw w napiętym harmonogramie seminarium. Akurat kiedy dowiaduje się, że ostatnie zrealizowane przez kolegę w seminaryjnej czytelni rewersy dotyczą relikwii świętych i błogosławionych, symboliki krwi oraz tajnych organizacji na przestrzeni dziejów, ciało zaginionego zostaje wyłowione z Zakrzówka. Podsłuchana rozmowa naprowadza wreszcie Gabriela na trop straszliwej intrygi: grupa wampirów ma zamiar wykraść z sanktuarium w Łagiewnikach ampułkę z krwią Jana Pawła II, bo krew błogosławionego pozwoli im dojść do niespotykanej dotąd potęgi, wyjść z ukrycia i zmienić oblicze ziemi, tej ziemi. Młody kleryk szybko zostaje wyrzucony z seminarium na podstawie fałszywego oskarżenia, a poza murami ktoś nastaje na jego życie. Od tej pory na własną rękę musi rozwikłać intrygę, w której niejasne role odgrywają przedstawiciele arcybiskupa krakowskiego, zakonnicy różnych zgromadzeń, zastraszeni dziennikarze, tajemniczy biznesmen i zakapturzeni asasyni. Wir wydarzeń prowadzi Gabriela w miejsca, których nigdy nie spodziewał się odwiedzić albo nawet nie wiedział, że istnieją: od laboratorium w podziemiach klasztoru dominikanów, ponurych gabinetów kurii krakowskiej i ukrytych pomieszczeń wewnątrz Szkieletora poprzez kryjówkę wampirów w centrum administracyjnym Huty ArcelorMittal Steel Poland i zaplecze gejowskiego klubu na Kazimierzu aż po spektakularny finał na szczycie Wieży Saurona wieży Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach.
Tylko od gracza zależy, czy Gabrielowi uda się powstrzymać Kraków i świat przed dominacją wampirów, ujawnić zdrajców w łonie Kościoła i wrócić do seminarium, żeby przyjąć święcenia kapłańskie.
– „Lazy Birds” – rzecz na smartfony, podróbka pewnego popularnego tytułu, wystrzeliwujemy gołębie do różnego rodzaju smoków i smoczków ukrytych w budowlach przypominających szacowne kamienice i krakowskie szopki. Proste, wtórne i zarobi miliony.
– „MagicHools” (altenatywne tytuły: „Scarves & Sorcery”, „Heroes of Pride & Magic”) – gra taktyczna inspirowana pewnym internetowym memem. Każda z dostępnych kampanii pozwala dowodzić walkami grupy kiboli jednego z krakowskich klubów (do wyboru Wisła, Cracovia i Hutnik). I jest prawie tak, jak w zwykłym osiedlowym życiu, tyle że każda z grup ma w swoim składzie magów, którzy potrafią dodać koloru każdej ustawce. Poszczególne kluby specjalizują się w różnych rodzajach magii: Wisła to magia astralno-powietrzna, precyzyjna i wyrafinowana, z mgłami, barierami, teleportacją i biczami powietrznymi; taktyką Cracovii jest przywoływanie potworów, szczególnie psowatych i golemów; dziedziną Hutnika jest nieposkromiona magia ognia. Kampanie pozwalają rozgrywać ustawki w różnych miejscach Krakowa: na blokowiskach Ruczaju, Prokocimia i Azorów, na Bulwarach Wiślanych, Rynku i Kopcu Wandy oraz oczywiście na wielkim polu bitewnym krakowskich Błoń.
Oprócz kampanii dla pojedynczego gracza dostępny jest tryb team multiplayer.
– „Survive the Stag” – prosta dwuwymiarowa zręcznościówka, remake słynnej 8-bitowej gry „Tapper” – gracz wciela się w jasnowłosą kelnerkę jednego z krakowskich pubów, która ma za zadanie szybko dostarczać nowych kufli piwa synom Albionu, którzy właśnie świętują wieczór kawalerski kolegi Johna, Jamesa czy Jacka. Jeśli rozochoceni klienci nie dostaną piwa na czas, zaczynają robić awantury albo się rozbierać. Albo jedno i drugie.
