„Thirty Flights of Loving”. Jeszcze przed chwilą byłem w naszej kryjówce z dwójką współpracowników (kobieta i mężczyzna), przygotowując skok. Na stole broń, amunicja i mapy. Potem hangar, w nim hydroplan, startujemy. Nagłe cięcie. Jestem w jakimś pomieszczeniu, którego zupełnie nie poznaję. Ściany ochlapane krwią (czyją?). Ciężko ranna kobieta, z którą przed chwilą leciałem, próbuje mnie zastrzelić. Słychać tylko żałosne klik-klik wyczerpanego magazynka. Co się stało? Czy ją skrzywdziłem? Co ja tutaj robię?
Archiwa tagu: Thirty Flights of Loving
Skanujemy: o szukaniu rozgrywki
Teksty, które dzisiaj przywołam, nie są już pierwszej świeżości – sierpień i maj 2012 przeszły już jakiś czas temu i mało kto o nich pamięta. Ale temat, który poruszają, jest jak najbardziej świeży, a może nawet z każdym dniem świeższy. Chodzi o gry, co do których wielu zastanawia się, czy można i warto je jeszcze nazywać grami. I o to, w jakim sensie się w nie GRA. O ile w ogóle. I czy jest to jakieś GRANIE krańcowo odmienne od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Autorzy: Nathan Grayson z RPS i żywa legenda interactive fiction, Andrew Plotkin. Gry, o których się pisze: „Thirty Flights of Loving” i „Dear Esther”. A zatem – do rzeczy.
2012: subiektywne podsumowanie
Nie, nie zacznę od obowiązkowego dowcipu na temat końca świata, którego ponoć nie było. Nie zacznę też od wyjaśnienia, że nie ma to być podsumowanie przekrojowe, soczyste i wyczerpujące, tylko subiektywne – bo to widać już w tytule. Wyjaśnię tylko, dlaczego jest szczególnie subiektywne – otóż w tym roku, w związku z przeprowadzką, remontami i remanentem życiowym z okazji wejścia w związek małżeński, miałem dużo mniej czasu na granie, niż w poprzednim, a zatem i mój ogląd tego, co się w świecie gier działo, jest pewnie mniej całościowy. Ale nie mniej zaangażowany niż zwykle. Do rzeczy: oto najważniejsze moim zdaniem sprawy, które działy się w świecie gier wideo w świętej pamięci roku 2012.