Pisałem już na Jawnych Snach o związkach konkretnego filmu z grą wideo. Tekst ten dotyczył „Shadow of the Colossus”, czyli gry dosyć zaawansowanej technologicznie (A.D. 2005). Tym razem kieruję piłeczkę w stronę starszego „Ponga”. O jego funkcjonowaniu w popkulturze można by pewnie napisać (napisano?) pracę naukową, ale ja skupię się na dwóch filmach, w których „Pong”, nomen omen, zagrał swoją rolę. OK, rólkę.
Wall·E
Tytułowy bohater filmu pędzi samotny żywot na Ziemi, do momentu kiedy nie spotka swojej piękniejszej robociej połówki. Ewa jednak (dosłownie) zamyka się w sobie lub – „nie uprzedzajmy faktów” – zapada w coś na kształt „cyfrowej melancholii”, i nasz robocik przez pewien czas praktykuje trudną sztukę samotności we dwoje. Oglądamy to poprzez wiele „wspólnych” scen – jedną z nich jest „niedokończona rozgrywka w »Ponga«”. Wynik: 8000:0. Trudno – przynajmniej z perspektywy robota – o lepszy symbol nieodwzajemnionego (z przyczyn obiektywnych) uczucia niż druga paletka nieodbijająca piłeczki… „Ja cię kocham, a ty śpisz”.
Zodiac
W rewelacyjnym filmie Davida Finchera przedstawiono śledztwo, którego celem jest seryjny morderca. Jako że Zodiac pozostaje nieuchwytny, dochodzenie trwa lata, a prowadzące je osoby zmieniają się. W efekcie ten, kto chce złapać mordercę musi najpierw przebić się przez to, co już napisano o Zodiaku. Przypomina to sytuację, w obliczu której często stają bohaterowie powieści Stanisława Lema. Dziennikarz Robert Graysmith (Jake Gyllenhaal) odwiedza po latach swojego dawnego kolegę z redakcji, Paula Avery’ego
(Robert Downey Jr) zajmującego się niegdyś wspomnianą serią morderstw. Avery, cień samego siebie, mieszkający bodajże w przyczepie kempingowej, nie jest już jednak zainteresowany Zodiakiem. Bardziej niż ten ostatni zajmuje go „Pong”. Gra pojawia się w przywołanej scenie przynajmniej z dwóch powodów. O ile w „Wall·E” jest uroczym elementem retro (tak jak utwór „La vie en rose” wykonywany przez Louisa Armstronga), o tyle w „Zodiaku” stanowi nowość wyrażającą upływ czasu. „Pong” oddaje też degrengoladę Avery’ego, czemu zapewne przyklasnąłby Wojciech Wencel… Gra pojawia się w kadrze tylko na moment, ale jest (nie)obecnym bohaterem sceny. Interlokutor Graystmitha z wyraźnym syndromem cyfrowego odstawienia, nieustannie spogląda w część pokoju, gdzie znajduje się konsola. Nie mogąc zagrać, wybiera dialogowy ping-PONG ze swoim kolegą.
Filmowy salon gier
Tyle o „Pongu”. „Wall·E” – koprodukcja Disneya i Pixara – stanowi przykład funkcjonowania filmu, które Thomas Elsaesser porównuje z kolei do innej gry: pinballa. Jak pisze Marcin Adamczak w „Globalnym Hollywood…”: „Film byłby tutaj »metalową kulką«, dzięki umiejętnemu wprawianiu jej w ruch i utrzymywaniu w obiegu przynoszącą kolejne »punkty« i »bonusy« w różnych miejscach »automatu do gry«: kinowych ekranach, sklepach i wypożyczalniach z wideo/DVD, parkach tematycznych, telewizjach, reklamach, sklepach z zabawkami, sieciach restauracji, księgarniach czy sklepach muzycznych”.
PS „Szokujący” zwiastun notki „PING”, która jednak nigdy nie powstanie:
Kim jest Mike Muus? Co program służący do diagnozowania połączeń sieciowych ma wspólnego z Monty Pythonem? Ping!
Reply from 84.53.164.170: bytes=32 time < 125ms TTL=128
Reply from 84.53.164.170: bytes=32 time < 135ms TTL=128
Reply from 84.53.164.170: bytes=32 time < 125ms TTL=128
Reply from 84.53.164.170: bytes=32 time < 125ms TTL=128
Zestawienie scen z tych dwóch filmów znakomicie obrazuje upływ czasu i rozwój samych gier, jako źródła rozrywki. Podobne odczucia miałem oglądając nowego „TRONa” podczas sceny, w której główny bohater wchodzi do salonu arcade. Obecnie automat z Pongiem można pewnie spotkać tylko w Korei Północnej, ewentualnie w jakiejś wsi w Polsce gdzie psy…