Urodziłem się (a w tej chwili również mieszkam) w Wąbrzeźnie – niewielkim miasteczku niedaleko Torunia. Mieszkańcy miast większych mają dobrze – jeśli kto mieszka w Warszawie, co chwila widzi swoje okolice w telewizji (nawet, a może zwłaszcza, w tych najgłupszych programach i filmach), a jeśli w Sao Paulo, może sobie urządzić wycieczkę śladami Maxa Payne’a. Inny może sobie o swoim mieście poczytać i sprawdzić, co się od czasów Joyce’a zmieniło na takiej a takiej ulicy w Dublinie. A Wąbrzeźno, niestety, jest zasadniczo miastem nieopiewanym przez wieszczów dawnych i teraźniejszych. Owszem, zdarzają się wyjątki – kolekcjonuję je. Na przykład w książce „Wzór na diabelski ogon” Agnieszki Osieckiej główny bohater wspomina, jak kiedyś wlazł w Wąbrzeźnie na drzewo i z niego spadł, przebijając się przez dach jakiegoś domu i spadając ludziom z sufitu w sam środek obiadu. Tyle literatura. A co z grami? Oczywiście, Wąbrzeźna w grach wideo mógłby poszukiwać tylko wariat.
Patriotyzm lokalny
5 komentarzy