– „Hejnał Hero” – krótki, dynamiczny, konsolowy co-op multiplayer. Jeden z graczy strzela z łuku do najeżdżających miasto Tatarów i próbuje odeprzeć ich na tyle długo, żeby drugi zdążył czterokrotnie odegrać pełną wersję hejnału na specjalnym trąbkowym kontrolerze z trzema kolorowymi przyciskami.
Takie są moje pomysły. Trochę się boję o to zapytać, ale niech będzie: może i wy macie jakieś? ;-)
Świetne! A do Hejnał Hiroł tryb Versus – jeden trąbi, drugi do niego strzela ;]
1. Sfabularyzowana gra muzyczna, gdzie od biednego ulicznego grajka (grającego, oczywiście, tylko krakowskie przeboje, od pieśni ludowych, poprzez uliczne, klezmerskie, cygańskie, do konkretnych grup: oczywiście Grechuta, Kabaret pod Budą, Piwnica pod Baranami, Skaldowie etc.) dochodzimy, zależnie od naszych wyborów*, do pozycji barda narodowego, gromadzącego masy na koncertach i wdającego się w politykę (mała wyborcza trasa koncertowa, na której należałoby zagrać, na przykład „Jak długo na Wawelu…”), lub tzw. celebryty, gromadzącego masy na koncertach (ale znacznie większe przed telewizorami, gdzie „jury’owałby” w jakimś programie) i wdającego się w romanse z prezenterkami pogody.
Zastanawiam się tylko, czy powinno się raczej śpiewać do mikrofonu, uderzać w sztuczną gitarę czy jeszcze zrobić port na PC/komórki/tablety-lub-inne-gadżety-których-nie-zaposiaduję-i-nie-mam-bladego-pojęcia-o-ich-onomastyce z odpowiednio szybkim waleniem w klawisze. Hm.
2. Dwa chwilowo nie ma, ale może, że jakaś mała rezanka do pogrania na przerwie, zawierajaca hordy zombie (zombie’ich?) powołanych do życia przez żądnych władzy królów tudzież Marszałka, pochowanych na Wawelu, a przebudzonych przez dowolne mroczne siły. Zadaniem gracza jest albo
a) wyrezanie hord niedośćumarłych, uwolnienie miasta, kraju, świata; w nagrodę widzimy świat, który ocalał i w którym nikt nie musi już ginąć za Kraków/Wisłę/dowolny inny punkt geograficzny
albo
b) wsparcie tychże potworów i pomoc w podbiciu świat, w którym to celu trzeba będzie przedrzeć się do Wilna, zdobyć serca Marszałka, wrócić, cały czas rezając, tylko tym razem żywych; w nagrodę zobaczymy „Jeszcze nie umarłą” od morza do morza.
Rzecz można zrobić w konwencji XIXwiecznego malarstwa patriotycznego (chciałam kiedyś, po intensywnej lekturze M.Janion, napisać zombie fic do tych wszystkich pocztówek ; – )), z planszami, które będą odzwierciedlały styl każdego z naszych, nie tylko krakowskich, mistrzów: Matejki – ukłon w stronę Czech – Malczewskiego, Grottgera…
3. Pinball (albo ten rodzaj gier, gdzie się przetacza kulę z punktu do punktu) dziejący się na planszach odwzorowujących słynne miejsca Krakowa. Zabytki przedstawiamy też od środka. Gracz mógłby dostawać bonusy nie tylko za trafianie w odpowiednie punkty, ale i zniszczenia, tylko wtedy, obawiam się, nici z dotacji.
