Gram w „BioShock: Infinite” – według wszelkich świadectw cud i objawienie – i umieram z nudów. Oczyma jak dwa księżyce w pełni patrzę na sięgające łbem sufitu 96/100 (PC) na Metacritic, słucham zgodnego niczym w chórze anielskim pienia recenzentów o wspaniałej opowieści i godnym następcy pierwszego „BioShocka”, lepszym nawet niż słynne otwarcie tej serii, i zastanawiam się, o co tu, psiakrew, chodzi.
Daleko od Wellesa
93 komentarze