Weekend miałem absolutnie wariacki. Dwie bardzo ciekawe imprezy związane z grami w dwóch różnych miastach – i łamigłówka, którą trzeba rozwiązać mając do dyspozycji tylko nocne rozkłady jazdy PKP i PKS. Dałem radę, przeżyłem, zdążyłem do pracy w poniedziałek, a potem spałem 11 godzin bez przerwy. Teraz, kiedy już oprzytomniałem, czas króciutko podsumować Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi oraz Dawne Komputery i Gry w Krakowie.
Program związanej z grami części łódzkiego Festiwalu był o jeden dzień krótszy niż w zeszłym roku, ale okazał się też chyba dużo ciekawszy. Bardziej szczegółowe relacje będą się jeszcze na Jawnych pojawiać (kilku prelegentów przedstawi pewnie swoje wystąpienia w formie notek na naszym blogu), więc wspomnę tylko kilka scenek z Łodzi, które wciąż mi chodzą po głowie:
– wspólne przepychanie się przez tłum słuchający Adriana Chmielarza. Bardziej przedsiębiorczy widzowie wspięli się na stoły z tyłu sali; mniej przedsiębiorczy, tacy, jak ja i red. Szewczyk, musieli potem od czasu do czasu stawać na palcach;
– pierwsze zetknięcie z Sosem Sosowskim, który okazał się taki, jak jego najważniejsze dzieło, „McPixel” – przesympatyczny i nieprzewidywalny. Poznaliśmy się, usiedliśmy przy jednym stoliku w barku Łódzkiego Domu Kultury i nagle zorientowałem się, że, bez wyraźnego powodu, ale za to z wielką uciechą, gramy na dwóch padach w „Contrę”. No i wyszło szydło z worka – w „Contrę” gram beznadziejnie;
– obiad po JawnoSnowym panelu na temat gier niezależnych, w czasie którego dalej przerzucaliśmy się pomysłami na to, od czego właściwie miałyby być niezależne i po co. I drugi, właściwy obiad, wieczorem, w restauracji indyjskiej, bo podczas tego poprzedniego byliśmy na tyle zajęci mówieniem, że nie zwróciliśmy uwagi na nieimponujący rozmiar położonych przed nami ude(cze)k z kurczaka.
Jako się rzekło – bardziej szczegółowe materiały na temat łódzkiego Festiwalu niebawem. Przejdźmy do Krakowa, gdzie trafiłem następnego dnia nad ranem. Po załatwieniu kilku spraw rodzinnych ruszyłem do Centrum Sztuki „Solvay” na imprezę „Dawne komputery i gry”.
Przyznaję bez bicia – kiedy czytałem dostępny na stronie organizatorów spis maszyn, które będzie tam można zobaczyć, pomyślałem, że powstał nieco na wyrost. Gdzież oni to zmieszczą? Jak to zwiozą? Kiedy wszedłem do pierwszej sali ekspozycyjnej, moje wątpliwości zostały od razu rozwiane. Rany, czego tam nie było! W kącie – ogromne cielsko Odry (w końcu jej nie włączono – nie było do końca wiadomo, czy sieć elektryczna w budynku by to wytrzymała). Na drugim końcu sali – cztery czy pięć wariantów PONGa z analogowymi kontrolerami. Pomiędzy tymi dwoma biegunami – cuda i cudeńka. Nie tylko Atarynki, Spectrumy, Elwro Juniory czy NESy, ale też takie dziwa jak radziecki komputer Spektr 001 czy wczesne komputery przenośne w ogromnych walizach, takie jak np. Amstrad PPC 640. Większość sprzętu była włączona i dostępna dla zwiedzających – można było postukać w klawiaturę BBC Micro, pograć na konsoli Philips CD-i albo zmierzyć się z pierwszym poziomem pierwszego „Rebel Assault” (dalej mało kto dochodził). Najpiękniej wyglądały rodziny – panowie i panie w średnim wieku sadzający swoje pociechy przed Atari 800 XL, żeby im pokazać, co to jest „River Raid”. Na starych Atarynkach można też było zagrać w oryginalną 8-bitową wersję gry „Line Runner” (premiera w 2012 roku, gra wydana w 50 egzemplarzach).
Ta edycja DKiG, większa niż w zeszłym roku, była wyjątkowo udaną imprezą. Na kolejnej na pewno mnie nie zabraknie – w tym roku tak długo ze wzruszeniem pochylałem się nad Amstradem CPC 6128 (nie siedziałem przy tym komputerze od połowy lat 90-tych), że nie starczyło mi czasu na porządne zajęcie się resztą ekspozycji, na którą i dwa dni trwania imprezy mogłyby nie wystarczyć.
Widziałem już niejedną wystawę starych komputerów, ale więcej starego sprzętu w jednym miejscu zobaczyłem tylko w Muzeum Heinza Nixdorfa w Paderborn (Niemcy). Do stworzenia w Polsce muzeum komputeryzacji z prawdziwego zdarzenia dąży zabrzańskie Stowarzyszenie Miłośników Zabytków Informatyki, które dostarczyło ogromną część prezentowanych na DKiG komputerów (w tym kolosalną Odrę!). Co ważne, miałoby to być muzeum możliwie interaktywne, gdzie przy każdym komputerze dałoby się usiąść i zobaczyć, jak działa. A więc to, co można było zobaczyć w Solvayu było próbką tego, co SMZI planuje. Z całej siły trzymam kciuki!
PS. Bardzo dziękujemy Piotrowi i Marcinowi za udostępnienie zdjęć. Słowo komentarza ws. fotografii dziecka grającego w „Turricana” – siedzi przy zmodyfikowanym przez Marcina Atari 520 STe, które zamiast stacji dysków korzysta z czytnika kart SD.
Stowarzyszenie Miłośników Zabytków Informatyki to główny dostarczyciel z tego co wiem maszyn na tegoroczną edycje. Organizator DKiG zazwyczaj wspiera się kolekcjami prywatnymi (przede wszystkim starekomputery.pl) i osobami prywatnymi – sami z tego, co wiem bardziej siedzą w PC niż w retrosprzęcie.
Stąd też Stowarzyszeniu należałoby się im trochę więcej miejsca w opisie, „Odre” też była przez nich udostępnione.
Racja – tekst odpowiednio poprawiony. I bez obawy, o Stowarzyszeniu Miłośników Zabytków Informatyki będziemy jeszcze na Jawnych Snach pisywać. Jak tylko znajdę chwilę, wybieram się do Zabrza – mamy już przynajmniej jeden pomysł na współpracę.
O, Zabrze! Moje rodzinne miasto. Teraz już rozumiem, dlaczego na wystawie wydawałoby się zwykłego punktu serwisowego PC zobaczyłem kiedyś C-64, Amigę 500 plus kultowy monitor 1084s. Uznałem to za błąd w matriksie, ale robiłem zdjęcia i wysyłałem je znajomym #tosieniedzieje
Witajcie, faktycznie w Zabrzu w naszym wspierającym nas punkcie serwisowym można poogladać skromną ekspozycję a także czasami pograć na starych sprzętach bądź w inny sposób się z nimi „się porozumieć”. Zapraszamy do odwiedzania naszej witryny a zwłaszcza śledzenia naszego FB. Zapraszamy i pozdrawiamy wszystkich zwolenników retro informatyki.