Wracamy do Dukaja. Nieplanowana, a jednak konieczna dygresja: siadam do tego tekstu po dziesiątej wieczorem, nietypowo jak na tę porę wypruty (jestem zasadniczo nocny zwierz). Mam niepokojące poczucie, że umysł osuwa się w czeluść katatonii. Jeśli coś się ułoży nieskładnie – litości. Najwyżej dopowiem zbyt ostre skróty myślowe za parę dni, zreanimowany górskim powietrzem. Albowiem jutro po północy znikam na dwa tygodnie. Nie żegnamy się, wybrałem erem z dostępem do Internetu.
Na rozgrzewkę parę słów o recepcji Dukaja wśród tak zwanych polskich elit i mojej na to niezgodzie. Etykieta pisarza SF to w tym kraju dla literata chyba najgorszy z możliwych stygmat. Przykre, ale postrzegają ją jako znamię hańby nawet sensowni, inteligentni ludzie – mimo że przecież był Lem. Paweł pisał tu w jakimś komentarzu, że Jacek Dukaj ma nie mniejszy potencjał. Ja się z tym zgadzam. Więcej. Sądzę, że po „Innych pieśniach”, „Lodzie” i „Linii oporu” mógłby nawet złamać pióro, a i tak należałby mu się laur jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy.
Podobno „Lód” jest teraz w tłumaczeniu na angielski. Wiążę z tym wielką nadzieję, ale i jestem pełen obaw. Nadzieję, bo dobrze przełożona, powieść ta – wierzę – wywindowałaby Dukaja bardzo wysoko w rankingach światowych pisarzy. Obawę wzbudza jednak piękny, szalenie precyzyjny w swej stylizacji język „Lodu”, jakże kłopotliwy, trudny do oddania w przekładzie. Dukaj lost in translation? – przygnębiająco prawdopodobny czarny scenariusz. No i jeszcze, być może niezrozumiałe poza naszą kulturą, typowo polskie obsesje i traumy: budowana na mesjanizmie tożsamość narodowa, specyficzny stosunek do ofiary i odkupienia, no i Rosja, Rosja, Rosja…
Czy oni to pojmą? Może trzeba było na pierwszy rzut wybrać coś bardziej uniwersalnego, na przykład „Inne pieśni”? Ja nie wiem. Mam nadzieję, że Dukaj jest w dobrych rękach; w końcu opiekuje się nim Wydawnictwo Literackie. Oby. Oby. To w końcu jeden z niewielu naszych pisarzy światowego formatu, jeszcze nieodkrytych. Trzymajmy kciuki.
Chciałbym bardzo, aby się udało. Może wtedy szanowne jury przyznające nagrodę Nike łaskawie sięgnęłoby po którąś z ignorowanych dotąd powieści autora „Czarnych oceanów”. Bo to, że dotąd nie raczyło uwzględnić ich nawet w przedbiegach („Lód” się załapał co prawda na szerokie eliminacje, ale skończył nisko), to blamaż.
Nie, na szczęście nie jest tak, że Dukaj nie istnieje dla krytyków. Są tacy, którzy cenią go wysoko; bywa, że najwyżej. To w ogóle ciekawa sytuacja, klasyczna opozycja albo – albo. Tak silny kontrast opinii dużo mówi o rzeczywistym znaczeniu tego pisarza.
Diametralnie odmienną opinię o Dukaju niż wyrażana przez recenzentów lekceważących tego autora mają między innymi tak szanowani, opiniotwórczy publicyści jak Piotr Kofta – redaktor działu o książkach w „Kulturze”, czy Paweł Dunin-Wąsowicz – szef czasopisma „Lampa”, wydawca młodej literatury polskiej, odkrywca Doroty Masłowskiej. Obaj uważają „Lód” za powieść wybitną, z najwyższej półki. Last but not least, za „Lód” dostał Autor nagrodę Kościelskich.
To wszystko nie przeszkodziło mojemu koledze redakcyjnemu Marcinowi Sendeckiemu napisać recenzji „Króla Bólu”, z której przebija źle maskowana pogarda dla takiej literatury. Niewątpliwie inteligentny, bardzo oczytany, bez dwóch zdań szczerze starający się uczciwie oceniać cudze teksty krytyk i poeta, nazwał twórczość Dukaja „literaturą politechniczną”, a jego samego wyjętym z opowiadania „Crux” pejoratywem: „lepper, od którego nie ma większego na tym socjalisku”. „Tym socjaliskiem” jest rzecz jasna polska literatura SF. W wykonaniu Dukaja i jemu podobnych – „gatunek podrzędny”.
Przywołałem tę a nie inną opinię o Jacku Dukaju nie tylko dlatego, by zaakcentować, że nie jest głosem „Przekroju”. Był i istotniejszy powód. Recenzja pióra Marcina Sendeckiego jest modelowym przykładem niezrozumienia myśli Dukaja przez jego rodzimych krytyków. Powiela klasyczne błędy: od domniemania winy z powodu przynależności do niepoważnego gatunku, przez niemożność dostrzeżenia za technologicznym sztafażem języka, mylnie traktowanym jako motyw główny, głęboko humanistycznego przekazu.
Bo Jacek Dukaj, szanowni panowie krytycy, nie jest zręcznym konstruktorem literatury politechnicznej. Jest humanistą i myślicielem, który bardzo na serio bierze się za bary z szalenie ważnymi dla współczesnego człowieka wyzwaniami. Wyzwaniami, których tak wielu z was, z całym szacunkiem, nie potrafi nawet zauważyć i ocenić.
OK – przerwa na herbatę, bo padam na pysk. Zaraz wracam, żeby wreszcie domknąć temat. No i napisać o grach.
(projekty obu okładek: Tomasz Bagiński)
Mozna cos wiecej o tym tlumaczeniu? To pewne info? Kto sie tym zajmuje? Kandel?
Trzymam kciuki, polska fantastyka ma chya szanse stac sie druga, po rosyjskiej, nieanglosaska na swiecie.
@wersy
„Mozna cos wiecej o tym tlumaczeniu? To pewne info? Kto sie tym zajmuje?”
Spróbuję dowiedzieć się więcej.