Dawno, dawno temu, kiedy dzisiejsze dinozaury roniące łzy nad stanem branży gier wideo były jeszcze wpatrzonymi w ekrany swoich poczciwych Amig młodzieniaszkami, była sobie gra „Hired Guns”. Pod wieloma względami przypominała ówczesne RPGi – poruszając się krok po kroku, skręcając zawsze o 90 stopni, zwiedzało się w niej mroczne krajobrazy i sterylne korytarze wojskowych baz, ubijając napotkanych wrogów, znajdując klucze i rozwiązując zagadki. Od wszystkich innych gier różniła ją jednak zasadnicza kwestia – w tego typu grach zwykle kieruje się jednym bohaterem naraz; w „Hired Guns” ekran był podzielony na cztery równe części – a w każdej z nich widać było świat z perspektywy innego członka naszej drużyny. Powodzenie zależało od ciągłego żonglowania postaciami. Albo od zebrania czwórki kolegów, z którymi dawało się grać na jednym komputerze. Jak relacjonują dinozaury, było pięknie, ale co było, minęło. Niby tak, ale… jest przecież „Signal Ops”.
Złapać sygnał
15 komentarzy