Przekształcanie życia bohatera filmów akcji w grę wideo przychodzi nam po dekadach praktyki już relatywnie łatwo. Giwera w dłoń, z tyłu zgliszcza, z przodu coraz większe łotry. Balansowanie siły broni, tworzenie emocjonujących przeciwników, projektowanie ciekawych poziomów i trudnych bossów – mamy tu już sporo wzorców, które mówią nam, jak stworzyć dobrą grę.
Gorzej jest z grą na podstawie życia przeciętnego Kowalskiego. Bo co taki ktoś właściwie robi? Chodzi tam i z powrotem, myśli dużo o rzeczach, które interesują zwykle tylko jego, rozmawia o bzdurach, ma zapewne jakąś nudną pracę. Weź to, człowieku, przekształć w zasady jakiejś gry, zwłaszcza, że pod względem game designu to wciąż terra incognita. Skończysz zapewne z jakimś flashowym eksperymentem, który jest ledwo grywalny lub z wirtualnym muzeum, którego twórca ma opory przed wykorzystywaniem jakichkolwiek przycisków poza W, S, A oraz D lub strzałek.
Na szczęście twórcom gier zdarza się wykryć w szarej rzeczywistości Kowalskiego jakieś prawidła, które nią rządzą. Znajdują wyzwania i dylematy, przed którymi zwykli zjadacze chleba stają w pracy lub życiu prywatnym. Niektórzy z nich postanawiają nawet to wszystko usystematyzować i przekształcić w ciekawą, solidną pod względem konstrukcji i zbioru zasad gry. Wtedy powstaje coś, jak „Papers, Please” Lucasa Pope’a.
Główny bohater „Papers, Please” to bezimienny urzędnik, który rozpoczyna pracę jako kontroler dokumentów na granicy fikcyjnego państwa komunistycznego Arstotzka. Arstotzka po sześcioletniej wojnie z sąsiednią Kolechią odzyskała właśnie należne jej prawnie tereny miasta Grestin. Następstwem tego jest otwarcie granic – jednak przepływ imigrantów musi być ściśle kontrolowany, w końcu Bóg jeden wie, ilu z przyjezdnych para się działalnością przestępczą lub (ach!) dysydencką.
Ale to nie „Freedom Fighters”, walka z komunizmem zupełnie nie leży w granicach naszych zainteresowań. Ideały ideałami, a w domu są cztery gęby do wyżywienia, trzeba zapłacić za czynsz, ogrzewanie i leki. Na to wszystko zarobić trzeba, osiągając dobre wyniki w podle opłacanej pracy.
Kariera biurokraty to pozornie najnudniejszy temat na grę, jaki można sobie wyobrazić. Pope’owi jednak udało się dokonać niemożliwego i sprawić, by budziła emocje. Każdy dzień roboczy to kilka minut, w czasie których musimy skontrolować możliwie największą ilość dokumentów. Zadanie proste w teorii, ale wymaga od nas spostrzegawczości i dokładności – każdy szczegół może świadczyć o fałszerstwie, a jeśli popełnimy błąd, może odbić się to nam na portfelu. Ślęczymy więc z lupą w dłoni i patrzymy na kolejne rubryki, a zegar tyka.
Inny bardzo ważny czynnik, z którym musimy się liczyć to ludzie, których papiery przeglądamy. Czasem nie będą robili nam żadnych problemów. Czasem będą proponowali nam korzystne oferty, wiążące się co prawda ze zignorowaniem regulaminu pracy lub prawa, ale i z korzyściami finansowymi. Czasem będą błagali nas o pomoc, nie zważając na naszą ciężką sytuację. Czasem z kolei może się okazać, że błąd, na których ich przyłapaliśmy można było łatwo wyjaśnić. Rzadko zdarzają się tu dwa takie same przypadki, przez co tykający zegar potrafi przyczynić się do naprawdę trudnych sytuacji. Ciężkie jest życie kontrolera, zwłaszcza tak podle opłacanego, jak w Arstotzce. Nigdy nie chciałbym zajmować się nawet kontrolą biletów.
Wydatki nie maleją, a praca jest coraz bardziej wymagająca. Ze względu na burzliwy klimat polityczny przełożeni gracza co chwilę wydają nowe rozporządzenia, a fałszerze nie próżnują, przez co coraz trudniej rozpoznawać podróbki. Tymczasem gra ciągle wystawia głównego bohatera na próbę, każąc się zastanawiać, co jest ważniejsze – twoje własne dobro czy zasady, jakimi się kierujesz? Kiedy do zakończenia pracy zostaje niecała minuta, portfel świeci pustkami, syn potrzebuje leków, a przed budką zapłakana kobieta prosi cię o pomoc, nie ma łatwych rozwiązań.