4. Platformówka dziejąca się w Wieliczce (podpada pod Kraków?), gdzie jako dzielny Skarbek ratujemy dobre duchy gór/podziemi i górników przed krwiożerczymi, chciwymi kapitalistami, którzy chcą, rzecz jasna, wykorzystać Lifestr… Skarby Polskiej Ziemi i uciec, nie zapłaciwszy ani grosza podatku, ukradłszy za to źródło soli, jakim jest, jak się wszyscy domyślamy, pierścień św. Kingi leżący na dnie kopalni. A wszystko to, by spekulanci mogli zarobić na kryzysie. Gra wpisze się w obecne myślenie decydentów UE, więc może nawet jakieś europejskie fundusze skapną. Skaczemy, wspinamy się, podziwiamy widoki, brył soli uzywamy jako obciążeń, pyłem solnym sypiemy wrogom w oczy i nos, podpalając metan torujemy sobie przejście (w wersji dla dorosłych: metan stosujemy jako broń magiczną, symboliczny kilof jako fizyczną, przyzywamy dusze zabitych górników jako sojuszników – ładne animacje, jak taki „pokutnik” wypala nie metan, a dziurę w brzuchu najemnego zbira – przeciwników nadziewamy też na kryształowe kolce tudzież spychamy w przepaście szybów, dorzucamy realistyczną fizykę i wychodzi nam prawie Dark Messiah M&M).
A w przygodówce brakuje wątku kabalistycznego, o. Kazimierz, Kraków, mistyczne tajemnice, nadnaturalne moce i bez wątku folkloru/legend/metafizyki judaistycznej? Toż to jak Praga bez golema oraz pewnego rabina o poznańskim rodowodzie. Z judaizmu, kabały, chasydyzmu, polskiego mesjanizmu, doktryn politycznych, ich wzajemnych sporów i Krakowa na pewno się da nawet całe RPG/Dana Browna zrobić, z setką godzin fabuły, labiryntem Rynków-pod-Rynkiem, milionem frakcji, skarbem w kopcu Kościuszki, duchami na wszystkich cmentarzach, złotą kaczką w roli ambiwalentnego ducha, potomkami Kazia Wielkiego oraz Estery. A, no i własnym systemem magii (opartym oczywiście o drzewka sefir/okruchów/pieśni wajdeloty).
Dziękuję pięknie za wpis . Dawno się tak nie ubawiłam, jak czytając i wymyślając potem.
* Chociaż, może niekoniecznie, w sumie życie komputerowego bohatera jest za krótkie, żeby miał wybierać, upchnie się wszystko, najpierw bard, potem celebryta albo odwrotnie.
Punkt drugi kupuję w ciemno :) Dorzuciłabym jeszcze smoka, jest tak oczywisty….
@mrrruczit: Racja, nie wiem, dlaczego o tym nie pomyślałem. Obawiam się tylko, że pozycja gracza atakującego byłaby trudna – wyobraź sobie, że wygrywasz emocjonującą rozgrywkę na dwie osoby, ale tylko Twój rozgoryczony towarzysz jest wyposażony w duży i poręczny kontroler… ;-)
@Filigraneczka: dziękuję :-), Twoje pomysły bardzo dobre, najbardziej podoba mi się ten „od grajka do bohatera”. Pomysł z zombifikacją krypt wawelskich przedstawił, zdaje się, Dukaj w jednym z opowiadań „Króla Bólu”, ale bardzo inspirująca jest koncepcja walki po stronie zombie – tym bardziej, że takich bohaterów, którzy mogliby szukać swoich części rozrzuconych po świecie, znalazłoby się więcej :-).
Faktycznie, zapomniałem o wątku kabalistycznym w przygodówce, choć nieśmiało przemyciłem go do pomysłu z kibicami (na tyle nieśmiało jednak, żeby nie zostać posądzonym o propagowanie rasistowskich stereotypów). Polski mesjanizm to też świetny trop.
Ja bym na tej liście koniecznie umieściła wersję „Icy Tower”, przeniesioną w realia walących się schodów na Wielopolu! :)