„Fallout: New Vegas” co chwila mnie zachwyca. A najbardziej w tym zachwycaniu zachwyca mnie to, że chodzi w nim zwykle o drobiazgi, których równie dobrze mógłbym nie zauważyć. Jednym z moich najmilszych wspomnień z F:NV jest moment, kiedy późnym wieczorem uparłem się, że zanim pójdę spać, dojdę do Vegas, żeby je wreszcie zobaczyć. Bez rozmawiania z ludźmi, bez wykonywania żadnych zadań. Miałem jeszcze kawałeczek do przejścia, bo byłem przy sklepiku na skrzyżowaniu 188. Tej podróży długo nie zapomnę.
Gra przestrzenią (1): Wszystkie drogi prowadzą do Vegas
5 komentarzy