Gra póki co jest we wczesnej fazie powstawania (beta podpisana cyframi 0.5.5), ale skoro jest darmowa, grzechem byłoby jej nie zbadać. Ma swoje niedomagania – zdarza się, że „fabuła” jest szyta grubymi nićmi, udźwiękowienie jest jeszcze dosyć ubogie, a przyjemny dla oka interfejs potrafi irytować nieporęcznością (rada – w trzecim dniu pamiętaj o kliknięciu na ladę przy prośbie o dokumenty). Niemniej to kolejna gra, która bliska jest budową mojemu ideałowi gry artystycznej – nie tylko eksploruje nową, ciekawą tematykę, ale jest też po prostu dobrze skonstruowana i grywalna. Interakcja w niej ma jakiś sens.
Nie nazwałbym jej jeszcze świetną, ale jest na dobrej drodze. Poza poprawieniem powyższych niedociągnięć chciałbym, by autor rozwinął jakoś wątek rodziny, która obecnie istnieje tylko jako kilka rubryk na ekranie wyników i pretekst do osiągania wyższych wyników. Mam nadzieję, że nie pokusi się na zwiększenie skali historii – jeśli ma być rewolucja, powinniśmy być na jej uboczu, dbając o swój własny interes. Liczę też na rosnący poziom wyzwania, a może nawet na jakiś tryb arcade (przeżyj jak najdłużej przy galopującej inflacji?).
Obojętne jednak, co poprawi Lucas Pope; już udało mu się stworzyć grę, której historia odbywa się głównie w dylematach, jakie przeżywamy, która budzi potrzebę autorefleksji, a w którą da się zagrać z przyjemnością kilka razy. Zaufałem mu na tyle, że złożyłem podanie o paszport do jego fikcyjnego świata. Możliwe więc, że jeśli kiedyś zagracie w „Papers, Please”, będziecie mogli się na mnie zemścić za jakiś komentarz lub artykuł, którym zalazłem wam za skórę. Zawsze to jakaś zachęta, hm?
Zatem – ku chwale Arstotzki.
O! Bardzo ciekawa rzecz! Z opisu, jako symulator mozołu z kłopotami rodzinnymi w tle skojarzył mi się na pierwszy rzut oka ze świetnym „Cart Life” Hofmeiera. Zaraz zabiorę się za granie…
O, nowa gra twórcy Republia Times? Trzeba sprawdzić!
*Czas jakiś później*
UWAGA, SPOILERY!
Sam pomysł jest świetny. Gorzej z wykonaniem.
Raz – gra słabo wyjaśnia, co trzeba zrobić. Znaczy trzeba przeczytać instrukcję oraz zapamiętać skróty, co z czym porównywać i tak dalej, ale na początku trudno jest o załapać. Fabularnie fajne, ale łatwo tu o frustrację.
Dwa – teksty się powtarzają. Bodaj trzecia osoba pierwszego dnia jest odrzucana i życzy mi wizyty w Piekle. Gdyby nie to może bym się przejął. Podobnie jest z atakiem terrorysty drugiego dnia. Rozumiem, że jest on wymuszony przez stale rosnący poziom trudności, ale znów ciężko mi się nim przejąć, skoro wiem, że nastąpi.
Trzy – może to wina godziny, ale gra póki co jest dla mnie za trudna. Nie jestem pewien, co z czym sprawdzać i po podbiciu paszportu niemal stale mam wrażenie, że zaraz dostanę ostrzeżenie. Może muszę dłużej pograć, tak jeszcze z pięć razy, ale w takim wypadku pojawia się konieczność powtarzania niektórych etapów raz po raz. Co jest o tyle irytujące, że pierwszy dzień jest prosty, a schody zaczynają się od drugiego.
Póki co refleksja na temat pracy celnika mnie nie naszła. Mam za dużo na głowie, by przejmować się tym, co powiedzą mi ludzie, co wsuwają przez okienko i tak dalej. Zwłaszcza, że ich oferty (na przykład bilety do urokliwych miejsc) także się powtarzają. Może na dalszych etapach jest inaczej, sprawdzę później. Póki co tempo gry nie pozwala na zastanowienie się, czy przepuścić tę płaczącą staruszkę, ryzykując tym samym uszczuplenie domowego budżetu. Starczy, że nie wiem, czy dostatecznie dobrze ją prześwietliłem.
Póki co jest średnio. Zobaczymy, czy kilka następnych podejść zmieni sytuację.
To wczesna wersja – interfejs, poziom trudności itd. będą jeszcze zmieniane i poprawiane. Radziłbym Ci poczekać, jeśli nie jesteś „za” – nie ma sensu marnować dobrej woli dla gry. W każdym razie ja jestem zadowolony, bo choć nie jest to jeszcze nic wspaniałego, wszystkie fragmenty zaczynają być na swoim miejscu.
Że zaczynają być na miejscu to widzę. Tylko nie zawsze dobrze do siebie pasują :P Ale masz rację, poczekam na nowszą wersję.
Podobało mi się – taki „Symulator urzędasa”. Muzyka świetnie dobrana.
Problemem jest czas i wyrobienie normy pozwalającej na utrzymanie rodziny.
Podobało mi się uczucie gdy ktoś wydawał się uczciwy i byłem w kropce zastanawiając się gdzie jest haczyk.
Wątek rodziny słabo rozwiązany – tak na doczepkę, jedynie jako uciążliwe źródło wydatków.
Zapisałem się na listę emigrantów, więc może mnie w kolejnej wersji spotkacie. ;)
Kolejny raz dziękuję, za wskazanie mi jako pierwsi nowej, ciekawej gry.
@Salantor:
W którym miejscu niejasne jest co robić? Twoje aktualne obowiązki są zawsze opisane w książeczce, a nowe zmiany są opisane na dodatkowo w ulotce na początku dnia.
Napisz jakie ostrzeżenie sprawa Ci problem.
Dla mnie była trudna i zdarzył się mi dzień gdy rodzina nie jadła, i inny gdy nie starczyło na ogrzewanie, ale trzymałem się zasady że pierwsze dwie pomyłki każdego dnia są jedynie upomnieniami niekaranymi finansowo i mając i mając czyste konto danego dnia stawiałem an szybkość.
Doszedłem do końca bety za pierwszym razem.
Jest dla mnie jasne, że muszę drugiego dnia sprawdzać zgodność danych – zdjęcie, płeć, termin ważności paszportu. Po prostu nie jestem pewien, czy wszystkie stosowne elementy porównywałem. Termin ważności z kalendarzem, zdjęcie z osobą to na pewno, ale poza tym? Nie wiem.
Będziesz wiedział co źle zrobiłeś z treści ostrzeżenia.
Przeszedłem jeszcze raz, trzeci. Tym razem zawsze miałem pieniądze dla rodziny i nawet $10 oszczędności.
No właśnie nie zawsze wiedziałem. Dlatego przed następną partią dokładnie przeczytam całą instrukcję.
To że czytanie podręcznika i codziennej ulotki pomniejsza czas który przeznaczasz na obsługę petentów też jest bardzo życiowe.
By jeszcze bardziej wykształcić sposób myślenia urzędnika to odmowa wejścia komuś, kto jest do tego uprawniony, powinna być karana w mniejszym stopniu niż przepuszczenie niewłaściwej osoby.
wy też macie ten błąd ze w 3 dniu pokazuje się kolo bez dokumentów nawet jak się klika na ladę?
„Stały bywalec”? Niski, duże uszy, itd.?
W trybie niezgodności klikam na ladę i na regułę w podręczniku że wszyscy muszą mieć dokumenty i wtedy rozumie że go nie wpuszczę.
dzieki wielkie za pomoc :)
Veni, vidi i mi się spodobało. Świetna rzecz, gorąco zachęcam. Interfejs toporny, ale pomysł i klimat – zajefajne. No i też dałem swoje imię do gry, a co. :)
Pełna wersja PP już wyszła i ponoć jest tak trudna, jak być powinna. Good. Ktoś grał?
Ja. Jest trudna, pomysłowa, jest sporo nowych rzeczy i coś w rodzaju wątku fabularnego. Bardzo, bardzo dobre. Recenzja gotowa była w środę, ale się kisi w młynie redaktorskim (nie tu niestety, ale za pieniążki). Jak się pojawi i jeszcze będę miał internety – to zalinkuję).
Recenzja tu:
http://www.gram.pl/artykul/2013/08/12/papers-please-recenzja.shtml
Zaskakujące że komentujący przyczepili się właśnie grafiki.
Tymczasem ta jest bardzo spójna, klasyczna, a ponad wszystko pozwala na łatwe generowanie postaci o różnych głowach, twarzach, sylwetkach, owłosieniu itd.
Gram. Bardziej rozbudowana niż beta. Więcej fabuły. Wciąga.
Jak na razie (doszedłem do połowy gry) fałszerstwa pieczęci znacznie rzadsze niż w becie.
Z ciekawostek to save’y są przedstawione w formie rozgałęziającego się drzewka jeśli zdecydowałes się cofnąć do któregoś dnia i spróbować rozegrać historią inaczej. (No i są save’y).
Kolejny świetny wynik IGF – „Papers, Please” rozbija bank, a kol. Borszowskiemu należą się brawa, że o tej grze napisał, kiedy mało kto jeszcze na nią zwracał uwagę.
Pingback: Indyk na patyku #5 - Papers, Please | Bobrownia