W cyklu „o łajdactwie” staram się o problemie etyki w grach pisać poważnie – bo uważam, że to problem poważny. Ale od czasu do czasu zastanawiam się, jak właściwie podchodzić do reprezentacji przemocy i podłości. Czy naprawdę traktować je tak serio. Czy reagować, na to, co widzę. Czy się buntować, kiedy ktoś wymaga ode mnie tego, żebym stał spokojnie, kiedy dzieją się rzeczy paskudne, a ja jestem zmuszony w nich uczestniczyć. To dla mnie problem wciąż otwarty – brakuje mi dobrego, sensownego rozwiązania. A o tym problemie, jak o wielu innych, napisał kiedyś nieoceniony Jan Chryzostom Pasek. Można powiedzieć, że dziś jego występ gościnny na Jawnych Snach – relacja z jednego z pierwszych na ziemiach polskich prawdziwie interaktywnych spektakli teatralnych i przekorny głos w sprawie reagowania na wirtualną przemoc.
„Pozwolono im in, theatro publico w Warszawie tryumf czynić z otrzymanej nad cesarzem wiktoryjej. Kiedy indukowano osoby na theatrum, muzyki i ognie do tryumfu, zeszło się ludzi kupa i na koniach pozjeżdżało na owo tak cudowne spectaculum. Jedni z Warszawy wyjeżdżają, drudzy przyjeżdżają: kto obaczył, to się też zatrzymał na owo dziwowisko, choć mu pilno było. I ja też tam byłem, bom wyjeżdżał z Warszawy, i wyjechawszy z gospody stanąłem też już tak i z czeladzią na koniach, na owe patrząc dziwy. Stali tedy circa hoc spectaculum ludzie różnego gatunku i różnej fantazyjej. Kiedy już msze odprawiły się indukcyje, jako się potykali, jako się piechoty zwierali, jako komonik, jako strona stronie z placu ustępowała, jako brano więźniów niemieckich, szyje ucinano, jako do fortece szturmowano i onę odbierano — zgoła z wielkim kosztem i magnificencyją te rzeczy odprawowały się. Skoro już, jakoby po zniesieniu wojska i położeniu na placu nieprzyjaciela, prowadzą w łańcuchu cesarza w ubierze cesarskim, koronę cesarską już nie na głowie mającego, ale w rękach niosącego i w ręce królowi francuskiemu onę oddającego — wiedzieliż tedy, że to był Francuz znaczny, który osobę cesarską reprezentował w łańcuchu idącą i umiał potrafiać physim jego, i wargę tak też jako cesarz wywracał — począł jeden z Polaków konnych wołać na Francuzów: „Zabijcie tego takiego syna, kiedyście już porwali; nie żywcie go, bo jak go wypuścicie, będzie się mścił, będzie wojnę młożył, będzie krew ludzką rozlewał, a tak nie będzie nigdy miał świat pokoju; skoro zaś zabijecie, król JMość francuski osiągnie imperium, będzie cesarzem, będzie, da Pan Bóg, i naszym królem polskim. W ostatku, jeżeli wy go nie zabijecie, ja go zabiję.” Porwie się do łuku; nałożywszy strzałę, jak wytnie pana cesarza w bok, aż drugim bokiem żeleźce wyszło; zabił. Drudzy Polacy do łuków; kiedy wezmą, szyć w owę kupę, naszpikowano Francuzów, samego, co siedział in persona króla, postrzelono; na ostatek na łeb i z majestatu spadł pod theatrum, z inszymi Francuzami uciekł.”
Pytam teraz sam siebie (a pora sprzyja takim pytaniom, bo już trochę po północy, oczy mi się kleją, czas kwestionować siebie samego), na ile jestem podobny do krewkiego Sarmaty, który nie umiał pozostać bierny, ruszył czynnie walczyć ze złem.