Fedrujemy: syndrom dzieciucha (2)

Pisałem swego czasu troszkę o tym, jak niektórzy twórcy gier próbują z nas zrobić dzieciuchy. Wyjątkowo paskudne. Potem przyszedł czas na kontynuację tego wątku przy okazji komentarza na temat, łagodnie mówiąc, dziwnych opinii znanego polskiego poety Wojciecha Wencla. A potem przypomniałem sobie o swoim dawnym tekście, który zdziecięcenie (bo nie zdziecinnienie) gracza wychwalał pod niebiosa – przy okazji „Minecrafta”. Wencel przywołuje ewangeliczne „jeśli nie staniecie się jak dzieci…” Jeśli mamy się stawać dziećmi, to proszę, żeby właśnie takimi, jakie tworzy „Minecraft”. Tekst pochodzi z „Musli Magazine”, ukazał się w listopadzie 2010.

Wychowaj dziecko w sobie

Kiedy byłem mały, mój starszy brat zbudował sobie zamek z klocków LEGO. Ale nie był to byle jaki zamek – miał piękną bramę, przywodzącą na myśl samurajskie fortece z filmów Kurosawy i wielki dziedziniec, na którym rycerze mogli urządzać sobie konne turnieje. Nad wejściem do części mieszkalnej falowały łuki arkad podpartych stylowymi kolumienkami, a na piętrze znajdowała się zbrojownia, gdzie rycerze brata gromadzili wszystko to, czym później grzmocili bez litości moich po ich plastikowych głowach. Próbowałem jakoś dorównać temu arcydziełu, ale moje zamki zawsze wychodziły nie tak – były jakieś koślawe, a połowie budowy zwykle zaczynało brakować klocków na dokończenie dachu. Zasługiwały tylko na rozbiórkę, a arcyzamek mojego brata wciąż dumnie stoi, od dwudziestu kilku lat, w szafie, do której nigdy nie zaglądam.

Kompleksy z dzieciństwa budzą się bez ostrzeżenia – od kilku tygodni zamek brata śni mi się po nocach. Od kilku tygodni gram też w Minecrafta. Ta na pierwszy rzut oka niepozorna gra, stworzona przez szwedzkiego programistę Markusa Perssona, wywołała w Internecie prawdziwą sensację.  Okazało się, że jej twórca, bez pomocy reklam i akcji promocyjnych, sprzedaje średnio kilka jej egzemplarzy na sekundę, co daje mu dzienny dochód w wysokości ok. 15 tys. dolarów. I to w sytuacji, w której gra jest jeszcze na stadium alfy, więc sprzedawana jest za połowę planowanej ceny. Wielkim korporacjom pozostaje tylko zazdrość – i wstyd.

"Minecraft". Kryptoreklama "Musli Magazine". Na pierwszym planie - zawstydzona wielka korporacja.

Co ma Minecraft do LEGO? Świat gry jest w całości zbudowany z sześcianów, jako żywo przypominających klocki. Na zboczach schodkowatych gór rosną kanciaste drzewa. Pod nimi pasą się owce przebierające sześciennymi nogami. Na niebie na przemian kwadratowe słońce i kwadratowy księżyc. Chociaż klocki, z których komputer stwarza Minecraftowe krainy, są bardzo proste, to światy, po których chodzi się w grze, robią duże wrażenie – są w nich ogromne morza, spływające z gór rzeki i wodospady, porośnięte kaktusami pustynie i przysypywane śniegiem wyżyny, na których każda kałuża błyskawicznie pokrywa się warstewką lodu.

Rozgrywka nie polega jednak tylko na włóczeniu się i podziwianiu pięknych krajobrazów. Zgodnie z tytułem, Minecraft koncentruje się na kopaniu w ziemi i budowaniu z tego, co się wykopało. Cała rzecz w tym, że każdy klocek w świecie Minecrafta daje się zniszczyć, a kierowana przez gracza postać dostaje wtedy pewną ilość surowca, z którego był zbudowany. Z zebranych materiałów można tworzyć, co dusza zapragnie: najpierw kilofy, łopaty i siekiery, a potem za ich pomocą domy, płoty, łodzie, pałace i pomniki. Na Youtube można znaleźć setki filmików pokazujących, jakie cuda potrafią zbudować maniacy Minecrafta – choćby model statku Enterprise z serialu Star Trek w skali 1:1. Moim ulubieńcem jest jednak człowiek, który skonstruował ciągnący się kilometrami… komputer z drewna, kamienia i prochu strzelniczego. Można na nim wykonywać proste obliczenia. Za pomocą zapalonej pochodni.

Kiedy zajdzie już kwadratowe słońce i zapada noc, ze swoich kryjówek wychodzą mniej przyjaźni mieszkańcy świata Minecraft – czyhające na nasze życie pająki i szkielety, a nawet zombie-zamachowcy samobójcy, którzy jednym wybuchem potrafią zniweczyć całe godziny pracy nad nowym budynkiem. Warto więc pomyśleć nie tylko o tym, żeby stworzyć coś pięknego, ale też postarać się o to, żeby nasze dzieło dawało dobre schronienie. W doświadczeniu grania w Minecraft jest coś z zabawy w Robinsona Crusoe uwięzionego na nieprzyjaznej wyspie – na początku boimy się całej okolicy, a w końcu cała okolica boi się nas i fortecy, którą sobie wybudowaliśmy.

W Minecrafcie przewidziano również rozgrywkę dla wielu graczy – wspólne przebudowywanie świata idzie o wiele szybciej niż w pojedynkę. Jeżeli mamy naprawdę ambitny projekt, warto znaleźć sobie współpracowników.

"Minecraft". Kolejna kryptoreklama Musli. Na pierwszym planie - owieczka, która była bardzo trudną modelką, bo wciąż uciekała.

Owszem, Minecraft budzi we mnie ukrytego gdzieś w samym środku mojej psychiki dzieciaka, ale to dzieciak, z którego istnienia jestem dumny. Każdy, kto się kiedyś opiekował dziećmi, zna najgorszy ich rodzaj – znudzonych jegomościów i zmanierowane pannice w wieku lat trzech czy czterech. Po kilku minutach najbardziej pomysłowej zabawy, jaką się dla nich obmyśliło, mówią zmęczonym głosem „to co teraz będziemy robić?”, a pozostawieni samym sobie potrafią najwyżej dłubać sobie za paznokciami albo beznamiętnie oglądać kreskówki w telewizji. Czasami mam wrażenie, że twórcy gier wideo traktują dzisiaj nas, graczy, jako takie właśnie dzieci, które trzeba cały czas zaskakiwać i oszałamiać, żeby się przypadkiem nie zaczęły nudzić – a przede wszystkim ani na chwilę nie można im pozwolić na to, żeby pozostały bez opieki i spróbowały się zabawić same.

Każdy z nas ma w sobie wewnętrzne dziecko – a większość tej kultury, na którą owo dziecko rzuca się jak na cukierki, stara się, żeby było jak najgorzej wychowanym, rozpieszczonym bachorem, bo taki wciąż potrzebuje nowych atrakcji i jest za nie gotów płacić. Minecraft nie rozpieszcza – pokazuje najwspanialszą piaskownicę na świecie, daje zabawki i zostawia nas sam na sam z naszą pomysłowością. Jeśli macie w sobie jeszcze coś z Piotrusia Pana, jeśli zawsze się wam wydawało, że macie za mało klocków, żeby zbudować to, co sobie wymarzyliście – zagrajcie w Minecrafta. O dziecko w sobie trzeba dbać. Kończę pisanie i wracam do kopania tunelu do samego środka ziemi. Kiedyś zacząłem pracę nad takim tunelem na plaży, ale nie starczyło mi cierpliwości. Czuję, że dzisiaj, po 25 latach, kiedy już dorosłem – wreszcie mi się uda.

1 odpowiedzi do “Fedrujemy: syndrom dzieciucha (2)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *